sobota, 23 czerwca 2012

116. Niezastąpiona pomoc babci Weasley


Ron odetchnął z wyraźną ulgą.
- Nawet nie wiecie, ile mnie to kosztowało.
Uwolnił się z objęć siostry i usiadł na łóżku przed nimi.
- Ale wszystko jest już dobrze, braciszku? Prawda? – zapytała Ginny, gdy usiadła obok niego i mocno go objęła.
- Mam nadzieję – mruknął. – Przez ostatnie miesiące nie mogłem opędzić się od ptaków, które Hermiona napuszczała na mnie codziennie... – Podniósł głowę i jego oczy napotkały wzrok Harry’ego, który uśmiechnął się lekko. – Do tej pory mam ślady na szyi – odsunął kołnierzyk, odsłaniając fragment zaczerwienionej skóry, a potem potarł lekko czoło. – Na czole udało mi się usunąć... Gdybym dziś rano nie obiecał jej, że z wami porozmawiam, to wieczorem znowu...
- Wieczorem miałbyś kolejną porcję ataku rozwścieczonych kanarków – warknęła Hermiona od progu.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Stała oparta o framugę z założonymi rękami na piersiach.
- I zastanawiam się, czy mimo wszystko na to nie zasłużyłeś – dodała.
- Już w porządku, Hermiono... – powiedział Harry.
Hermiona weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Przecież wszystko im wyjaśniłem... – wymamrotał Ron.
- Ale zaprosiłeś ich tutaj w taki sposób, że dziwię się, że Harry nie rzucił na ciebie jakiejś klątwy. Nawet Teddy myślał, że zamierzacie się bić.
- Prawie tak się stało – wtrąciła Ginny.
- Ale sytuacja została opanowana – powiedział Harry, uśmiechając się do niej. – Dzięki Ginny.
Przysunął się bliżej i położył dłoń na jej ramieniu.
- A ty przyszłaś mnie sprawdzić? – zapytał kwaśno Ron.
- Nie całkiem – odparła Hermiona. Spojrzała na Harry’ego i Ginny. – Chciałam zobaczyć czy nadal jesteście cali i czy Ginny nic nie jest.
Ginny potrząsnęła głową.
- Wszystko ze mną okej – mruknęła.
- A więc jednak mnie sprawdzasz... – jęknął Ron, kręcąc głową.
- Poza tym mama zaprasza was na obiad. – Hermiona ponownie zwróciła się do Harry’ego i Ginny, nie zważając na Rona. – Pewnie jesteś głodna.
- No pewnie! – wykrzyknęła Ginny, wstając. – Aż dziwne, że maluch jeszcze nie zaczął się dopominać.
- A Teddy pewnie wymyśla niestworzone historie na nasz temat. Pozwólmy innym odetchnąć od niego.
Podał ramię Ginny, ale ta zawahała się chwilę, patrząc jak jej brat i bratowa zamierzają wyjść. Ścisnęła Harry’ego za ramię. To chyba idealny moment, by pokazać im, że nigdy nie mieli żalu do żadnego z nich.
- Poczekaj – szepnęła. – Może poprosimy ich teraz?
Ich oczy się spotkały i Harry przytaknął. Od razu wiedział o czym mówi.
- Myślę, że to dobry pomysł.
- Idziecie? – zapytał Ron, odwracając się do nich.
Stał już przy drzwiach. Obok niego Hermiona zaciskała rękę na klamce.
- Zaczekajcie chwilę – powiedział Harry.
Przyjaciele odwrócili się i cofnęli kilka kroków.
- O co chodzi? – spytała Hermiona. – Podobno jesteś głodna.
- Ta chwila mnie nie zbawi, a mamy wam coś ważnego do powiedzenia.
- Ginny i ja... – zaczął Harry – długo na ten temat rozmawialiśmy i właściwie nie mieliśmy innego wyboru. – Odchrząknął a jego głos stał się oficjalny. – Hermiono, Ron... Czy zgodzicie się być rodzicami chrzestnymi dla naszego dziecka?
Oboje spojrzeli na siebie zaskoczeni i podenerwowani.
- Nie musicie odpowiadać od razu – odezwała się Ginny. – Do narodzin jest jeszcze trzy miesiące i...
- Po tym, co ci wtedy powiedziałem, Harry... – wymamrotał Ron z opuszczoną głową – ty proponujesz mi coś takiego... Nigdy bym nie pomyślał...
- To prawda – powiedział Harry, klepiąc go w ramię. – Ty nigdy nie myślałeś.
- Przepraszam...
Ginny podeszła do niego i uściskała mocno.
- Już nas przepraszałeś i wystarczy, Ron. Poza tym jesteś naszym przyjacielem i moim bratem. I dlatego zasłużyłeś na to by być chrzestnym. A ty Hermiono...
- Wiem – odparła Hermiona z uśmiechem. – To będzie dla nas zaszczyt.
Zeszli na dół. Powitał ich krzyk Teddy’ego: „Wrócili!”, gdy rzucił się na Harry’ego, i jego zawiedziona mina, że nic się jednak nie stało.
- Siadajcie, siadajcie. – Pani Weasley wskazała na wolne miejsca przy stole. – Teddy zostaw wujka Harry’ego i też usiądź. Fred i George mieli właśnie coś powiedzieć.
Obaj mężczyźni siedzieli wraz ze swoimi partnerkami po drugiej stronie. Gdy wszyscy usiedli, oni wstali.
- Ja i Angelina... – zaczął Fred.
- I ja z Verity – dodał George – zaręczyliśmy się w poprzedni weekend.
- I planujemy podwójny ślub w te wakacje – oświadczyli wspólnie.
Wokoło rozległy się okrzyki całej rodziny.
- To wspaniale!
- Moje gratulacje!
Ginny ucałowała swoich braci.
- Mam nadzieję, że bierzecie mnie pod uwagę? – zapytała. – Maluszek ma przyjść na świat w połowie lipca, a nie chciałabym przegapić tego wydarzenia.
- Oczywiście, siostrzyczko – zawołał Fred.
- Jesteśmy przekonani, że mieszkaniec twojego brzucha będzie już wtedy na zewnątrz – dodał George, gładząc siostrę po brzuchu. – O, widzę, że szaleje.
Zaśmiał się, bo poczuł kopniak od siostrzeńca.
- Chyba się obudził – stwierdziła Ginny – i teraz pewnie nas słucha.
- Ciociu, mogę przywitać się z dzidziusiem?
- Ja też chce, ja też!
Przy jej krześle pojawił się Teddy, a za nim Victoire.
- Przyłóżcie tu rączki – powiedziała. Chwyciła ich dłonie i przysunęła do siebie. – Tylko ostrożnie.
- Ale fajnie! On nas słyszy? – zapytał Teddy. Przyłożył buzię do cioci i zawołał głośno: – słyszysz mnie?
- Słyszy nas wszystkich, a jak mu się nie podoba to reaguje. O, właśnie tak.
Teddy odskoczył zaskoczony.
- Ale mocno kopnął!
- Rośnie ci konkurencja, Teddy – zaśmiał się Harry. – Jak trochę podrośnie i zacznie grać w quidditcha...
- Wujek... – jęknął Teddy, przewracając oczkami – to i tak będzie dla mnie za mały.
Harry pokiwał głową. Musiał przyznać mu rację.
------
Czerwiec powoli dobiegał końca. Po całej Anglii przetaczała się fala upałów i nie było czym oddychać. Wszędzie unosiło się gorące, duszne powietrze. Ginny siedziała bokiem na ławeczce przed domem, z nogami opartymi o poręcz, czytając dzisiejsze wydanie „Proroka” i co chwila pijąc chłodną wodę. Z domu słyszała jakieś dziwne stukanie i śmiechy kilku mężczyzn; to Harry wraz z bliźniakami i Ronem przemeblowywali sypialnię dla maluszka.
- Jak tam przyszła mamusia?
Od furtki rozległ się znajomy głos. Odwróciła głowę i zobaczyła zmierzającą ku niej Hermionę.
- Chciałabym mieć to już za sobą – mruknęła w odpowiedzi – i trzymać małego w ramionach.
Hermiona pocałowała przyjaciółkę na powitanie, wyczarowała sobie krzesło i usiadła obok.
- Gdzie Harry?
- Razem z moimi braćmi wygonili mnie z domu i rozwalają górne piętro. A ja mam cały czas odpoczywać. Nawet Stworek i Zgredek nie dają mi nic zrobić. „Pani Ginewra powinna teraz odpoczywać, Zgredek sam to zrobi” – skończyła, udając piskliwy głos skrzata.
- Nie wiem, czemu tak narzekasz. – Na progu pojawił się Harry z butelką kremowego piwa w ręku. Otarł twarz i wypił łyk napoju. – Wszystko masz podane na tacy i jeszcze coś ci nie pasuje?
- Dziękuję ci bardzo! – warknęła, podnosząc się. Wskazała na niego palcem. – To ty zabroniłeś mi robić cokolwiek!  A ja chętnie bym gdzieś poszła... Strasznie się tu nudzę... – jęknęła.
- Podobno ciężko ci się poruszać...
- Ciekawe jak ty byś się czuł z dodatkowymi kilogramami na brzuchu!
- Na szczęście nigdy nie będę miał tej szansy i nie chciałbym się z tobą zamienić – dodał szybko, bo był pewny, że to właśnie chciała zaproponować. – Wolę być normalnym facetem i czekać z boku.
- Hej, hej! – krzyknęła Hermiona ze śmiechem. – Spokój! Zabiorę tę marudzącą kobietę sprzed twoich oczu – powiedziała do Harry’ego, a do Ginny mruknęła: – a ty chodź ze mną.
- Ale gdzie?
- Chodź. Zaraz się przekonasz. Zamknij oczy.
Ginny poczuła na swojej twarzy jakiś materiał, a chwilę potem niewielkie szarpnięcie.
- Hej, co ty robisz? – zawołała.
Hermiona prowadziła ją w ciszy. Co jakiś czas skręcała w lewo bądź w prawo i w końcu szepnęła:
- A teraz otwieramy oczy.
Materiał zniknął, a jej oczom ukazał się salon w Norze. Z otwartymi ustami okręciła się dokoła. Cały pokój przybrany był w niebieskie baloniki, tu i ówdzie na kolorowych wstążkach wisiały smoczki. Na środku stał fotel. Hermiona wskazała na niego i Ginny zrozumiała, że ma na nim usiąść. Gdy tylko to zrobiła otoczyło ją kilka roześmianych dziewcząt, a z kuchni wyszła mama, różdżką prowadząc przed sobą najdziwniejsze dwa ciasta, jakie widziała w życiu.
Dopiero po chwili zorientowała się, że tak naprawdę to tort w kształcie pieluszki, a także różne kosmetyki, śpioszki i inne ciuszki dla maleństwa. Ze łzami w oczach odbierała kolejne prezenty od Luny, Angeliny, Verity i Hermiony i wkrótce otaczały ją kolorowe papiery, a na kolanach trzymała maleńkie skarpeteczki ze złotymi zniczami, spodenki i gryzaczki w kształcie różnych magicznych zwierzątek. Nie zabrakło też ramek i albumów na zdjęcia.
Wkrótce dziewczyny rozsiadły się wokół niej, zajadając ze smakiem tort i różne ciastka przygotowane przez panią Weasley.
- Czyj to był pomysł? – zapytała.
- Mój – mruknęła Hermiona. – Ale gdyby nie mama...
- Nie byłoby tego wspaniałego tortu – powiedziała Angelina.
- A chłopaki... Harry, wiedzieli o tym?...
- Twoi bracia wiedzieli. To dlatego wciągnęli Harry’ego w tę robotę u was w domu – wyjaśniła Hermiona. – Teraz pewnie przerabiają ten mały pokoik na górze, na sypialnię dla waszego maluszka.
- To był akurat pomysł Freda i George’a – mruknęła Angelina.
- Na twoim miejscu obawiałabym się, co zastaniesz po powrocie – ostrzegła ją mama.
- Na pewno nie będzie tak źle – powiedziała Verity, spoglądając niepewnie po zebranych dziewczynach.
- Czyżbyś nie znała pomysłów swojego przyszłego męża? – zapytała Ginny ze śmiechem. – I nie boję się ich – zwróciła się do mamy – najwyżej maluch będzie miał weselej, gdy się urodzi.
- Oby nie za wesoło.
- Mamo, od kiedy jesteś taką pesymistką?
Luna klasnęła w dłonie, czym przerwała tę wymianę zdań.
- Hej, miałyśmy się bawić z naszą przyszłą mamusią. Ogłaszam konkurs – powiedziała. – Każda z nas wystrzeli z różdżki wstążkę, którą przewiążemy naszą mamusię. Tej, której wstążka obwiedzie brzuch Ginny w całości, ta wygrywa.
- Świetny pomysł! – wykrzyknęła Verity.
- A potem zapakujemy naszą mamusię i oddamy w prezencie Harry’emu. Niech przyszli rodzice nacieszą się sobą, zanim bobas przyjdzie na świat.
W końcu okazało się, że najdłuższą wstążkę wyczarowała babcia Weasley. Ginny stała po środku, a dziewczyny obwiązały niebieską taśmę wokół jej brzucha i zawiązały ogromną kokardę w miejscu pępka. I w takim „ubranku” odstawiły ją na ganek w Dolinie Godryka. Drzwi otworzył jej Stworek. Odebrał wszystkie paczki z prezentami dla niemowlęcia i zaniósł na górę. W domu panowała cisza. Nigdzie nie było Harry’ego ani jej braci.
Ginny wchodziła powoli po schodach na pierwsze piętro. Było jej coraz ciężej, w końcu dodatkowe dziesięć kilo robiło swoje. Zatrzymała się przy małym pokoiku obok sypialni z ręką na plecach. Uśmiechnęła się na to, co zobaczyła. Wszystko było prawie gotowe na przyjęcie małego gościa. Na suficie świeciły maleńkie gwiazdki. W kącie stało łóżeczko od bliźniaków, pewnie Harry przeniósł je ze strychu. Obok stała komódka pełna bluzeczek, kaftaników i pieluszek oraz przewijak. Po przeciwnej stronie stał fotel, w którym będzie miała możliwość usypiania maleństwa. Brakowało tylko samego dziecka.
Usiadła w fotelu, obejmując swój wielki brzuch. Zamknęła oczy. Już niedługo doświadczy tego cudownego uczucia ściskającego serce i tej wszechobejmującej czułości, gdy będzie trzymać niemowlę w ramionach, a maleńkie paluszki będą ściskać jej rękę.
Taką, skuloną i śpiącą w fotelu, znalazł ją Harry. Usiadł na podłodze przy jej nogach i położył głowę na jej kolanach.
Ocknęła się i przeczesała mu włosy palcami.
- Harry? – szepnęła. – Gdzie byłeś?
- Chłopaki wyciągnęli mnie na piwo do Dziurawego Kotła. Chyba się nie gniewasz?
- Nie. Tobie też należy się odpoczynek, zanim pojawi się wśród nas młody Potter, bo potem nie będziesz miał okazji – mruknęła. – Zwłaszcza po tej robocie, jaką tu zrobiliście. Ten pokoik jest naprawdę piękny. 
Podniosła się z fotela. Lekko pochylona do przodu poczuła ostry ból w podbrzuszu.
- Auu! – krzyknęła.
Harry natychmiast chwycił ją za ramię.
- Co się dzieje? Czy to już?
- Nie... Już przechodzi – powiedziała słabym głosem. – Po prostu za szybko wstałam.
- Może powinienem wezwać uzdrowiciela?
Wyprostowała się powoli.
- Dzięki, wszystko już dobrze. Przeszło. Ale powinnam się już położyć.
- Trzeba było od razu pójść do sypialni...
- Chciałam zobaczyć, co tu zrobiliście – szepnęła. – I jestem zachwycona.
Małymi kroczkami przeszli przez korytarz i wkrótce Ginny usiadła na łóżku.
- Chcesz czegoś kochanie?
- Strasznie bolą mnie stopy. Zrobiłbyś mi masaż? – zapytała z uśmiechem.
Harry usiadł przy niej i zaczął ją delikatnie masować.
- Wiesz, myślałam, że zastanę tamten pokój w całkowitej ruinie – powiedziała. – Bo jak Fred i George biorą się za cokolwiek, to potem...
- Wiem – przyznał Harry. – Gdyby nie Stworek i Zgredek, pewnie zastałabyś bałagan. W przyszłości ja się tym zajmę...
- Zapamiętam te słowa, panie Potter – zawołała. – Kiedyś ci je przypomnę. A może jeszcze powiesz, że będziesz wstawał w środku nocy do małego? – zapytała z chytrym uśmieszkiem.
Położył się obok i przyciągnął ją do siebie.
- Nie za dużo obietnic byś chciała na raz? – spytał. – A teraz chodź tu do mnie, skoro nic ci nie jest.

Następne dni mijały prawie tak samo. Przez większość czasu Ginny odpoczywała na ławeczce na ganku, albo robiła krótkie spacery wokół domu. Harry znikał na całe dnie, nie tłumacząc jej, co się dzieje w świecie czarodziejów i wracał z ministerstwa dopiero późnym wieczorem.
Termin porodu ustalony przez uzdrowicieli na połowę lipca, przesuwał się z każdym dniem coraz dalej i dalej.
W połowie kolejnego tygodnia, tuż przed wyjściem do ministerstwa, przy śniadaniu, Harry przytulił ją do siebie.
- Jak się czuje moja kochana ciężarówka?
- Ja ci dam ciężarówkę – warknęła. – Harry, może będzie lepiej, gdy zostaniesz... Mam wrażenie, że to dziś... – Przyłożyła rękę do podbrzusza, spodziewając się nadejścia skurczu, które stawały się coraz częstsze.
- Wczoraj też tak mówiłaś...
- Ale dziś jest inaczej... Boli mnie coraz częściej i mocniej...
- Będę w domu szybciej niż myślisz.
- Pan Harry spóźni się do pracy – zakrakał Stworek tuż przy jego nodze.
Oboje przewrócili oczami.
- Wrócę na obiad. Jeśli pojawiłyby się wcześniej jakieś problemy, to przyślij któregoś ze skrzatów, okej?
Pocałowali się na pożegnanie. Po kilku chwilach Harry przerwał pocałunek i zachichotał.
- Jak będziemy się tak dalej całować, to możemy się nie powstrzymać i możemy mieć kolejne dziecko po drodze.
- A kto powiedział, że ja chcę mieć tylko jedno dziecko? – dogryzła mu Ginny.
Harry zaczerwienił się lekko, schylił nieco głowę i szepnął w kierunku brzucha:
- A ty zaczekaj aż tatuś wróci do domu, dobrze?
Po tym klepnął go, podniósł się i pocałował żonę w policzek.
- Wrócę najszybciej jak się da.
I wyszedł.
Kilka godzin później Ginny leżała na kanapie w salonie, ciężko oddychając. Czuła nadchodzący skurcz. Starała się jakoś trzymać, i przede wszystkim myśleć logicznie, co robić w takich sytuacjach. Tylko skąd na brodę Merlina ona ma to wiedzieć?
- Zabiję twojego ojca, gdy tylko się pojawi – mruknęła żałośnie po raz kolejny i krzyknęła. Ból był okropny.
Tuż przy niej pojawiły się dwa skrzaty.
- Stworek... – wysapała. – Idź po Harry’ego... A ty Zgredku sprowadź moją matkę... Tylko szybko!
Skrzaty zniknęły a ona poczuła, że tam na dole robi się jej ciepło i mokro; była pewna, że to odeszły jej wody.
Stworek pojawił się z trzaskiem z grobową miną. Ginny wstała z mokrej kanapy i wydyszała:
- Gdzie on jest?
- Pan Harry nie może jeszcze wyjść z ministerstwa – wyszeptał skrzat.
- CO? NIE MOŻE WYJŚĆ? – wrzasnęła, bo nadeszły kolejne skurcze.
- Panu Harry’emu jest naprawdę przykro – powiedział Stworek, podnosząc swą małą piąstkę, aby się uderzyć.
- Stworku, nie! – krzyknęła.
Osunęła się na podłogę. Dziecko było coraz bliżej, a ona na dodatek musiała jeszcze pilnować, by Stworek sam się nie karał.
- Już jestem! – krzyknął Zgredek, prowadząc za rękę panią Weasley.
- Mamo… – powiedziała z trudem. – Pomóż mi...
- Już dobrze, córeczko... – Mama pobiegła do kuchni umyć ręce i szybko wróciła. – Stworek przynieś czysty ręcznik i gorącej wody – zakomenderowała. – Zgredku podłóż jej pod plecy poduszkę. O, tak. Ginny, ty już o niczym nie myśl oprócz dziecka. Ułóż się wygodnie.
Ginny podciągnęła sukienkę i odchyliła się na ramionach.
- Poradzisz sobie, kochanie. Ja rodziłam siedem razy i jakoś żyję. To u ciebie też będzie dobrze. Już jesteś blisko.
- Ale ja nie mam już siły... – wyszeptała.
- Oczywiście, że masz. Widzę główkę... No, raz, dwa... Przyj!
- Aaaaah! – wrzasnęła Ginny.
- Wiem, że boli... Oddychaj głęboko... Jeszcze raz i będzie po wszystkim...
Ginny przytaknęła. W tej samej chwili trzasnęły drzwi, otwierając się. Na progu stał Harry, Ron i Hermiona.
- No, na trzy... – ponagliła ją mama. – Raz, dwa...
Ginny pchnęła ostatni raz i dziecko znalazło się w ramionach babci.
- Łaaa!
Rozległ się pierwszy krzyk malucha, gdy Molly owijała go w czysty ręcznik. Ginny westchnęła i podsunęła się, by usiąść. Wyciągnęła ręce do Molly i wzięła niemowlę na ręce. Bała się, że coś mu zrobi, był taki malutki. Chłopczyk przyłożył główkę do mamy i usteczkami zaczął szukać piersi do ssania.
Harry szybko podszedł do niej.
- Lepiej późno niż wcale! – warknęła na niego.
Zaśmiał się i spojrzał na syna. Jego mała buzia była czerwona od płaczu, resztek krwi i śluzu po porodzie. Usiadł przy nich i pocałował Ginny w policzek.
- To chłopiec, tatusiu – mruknęła Ginny. – Jak go nazwiemy? – spytała i dała mu szybkiego całusa.
- Nie wiem – wyszeptał Harry, trzymając malutką piąstkę swojego synka.
- Ja wiem. James będzie idealnie – powiedziała, wpatrując się w Harry’ego, na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przytaknął.
- James Syriusz Potter – oznajmił.
Rozejrzał się. Ron stał tuż obok i uśmiechał się. Hermiony nigdzie nie było.
- Hermiona poszła po uzdrowiciela, stary – oświadczył Ron. – Świetna robota, siostrzyczko.
- Dziękujemy babciu – powiedziała Ginny z uśmiechem.
- Mały jest zdrów, jak ryba – powiedziała Molly. – Wiem z doświadczenia.
Wszyscy zebrani natychmiast się roześmiali. Ginny podała małego Harry’emu.
- Jaki on malutki... – wyszeptał. – Witaj na świecie, James. – Pocałował synka w czółko.
Ginny patrzyła na Harry’ego. Jego uśmiech nie mógł być bardziej promienny, a jego twarz tak pełna dumy i miłości. To było warte całego bólu... Zobaczyć Harry’ego tak szczęśliwego.

12 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać narodzin Albusa Severusa i Lily Luny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz!
    Nie mogę się doczekać Twoich postów! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Ciekawe co będzie dalej...zabieram się za czytanie :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak czekałam na ten moment :') :') :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie piszesz Asiu. Nie mogę się doczekać kolejnych postów!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak przeczytałam końcówkę to miałam łzy w oczach, Piszesz tak realistycznie gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  7. w którym będzie Albus?

    OdpowiedzUsuń
  8. Alee to Molly jej (XDDD) wyciągnęła dziecko? XdDDDDDdDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak a zresztą Asia nie mogła wszystkiego opisać dokładnie

      Usuń
  9. ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń