niedziela, 17 czerwca 2012

87. Niepokojące wieści


Kolejne dni minęły Ginny na nauce i dziwnym wrażeniu, że ktoś kieruje jej krokami i myślami. Coraz częściej dostrzegała błysk tryumfu w oczach Jill, jakby to wszystko było pod jej kontrolą.
Kiedy na początku tygodnia, na tablicy ogłoszeń, zobaczyła informację o wyjściu do Hogsmeade w najbliższy weekend, poczuła smutek. Od dawna miała nadzieję, że Harry przybędzie do niej i razem spędzą cały ten dzień Pod Trzema Miotłami, albo po prostu na spacerze. Ale teraz? Nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, bo on zabawiał się gdzieś w Egipcie, a ona... Musiała siedzieć w szkole i o tym, co się u niego dzieje, dowiadywała się jedynie z gazet. Często łapała się na tym, że czuje złość, frustrację i ból, gdy o tym myślała.
Dzień przed wypadem do Hogsmeade, wychodząc z Wielkiej Sali usłyszała w głowie tajemniczy głos, mówiący: zaatakuj bez ostrzeżenia Harpera i Bobson... zaatakuj Harpera i Bobson... Te słowa brzmiały niczym rozkaz. To i nic więcej.
Przechodząc przez salę wejściową dostrzegła ich w korytarzu prowadzącym do lochów. Śmiali się z jakiegoś artykułu w gazecie trzymanej przez Ślizgonkę. Wyciągnęła różdżkę i podeszła bliżej. W tej samej chwili Harper parsknął śmiechem, szturchnął łokciem Bobson i wskazał na nią.
- Hej, Weasley! – krzyknęła tamta w jej stronę. – Wiesz, że Potter woli inną? Ale ty pewnie jeszcze tego nie czytałaś, co? – Zaśmiała się. – Masz, tu znajdziesz wszystko! – powiedziała głośno i rzuciła jej magazyn.
Złapała go Jill, która stanęła obok Ginny. Zrób to teraz! NO JUŻ! Przecież ona szkaluje twojego męża. Zrób to! Rozbrzmiał ostry głos w jej głowie.
Podniosła różdżkę i krzyknęła:
- Drętwota!
Strumień czerwonego światła przeleciał przez całą salę, trafiając w zaskoczoną dziewczynę. Harper, który stał obok, wyszarpnął swoją różdżkę i wrzasnął:
- Expelliarmus!
Różdżka Ginny wyleciała w powietrze, a złapał ją Knight, który akurat wychodził z Wielkiej Sali.
- Co tu się dzieje? – zapytał. – Wiecie, że na terenie szkoły nie wolno rzucać zaklęciami? Harper, minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu, a panna Weasley... hmm... – spojrzał na nią i na Jill – szlaban i minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru. A teraz proszę za mną, moje panie.
 Gestem zaprosił je, aby szły przed nim. Ginny czuła pustkę w głowie. To było takie dziwne. Niczym się nie przejmowała, żadne słowa do niej nie docierały, choć Jill wraz z Knightem rozmawiali ze sobą. Po prostu szła w dobrze znanym kierunku.
W gabinecie Knighta, na drugim piętrze, poczuła się jeszcze dziwniej. Zakręciło jej się w głowie, poczuła ostry ból i osunęła się na podłogę, tracąc przytomność.
Gdy się ocknęła, stwierdziła, że leży na jakimś łóżku. Nie wiedziała, co się z nią stało i gdzie się znajduje. Z oddali słyszała rozmowę dwojga ludzi. Nie otwierała oczu, wsłuchując się w głosy.
- Moje gratulacje – mówił mężczyzna. – Dobrze się spisałaś.
- Jest całkowicie pod moją kontrolą. – Głos młodej kobiety. – Niczego nie podejrzewa. Mam nadzieję, że to wam wystarczy.
- Wystarczy – przyznał tamten. – Jutro sprowadzisz ją na miejsce, o którym rozmawialiśmy.
- W porządku. I co teraz? Zaraz mamy transmutację. Lepiej, żeby McGonagall nic nie zauważyła i mam nadzieję, że ona zapomni jak tu trafiła.
- O dyrektorkę się nie martw, a jej zmienimy pamięć. Obliviate!
Ginny potrząsnęła głową i otworzyła oczy. Była w gabinecie Knighta i leżała na jego kanapie. Dlaczego ona tu jest? Podniosła się i spojrzała na stojącą obok niej koleżankę.
- Jill, co się stało? – spytała niepewnie.
- Dobrze się czujesz, Ginny? Co pamiętasz?
- Pamiętam jak wychodziłam po śniadaniu z Wielkiej Sali... Bobson i Harper trzymali jakąś gazetę... chyba „Czarownicę”. A potem... – pokręciła głową. – Nic nie pamiętam. I dlaczego ta głowa tak mnie boli?
Złapała się za głowę i zaczęła masować skronie.
- Zaczęliście rzucać w siebie zaklęciami – powiedziała Jill. – Gdyby nie Wins... – zająknęła się – pan profesor... mogło się to skończyć dużo gorzej.
- Ale dlaczego jestem tutaj, a nie w skrzydle szpitalnym?
- Bo nic nie wskazywało na jakikolwiek uraz – włączył się Knight. – Miałem właśnie poinformować cię o szlabanie, gdy osunęłaś się na ziemię...
- I uderzyłaś się w głowę – dodała Jill. – Wszystko w porządku? Bo musimy iść na transmutację, a wiesz, jaka jest McGonagall...
- Chyba tak... – Ginny powoli wstała. – Jill... – spojrzała na nią – czy w „Czarownicy” było coś o Harrym? Bo tak mi się wydaje, że właśnie przez to wszystko się zdarzyło.
- Nie wiem. Nie czytałam jeszcze, ale mam tu egzemplarz. – Poklepała po swojej torbie. – Będziesz mogła przeczytać później.
- Dzięki. I dziękuję profesorze – zwróciła się do Knighta. – A co z tym szlabanem? – zapytała, przypominając sobie, czemu tu jest.
- Poinformuję cię o tym później – powiedział.
Kiwnęła głową i razem z Jill opuściła gabinet.
Lekcja transmutacji dobiegała końca. Podzielili się na pary i jeden drugiemu miał zmienić wygląd. Ginny właśnie zmieniała kolor włosów Jill, ale zamiast włosów dziwnym trafem zmieniała jej albo kształt nosa albo uszy.
- Skup się! – syknęła Jill. – I zrób to!
Ginny wskazała ponownie na nią różdżką, wypowiadając w myślach zaklęcie. Włosy Jill skręciły się w misterne loczki. Luna siedząca obok zaczęła się śmiać.
- Wyglądasz jak owieczka – powiedziała. – Tylko czarna.
- Przynajmniej trafiła we włosy, a nie w nos – mruknęła Jill.
- Och, dajcie mi spokój – jęknęła Ginny. – Teraz twoja kolej, Jill.
- No nie wiem. Powinnaś potrenować. A jak to będzie na owutemach?
- To obleję. No dobra. Przygotuj się.
W tej samej chwili zabrzmiał dzwonek i McGonagall krzyknęła, próbując przekrzyczeć szum, jaki zapanował:
- Macie poćwiczyć, bo na następnych zajęciach będzie z tego sprawdzian! Panno Weasley, proszę do mnie na chwilę.
Dziewczyny spojrzały na siebie. Jill kiwnęła głową i powiedziała:
- Zaczekam na ciebie na zewnątrz.
Ginny zebrała swoje książki do torby i podeszła do dyrektorki, która obserwowała ją uważnie.
- O co chodzi pani profesor? – spytała Ginny ostrożnie.
Wiedziała, że ostatnio żadne zaklęcie jej nie wychodziło, a transmutacja ludzka w ogóle nie była jej specjalnością. Pewnie o to dyrektorce chodzi. McGonagall odczekała chwilę, aż wszyscy opuszczą klasę i spytała:
- Co się dzieje? Nie poznaję cię. Zawsze byłaś najlepszą uczennicą na swoim roku, ale ostatnio nic ci nie wychodzi. Chodzi o Pottera?
Ginny stała przed nią z opuszczoną głową, patrząc bezmyślnie na swoje dłonie. Po blacie stołu wędrował jakiś owad i Ginny zaczęła mu się przyglądać, palcem rysując za nim ścieżkę. Po dłuższej chwili kiwnęła wymijająco głową.  
- Kilka miesięcy temu to ja zmusiłam szefa Biura Aurorów, by przysłał tu Harry’ego. – Głowa Ginny poskoczyła do góry na te słowa, ale McGonagall nie przejęła się tym, tylko kontynuowała. – Pamiętam, że potem wszystko było w porządku, ale teraz? Jest coraz gorzej! Doszły mnie słuchy, że rzucałaś zaklęciami dziś po śniadaniu. To do ciebie niepodobne! Nie mam władzy, żeby ponownie...
- Dziękuję, ale nie potrzebuję pani troski – przerwała stanowczo wywód McGonagall. – A Harry i tak teraz tu nie przybędzie, bo go nie ma w kraju, więc nie ma sensu prosić o cokolwiek jego szefa. Zresztą... sama pani powiedziała, że nie ma nad nimi władzy. A to, co się stało rano, to zwykłe nieporozumienie.
McGonagall pokręciła niedowierzająco głową i powiedziała:
- Czasami mam wrażenie, że przejęłaś po mężu zdolności do konfliktów ze Ślizgonami. No cóż... To chyba cecha rodzinna Potterów.
- Możliwe – mruknęła Ginny. – To wszystko, pani profesor?
- Tak – dyrektorka westchnęła. – Możesz odejść.
Ginny zarzuciła torbę na ramię i wyszła.

Podczas kolacji Jill przeglądała najnowszy numer „Czarownicy”, który przechwyciła rano.
- Nie wiem, co ty widzisz w tym szmatławcu – mruknęła Ginny, nakładając sobie na talerz pieczone ziemniaki i pieczeń.
- A ty nie chcesz się dowiedzieć, co w nim piszą? Podobno jest tam coś o Harrym? – spytała Jill, trącając ją łokciem. – Spójrz! To on! – krzyknęła.
Ginny zerknęła na zdjęcie. Zobaczyła czworo ludzi, stojących na tle piramidy, machających rękami. Harry i Mike ubrani byli w typowe dla Egipcjan stroje, a dziewczyny, jak klasyczne turystki w zwyczajnych koszulkach i szortach. Poniżej artykułu inne zdjęcie ukazywało już tylko jedną parę czule się obejmującą. Zacisnęła zęby w bezsilności, gdy Cho przytuliła się mocniej do Harry’ego. Jej najgorsze obawy sprawdziły się. Ten gest Cho świadczący o „posiadaniu” TEGO właśnie chłopaka, sprawił, że zrobiło jej się niedobrze i niesamowicie przykro. Zamrugała powiekami, powstrzymując napływające łzy.
Ginny nie mogła oderwać wzroku od tego zdjęcia i Harry’ego. Z niedowierzaniem odkryła, że on odwraca głowę i próbuje wyrwać rękę z uścisku Cho. Czyżby tamta zmuszała go do tego?
Odebrała od Jill magazyn i zaczęła czytać. Nie spodziewała się gorszych wieści, ale po przeczytaniu kilku zdań zrozumiała, jak bardzo się myliła.

PODBOJE MIŁOSNE HARRY’EGO POTTERA.
Kto z was, czytelników nie zna historii o Chłopcu, Który Przeżył? Znany naszym czytelnikom, jako Wybraniec, Harry Potter, lubi otaczać się pięknymi kobietami, ale, jak zauważa nasz korespondent, ma wielki problem z dochowaniem im wierności.
Po stracie swojej pierwszej miłości Hermiony Granger, Harry Potter rzucił się w ramiona uroczej, o rok starszej od siebie dziewczyny, Krukonki Cho Chang. Zaskakującym jest fakt, że panna Chang była dziewczyną jego rywala w Turnieju Trójmagicznym, Cedrika Diggory’ego, który zginął w ostatnim zadaniu turnieju. Do tej pory nie wiadomo, co było przyczyną jego śmierci, ale od tamtej pory dziewczyna bardzo zbliżyła się do Pottera, co bardzo mu odpowiadało. Niestety rok później Potter odrzucił tę miłość, nie podając podobno żadnej przyczyny.
Następną „ofiarą” Chłopca,Który Przeżył, była kolejna Krukonka, tym razem rok młodsza, Luna Lovegood, córka wydawcy i redaktora naczelnego magazynu „Żongler”. Może Potter sądził, że będąc z nią, częściej będzie trafiał na okładkę tego niezwykłego czasopisma? Nic podobnego. Potter uważał ją tylko za koleżankę. Rzekomo mówiono o niej„Pomyluna”, co nikogo nie powinno dziwić, gdy ma się takiego ojca.
Ponad pół roku temu dowiedzieliśmy się o kolejnej wybrance Pottera. Ginewra Weasley, siostra jego najbliższego przyjaciela,mająca kontakty z Hermioną Granger, omotała sobie Pottera wokół palca. (Pisaliśmy o tym kilka miesięcy temu). Wiemy, że panna Weasley miała nadzieję na coś więcej od Wybrańca, mówiła o nim nawet „narzeczony”, ale coś chyba się między nimi popsuło, bo ostatnio spotkaliśmy pana Pottera na spacerze pod piramidami w Gizie, gdzie wyjechał jakiś czas temu, a towarzyszącą mu osobą była jego dziewczyna sprzed lat: Cho Chang. Para trzymała się za ręce i przytulała się do siebie. Czyżby odkrywali rodzące się na nowo uczucie? A może to panna Chang omotała go sobie, jak wiele dziewcząt przed nią? A może jednak powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje” w ich przypadku nabiera sensu?

Ginny złożyła gazetę i odłożyła ją na stół. Była cała odrętwiała. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać, choć była bliska temu drugiemu. Szczególnie, gdy Jill zaczęła sączyć jej do ucha:
- Nie uważasz, że on wykorzystuje sytuację? Jest tam z nią sam...
- Nie jest sam. Jest jeszcze Mike i ta druga... – Ginny z trudem przełknęła ślinę.
- Ładne mi pocieszenie, nie ma co. – Jill pokręciła niedowierzająco głową. – Dwie pary, a Harry jest ze swoją byłą.
- On nic do niej nie czuje...
- Oszukujesz samą siebie. Jesteś pewna jego uczuć? A co jest na zdjęciu? – Otworzyła magazyn i puknęła palcem w zdjęcie.
- Ginny, nie słuchaj jej – szepnęła Luna, która przysiadła się obok. – Próbuje namieszać ci w mózgu, tak jak to robią gnębiwtryski. Harry jest wspaniałym człowiekiem. Musi z nią być, bo takie otrzymał zadanie.
- Gówno prawda! – wykrzyknęła Jill. – Zachowuje się jak typowy samiec. Wykorzystuje sytuację i bawi się uczuciami. A tak w ogóle to ty nie przejmujesz się tym, co tam o tobie napisali? – spytała Lunę.
- Ja i tata uważamy, że nie ma się czym przejmować. A to jest zwykły brukowiec, który tylko zniesławia dobrych ludzi. Dlatego go nie czytamy.
Ginny siedziała zamyślona. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Do tej pory była pewna jego uczuć, ale to? To była prawda, czy kolejne kłamstwa Skeeter? Ale zdjęcie... Jak je wytłumaczyć? Zdjęcie mówiło prawdę, czyż nie?
Nagle ktoś klepnął ją w ramię. Odwróciła się i zobaczyła przed sobą Demelzę.
- Ginny, dobrze, że cię widzę – powiedziała i odetchnęła. – McGonagall chce cię widzieć. Natychmiast!
- Co? – spytała Ginny, patrząc nieprzytomnie na koleżankę.
- Masz iść natychmiast do McGonagall – powtórzyła Demelza. – I nie pytaj mnie dlaczego, bo nic nie wiem.
- Okej. Już idę.
Wstała, zabrała swoją torbę i bez słowa wyszła z Wielkiej Sali.
------
Zewsząd otaczała go pustka. Pustynny wiatr targał jego ubraniem, wsypywał piasek do oczu. Ze wszystkich stron dochodziły do niego głosy, których nie mógł zidentyfikować i zrozumieć. Ktoś na niego krzyczał, inny się śmiał.
W oddali zobaczył samotną postać. Jej rude włosy fruwały pod wpływem wiatru. Rozpoznał ją od razu. To była Ginny.
Zrobił kilka kroków w jej stronę, lecz z każdym jego krokiem odległość między nimi nie malała, Ginny wciąż była daleko.
A potem usłyszał jej głos. Cichy, napływający razem z wiatrem. Najpierw go nawoływała. Wykrzyczane przez nią jego imię ledwo do niego docierało, a potem doszło do niego pytanie pełne żalu: „Dlaczego? Harry, dlaczego mi to robisz? Dlaczego to się dzieje?”
Zaczął biec w jej stronę, próbując pokonać tę dziwną barierę, lecz nagle między nimi otworzyła się ogromna przepaść, a on w ostatniej chwili zahamował na jej skraju i upadł na kolana, bezsilny.
Wyciągnął różdżkę i zaklęciem przywołującym próbował ją do siebie przyciągnąć. Nie zadziałało. W końcu zdecydował się na desperacki krok. Wskazał na siebie różdżką, mrucząc „Wingardium Leviosa” i skoczył przed siebie.
Ze zdziwieniem stwierdził, że znalazł się po drugiej stronie i leży u jej stóp. Jednak, gdy się podniósł i na nią spojrzał, przeraził się. Stała wyprostowana, niczym posąg, jak po zaklęciu Pełnego Porażenia Ciała, jej szata była podarta, a po twarzy, zamiast łez, płynęła krew, tak, jak z wielu innych miejsc na całym jej ciele.
Żadne zaklęcie nie działało, gdy próbował wyswobodzić ją spod działania uroków. Zdjął z siebie pelerynę i okrył nią Ginny. Choć tyle mógł dla niej zrobić. Gdy tylko ją objął, krzyknęła przerażona: „Ratuj mnie!”, a chwilę potem wszystko znikło.
Otworzył oczy, z trudem łapiąc powietrze. Wciąż miał przed oczami zakrwawioną twarz Ginny. Coś się stało, a on nie był tam gdzie powinien.
Przekręcił głowę. W pierwszej chwili nie potrafił rozpoznać miejsca, w którym się znajdował. Za oknem panowała dziwna jasność: to światła lamp ulicznych rozjaśniały panującą noc. Niebo było szare, zbliżał się świt. Sięgnął ręką w bok i na nocnej szafce znalazł okulary i swoją różdżkę.
Wstał i podszedł do okna. Kair. Miasto, które nie śpi. Na dachu sąsiedniego budynku ujrzał jakieś szmaty i graty, obok których pasły się kozy, a w oddali nad Nilem luksusowe rezydencje. Gdy otworzył okno, od razu dał się słyszeć niesamowity hałas trąbiących klaksonów przejeżdżających samochodów z pobliskiej ulicy i nawoływanie muezinów na modlitwę z meczetu, które mogłoby obudzić umarłego. Nie był przyzwyczajony do takiego zgiełku. Zamknął z powrotem okno i poszedł do łazienki. Jutro miną dwa tygodnie odkąd rozmawiał z Ginny i żegnał ją przed tym wyjazdem. Niepokojące uczucie wzrastało w jego piersiach odkąd tu przyjechał. A ten dzisiejszy sen sprawił, że metalowa obręcz ścisnęła z całej siły jego klatkę piersiową. Czy to, co zobaczył, było ostrzeżeniem, czy rzeczywiście coś się stało? Westchnął. Nie miał z kim o tym porozmawiać. Był z tym sam. Obmył twarz i wrócił z powrotem do pokoju.
Mike spał dalej, jak zabity. Widać wczorajsza impreza, wreszcie kończąca ten nieszczęsny wyjazd i Emily, wyraźnie go zmęczyły – pomyślał ironicznie.
Usiadł na swoim łóżku i oparł głowę na rękach. Przypomniał sobie ostatni spacer pod piramidami. Byli we czwórkę: Emily i Mike razem, a on, na swoje nieszczęście, musiał być z Cho, która uwiesiła się na jego ramieniu. Tak naprawdę nie rozpoznawał tej dziewczyny. Czy to była ta sama Cho sprzed lat? Nic do niej nie docierało. Kompletnie. Choć za każdym razem okazywał niechęć do jej postępowania i próbował się wyrwać z jej uścisku. Czasami miał wrażenie, że ściska go wielka kałamarnica, której długie macki oplatają go i przyciągają do siebie.
Miał też dziwne przeczucie, że Ginny o tym wie. Potwierdziły to jej słowa w tym śnie: „Harry, dlaczego mi to robisz?” Czy jest możliwe, aby po tym wszystkim, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu został tu jakiś dziennikarz z „Proroka” i napisał coś na jego temat? Miał nadzieję, że to nie Rita Skeeter. Ona potrafiła wyciągnąć takie rzeczy, o których chciałby zapomnieć.
Potrząsnął głową. Jedyne, czym powinien się teraz martwić to Ginny i ten sen. Wziął z szafki zdjęcie Ginny i wpatrując się w jej roześmianą twarz, szepnął:
- Jeszcze tylko kilka godzin. Dziś wieczorem cię wreszcie zobaczę.
-----
Ginny stanęła pod drzwiami gabinetu McGonagall. Czyżby dyrektorka wymyśliła dla niej jakąś karę za dzisiejsze zachowanie? Co powiedział jej Knight?
Zapukała i po stanowczym „proszę”, weszła do środka.
W gabinecie oprócz dyrektorki był jeszcze mężczyzna. Ginny nie od razu go rozpoznała. Oczywiście miała wrażenie, że skądś go zna, ale nie wiedziała skąd.
- Pani profesor, wzywała mnie pani? – zwróciła się do dyrektorki.
McGonagall zaprosiła ją gestem, aby podeszła bliżej. Mężczyzna podszedł do niej i wyciągnął rękę.
- Nie zostaliśmy sobie chyba jeszcze przedstawieni, choć wiem o tobie dość dużo od Harry’ego – powiedział.
- To dużo więcej ode mnie, bo ja nic o panu nie wiem – mruknęła.
- Tylko nie pan – uśmiechnął się. – Tim. Na pewno Harry wspominał, że z nim pracuję. Jestem Tim Crosby i byłem tu kilka miesięcy temu, na początku roku, pewnie pamiętasz...
- Tim? – Ginny zastanowiła się, patrząc na niego i wyciągając do niego rękę na powitanie. – Tak, teraz sobie przypominam. Harry mówił mi, żebym się kontaktowała z tobą w razie nagłej potrzeby.
- Rozumiem. Usiądź – wskazał na krzesło. – Jestem tu, bo muszę cię o coś zapytać.
Ginny zbladła i poczuła gęsią skórkę na karku.
- Czy coś się stało Harry’emu? – zapytała, siadając.
- Z tego, co wiem, to nie. Chyba czytałaś niedawne informacje z gazet?
- Ostatnie właśnie przed chwilą – warknęła.
- Rozumiem – mruknął i spojrzał na McGonagall.
- To ja was zostawię – powiedziała dyrektorka, podchodząc do drzwi. – Sprawdzę, czy w Wielkiej Sali wszystko w porządku.
I wyszła.
Tim spojrzał na Ginny.
- Domyślałem się, że Harry uznał mnie za jedynego, któremu może zaufać – powiedział, kiwając głową. – I mam nadzieję, że ty też mi zaufasz.
Zauważył, że Ginny chce coś powiedzieć, więc podniósł rękę, uciszając ją.
- Nie musisz decydować od razu. Pozwól, że powiem, co mam do powiedzenia i dopiero wtedy zdecydujesz. Znam Harry’ego od dawna, no... – zawahał się, licząc – może bardziej od ośmiu miesięcy, ale to  wystarczyło, aby go poznać.
Ginny siedziała zamyślona. Nie była pewna, czy ufać Timowi, czy nie. Harry niewiele mówił jej o pracy, zresztą nigdy nie mieli na to czasu.
- Znałem twojego brata, wiesz? – spytał Tim. – To było tak dawno – mruknął i rozejrzał się po gabinecie.
- Mojego brata? – spytała.
- Tak. Charlie’ego – odparł. – Był świetnym graczem w quidditcha w Hogwarcie. Wyśmienitym szukającym. Szkoda, że po szkole zajął się smokami, ale to był jego wybór – westchnął.
- O co ci tak naprawdę chodzi? – zapytała Ginny. – Bo chyba nie chciałeś wspominać mojego brata, prawda?
Zaczynało ją to irytować. Nie miała ochoty na jakiekolwiek wspominki.
- Tak, oczywiście – odparł, potrząsając głową. - Wiesz, nad czym Harry ostatnio pracował?
- Niestety – mruknęła, przypatrując się z zainteresowaniem mężczyźnie. – Nie chciał mi o tym mówić.
- To oczywiste. Dla twojego bezpieczeństwa... – szepnął, jakby do siebie. – Pracowaliśmy nad tym razem, ale to on wiódł główny prym. Nieważne. Wiesz zapewne, że pracował prawie bez przerwy.
- Taak... – mruknęła ostrożnie. Nie wiedziała, do czego zmierza ta rozmowa, ale pamiętała, jaki Harry był zmęczony, gdy rozmawiali wieczorami przez lusterko. Może on ma zamiar powiedzieć jej, czym się zajmowali?
- Mam nadzieję, że to zostanie między nami, co? – zapytał, spoglądając jej w oczy. – Jestem tu nieoficjalnie.
- Jasne. Zresztą, komu mogłabym cokolwiek powiedzieć? Nigdzie nie wychodzę, jestem tu tylko z innymi uczniami i nauczycielami...
- Nic podejrzanego nie zauważyłaś? Harry mówił mi, że boisz się nauczyciela obrony.
- Czy ja wiem? – zastanowiła się chwilę. Nadal nie ufała temu człowiekowi na tyle, by mu powiedzieć. A o tamtej podsłuchanej rozmowie, po powrocie do Hogwartu, nie wiedział nikt, nawet Harry. – W zeszłym semestrze może tak, ale teraz? Chyba już nie – skłamała.
- A ta twoja koleżanka? Jill? Nie zachowywała się podejrzanie? Podobno ona jest jego siostrzenicą?
Ginny poderwała się ze swojego miejsca.
- Czy to przesłuchanie? – krzyknęła, spoglądając na niego.
- Nie. Proszę, nie denerwuj się. – Tim wstał i podszedł do niej. - Chciałem się tylko upewnić, że u ciebie wszystko w porządku.
- W jak najlepszym – odparła ostro. – Jedyne, czym się denerwuję, to twoje tajemnicze pytania, bo nie wiem, do czego one prowadzą. Oskarżasz o coś Jill i Knighta?
- Nie jestem pewny – odparł. – Mam swoje podejrzenia, ale to tylko podejrzenia. Kiedy Harry wróci pewnie będzie chciał się dowiedzieć, czy tutaj wszystko okej.
- Sam będzie mógł mnie o to zapytać – warknęła. – Prawdę mówiąc mam mu coś do powiedzenia.
- Wiem – przytaknął. – To nie jest moja sprawa, ale najpierw go wysłuchaj...
- Skąd ty możesz wiedzieć, o co mi chodzi? I dobrze powiedziałeś: to nie jest twoja sprawa – syknęła.
Tim westchnął.
- Przepraszam – mruknął. – Nie o tym chciałem rozmawiać.
- A o czym? – spytała oschle.
- Harry i ja poszukiwaliśmy pewnego miejsca, o którym usłyszeliśmy na początku roku. I chyba je znalazłem.
- I co w związku z tym?
- Harry wraca pojutrze i...
- Pojutrze? – przerwała. – Powiedziałeś „pojutrze”? – Chciała skakać z radości, ale powstrzymywała ją wściekłość po przeczytanym dziś artykule.
- Tak. – Tim odwrócił się do niej. – I wiem, że z tobą pierwszą będzie się kontaktował. Możesz mu powiedzieć, aby spotkał się z Orionem Snakesem z Wydziału Zwierząt? On już będzie wiedział, co dalej.
- A nie możesz mu tego sam powiedzieć? To wasza sprawa – prychnęła.
- Nie będzie mnie, gdy wróci. Sam wyruszam na misję, o której nikt z Biura nie wie. Idę właśnie do tego miejsca, którego szukaliśmy.
- A możesz powiedzieć, co to za miejsce? Obiecuję, że nikt się nie dowie, oprócz Harry’ego.
- Idę odszukać Wężowe Wzgórze – powiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz