niedziela, 17 czerwca 2012

83. Czas na wyjaśnienia i postanowienia


Ginny wyciągnęła lusterko i spojrzała w rozgniewaną twarz męża.
- Co tak długo? – warknął.
- Ładne mi powitanie, nie ma co – mruknęła. – Od tej pory tak będziesz się ze mną witał?
- Nie – pokręcił głową. Rozpogodził się i uśmiechnął. – Zdenerwowałem się, że cię nie widzę. Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?
- Właśnie wracam od McGonagall i... nic mi nie jest. Jestem tylko zmęczona.
Oboje dostrzegli na swoich twarzach ulgę.
Harry rozejrzał się po atrium i usiadł na stole ochrony, a Ginny usiadła na najbliższym postumencie u stóp jakiegoś posągu. Położyła lusterko na kolanach i opuściła głowę, przeczesując palcami włosy, tak że opadły, zasłaniając jej twarz. Wpatrywali się w siebie w ciszy przez jakiś czas.
- Byłeś na przesłuchaniu? – zapytała cicho.
- Tak – odparł – i dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.
- Jakich?
- Nieważne. Nie chcę ci o tym mówić, wystarczy, że ja o tym wiem.
Obserwowała go uważnie, ale on nic już więcej nie powiedział. Odnajdywała coraz to inne uczucia na jego twarzy. Najpierw była złość, potem ulga, później znowu złość, gdy wspomniała o przesłuchaniu. Może gdyby była koło niego to potrafiłaby coś zrobić. Chwyciłaby go za rękę i wyciągnęłaby z niego tajemnice, które przed nią ukrywa.
Teraz pojawiło się u niego wiele emocji, ale ją uderzyło jedno: jakieś mocne postanowienie i ból. Nie wiedziała tylko z jakiego powodu. Wolała nie naciskać, może to tajemnica służbowa.
On, gdy tak patrzył na nią, uświadamiał sobie, co to znaczy rodzina i troska o najbliższych.
Gdy był sam nie musiał martwić się o nikogo, a teraz była ona, promyczek radości i miłości, najbliższa mu osoba. Członek jego rodziny. Kilka lat temu bał się, że Voldemort będzie chciał ją wykorzystać, by dostać się do niego, a teraz... Malfoy właśnie to robił.
- Naprawdę próbowałaś walczyć ze śmierciożercami? – zapytał.
- Tak, a co? To źle?
- Nie, tylko wiesz, że to nie było mądre, zwłaszcza w naszej sytuacji...
- Wiem, słyszałam to dzisiaj kilka razy – jęknęła. – A ty nie zrobiłbyś czegoś takiego na moim miejscu?
- Pewnie tak – kiwnął głową.
Dotknął palcem jej odbicia i zaczął obrysowywać jej kontury, tak jak się to robi z postaciami na zdjęciach.
- Jesteś sama... – To nie było pytanie.
Rozejrzała się pospiesznie po korytarzu i kiwnęła głową. Widziała teraz jego palce, które rysowały po lusterku. Pewnie w ten sposób chciał jej dotknąć, przytulić... Swoją ręką zaczęła robić to samo.
- Kiedy teraz się zobaczymy? – szepnęła.
- Możemy rozmawiać codziennie, jeśli chcesz.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Wiem. 
Oboje westchnęli. Najbliższe święta wielkanocne Ginny miała spędzić w szkole, przygotowując się do egzaminów, a to oznaczało, że zobaczą się dopiero w czerwcu. Czekało ich naprawdę długie sześć miesięcy.
- A Hogsmeade? – zapytała z nadzieją.
- Co z nim?
- Może McGonagall wypuści nas tam niedługo. Może tam...
- Wiesz, że to nie zależy ode mnie, ale jeśli będę miał taką szansę, to się tam zjawię. Na pewno.
Znowu zapanowała cisza pomiędzy nimi. Oboje mieli przeczucie, że nie będą mieli tej możliwości.
- Potter!
Od strony wind Harry usłyszał ostry głos. Poderwał się i odwrócił, opuszczając rękę z lusterkiem. Zmierzał ku niemu Fireburn z niezbyt zadowoloną miną. Pewnie dowiedział się, co wydarzyło się na dole.
- Gdzieś ty się podział?
- Cały czas tu byłem. Co się stało?
- Laughter i Robards zwołali pilne zebranie i oczekują twojej obecności.
- Mojej? – Harry był pewny, że się przesłyszał.
- Tak, twojej. Ma to związek z przesłuchaniem i tym, co się wydarzyło na koniec.
Harry obawiał się tego. A więc wiedzą o jego pobycie na dziesiątym piętrze.
- W porządku – mruknął w odpowiedzi. – Zaraz przyjdę.
- Masz pięć minut – powiedział Fireburn i odszedł.
Harry podniósł rękę, w której miał lusterko. Ginny nadal tam była.
- Słyszałaś wszystko, prawda? – zapytał.
- Prawie. Nie powinno cię tam być, tak? Na tym przesłuchaniu? – Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się półgębkiem.
- No cóż...  – zawahał się. – Powiem to tak: nikt mi nie powiedział, że nie powinienem.
- Więc ty to wykorzystałeś i poszedłeś? – wtrąciła i zaśmiała się. Cały Harry.
Udał, że tego nie usłyszał.
- Muszę iść – spojrzał na zegarek i krzyknął: – na Merlina! Wiesz, która jest godzina?
- Na pewno późna – mruknęła. – I nasza ostatnia – dodała cicho, tak by jej nie dosłyszał.
On rzeczywiście jej nie usłyszał, tylko zdenerwowany zapytał:
- Dlaczego nie jesteś jeszcze w dormitorium? Wracaj mi tam natychmiast! – To brzmiało prawie, jak rozkaz. – Zajrzę tam później i sprawdzę.
- Co? Jak to sprawdzisz? – krzyknęła zaskoczona.
- Nie zapominaj, że mam mapę, na której cię obserwuję – powiedział. – Idź już. Dobranoc. Kocham cię – mruknął na pożegnanie, dotykając dłonią ust i przykładając ją do lusterka.
Ginny zrobiła to samo.
- Dobranoc. Ja też cię kocham – wyszeptała i Harry zniknął.
Wstała i powoli ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Zazdrościła mu. On przynajmniej miał możliwość obserwowania jej na tej mapie, a ona? Musiały jej wystarczyć zdjęcia, które ze sobą zabrała. A chciała mu tyle jeszcze powiedzieć. Chcę, byś tu był – zamruczała pod nosem kiedyś usłyszaną mugolską piosenkę – brakuje mi twojego uśmiechu, brakuje mi wszystkiego związanego z tobą... Każda sekunda jest jak minuta, każda minuta jest jak dzień, kiedy jesteś daleko... Od pierwszego razu, gdy spojrzałam na ciebie, poczułam radość życia, zobaczyłam raj w twoich oczach... *
Nagle usłyszała zza drzwi najbliższej klasy rozmowę dwóch osób. Zatrzymała się, zastanawiając się, kto o tej porze jeszcze nie jest w dormitorium. Może to jakaś para chce się przywitać po świętach? Nieraz spotykała się z informacjami o potajemnych randkach w pustych klasach. Sama też na takich była. Kiedyś... dawno temu... Uśmiechnęła się na tę myśl. Jednak te głosy nie przypominały takich rozmów. W takich przypadkach raczej to był szept, a te osoby w środku prawie na siebie krzyczały. Była zdumiona, że tamci nie rzucili zaklęć uciszających. Przysunęła się bliżej i zaczęła podsłuchiwać.
- Tu masz eliksir – usłyszała szorstki męski głos. – Trzy krople dziennie wystarczą, rozumiesz? Nie mamy zbyt wiele czasu. Ona już się niecierpliwi. To, co się dziś wydarzyło, to miał być dla nas znak do rozpoczęcia działania.
- Dobra, dobra, rozumiem – jęknął drugi głos i Ginny natychmiast go rozpoznała. Aż podskoczyła zaskoczona. To była Jill. – Ale nie zrobię tego tak szybko. Ona nie jest głupia, dowie się szybko, co zamierzamy.
- Dlatego musisz robić to w miarę ostrożnie. I pamiętaj: cały czas cię obserwuję. Jeden błędny ruch z twojej strony i wkraczam do akcji, a wtedy nie będzie już tak słodko, rozumiesz?
Ginny oparła się o ścianę, oddychając głęboko. O co tu chodziło? O czym i o kim Jill rozmawiała z tym facetem?
- Nie rozkazuj mi, bo nic dla was nie zrobię! – krzyknęła Jill.
- Mam cię przekonać? Nie wystarczyło ci, że już zginęła twoja rodzina?
Ginny usłyszała po drugiej stronie szybkie kroki. Rozejrzała się i w ostatniej chwili schowała się w najbliższej komórce na miotły, bo drzwi otworzyły się gwałtownie i Jill wyszła na korytarz, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.
Tuż za nią wyszedł Knight. Ginny wstrzymała oddech, obserwując mężczyznę. Miał nieprzeniknioną twarz. Rozejrzał się po pustym korytarzu, minął schowek, w którym się ukrywała i zniknął za najbliższym rogiem, prawdopodobnie zmierzając do swojego gabinetu.
------ 
Harry wjechał na drugie piętro i wysiadając z windy wpadł na zdenerwowanego Artura Weasleya.
- Harry! Dobrze, że cię widzę! – wykrzyknął na jego widok. – Właśnie dowiedziałem się o dzisiejszym ataku. Wiesz, co z Ginny? Gdzie ona jest?
Harry spojrzał na teścia.
- Wiem, wszystko u niej w porządku – odparł uspokajająco. – Przed chwilą z nią rozmawiałem. Jest bezpieczna w Hogwarcie.
- Dzięki Bogu – Artur odetchnął i spojrzał na Harry’ego. – Kiedy to się skończy? Czy kiedykolwiek będziecie mieli szansę na normalne życie?
Harry westchnął i opuścił głowę.
- Mam nadzieję, że tak, ale dopóki Malfoy i Lestrange są na wolności...
- Czy to ma związek ze śmiercią syna Malfoya? To dlatego ty i Ginny jesteście w ciągłym niebezpieczeństwie?
Harry tylko kiwnął głową i westchnął.
- Wybacz Arturze, czekają na mnie. – Harry wskazał ręką na wejście do Kwatery. – Jutro wpadnę do Nory i wszystko wam wyjaśnię, dobrze? Powiedz Molly, że wszystko jest pod kontrolą.
Uścisnęli sobie ręce i rozeszli się, każdy w swoją stronę.

Harry wszedł do gabinetu Robardsa i spojrzał na zebranych tam mężczyzn. A byli tak naprawdę ci najwyżsi rangą: Robards, Fireburn i Laughter, a także Tim, co go trochę zaskoczyło. Wszyscy siedzieli przy stole konferencyjnym i patrzyli na niego.
- Czekaliśmy na ciebie – warknął Fireburn. – Długo czekaliśmy.
Robards podniósł rękę, uciszając go.
- Wejdź Potter – powiedział.
- Przepraszam za spóźnienie – mruknął Harry, zamykając za sobą drzwi. – Przed chwilą spotkałem Artura Weasleya i przekazałem mu pewne informacje – zaczął się tłumaczyć.
- W porządku – powiedział Laughter, kiwając głową. – I rozumiemy twoją obecną sytuację. Zebraliśmy się tu, aby dowiedzieć się od ciebie więcej, przede wszystkim dlaczego oni tak bardzo chcą cię dostać w swoje łapy.
- Paul powiedział, czego dowiedział się na przesłuchaniu – dodał Robards – a także to, że ty też o tym wiesz.
Harry kiwnął głową. Usiadł na najbliższym krześle, układając dłonie na kolanach. Opuścił głowę, zamyślając się. Wiedział dlaczego Malfoy go nienawidzi. Tylko, czy to wystarczy? Czy miał opowiadać im całą historię? Chyba nie. Wystarczy, że powie to, co uważa w tej chwili za najważniejsze. Po prostu suche fakty.
- Powiesz o co tak naprawdę chodzi Malfoyowi? – zapytał Tim.
- Voldemort zabił mu syna, a on był zmuszony to oglądać – odparł.
- A co ty masz z tym wspólnego? – spytał Fireburn.
- Ja i moi przyjaciele byliśmy w tym czasie więźniami w dworze Malfoyów, a jego syn pomógł nam uciec tuż przed nosem Voldemorta. Malfoy do tej pory uważa, że to moja wina i teraz próbuje się zrewanżować mi tym samym...
- A ponieważ nie masz jeszcze potomstwa wykorzystuje twoją żonę, tak? – wtrącił Laughter.
- Dokładnie. To dlatego dzisiaj był ten atak na Ekspres Hogwart. Dwa tygodnie temu tylko sprawdzali do niego dostęp, a dzisiaj to zrobili. A uprzedzałem... – urwał i spojrzał na szefa.
Robards odchrząknął.
- Przed twoim przyjściem zastanawialiśmy się, co robić i postanowiliśmy, że oddeleguję kilku aurorów do twojego domu...
- Nie – powiedział Harry stanowczo. Wyprostował się na krześle, krzyżując ramiona i zakładając nogę na nogę. – Ja nie potrzebuję żadnej ochrony – dodał szorstko i powoli, akcentując każde słowo. – Możecie też zdjąć wszystkie te zaklęcia ochronne na moim domu. Sądzę, że nie będą już potrzebne. Sam potrafię o siebie zadbać. Jeśli Malfoy chce się do mnie dostać, to nikt i nic mu nie przeszkodzi. A ja nie zamierzam się ukrywać. Zostawcie mnie w spokoju. Inną sprawą jest Hogwart. Od dawna zastanawiałem się, dlaczego nie ma dodatkowych zabezpieczeń. Parę lat temu kręciło się tam kilku aurorów, a teraz? Nikt. I nie chodzi mi tylko o Ginny. Tam jest wiele niewinnych dzieci, które dzisiaj na pewno były w szoku po tym wszystkim. I to one nie mają ochrony. Tak, dobrze wiem, że szkoła ma swoje własne zabezpieczenia, ale – podniósł rękę, gdy zobaczył, że Fireburn chce coś powiedzieć – jeśli dobrze pamiętacie w zeszłym roku śmierciożercom udało się je przełamać. Nie chcę nawet myśleć w jaki sposób im się to udało. A wracając do dzisiejszego przesłuchania. Skoro wiecie, co na nim było, to powinniśmy zająć się poszukiwaniem tego Wężowego Wzgórza, a nie siedzieć i rozmyślać. To tam jest teraz główna siedziba śmierciożerców, a co za tym idzie Malfoya i Lestrange i na tym powinniśmy się najbardziej skupić. I jeśli mogę, to chciałbym się tym zająć.
- Nie do ciebie należy rozdzielanie zadań – warknął Robards. – Chyba pomyliły ci się funkcje. To nie jest zabawa, a prawdziwe życie.
- Wiem – odparł Harry. – Nigdy nie uważałem tego za zabawę, zwłaszcza, że w większości chodziło o moje życie i życie moich najbliższych. Ja tylko przedstawiam wam moje zdanie, a co wy z tym zrobicie, to już wasza sprawa, prawda? Mam zamiar dowiedzieć się, gdzie jest ten dwór Lestrange’ów i jeśli mogę liczyć na pomoc, to dziękuję, a jeśli nie, to... będziemy musieli się rozstać.
Harry wstał i zamierzał opuścić to towarzystwo. Nie chciał się z nikim kłócić. Niech oni robią co chcą. Od momentu, gdy usłyszał od Scabiora informację i nazwę Wężowe Wzgórze, zaczęło go dręczyć przeczucie, że w przyszłości, jeśli uda się śmierciożercom porwać po raz kolejny Ginny i jego, to tam będzie miejsce ich przetrzymywania.
Naciskał już klamkę, gdy nagle usłyszał z tyłu szuranie krzesła. Odwrócił się. To Tim poderwał się ze swojego miejsca i stanął obok niego.
- Jestem po twojej stronie, Harry – powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu. – I jeśli chcesz pomocy, to zawsze możesz na mnie liczyć.
Harry patrzył na niego zaskoczony. Kiwnął głową i mruknął:
- Dzięki, Tim.
Obaj zamierzali już wyjść, gdy usłyszeli za plecami jakieś zamieszanie.
- W porządku, w porządku! – zawołał Robards za nimi, wstając ze swojego miejsca. – Róbcie, co chcecie. Ale chcę wiedzieć o każdym waszym posunięciu. Codziennie chcę mieć raport na biurku, zrozumiano?
- Jak najbardziej – mruknął Tim poważnym tonem. – Ale wiąże się z tym inna sprawa. Musimy mieć dostęp do najtajniejszych akt śmierciożerców sprzed lat i do tych obecnych.
- Co to, to nie. – Fireburn pokręcił głową. – To nie są dokumenty, do których można sobie zaglądać od tak, dla zachcianki każdego. Trzeba mieć zgodę najstarszych rangą... i... – zająknął się nie wiedząc, co powiedzieć.
- Dlatego też o tym mówimy – powiedział Harry. – I jakoś nie było z tym problemu kilka miesięcy temu, gdy prosiłem cię o dostęp, żeby coś sprawdzić. Dlaczego teraz jest?
Fireburn poczerwieniał z gniewu.
- Wtedy to była inna sytuacja... – jęknął.
- Ciekawe. Jakoś nie uważałeś wtedy, że to tylko moja zachcianka, choć nie powiedziałem dokładnie o co mi chodzi. A teraz nie będę tam sobie zaglądał „od tak”, jak to powiedziałeś przed chwilą, tylko w ważnej sprawie.
- Musimy to uzgodnić – powiedział Laughter, urywając tę dyskusję. – Damy odpowiedź jutro.
- Nie – powiedział stanowczo Tim. – Chcemy odpowiedzi dzisiaj. Nie opuścimy z Harrym gabinetu, dopóki nie usłyszymy waszej ostatecznej decyzji.
Trzej starsi mężczyźni poruszyli się niespokojnie.
- Nie tym tonem młody człowieku! – krzyknął Fireburn.
- Czekamy na odpowiedź, powiedzmy... – Tim spojrzał na zegarek – pół godziny. Potem  nas tu nie będzie.
Po tych słowach, razem z Harrym, opuścił pomieszczenie.

~~~~
* Fragmenty piosenki Blackmore's Night "Wish You Were Here" w moim skromnym tłumaczeniu.

2 komentarze: