środa, 13 czerwca 2012

26. Zaskakująca decyzja McGonagall i trening


W Wielkiej Sali było już wiele osób. Wszyscy cieszyli się z kolejnej wolnej soboty. Wszędzie słychać było śmiechy. Wiele osób patrzyło za Harrym i Ginny jak przechodzili, pokazując ich sobie. Głównie najmłodszych, którzy znali Harry’ego tylko z "Proroka Codziennego" i opowiadań rodziców i starszego rodzeństwa. Nie mogli się do tego przyzwyczaić, że on jest w szkole i jest uczniem i nauczycielem. Harry i Ginny nie zwracali jednak na nic uwagi, mimo że słyszeli szepty przy mijanych stołach. Harry zastanawiał się ile osób wie o tym co się wydarzyło tydzień temu i kto jest szpiegiem śmierciożerców. Nie chciał zdradzać się przed Ginny, że wciąż o tym myśli, dlatego idąc odwrócił od niej głowę i spojrzał w kierunku stołu nauczycielskiego. McGonagall nie było przy stole, jak i większości profesorów. Nie zdziwiło go to zbytnio, bo rzadko zdarzało się, że wszyscy nauczyciele siedzieli przy stole, chyba że była jakaś uroczystość. Podniósł głowę i spojrzał na sufit, który jak zawsze ukazywał pogodę za oknami. Harry skrzywił się mimowolnie. „Będziemy ćwiczyć w deszczu” – pomyślał. Zbierało się na ulewę, bo po suficie płynęły czarne chmury. Podeszli do stołu Gryfonów, gdzie siedzieli już Ron z Hermioną, która na ich widok uśmiechnęła się.
- Co wam tak wesoło? – spytał Ron, patrząc na nich. – Przecież jest paskudna pogoda.
- Bo jest sobota, a po obiedzie mamy trening – odpowiedziała Ginny, ściągając szalik. – A poza tym Harry obiecał mi, że na święta zabierze mnie do Doliny Godryka.
- Hej, nie zdradzaj naszych sekretów – Harry, który siedział już przy stole złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. – Siadaj, przecież jesteś głodna.
- Jasne. Ron podaj mi te kurczaki – powiedziała, siadając. – Jestem tak głodna, że zjadłabym hipogryfa.
- Ginny? To na pewno ty? Harry, co zrobiłeś mojej siostrze? – Ron spojrzał zaskoczony.
- Braciszku nie mogę być głodna? – spytała Ginny, odbierając półmisek.
- Nie no, możesz. Ale przecież ostatnio nic nie jadłaś, a teraz pożerasz wszystko.
- Ja chyba wiem dlaczego – stwierdziła Hermiona  z bardzo hermionową miną, patrząc na nich.
- Co, dlaczego?
- Dlaczego im tak wesoło. Wreszcie nic nie zakłóca wam szczęścia, prawda? – spytała, patrząc na Harry’ego i Ginny.
- Tak. Nareszcie możemy cieszyć się, że wszystkie trudności mamy już za sobą, prawda, Harry? – szepnęła Ginny, spoglądając na niego.
- Tak, jasne – odparł, choć tak naprawdę nie był tego pewny, i nie chciał się zdradzać, że ma co do tego wątpliwości.
Po chwili podeszła do nich Demelza.
- Harry, profesor McGonagall prosiła, żebyś przyszedł do niej do gabinetu.
- Teraz? Przecież za chwilę mamy trening? – Harry spojrzał zaskoczony.
- Tak. Przekazuję ci tylko jej prośbę. Ona o tym wie i podobno to nie zajmie dużo czasu.
- Okej, w porządku. Dzięki Demelzo. Zaraz do niej pójdę.
Demelza odeszła, a Ron popatrzył na Harry’ego.
- Co McGonagall od ciebie chce?
- Nie wiem. Ale nie dowiem się jak do niej nie pójdę – odparł, wstając i całując Ginny w policzek. – Spotkamy się w szatni za pół godziny.
- To może przełóżmy trening na kiedy indziej. Zbiera się na ulewę – mruknął Ron patrząc w sufit.
- Specjalnie rezerwowałem boisko dla nas na dzisiaj i nie zamierzam go przekładać, a przy takiej pogodzie możemy grać w przyszłym tygodniu.
- No dobra – Ron pokręcił głową – to wracaj szybko i powiesz nam później o co jej chodziło.
- Okej – odparł Harry i odszedł.

Doszedł do gargulca przed gabinetem dyrektorki, podał hasło „Kocica” i wszedł na ruchome schody. Przed wejściem zawahał się. Usłyszał, że McGonagall z kimś rozmawia. Wsłuchał się w głosy.  Rozpoznał ten drugi głos, był to głos Dumbledore’a. Zapukał i otworzył drzwi.
- Och, to ty,  Potter. Wejdź. Czekałam na ciebie – McGonagall odwróciła się do niego.
- Tak, przepraszam za spóźnienie – wybąkał, spoglądając na portret za nią.
Dumbledore patrzył na niego znad swoich okularów połówek. Dobrze pamiętał to spojrzenie, jakby promienie rentgena prześwietlały go na wskroś.
- O co chodzi, pani profesor? – spojrzał na McGonagall.
- Razem z pozostałymi nauczycielami pragniemy zorganizować bal pożegnalny dla waszego rocznika. Za kilka miesięcy będziecie mieć owutemy i rozstaniecie się z tą szkołą, na zawsze. Chcemy wam umilić rozstanie.
- Bal? – Harry spojrzał zaskoczony na dyrektorkę.
Czuł na sobie spojrzenie wszystkich byłych dyrektorów, a szczególnie Dumbledore’a.
- Tak, Potter, bal. Rozmawiałam wcześniej z pozostałymi nauczycielami i wyrazili aprobatę, że dobrze wam to zrobi.
- No nie wiem. Tyle się ostatnio działo...
- Wiem, że to, co ostatnio przeszliście, szczególnie ty i panna Weasley, nie nastraja do zabawy... – zaczęła McGonagall.
- No tak...
- Harry – odezwał się teraz Dumbledore – ale czy to nie pomogłoby wam otrząsnąć się po tym wszystkim? Zastanów się nad tym.
Harry spuścił głowę, zastanawiając się nad słowami byłego dyrektora. Podszedł do okna, z którego widać było boisko do quidditcha, ale nie widział go. Przypominał sobie Bal Bożonarodzeniowy, który był tyle lat temu w trakcie Turnieju Trójmagicznego.
- No dobrze – odparł, podnosząc głowę i spoglądając na dyrektorkę – tylko nie rozumiem, czemu ja mam o tym decydować, skoro już wszystko jest postanowione?
- Muszę mieć zgodę wszystkich nauczycieli – stwierdziła McGonagall.
- Czy to będzie bal tylko dla siódmoklasistów, czy dla młodszych też?
- Tylko dla siódmoklasistów, ale z możliwością zaproszenia młodszych uczniów. Nie mamy jeszcze określonej daty, dlatego mam prośbę, żebyś po przemyśleniu podał jakiś termin.
- Muszę się zastanowić. Do kiedy mogę dać odpowiedź?
- Jak najszybciej.
- W porządku, czy mogę dać pani odpowiedź po meczu?
- Tak, dziękuję. W takim razie czekam na informację, którą ogłosisz potem swoim kolegom jako opiekun Gryffindoru. Możesz już iść. Wiem, że macie trening. Mam nadzieję, że nie stracimy pucharu. Przyzwyczaiłam się do tego, że stoi w gabinecie opiekuna domu.
Harry przytaknął i wyszedł z gabinetu. Zerknął na zegarek, było już dobrze po piętnastej.
- Ale późno – jęknął. – Nie zdążymy nic potrenować.
Wyjrzał przez najbliższe okno i stwierdził, że czarne chmury, które w czasie obiadu zwiastowały burzę odpłynęły i pojawiło się słońce powoli chowające się za górami. Puścił się biegiem korytarzem, wskoczył na schody, skorzystał z kilku skrótów i wybiegł na błonia. Wpadł do szatni i krzyknął:
- Wszyscy gotowi? To czemu nie zaczęliście ćwiczyć? Nie mamy zbyt wiele czasu. Weźcie piłki i idźcie na stadion, a ja zaraz przyjdę, tylko się przebiorę.
Chwilę później wyszedł na boisko. Cała drużyna ustawiła się w kółku na miotłach i rzucali do siebie kaflem. Wsiadł na Błyskawicę i podleciał do nich. Ginny wyminęła Rona i zatrzymała się przy nim.
- Co McGonagall chciała od ciebie?
- Potem ci powiem. Teraz mamy trening – szepnął, patrząc na nią.
Dał nurka ku ziemi, stanął obok skrzynki z piłkami i krzyknął:
- Jimmy! Ritchie! Wypuszczam tłuczka! Zagramy w miniquidditcha. Podzielmy się na dwie drużyny.
- Ale jak? Nie mamy dwóch obrońców! A ja się nie rozdwoję! – krzyknął Ron, podlatując do niego.
- No dobra żartowałem – Harry podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela – zagramy na jedną stronę.
Otworzył skrzynkę i wypuścił jednego tłuczka i znicza. Złota piłeczka pojawiła się przez chwilę przed jego oczami i odfrunęła.
- Ron leć do pętli, bo mieliśmy potrenować. Dziewczyny już wrzuciły ci parę goli – zaśmiał się Harry, patrząc co robią pozostali i wzleciał wysoko ponad wszystkich.
- Ale śmieszne, ciekawe jak ty szybko znajdziesz znicza – mruknął pod nosem Ron i wzbił się na swojej miotle, podlatując do pętli.
Trenowali tak z godzinę, aż zaczęło się robić ciemno i dopiero wtedy Harry zarządził koniec treningu. Oczywiście Harry złapał kilka razy znicza, dziewczyny wbiły kilkanaście goli, a Ron obronił tyle samo strzałów.
- No to mamy w tym roku super drużynę – stwierdził Harry już w szatni, gdy wszyscy się przebierali. – Jeśli w przyszłym tygodniu też tak zagramy to wygramy.
- Harry, nie przesadzaj. Nie jesteśmy aż tak dobrzy – powiedziała Jill.
- Ja też nawaliłem – dodał Ron, spuszczając głowę.
- Przestańcie tak się nad sobą użalać – Harry pokręcił głową – bo naprawdę przegramy. Musicie uwierzyć w siebie. Wiem, co mówię. Przecież obserwowałem was w czasie gry.
Wszyscy po tych słowach opuścili szatnię w znakomitych humorach.
- Dzięki Harry, ty też byłeś wspaniały – szepnęła Ginny, podchodząc do niego.
- Super było jak złapałeś znicza na koniec! – krzyknął Ron. – Jakim cudem go zobaczyłeś? Przecież już nie było prawie nic widać? Ja sam już prawie nie widziałem kafla.
- Wiesz, to tajemnica szukającego – odparł i wziąwszy Ginny za rękę wyszedł z szatni.

10 komentarzy:

  1. Super! Wszyscy się godzą i rozwiązują problemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. to nie jest fajne tylko spokuj i spokuj

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz jak fajne są błędy ortograficzne? To jest taki SPOKUJ, choć chyba spókuj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież spokuj pisze się tak i trochę cię nie rozumiem bo nie ma takiego słowa jak spókuj

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszę się spokój kochane dzieciątka.:)

    OdpowiedzUsuń