Nad Doliną Godryka zebrały się chmury zasłaniające księżyc i gwiazdy. Ciemne, niemal czarne, złowieszcze, gotowe lada chwila rozedrzeć niebo szponami błyskawic. Z daleka słychać już było złowrogie pomruki i grzmoty. Nadchodziła burza. Harry z zaciekawieniem obserwował zmiany zachodzące na odległym niebie. Uwielbiał wychodzić na ganek i przyglądać się temu widowisku.
Srebrna nić przecięła całe niebo, a chwilę potem głuchy grzmot potoczył się po okolicy.
Przywołał ze spiżarni butelkę kremowego piwa, stanął w progu domu i wpatrzył się w odległą dolinkę. Deszcz mocno uderzał w daszek nad jego głową. Okolica wyglądała pięknie, rozświetlana przez rozbłyski uderzających w las piorunów.
Tej nocy znowu nie mógł zasnąć. Tym razem nie spowodowały to koszmary tak jak kilka miesięcy temu, choć ostatni straszny sen, który miał jeszcze w Hogwarcie, gdy widział torturowaną Ginny, coraz częściej pojawiał mu się przed oczami. Tak jak teraz. Przestał widzieć i słyszeć cokolwiek, oprócz tego snu. Pamiętał, że w tej wizji Ginny miała na sobie białą sukienkę. Poczuł jak strach ściska go za gardło. A jeśli to... jej suknia ślubna?... Pokręcił głową i wypił kolejny łyk z butelki.
Ostatnie tygodnie spędził prawie cały czas w gabinecie Robardsa, omawiając każdą chwilę z nadchodzącego dnia ślubu. Aurorzy mają ochraniać Norę i ich podczas całej uroczystości. I w razie ataku to oni przejmą na siebie całą walkę, żeby w razie czego mogli zniknąć. Z początku mu się to nie podobało, powtórzył nawet to, co mówił pierwszego dnia, że nie chce aby ktoś przez niego ucierpiał, ale Kingsley dał mu do zrozumienia, że w ten sposób uratuje Ginny, a oni wszystkim się zajmą. To będzie jedyne wyjście.
Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Do samotności był już przyzwyczajony, ale jednak miał wrażenie, że kogoś mu brakuje. I był pewny, że brakuje mu głosu i uśmiechu tylko jednej osoby. Ginny.
Wszedł na górę do głównej sypialni. Prawie nic tu się zmieniło. Z początku czuł się głupio w tym pokoju. W końcu to sypialnia małżeńska, a on jest sam, ale czy już niedługo on i Ginny nie będą małżeństwem i będą tu razem?
Przeszedł do łazienki, zrzucił z siebie ubranie i wszedł pod prysznic. Gdy tylko ciepła woda zaczęła spływać mu po ciele, poczuł narastający spokój. Jakby woda zmywała z niego cały lęk i strach. Oparł się rękami o ścianę i opuścił głowę, pozwalając aby strumień wody spłynął mu z karku po całych plecach. Myśli płynęły razem z wodą. Ale były już tylko wyrazem jego tęsknoty za spokojnym życiem, bez lęku o przyszłość. Myślał też o Ginny. Zaraz po weselu przyjadą tu na kilka dni, a potem... sam jeszcze nie wie gdzie. Może wyjadą gdzieś nad ocean, gdzie będą mogli obserwować zachód, a potem wschód słońca, siedząc na plaży? Może tam czas dla nich zwolni i nic nie zagrozi ich szczęściu? Żeby tylko ukryć się przed śmierciożercami na te kilka tygodni, zanim... się znowu rozstaną. Nie chciał o tym myśleć. I wiedział, że Ginny też nie chce. Ale wiedział też, że jest to nieuniknione, bo ją czekał ostatni rok nauki w Hogwarcie.
Wyszedł z łazienki i usiadł zamyślony na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Życie jest takie krótkie... A my mamy tak niewiele czasu dla siebie... Ginny, wytrzymaj jeszcze trochę, jeszcze kilka dni, w środę będziemy już razem.
-------
Ginny leżała skulona na łóżku i wpatrywała się w zdjęcie Harry’ego sprzed roku, z wesela Rona i Hermiony. Machał do niej ręką i uśmiechał się.
- Harry, co mam robić? Nie potrafię przestać myśleć, że coś ci się stało.
Zamknęła oczy. Od rana padał deszcz, a jego krople bębniły w parapet. Miała wrażenie, że niebo płacze zamiast niej, bo sama nie potrafiła już płakać. Nagle usłyszała huk otwieranych drzwi i do pokoju wpadła Hermiona.
- Ginny, pobudka! Dzisiaj przyjeżdżają Jill i Luna!
Podeszła do jej łóżka i usiadła na jego skraju. Ginny odwróciła się na drugi bok.
- Hej! Co się dzieje?
- Czuję, że coś jest nie tak. – Ginny podniosła się do pozycji siedzącej i wyjrzała przez okno. – Mam dziwne przeczucie, że coś mu się stało.
- Komu? Harry’emu? – Hermiona spytała zaskoczona, a Ginny kiwnęła głową. – Gdyby coś mu się stało, już byśmy o tym wiedzieli. Przecież on jest aurorem i cały czas siedzi w ministerstwie, więc na pewno nic mu nie jest.
- Może masz rację – mruknęła Ginny, wstając i podchodząc do szafy. Wyciągnęła jakąś sukienkę i zaczęła się ubierać.
- Oczywiście, że mam. Głowa do góry! Przecież za trzy dni wasz ślub!
- No właśnie. Tylko gdzie jest pan młody? – spytała, podnosząc głowę.
- Na pewno nic mu nie jest – powtórzyła Hermiona, stając za nią i kładąc ręce na jej ramionach. – Może będzie szybciej niż się spodziewasz. Rozchmurz się.
- Wiesz, od kilku dni dużo o tym wszystkim myślałam – powiedziała cicho, spoglądając na swojego pigmejskiego puszka, Arnolda, który turlał się po klatce i wydawał przeraźliwe piski. – Przecież nigdy tak się nie użalałam nad sobą, prawda? Nie mogę udawać, że się nie boję, ale świat się na tym nie kończy.
Podeszła bliżej i wsadziła palec między pręty klatki, obserwując, jak Arnold próbuje go wylizać. Hermiona nadal stała za nią, trzymając ją za ramiona.
- Wiesz, każdy na jego miejscu już dawno by się załamał – kontynuowała. – Stracił rodziców, widział śmierć Syriusza, a przecież Syriusz był dla niego jak ojciec, brat... nie wiem... Gdy rok temu po raz ostatni walczył z Voldemortem... On był pewny, że z tego nie wyjdzie... a jednak przeżył, wrócił do mnie. A potem patrzył, gdy Bellatriks mnie... – urwała i opuściła głowę, zaciskając powieki. – Domyślam się, bo on mi tego nie powie, dobrze o tym wiem, że coś planuje. Dlatego nie ma go tutaj. Wiem, że to za jego sprawą Nora jest tak chroniona, jak wtedy, za czasów Voldemorta. On chce się zemścić. Woli się wystawić śmierciożercom, niż patrzyć, jak któreś z nas cierpi za niego. Chce nas ochronić. Mnie... Dlatego proszę cię, Hermiono – odwróciła się do niej, obejmując rękami jej dłonie – jak wyjadę do Hogwartu, we wrześniu, pisz mi, co się u niego dzieje, dobrze? Nawet jeśli byłoby to coś złego. Chcę wiedzieć o wszystkim. Wiem, że on nic mi nie napisze.
- W porządku. Wiem, co czujesz. Znam go aż za dobrze.
- Dziękuję ci. – Objęła Hermionę ramionami. – Co ja bym bez ciebie zrobiła? Ty zawsze potrafiłaś mnie wysłuchać. W tobie znalazłam siostrę, którą pragnęłam mieć od urodzenia. Dorastanie wśród braci pomaga nauczyć radzić sobie w różnych sytuacjach, ale oni nie chcą słuchać o twoich problemach. Pragną cię bronić ze wszystkich sił, ale gdy chcesz z nimi porozmawiać, to słyszysz: „później, Ginny, bo jestem zajęty...” „Fred znalazł coś fajnego, muszę to zobaczyć...” Tak było dawniej. Z mamą też nie porozmawiasz o wszystkim. Ciągle zabiegana, bo chłopcy coś spsocili... albo musi zrobić posiłek dla całej rodziny... Wiesz jaka byłam szczęśliwa, gdy cię poznałam? Miałam wreszcie komu się zwierzać. Jill i Luna to wspaniałe dziewczyny, ale to jednak nie to samo.
- Wiem, Ginny. Jestem jedynaczką, ale dzięki chłopakom, a potem także twojej rodzinie poznałam wreszcie swoje rodzeństwo. Kocham swoich rodziców, ale u was znalazłam siostrę i braci. Może bardziej brata. To Harry jest dla mnie jak brat i mam wrażenie, że Harry może tak samo powiedzieć o mnie i o twojej rodzinie, a Ron... hmm... to zupełnie inna sprawa. – Uśmiechnęła się pod nosem.
Ginny z zainteresowaniem ją obserwowała. Usiadła na łóżku, podciągając kolana pod brodę i słuchała. Powoli zaczynał pojawiać się uśmiech na jej twarzy. Znała całą prawdę o związku jej i Rona, ale to, co powiedziała o Harrym było dla niej zaskoczeniem. Hermiona mówiła dalej.
- Z początku był kolegą, potem... przyjacielem, ale dopiero w szóstej klasie, wiesz po wydarzeniach w ministerstwie, coś we mnie pękło. Pamiętasz jaka byłam wtedy zazdrosna, gdy całował się z Lavender? – Ginny kiwnęła głową. – No właśnie. – Hermiona pokręciła głową. – A teraz jesteśmy już razem, a wy... będziecie razem już za trzy dni. Ale po co ja ci to wszystko mówię? – zaśmiała się. – Przecież o tym wiesz. I widzę, że wreszcie się uśmiechasz! I o to mi chodziło! I nie chcę już widzieć smutku, zrozumiano? Harry’ego chcesz powitać z uśmiechem, czy z płaczem?
- Z uśmiechem – mruknęła cicho.
- Mam nadzieję. A teraz chodźmy na dół. Twoja mama naszykowała już śniadanie, a niedługo przybędą twoje druhny, więc koniec tych żalów. Teraz jedyne czym powinnaś się martwić to pogoda.
Ginny kiwnęła głową. Jednak wcześniejsze słowa Hermiony obudziły w niej podejrzenie. Zerwała się z łóżka i chwyciła Hermionę za rękę.
- Zaraz... Czy ty coś wiesz? Hermiono, czy Harry ma być dzisiaj?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, Ginny, ale niedługo będą tu Jill z Luną, więc lepiej się pośpieszmy.
Ginny stała przy oknie w kuchni i wyglądała na zewnątrz. Przed chwilą Ron wyszedł na drogę, gdzie miały przylecieć świstoklikiem Jill i Luna. Deszcz przestał padać, ale z drzew nadal kapały krople, a ziemia była rozmokła. Od śniadania słyszała od mamy różne polecenia: „teraz zrobisz to, potem tamto” i ona wykonywała kolejną pracę, jakby bez udziału woli i myśli. Po prostu, żeby czymś się zająć i nie myśleć o niczym.
Jednak przed oczami pojawił jej się obraz Hermiony i Rona, który zaskoczył ją rano, przy śniadaniu. Oczywiście skończyło się to kłótnią, ale pół godziny później Ginny widziała ich w kurniku, niby, że sprzątających, a w rzeczywistości czule się całujących. Westchnęła. Zazdrościła Hermionie tego, że ma Rona zawsze obok siebie.
Odwróciła się i wycelowała różdżką w jedną z szuflad w kredensie, z której wyskoczyły ostre noże i natychmiast zaczęły kroić leżące na stole mięso do gulaszu. Machnęła różdżką i ziemniaki same obrały się ze skórek i wskoczyły do garnka. W tym samym momencie do kuchni weszła mama, niosąc kosz z mokrą bielizną.
- Ron poszedł po dziewczynki? – spytała.
- Tak. Niedługo powinni tu być – odparła Ginny, mieszając różdżką w misce, w której były pokrojone warzywa do sałatki.
- To dobrze. A Hermiona zaraz skończy układać pościel u ciebie w pokoju na łóżkach Luny i Jill, więc będzie mogła ci pomóc.
- Nie trzeba. Już wszystko gotowe.
- Dziękuję kochanie. Jak już będą dziewczynki to idź odpocznij i zajmij się nimi. Ja przygotuję resztę. Tylko powieszę tę pościel. Kolację zjemy w ogrodzie, bo będzie nas dużo więcej niż myślałam.
- Więcej? – Ginny przestała pilnować noży krojących mięso i spojrzała na matkę. – Kto jeszcze ma być?
- Z tego, co wiem będą Fred i George, prawdopodobnie Hagrid i chyba... – zastanowiła się chwilę, a Ginny spojrzała na nią z nadzieją – chyba jeszcze Lupin z Tonks. Jednak ich obecność zależy od tego, jak będzie się czuła Tonks, bo przecież jest już w szóstym miesiącu, więc musi na siebie uważać, ale na weselu obiecali, że będą.
- Rozumiem – mruknęła Ginny, odwracając się od matki, bo w tym samym momencie z ogrodu doszedł ich głos Luny.
- ...to takie małe stworzonka z malutkimi skrzydełkami. Same nie odlecą, dopiero jak spróbujesz je złapać to się obrażają i odfruwają.
Drzwi otworzyły się i weszły dwie dziewczyny, a za nimi z posępną miną Ron, który tylko wzruszył ramionami i wbiegł na schody.
- Dzień dobry pani Weasley! – krzyknęły obie, witając się z panią domu.
- Witajcie dziewczynki.
Molly przywitała się z dziewczynami i wyszła do ogrodu rozwiesić pranie.
- No i jest nasza urocza panna młoda! – Jill podbiegła do Ginny i uściskała ją serdecznie. – Widzę, że stosujesz się do tego, że przez żołądek do serca, co?
- Nie mam dla kogo – mruknęła Ginny i podeszła przywitać się z Luną.
- Jak to nie masz? A Harry?
- Nie ma go tutaj. A ja tylko pomagam mamie. Ale dajmy sobie z tym spokój. Chodźcie na górę, pokażę wam, gdzie będziecie spać.
Weszła na schody i ruszyła powoli na górę. Jill podążyła za nią.
- Za chwilę do was dołączę – powiedziała Luna. – Chcę przywitać się z gnomami w ogródku. Są takie cudowne!
- Jeszcze zdążysz, Luna. Zostawimy tylko swoje rzeczy i zaraz tu wrócimy! – krzyknęła za nią Jill.
- Okej – odparła i wbiegła za nimi.
Weszły do sypialni Ginny. Stały w nim dwa dodatkowe łóżka, na których wszystkie usiadły. Luna z zainteresowaniem obserwowała turlającego się Arnolda.
- Ginny – Jill zwróciła się do niej, siadając ze skrzyżowanymi nogami. – Skoro nie ma żadnych facetów, to robimy dzisiaj babski wieczór, co ty na to?
- Nie ma facetów? – spytała sceptycznie. – A Ron? I z tego, co mówiła mi mama to na kolacji pojawią się Fred i George.
- Nieważne. Twoich braci nie biorę pod uwagę. Myślę tylko o jednym. Jeśli nie ma pana młodego, to trzeba to wykorzystać!
- Co masz na myśli mówiąc, że trzeba to wykorzystać? A Freda i George’a radziłabym ci jednak wziąć pod uwagę, bo jak dowiedzą się, że coś planujecie to będą chcieli się przyłączyć.
- W żadnym wypadku! – krzyknęła Jill. – Na naszej imprezie mogą być tylko dziewczyny. Hermiona też może się przyłączyć. A ciebie trzeba rozruszać! Jesteś jakaś strasznie zdołowana, a nikt nie będzie chciał patrzeć na smutną pannę młodą! Mam rację, Luna?
- Masz – mruknęła Luna w odpowiedzi, odwracając się do nich.
- No widzisz?
Ginny odwróciła głowę. Wiedziała, że humor się jej poprawi, dopiero, gdy Harry już tu będzie.
Z dołu dobiegły ich podniesione głosy bliźniaków i pani Weasley. Pewnie chłopcy już dotarli do Nory i ustawiali stoły w ogrodzie, robiąc mnóstwo zamieszania.
- Chodźmy na dół – powiedziała w końcu, wstając z łóżka. – Pomożemy mamie, bo coś mi się wydaje, że nie poradzi sobie z chłopakami.
- Jasne, idziemy – odparły i w trójkę opuściły pokój.
-------
Dzień chylił się ku końcowi, gdy pojawił się na polnej drodze. W oddali widział tak dobrze znane podwórko i przygarbiony budynek Nory. Ten widok zawsze sprawiał, że na jego ustach pojawiał się uśmiech. To przecież tutaj nauczył się, jak to jest w prawdziwej rodzinie. Szedł powolnym krokiem, zastanawiając się jak zareaguje Ginny na jego widok. Chciał zrobić jej niespodziankę. Pan Weasley obiecał mu wczoraj, gdy spotkali się na korytarzu ministerstwa, że nie powie Ginny, że dzisiaj pojawi się w Norze. Miała wiedzieć o tym tylko pani Weasley.
Stanął za ogrodzeniem i wpatrzył się w ogród i w krzątających się, wokół długiego stołu na końcu podwórka, domowników i gości.
W Norze było dużo więcej osób, niż się spodziewał. Ginny z Jill i Luną szykowały właśnie stół do kolacji, a z domu wyszli bliźniacy, a także Ron z Hermioną, która niosła ogromną misę, prawdopodobnie z jedzeniem. Przy stole siedział już Hagrid i pił z wielkiego kubka wielkości małego wiaderka i rozmawiał z panem Weasleyem.
Harry patrzył na Ginny. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej długie włosy powiewały na wietrze. Na jej ustach błąkał się uśmiech, ale nie był to ten prawdziwy, promienny uśmiech, którym zawsze go obdarzała, gdy na niego patrzyła. Był jakiś smutny, szczególnie, gdy jej wzrok padał na radosnych Rona i Hermionę. Domyślił się. Nie mogła doczekać się jego przybycia i nic o nim nie wiedziała, bo państwu Weasley udało się utajnić tę wiadomość.
Ginny rozkładała sztućce, gdy licząc wszystkich obecnych i nakrycia stwierdziła:
- Coś mi się nie zgadza.
- Jest w porządku – powiedziała mama, niosąc miskę z pieczonymi kurczakami.
- Czy ktoś jeszcze ma być?
Nikt jej nie odpowiedział. Czuła, że coś jest nie tak. Mama uśmiechała się pod nosem, gdy obok niej przechodziła. Wszyscy zaczęli powoli zajmować miejsca przy stole, ale ona jeszcze się wahała.
Gdy odwróciła się w stronę bramy, zamarła. O płot opierał się on i leciutko się uśmiechał.
Hermiona stanęła tuż za nią i pchnęła ją w jego stronę.
- No, idź do niego! Przecież tęskniłaś.
Zrobiła jeden mały krok, a kiedy Harry przeszedł przez bramę i stanął z rozpostartymi ramionami, zaczęła biec. Zatrzymała się dopiero w jego objęciach. Zarzuciła mu ręce na szyję, garnąc się do niego całym ciałem. On zaś przytulił ją mocno, dając jej do zrozumienia, że już jej nie wypuści. Przez chwilę zatracili się w pełnym pasji pocałunku. Po miesiącu tęsknoty za sobą nie mogli się od siebie oderwać. To było jak powrót z dalekiej podróży.
- Nareszcie... – wyszeptała mu do ucha, wtulając twarz w zgięcie jego szyi.
- Ci... Już jestem... – Podniósł rękę i wierzchem dłoni delikatnie pogładził ją po policzku. – Tęskniłaś?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Otoczył ją ramieniem, a ona cały czas wtulona w niego objęła go w pasie i tak przytuleni podeszli do stołu, żeby przywitać się z przyjaciółmi.
Czytam i czytam i nie mogę uwierzyć że nie lisze tego Rowling!!! Masz talent jak najlepsi pisarze i nie wiem czemu nie napisałaś jeszcze książki!!!
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, troszkę inaczej zachowują się G i H, ale tak to zupełnie jak rowling.
UsuńPozdrawiam
ANONIM666
KOCHAM!!!! KOCHAM!!! KOCHAM!!!!!
OdpowiedzUsuńTen blog jest odlotowy!
I popieram pomysł z napisaniem książki bo jestes naprawde świetną pisarką! Serio!!!!
Okej, opowiadanie spoko, ale coś mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuń1. Postacie nie pokrywają się z tymi z poprzednich części:
a) Harry nigdy nie był tak romantyczny i opiekuńczy jak tutaj. Nigdy nie miał tak wylane na Rona i Hermionę, którzy byli dla niego najważniejsi, NAWET WTEDY GDY BYŁ JUŻ W ZWIĄZKU Z GINNY. Starał się ratować wszystkich, a tutaj jest tylko Ginny i Ginny, a reszta se istnieje, żeby se istnieć.
b) No, właśnie Ginny. Ginny, nigdy nie była taką płaczką i egoistką jak tutaj. Ciągle albo ryczy, bo ją albo męczą, albo coś ją boli, albo Harry nie siedzi przy niej 24h na dobę. Poza tym z takich podtekstów można wywnioskować, że jej zawsze chodzi tylko o własną skórę. Kiedy jest dobrze to jest dobrze, ale jak coś to albo ją coś boli, albo jej coś robią... Cholera, w Dworze Malfoy'ów Harry kurde umiera jej na rękach, a ona martwi się tym, że zostanie tu sama?!? Błagam. On jak głupi leci ją ratować, a ona ma na wszystko wylane i ciągle ryczy, bo ma złamaną kostkę?! On umierał, był torturowany, A JĄ BOLI KOSTKA. Żenada.
c) Ślub Rona i Heriony. Pierwsza sprawa - KIEDY SIĘ POBRALI HAERMIONA I RON MIELI PO 17 LAT. NO, BŁAGAM. Postać Hermiony zawsze była stanowcza, inteligentna i opanowana, więc dziwne mi się wydaje, że wyszła za mąż w wieku 17 lat o.O. To samo tyczy się Ginny i Harry'ego. Harry nigdy nie ożeniłby się z Ginny, wiedząc, że naraża ją to na jakiekolwiek cierpienie itp., a prawdę mówiąc - najprawdopodobniej po październikowym porwaniu już dawno by z nią zerwał.
Sam pomysł, tylko ślubów jest już nonsensem, ale jeszcze gorszym jest chyba to, że Harry oświadczył się Ginny, gdy ta miała 16 lat, śmierciożercy grasowali wszędzie, on dopiero co wyszedł ze szpitala, a narzeczeństwo wrzuci ich wszystkich w większe niebezpieczeństwo.
d) Za dużo jakiegoś romantyzmu, za mało szczerej przyjaźni. Związek Harry'ego i Ginny opiera się na ciągłym całowaniu, przytulaniu, trzymaniu za rączki itp.
Związek Rona i Hermiony głównie na zaufaniu i rozmowie. Czemu zrobiłaś z Ginny i Harry'ego jakiś głupich małolatów?? :/
Jako narzeczeństwo (:/) powinni chociaż rozmawiać, wspierać się, pomagać, a nie tylko całować.
to chyba tyle. wiem, że piszę po czasie, ale musiałam się wygadać :p
OOOOOOOO... Tak, masz rację zgadzam cię w pełni, wreszcie ktoś myśli tak jak ja!
UsuńPozdrawiam
ANONIM666
Marta Zuber ogarnij się każdy pisze jak chce blog jest zajebisty a tobie odpierdala może zazdrościsz jej takiego talentu? ������
OdpowiedzUsuńNie hejtujcie jej ps.Super opowiadanie
OdpowiedzUsuńja bardzo lubie ten blog . jest super
OdpowiedzUsuńten blog jest prze
OdpowiedzUsuń