środa, 20 czerwca 2012

96. Wyznania i obietnice


Wioska Hogsmeade sprawiała wrażenie opuszczonej, wszyscy jej mieszkańcy pewnie już spali i tylko w gospodzie Pod Trzema Miotłami i Pod Świńskim Łbem jarzyło się światło, sącząc się przez okna na ulicę. W oddali majaczyły ciemne zarysy zamku Hogwart.
Ginny od kilku godzin powstrzymywała się przed wybuchem. Nie, nie była zła, raczej rozczarowana, że Harry nie powiedział jej o tej iluzji. Natomiast Harry wspominał dzisiejszy dzień.
- Myślisz, że Teddy naprawdę mnie polubił? – zapytał.
- Chyba bardziej twoje okulary – stwierdziła sucho.
Harry zaśmiał się.
- No tak, a pamiętasz, jak Teddy... – umilkł, gdy w blasku najbliższego okna dostrzegł jej kwaśną minę.
- Słodko z nim wyglądałeś, Harry, ale... – szepnęła i ścisnęła go mocno za rękę.
Harry zrozumiał, o co jej chodzi. Starał się jak mógł odwlec tę rozmowę, ale nie było sensu. A z drugiej strony wiedział, że ona i tak o wszystkim wie.
- Harry, kiedy będziesz ze mną tak naprawdę szczery? – spytała.
Zatrzymał się na moment. Dlaczego ona o to pyta?
- Co? Przecież jestem...
- To dziwne, bo ja tego nie widzę – warknęła. – Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, co się stało w Dolinie? Robisz to samo, co Remus. On też ukrywa przed Tonks ich aktualną sytuację, prawda?
Harry kiwnął głową.
- Nie chciałem...
- Martwić mnie albo straszyć? – wpadła mu w słowo – daj spokój! – wykrzyknęła. – Czy nie wystarczająco już oboje przeżyliśmy? A może uważasz, że nie zniosę więcej informacji o śmierciożercach? – Nie czekała na jego odpowiedź, tylko dalej wylewała z siebie swoje żale. – Co prawda mam już ich dość, ale powinnam wiedzieć! Ja wiem, że wy mężczyźni lubicie mieć swoje tajemnice, ale nie w takich ważnych sprawach!
- Wiem, wiem... – pokiwał głową.
- To słucham. Co masz mi do powiedzenia? – Wsparła ręce na biodrach i spojrzała wyczekująco.
- Za chwilę. – Wskazał na najbliższe drzwi. – Jesteśmy na miejscu – a, gdy zmarszczyła brwi, zaskoczona, dodał: – bramy Hogwartu są zamknięte o tej porze, więc spędzisz ze mną tę noc. Chyba wytrzymasz te kilka godzin, do jutra rana?
- Co? Ależ oczywiście – odparła. – Z tobą zawsze i wszędzie – mruknęła, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Harry pchnął drzwi i znaleźli się we wnętrzu gospody Pod Świńskim Łbem. Bar był pusty. Za kontuarem stał Aberforth, mierząc ich zmęczonym i zniecierpliwionym wzrokiem.
- Nareszcie! – warknął. – Właśnie miałem zamykać.
- Dzięki, Ab – mruknął Harry. – Mam ten sam pokój, co poprzednio? – zapytał, kierując się w stronę drewnianych schodków na zapleczu.
Mężczyzna przytaknął.
- Może być – odparł. – Wiesz gdzie?
- Tak.
Harry przepuścił Ginny i, chwytając ją za rękę, zaprowadził na górę. Na piętrze podszedł do najbliższych drzwi i stuknął w nie różdżką, a te otworzyły się z cichym zgrzytem.
Wszedł pierwszy, zapalił lampę stojącą na szafce przy łóżku, a potem rzucił kilka zaklęć uciszających i zabezpieczających na okna i drzwi.
Ginny rozejrzała się po wnętrzu. Pokój był mały i skromnie urządzony. Znajdowało się tu tylko łóżko z szafką i krzesło. Nie mogła jednak zbyt długo oceniać wystroju, bo Harry przylgnął do niej, przytulił i spragniony jej bliskości, całował bez opamiętania. Pospiesznie zdejmował z niej płaszcz, który osunął się z jej ramion i upadł na podłogę przy drzwiach. To samo ona zrobiła z jego kurtką. Pragnęła tych czułości nie bardziej niż on, ale czekała też na jego wyjaśnienia.
Wyplątała się z jego objęć i podeszła do okna, za którym w oddali majaczyły czarne teraz góry. Harry zbity z tropu usiadł na łóżku z opuszczoną głową.
- Co mam ci powiedzieć? Chyba wszystko już wiesz.
- Czy jest jeszcze coś, co ukrywasz przede mną? – spytała, odwracając się i spoglądając na niego.
- Nie. – Harry pokręcił głową.
- Czyli jesteśmy bezpieczni, tak? Czy nadal coś nam grozi?
- Jesteśmy bezpieczni – przytaknął. – Nic nam nie grozi, bo w najbliższych dniach wszystkich śmierciożerców czeka proces...
- Będziemy musieli wziąć w nim udział, jako świadkowie lub oskarżyciele, prawda?
- Ty nie będziesz – powiedział stanowczo, podnosząc głowę. – Nie pozwolę im na to.
- Ale dlaczego?  To mnie torturowali, mnie chcieli zmusić...
- Nie będziesz, bo nie chcę byś na nowo to przeżywała – powiedział ostro i zdecydowanie.
- Ale ja nadal mam to wszystko w pamięci! – wykrzyknęła. – Myślisz, że było łatwo patrzeć w twoją twarz, choć wiedziałam, że to nie ty? Tak, wiedziałam... – zniżyła głos do szeptu – głęboko w sercu wiedziałam, że to nie ty, a późniejsze słowa Lestrange, co prawda trochę mnie zaskoczyły, że to był Knight, ale przypomniały mi w tamtej chwili to, co wydarzyło się jeszcze w Hogsmeade, kiedy Jill dała Knightowi twoje włosy.
Zamilkła. To bolało. Zeznawanie przeciw byłej koleżance nie będzie proste. Żeby o tym nie myśleć przeszła przez pokój, podniosła ich wierzchnie okrycia i powiesiła na haczykach przy drzwiach.
- Kiedy wróciłem z Egiptu... – zaczął cicho Harry, a ona natychmiast się do niego odwróciła – i dowiedziałem się, co ci się stało... poczułem pustkę. Miałem wrażenie, że ktoś wyrwał mi wnętrzności. Przez dłuższy czas nie czułem w sobie nic, oprócz bólu. Najgorsze było to, że nic nie pomagało. Nic, ani wściekłość Rona i jego reakcja, ani szklanka Ognistej Whisky, a mój pobyt w Hogwarcie, następnego dnia, jeszcze wszystko pogorszył...
Ginny stała wpatrzona w niego, gdy opowiadał jej swoją wersję tamtych wydarzeń. Siedział zgarbiony, z rękami opartymi o kolana i patrzył tępo w ścianę. Zorientowała się, że on myślami był właśnie tam, o czym opowiadał. Powoli podeszła i usiadła z jego drugiej strony i chwyciła za ręce. Słuchała go z uwagą, nie próbując mu przerywać.
- Nie wiem, co wtedy było gorsze... – Harry kończył właśnie opisywać jego pobyt na Wężowym Wzgórzu – to, że zobaczyłem swoją idealną, oczywiście tylko z wierzchu, kopię, czy wymęczoną ciebie w tamtej celi...
Bezwiednie chwycił ją za rękę i przyciągnął do ust.
- Nigdy nie zapomnę grymasu na twojej twarzy, gdy weszliśmy tamtego ostatniego dnia, a ty spojrzałaś na Knighta – wymamrotał – a potem na mnie w roli Goyle’a... Nienawidziłaś mnie wtedy, choć w każdym przypadku to była inna nienawiść... Z jednej strony nie znosiłaś mnie za to, że stałem się śmierciożercą, a z drugiej... no cóż... rzeczywiście nim byłem...
- Nie, Harry... – przerwała mu w końcu, odwracając jego głowę do siebie – nienawidziłam człowieka, który ukrywał się pod twoją twarzą.
Harry przekręcił się do niej, wziął jej twarz w obie dłonie i pogładził kciukami po policzkach i dolnej wardze.
- Ale skąd wiedziałaś, że wtedy, w tej komnacie, przy wszystkich śmierciożercach, to byłem prawdziwy ja?
- Po prostu wiedziałam. Nikt z nich nie mógłby mnie ochronić, tak jak ty to zrobiłeś.
Objął ją w biodrach i posadził na swoich kolanach. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Jego ręce obrysowywały jej ramiona, szyję i dekolt, a usta muskały każdy skrawek skóry. Całował przymknięte powieki, czoło, nos. Ona zachłannie całowała jego palce, które znalazły się na jej wargach. Zatopiła się w jego ramionach, zapominając o wszystkim.
- I za to cię kocham – wymamrotał.
Jego ręce wsunęły się nagle pod jej bluzkę i dotknęły pleców. Zadrżała w oczekiwaniu na więcej. Chwilę później była już tylko w koszulce na ramiączkach, całkowicie wtulona w niego. Wplotła palce w jego włosy i przymknęła oczy, podczas gdy on pieścił ją całą.
Wziął ją na ręce i ułożył na łóżku, nie przestając jej całować. Nie zauważyła, kiedy sam się rozebrał i położył obok.
Leżąc na boku, wodził palcem po jej biodrze w górę i w dół, wywołując u niej delikatne łaskotki. Całował ramiona i szyję. Było jej tak cudownie. Topiła się jak wosk w jego ramionach, odwzajemniając pocałunki i pieszcząc jego nagi tors.
Po jakimś czasie, który dla nich wydawał się zbyt krótki, Ginny odsunęła się trochę i przeciągnęła palcami po jego włosach.
- A co z Doliną i Lupinami? – zapytała.
- Ty to potrafisz wszystko zepsuć... – mruknął i westchnął. Myślał, że o tym zapomniała i nie będzie o to pytać. Oparł się na łokciu, by mógł spoglądać na nią w dół i powiedział: – wielu śmierciożerców chciało zasłużyć na nagrodę, sprowadzając mnie na Wężowe Wzgórze. Tim był tylko jednym z nich, który mnie prowadził, a ja bezwolnie szedłem jak po sznurku. Ci, którzy trafili do nas, do domu, mieli nadzieję, że w końcu tam przyjdę, dlatego zostawili niespodziankę w postaci iluzji łóżeczka. Tylko nie wiedzieli, że ja... – urwał na chwilę – leżałem już nieprzytomny niedaleko ich głównej siedziby. Mam nadzieję, że byli na tym zebraniu, na którym wszystkich złapaliśmy – oświadczył mściwie. Jego palce wsunąwszy się głęboko w rude włosy Ginny, delikatnie masowały skórę jej głowy. – A Lupinowie... Tu sprawa ma się zupełnie inaczej. Remus od narodzin Teddy’ego obawia się, że Greyback i jego banda chcą ich zaatakować, bo nie jest taki jak oni.
Ginny spojrzała zaskoczona.
- Inne wilkołaki żyją na marginesie, z dala od normalnego społeczeństwa, kradnąc i zabijając – wyjaśnił. – A on żyje jak normalny czarodziej i tego tamci nie mogą mu wybaczyć. Greyback uwielbia dzieci, więc prawdopodobnie chce zapolować na Teddy’ego, przy okazji zabijając rodziców.
- Nie! – krzyknęła.
- Wiem, to straszne. Remus dał mi słowo, że w razie czego da znać do Kwatery Głównej. – Zamilkł i przez moment patrzył w ścianę. Gdy w końcu spojrzał z powrotem na Ginny, zapytał: – I co? Nadal uważasz, że Tonks powinna o tym wiedzieć?
- Lepsza najgorsza prawda, niż niewiedza – mruknęła.
- Rozumiem, że ty byś wolała wiedzieć, że największy psychopata w świecie magii chce nas... – urwał, gdy uświadomił sobie, co powiedział, a na twarzy Ginny dostrzegł szok. – Przepraszam. Już ci mówiłem, że nic nam nie grozi – wyszeptał. Nachylił się, obdarzając ją pocałunkiem.
- Masz rację – potwierdziła. – Chciałabym to wiedzieć. Obiecaj mi, że już nic tak poważnego przede mną nie zataisz, dobrze?
- Obiecuję. – Pochylił się jeszcze bardziej, by ponownie ją pocałować.

Następnego dnia Ginny obudził delikatny dotyk na policzku przepełniony zmysłowością i czułością. Otworzyła z trudem oczy, napotykając badawcze spojrzenie Harry’ego. Podniosła lekko głowę i pocałowała go w usta.
- Dzień dobry, pani Potter – szepnął jej do ucha, gdy ułożyła się na jego klatce piersiowej.
- Dzień dobry – wymruczała, rozkosznie się przeciągając.
Zerknęła w okno. O szybę stukały krople deszczu.
- Czas na mnie, tak? – zapytała.
- A czy ja coś takiego powiedziałem? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Dopiero świta.
Chwycił ją za biodra i zdecydowanie przyciągnął do siebie. Serce zabiło jej szybciej, gdy spojrzała w jego zielone oczy. Było w nich tyle uczucia... Lekkie muśnięcie jego warg obudziło ją całkowicie. Nadal leżąc nieco tyłem do niego, podniosła rękę, objęła go za kark i przyciągnęła mocniej jego głowę.
Zanurzył usta i nos w zagłębieniu za jej uchem. Ciepłym oddechem poruszał kosmyki włosów... Oparła głowę o jego ramię i przymknęła oczy. Leżeli spleceni w uścisku, przylegając każdym najmniejszym skrawkiem ciała do siebie.
- Długo nie śpisz? – spytała cicho.
Harry nie odpowiedział od razu, bawiąc się jej włosami i zaplatając niewielkie kosmyki na palcu.
- Czy ja wiem?... Chyba niee... Ale zdążyłem wysłać list do McGonagall, by się nie denerwowała o swoją uczennicę, no i miałem wystarczająco dużo czasu, by móc cię obserwować.
- I co zaobserwowałeś?
- Nic, po prostu za każdym razem myślę: „jak dobrze, że ciebie mam”.
- Nic? – spytała, udając, że nie usłyszała reszty zdania. Ścisnęła go za rękę, leżącą na jej brzuchu. – A skąd miałeś sowę?
- Wcześniej dostarczyła mi wiadomość z Biura, więc ją wykorzystałem.
- Sowa... – szepnęła i wtedy przypomniała sobie ich rozmowę sprzed kilku miesięcy. – A kiedy kupimy sowę dla nas?
- Już niedługo. Teraz nie będziemy mieli jak. Pomyśl... jesteś jeszcze w Hogwarcie. Za trzy tygodnie masz ostatni mecz quidditcha jako Gryfonka, do końca roku zostały niecałe trzy miesiące, a potem... będziemy mieć dla siebie tyle czasu, że...
- Tak jak w zeszłym roku? – spytała, marszcząc brwi.
- Hej!  Do końca życia będziesz mi to wypominać?
- Bo ty zawsze mi obiecujesz, a potem i tak wszystko diabli biorą – mruknęła niezadowolona.
Wyplątała się z jego objęć, wstała i zaczęła się ubierać. Harry ułożył się na plecach i założył ręce za głowę. Chwilę ją obserwował, po czym też wstał i stanął za nią. Ginny znieruchomiała z bluzką w ręku, gdy poczuła jego oddech za lewym uchem.
- Jesteś piękna – wyszeptał, obejmując ją czule.
Przytuliła się do niego. Jego zapach był zniewalający. Nie potrzebowała niczego więcej. Tylko jego, by mogła czuć go zawsze i wszędzie.
- Obiecuję... – szepnął i jęknął, bo Ginny dała mu kuksańca w żebra. – No dobrze – westchnął – niczego nie będę obiecywał. Nie wiem, co nas czeka w przyszłości, ale mam nadzieję, że tylko same wspaniałe i cudowne dni. Może z gromadką dzieci w ogródku...
- Wiesz, że i tak ci nie wierzę – powiedziała, ukrywając uśmiech.

Poranek był chłodny, a padający deszcz przyprawiał o dreszcze. Harry narzucił peleryny na Ginny i siebie, i ruszyli ulicą w stronę bramy Hogwartu.
Harry rozglądał się na boki, sprawdzając czy jest bezpiecznie.
Ginny wspominała ich dzisiejszą rozmowę, zerkając ukradkiem na Harry’ego. Czy on naprawdę marzy o gromadce dzieci, czy palnął to bez zastanowienia? O tym mogła marzyć ona, ale usłyszeć to z ust chłopaka... nawet takiego jak on?...
Przeszli na tereny szkoły i szli powoli drogą prowadzącą do zamku.

- Harry... – szepnęła – czy ty naprawdę chcesz tego, co powiedziałeś?
- Oczywiście – odparł. – Mówiłem jak najbardziej poważnie. Chcę mieć dużą rodzinę. Wiele razy zastanawiałem się, co by było, gdyby Voldemort nigdy nie istniał i nie zabiłby moich rodziców. Może miałbym rodzeństwo... – zamyślił się chwilę. Jakby wyglądało jego życie, gdyby miał braci i siostry? – Gdy poznałem Rona i waszą rodzinę, stwierdziłem, że taka duża rodzina to musi być coś wspaniałego i dlatego chciałbym, aby to się u nas spełniło.
- Czyżbyś zapomniał już te wszystkie wakacje, podczas których moja mama miała same problemy z moimi braćmi? A jeśli nasze dzieci też takie będą?
- Po kim? No chyba, że po tobie – powiedział, mrugając porozumiewawczo.
- Ja byłam zawsze grzeczna! – wykrzyknęła. – Ja myślę, że to z twojej strony...
- Z mojej?
- Jesteś synem Jamesa Pottera i chrześniakiem Syriusza Blacka, podobno dwóch największych rozrabiaków w dziejach Hogwartu...
- A ty siostrą Freda i George’a – dodał. – I co? To ma być wyjaśnienie? A kto rzucał łajnobombami na Grimmauld Place, podczas zebrań Zakonu?
- No dobrze, już dobrze – mruknęła, a policzki jej poróżowiały. – Przekonamy się w swoim czasie.
Harry odwrócił do niej głowę tak szybko, że o mały włos nie skręcił sobie karku.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Wchodzili już po stopniach. Dębowe drzwi były szeroko otwarte, z Wielkiej Sali dobiegał ich gwar, śmiechy i szczęk sztućców. Większość uczniów jadła już śniadanie. Zatrzymali się w sali wejściowej.
- Nie, Harry. Nie jestem w ciąży, jeśli to masz na myśli – powiedziała. – Po prostu... tak powiedziałam.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. Czy jakiekolwiek dziecko przeżyłoby, gdyby jego matkę torturowali, tak jak ostatnio mnie?
Harry pokręcił przecząco głową i nagle ugodziła go straszna myśl i wspomnienie Hermiony ze świąt.
- Ch-chyba nie poroniłaś? – zapytał drżącym głosem.
Ginny stanęła przodem do niego i chwyciła jego twarz w swoje dłonie.
- Nie, Harry. Nie jestem w ciąży – powtórzyła – i nie byłam, co znaczy także, że nie poroniłam. I obiecuję... – Harry mruknął coś niezrozumiale, gdy przyłożyła dłoń do jego ust – tym razem to ja obiecuję – powiedziała z naciskiem – że będziesz pierwszy, który dowie się o dziecku.
- Potter!
Od strony marmurowych schodów kroczyła ku nim McGonagall. Harry stał odrętwiały, po tym, co usłyszał.
- Dzień dobry, pani profesor – powiedziała Ginny.
- Dobrze, że was widzę. Słyszałam, że teraz ty zajmujesz się ochroną Hogwartu, tak? – zwróciła się do Harry’ego.
- Oprócz mnie jest Proudfoot i Williamson. Na razie sprawdzają Hogsmeade – powiedział trochę nieprzytomnie.
- Rozumiem. – McGonagall spojrzała na Ginny – A pani chyba powinna się przebrać, pani Potter. Lekcje zaczynają się za dziesięć minut, a ja nie przyjmuję nikogo na zajęcia w mugolskim stroju.
Ginny uśmiechnęła się.
- Oczywiście, pani profesor. Będę gotowa na czas.
Ścisnęła Harry’ego za rękę i pobiegła na górę. To pomogło mu trochę się otrząsnąć.
- Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać, Harry – powiedziała McGonagall. Odwróciła się i weszła na schody, a Harry za nią. – Widzę, że Ginewra odzyskała humor. To dobrze, bardzo dobrze. – Harry kiwnął z wahaniem głową. – No, ale nie o tym chciałam mówić. Chciałabym, żebyś...
- Jeśli prosi mnie pani, bym znowu nauczał obrony przed czarną magią, to nic z tego – przerwał jej Harry. – Nie mogę. Oboje dobrze wiemy, że mam inne zadanie.
- Tak, wiem – przytaknęła. – Nie o to mi chodzi.
- To, o co?
- Będziesz sprawdzał zamek, tak? – Harry przytaknął – w porządku. Chcę tylko, żebyś nie ujawniał się zbytnio. Nie chcę, by inni uczniowie wiedzieli, że są tu aurorzy.
- Oczywiście. Będę w pelerynie-niewidce.
- To powinno wystarczyć.
Byli już pod klasą transmutacji. Przed salą stała grupka siódmoklasistów, którzy przypatrywali się z zaskoczeniem Harry’emu. Ginny stała z boku, ubrana w szkolną szatę.
- Wchodzić do środka! – krzyknęła McGonagall, zaganiając wszystkich do klasy. – Czekacie na specjalne zaproszenie?
- Pani profesor, mogę jeszcze na chwilkę porwać Ginny? – zapytał Harry. – Zaraz wejdzie do środka, obiecuję.
- Macie minutę – westchnęła.
Ginny wyszczerzyła do niego zęby i podeszła bliżej. McGonagall zamknęła drzwi.
- Co ty tu robisz? – spytała cicho.
- Rozmawiałem z McGonagall o obronie. Zresztą nieważne.
- Poprosiła cię, żebyś znowu był nauczycielem?
- Nie zgodziłem się. Po prostu mam co innego do roboty. – Ginny kiwnęła głową. – A teraz mnie posłuchaj – spojrzał na nią surowo – nie chcę, żebyś po kryjomu uciekała ze szkoły, żeby się ze mną spotkać, jasne? Mam nadzieję, że masz nadal to lusterko?
- Pewnie jest pod poduszką – mruknęła.
- Dobrze. To tylko przez nie kontaktuj się ze mną. Ja znajdę cię potem wszędzie. – Wysunął z wewnętrznej kieszeni stary pergamin i stuknął w niego palcem. – A dzięki temu będę cię obserwować, czy mnie słuchasz.
Przewróciła oczami.
- Na Merlina – jęknęła – teraz ty zaczynasz mnie kontrolować?
- Ja cię nie kontroluję, tylko dbam o ciebie. – Przyciągnął ją bliżej siebie i objął ją. – Teraz zajmij się sobą. Przygotuj się do meczu, bo ja na nim będę, pani kapitan. Chcę zobaczyć cię niepokonaną.
- Dobrze – szepnęła. – Kocham cię, wiesz?
- Wiem.
Za pobliskimi drzwiami coś zaskrzypiało.
- O nie... McGonagall zaraz mnie zabije – mruknął. – Mieliśmy tylko minutę.
- To ja idę. Nie możemy pozwolić, by dyrektorka tej szkoły zabiła jednego z aurorów, patrolującego zamek, prawda?
- Jak zawsze masz rację – szepnął, całując ją w policzek.


5 komentarzy:

  1. Bardzo fajny blog, masz dobre pomysły :].

    OdpowiedzUsuń
  2. ,, Jak zawsze masz rację. ". Ten tekst mnie rozwalił. Ginny prawie nigdy nie ma racji. No przynajmniej z tego co ja wywnioskowałam

    OdpowiedzUsuń
  3. okropna jesteś Anonimowy 16 grudnia 2015 19:11

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny blog wystarczy książka i film Harry Potter i miłości do Ginny :)

    OdpowiedzUsuń