niedziela, 17 czerwca 2012

79. Nowe pokolenie


Ginny nie mogła oderwać wzroku od Harry’ego, choć ten odwrócił już głowę i zaczął rozmawiać z Remusem. Po raz pierwszy nie potrafiła wyczytać myśli z jego twarzy. O czym on myślał? Czy patrzyłby tak, gdyby to było... nasze dziecko? Jakim byłby ojcem? Czy byliby dobrymi rodzicami?
Ale od razu ugodziła ją straszna myśl i zrozumiała to jego spojrzenie. To nie jest dla nich dobry czas. Nie ze śmierciożercami na karku. Przecież ich groźba nadal wisi nad nimi. Co by było, gdyby ona była w ciąży, albo mieli takie maleństwo, jak Teddy i musieliby uciekać?
- Och, Ginny! – krzyknęła Molly, wchodząc do salonu i wyrywając ją z tej zadumy. – Jak ty słodko wyglądasz. Tylko patrzeć a niedługo zrobicie ze mnie babcię.
- No... ja... nie wiem... – zaczęła się jąkać, ale na szczęście odezwał się Bill:
- Już niedługo nią będziesz.
Molly natychmiast odwróciła się do niego. Wszyscy obecni też na niego spojrzeli. Bill wstał i trzymając za rękę Fleur, dodał:
- Mamo, tato... – spojrzał na rodziców – za kilka miesięcy będziecie dziadkami. Fleur jest w ciąży. Dziecka spodziewamy się na początku czerwca.
- Co za cudowna nowina! – wykrzyknęła Molly i podbiegła do niego i Fleur, aby ich ucałować.
- W takim razie czas na toast – powiedział Artur.
Wyszedł do kuchni, by po chwili wrócić z butelką wina i kilkoma pucharami.
Ginny zerknęła na leżącego na jej rękach Teddy’ego. Nadal spał. Nic nie było w stanie go obudzić: spał smacznie, przytulony do jej piersi.
Spojrzała na siedzącą obok niej Hermionę. Miała łzy w oczach. Domyśliła się, że to nie było raczej związane z radością, jaka opanowała rodzinę Weasleyów. Hermiona miała wymalowany smutek na twarzy, a na policzkach widoczne ślady łez. Płakała już od dłuższego czasu.
- Hermiono, co się stało? – zapytała cicho.
- Teraz to już nie ważne. Przepraszam, Ginny, nie chcę o tym rozmawiać – odparła i wybiegła z salonu.
Ron, który obserwował ją od dłuższego czasu, wybiegł za nią. W tej samej chwili Teddy poruszył się niespokojnie. Maleńka piąstka stukała Ginny w pierś, a maleńkie usteczka były otwarte i czegoś szukały. Duże, niebieskie oczy patrzyły na nią.  
- Ktoś tu się obudził – zaszczebiotała Tonks nad jej głową – i na dodatek jest głodny.
Wzięła swojego synka z rąk Ginny i usiadła na miejscu, nie tak dawno zajmowanym przez Hermionę.
- Idź do niej – szepnęła Tonks do jej ucha. – Chyba potrzebuje pocieszenia. Nie powinna w sobie tłumić żadnego smutku.
Ginny kiwnęła głową. Dopiero gdy wstała, poczuła, że wszystko jej zdrętwiało, bo cały czas siedziała sztywno, bojąc się upuścić Teddy’ego.
Spojrzała na Harry’ego. Nadal był zajęty rozmową z Remusem, więc pewnie nie zauważy jej wyjścia.
------
Harry musiał przyznać, że Ginny cudownie wygląda z Teddym na rękach. W jej oczach dostrzegł radość i jeszcze coś, coś o czym jeszcze nigdy nie rozmawiali, jakieś tęskne marzenia o przyszłości. Czyżby o dzieciach? Z pewnością. Ale to nie jest jeszcze dla nich odpowiedni czas. I wcale nie chodziło o to, że ona jest jeszcze w Hogwarcie. Miał nadzieję, że Ginny to rozumie. On oczywiście, też miał nadzieję, że kiedyś będą mogli o tym pomyśleć, ale teraz... bał się... Tak bardzo przypominało to jego rodziców. Byli tacy młodzi, gdy zginęli, ratując go. Nie chciał, żeby to się powtórzyło. Ale śmierciożercy byli coraz bliżej. Ten wczorajszy atak na Jill... to nie mógł być przypadek. Oni wiedzą, że to jej szkolna koleżanka.
- Mój syn mnie zaskakuje. – Usłyszał cichy głos Remusa. – Nigdy nie mogłem wziąć go na ręce, nawet, gdy spał. Od razu się budził, a dzisiaj? Śpi już od dwóch godzin. Czy twoja żona dała mu jakiś eliksir?
- Co? – Harry spojrzał na niego, nie rozumiejąc o co chodzi. – Ginny? Jaki eliksir?
- Nieważne, żartowałem – zaśmiał się, a gdy dostrzegł jego niepewną minę, dodał, zmieniając temat: – słyszałem, co się stało ostatnio. Podobno jedną z rodzin, oprócz śmierciożerców, zaatakowały wilkołaki.
- Nic o tym nie wiem – odparł Harry. – Byłem tylko u jednej dziewczyny, u której byli śmierciożercy.
- U koleżanki Ginny. Tak, czytałem w dzisiejszym „Proroku”. Jak ona przyjęła tę wiadomość? – spytał, wskazując głową na Ginny.
- Była załamana. Uparła się, że chce wesprzeć Jill na pogrzebie jej rodziców i brata – westchnął.
- I to cię martwi?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie podoba mi się wiele aspektów tej sprawy. Dlaczego nic jej nie zrobili? To nie jest w ich stylu, żeby pozostawiać po sobie świadków i dlaczego chciała rozmawiać tylko ze mną? Na miejscu było wielu aurorów i to dużo bardziej doświadczonych ode mnie.
Po drugiej stronie kominka usłyszeli okrzyk pani Weasley, gdy usłyszała, że zostanie babcią. Wyciągnęli ręce, by złożyć gratulacje Billowi i Fleur, a potem wrócili do dalszej rozmowy, jakby w ogóle nie przerywali.
- Może dlatego, że ciebie znała? – zapytał Remus. – Nie chciała opowiadać o sobie obcej osobie, więc wybrała ciebie?
- Możliwe, ale nie tylko to mnie dręczy – mruknął Harry. – Jill mieszka w tym samym dormitorium co Ginny. A co, jeśli zmusili ją do pilnowania najbliższej mi osoby?
Odwrócił głowę i wpatrzył się w trzaskający ogień w kominku.
- Myślę, że dopatrujesz się we wszystkim najgorszego – powiedział Lupin. – Choć znając twojego ojca, mogę to zrozumieć. Bardzo go w tym przypominasz.
Odebrali od Artura puchary z winem, podziękowali i wypili, wznosząc toast za nienarodzonego potomka Weasleyów.
- Co masz na myśli? – zapytał Harry, odrywając wzrok od szczęśliwej rodziny.
- Pod sam koniec, gdy już wiedzieli, że wokół nich robi się gorąco, James odciął się od prawie wszystkich przyjaciół. Uważał, że tylko w ten sposób będzie w stanie ochronić swoją rodzinę.
Harry zamyślił się. Czy ich też to czeka? Spojrzał na Lupina. Jego promienny uśmiech, gdy patrzył na swoją żonę i synka, sprawiał, że wyglądał na kilka lat młodszego. Harry wiedział jednak, że pod tym uśmiechem czai się strach o nich. Ta zdawkowa wzmianka o wilkołakach na początku ich rozmowy wyraźnie na to wskazywała.
Rozejrzał się. W salonie nie było kilku osób. Na kanapie, gdzie do tej pory siedziała Ginny i Hermiona, było pusto. Tonks, skończywszy karmienie Teddy’ego, wstała i podeszła do nich.
- Harry, chcesz potrzymać swojego chrześniaka? – zapytała.
Niepewnie kiwnął głową. Czuł na sobie spojrzenie kilku osób, uśmiechających się ukradkiem. Tonks podała mu mały tobołek i ułożyła go w ramionach Harry’ego. Niebieskie oczka Teddy’ego spojrzały na mężczyznę. Blond włoski zmieniły kolor na czarny, a chwilę potem Teddy skrzywił się, wybuchając przeraźliwym płaczem. Tonks wzięła go z powrotem na ręce i przytuliła, a maluch uspokoił się prawie natychmiast.
- Nie ma to jak mama – szepnęła z rozrzewnieniem pani Weasley.
--------
Ginny przeszła przez pustą kuchnię i weszła na schody. Dochodząc do pokoju na strychu, gdzie mieszkali Ron z Hermioną, usłyszała cichy głos Hermiony przerywany jej łkaniem.
- To m-moja wina... Przep-praszam, Ron... zepsułam ci święta... Prze-przepraszaaam...
Rozszlochała się tak bardzo, że Ginny nie mogła zrozumieć, co mówi. Stanęła w cieniu, mając nadzieję, że ani Ron ani Hermiona jej nie zobaczą. Zajrzała do środka. Hermiona siedziała na łóżku, lekko dygocąc, tyłem do wejścia, wtulona w Rona, w którego oczach lśniły łzy.
- To nie jest... – zaczął, próbując ją pocieszyć.
- To tak boli... nie wiem, co z tym zrobić.
- Wiem. Poradzimy sobie z tym. To naturalne, że jest ci smutno, że czujesz bezsilność. Ja też to czuję. To nasz wspólny ból. Jestem w tym z tobą. Za jakiś czas to minie...
Hermiona odsunęła się nieznacznie od niego, nadal trzymając go za ręce. Już nie drżała, tylko pociągała nosem.
- Dobrze, że Ginny pierwsza wzięła małego na ręce – powiedziała. – Nie wiem, co bym zrobiła. Chciałam go wziąć, bo myślałam, że dobrze mi to zrobi, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam. A gdy Bill powiedział, że Fleur jest... – urwała i ponownie zaniosła się płaczem.
- Ci... już dobrze... – Ron przytulił ją do siebie, głaszcząc ją po włosach i plecach. – Połóż się i odpocznij, jakoś cię wytłumaczę.
- Dziękuję – wyszeptała.
Pomógł Hermionie się położyć, nakrył ją kocem i wstał. Wychodząc spojrzał jeszcze raz na nią, zamknął drzwi i odwrócił się. Jego wzrok padł na stojącą przy ścianie siostrę.
- Wiedziałem, że to ty – westchnął.
- Co się stało Hermionie? – spytała. – Możesz mi powiedzieć?
Ron opuścił głowę. Jedną ręką oparł się o ścianę, oddychając głęboko.
- Chodźmy stąd. Nie chcę, żeby Hermiona nas usłyszała.
- W porządku – odparła Ginny. – Chodź do naszego pokoju, dobrze?
- Dobrze.
Powoli zeszli na niższe piętro. Z dołu dochodził ich śmiech rodziny i płacz Teddy’ego. Ron zawahał się chwilę, słysząc go.
- To nie tak miało być – mruknął, kręcąc głową. – Nie tak.
Ginny otworzyła drzwi i chwytając Rona za rękę, wprowadziła go do środka. Zamknęła je i spojrzała na brata. Ron usiadł na łóżku i wpatrzył się w swoje drżące ręce. Ginny nie naciskała. Przystawiła krzesło bliżej niego i usiadła. W końcu zaczął mówić trzęsącym się głosem.
- Miesiąc temu Hermiona oznajmiła mi, że jest w ciąży.
Urwał, wzdychając ciężko. Ginny wydała z siebie stłumiony okrzyk. Zakryła sobie usta dłonią, a potem chwyciła ręce Rona i ścisnęła je mocno. Przeczuwała, co za chwilę usłyszy.
- Ucieszyłem się, jak wariat. Chciałem krzyczeć z radości: zostałem ojcem! Ale Hermiona mnie powstrzymała. Poprosiła mnie, żebym na razie nikomu o tym nie mówił. Nie wiem dlaczego. Może coś przeczuwała? Nie wiem. – Pokręcił głową, zastanawiając się nad tym. – Mieliśmy wszystkim powiedzieć o tym właśnie dzisiaj. Tak uzgodniliśmy. Dzień przed twoim przyjazdem z Hogwartu, Hermiona dowiedziała się o wypadku jej rodziców. To był dla niej wstrząs. Ale wtedy jeszcze nic niepokojącego się nie wydarzyło. Tak mi się wydawało. Co prawda była roztrzęsiona, ale starała się opanować. Zaoferowałem, że pojedziemy razem. I dobrze, że to zrobiłem. Gdy dotarliśmy do mugolskiego szpitala i znaleźliśmy właściwy oddział, Hermiona zemdlała. W ostatniej chwili złapałem ją i położyłem na wolnym łóżku. Nie wiem czy to przez to, że zobaczyła nieprzytomnych rodziców, czy to było coś innego? Nie jestem pewny. Nie wiedziałem jednak, co robić. Spanikowałem, tym bardziej, jak zobaczyłem krew.
Ginny wstrzymała oddech. Z oczu popłynęły jej łzy.
- Wziąłem ją na ręce i zacząłem szukać pomocy. Chciałem przenieść ją do Munga, ale wolałem nie ryzykować z użyciem magii. Otaczało nas zbyt wielu mugoli. Znalazła nas jakaś kobieta, chyba pielęgniarka i razem z jakimś facetem zabrała ją na jakąś salę. Nie pozwolili mi być przy niej. Musiałem czekać na korytarzu. Nigdy nie ufałem mugolom pod tym względem. Przypomniałem sobie, jak to było z tatą, gdy próbował eksperymentować z mugolską medycyną, wtedy, gdy ugryzł go ten wąż Sam-Wiesz-Kogo. I miałem rację. Udało im się tylko ją ocucić, ale nic innego nie zadziałało. Od jakiegoś... jak to się u nich mówi? Medyk? Doktor? – pokręcił głową i przełknął ślinę – nieważne, dowiedziałem się, że... straciliśmy... – urwał. Zacisnął ręce w pięści i zamknął oczy. – Gdy pozwolili mi wejść, leżała taka bezbronna... Była przytomna, ale widziałem, jak cierpi. Nie fizycznie... Ona już wiedziała, że nie będzie niespodzianki, choć ja nie powiedziałem ani jednego słowa.
Zapadła cisza. Ginny usiadła obok Rona i przytuliła go do siebie.
- Czy jest jakiś sposób, żeby jej pomóc? Może z nią porozmawiać?
- Nie wiem. Zaczekaj z tym. Jak będzie gotowa, to sama o wszystkim ci powie.
- A mama wie?
- Raczej nie. Gdyby wiedziała to inaczej by się dzisiaj zachowała, prawda? Wie tylko o wypadku jej rodziców. Musiałem jakoś wytłumaczyć jej, po co mi najmocniejszy eliksir przeciwbólowy i uspokajający. Mam też nadzieję, że tata nie zauważy braku butelki Ognistej Whisky, bo gdy wróciliśmy... Chciałem wypalić w sobie pustkę i rozpacz, która się pojawiła.
- Ron, to nie jest najlepszy sposób...
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wszedł Harry. Ron podskoczył, spojrzał przerażony na Harry’ego i wyszedł bez słowa.
- Co mu się stało? – zapytał, patrząc za przyjacielem. – I gdzie jest Hermiona? Myślałem, że jesteście razem.
Ginny pokręciła głową. Wstała i podeszła do niego. Objęła go ramionami i wtulając się w jego pierś, szepnęła:
- Hermiona poroniła.

Późnym wieczorem Harry kręcił się po sypialni, nie mogąc zasnąć. Różdżką zapalił kilka świec i podszedł do okna. Nie mógł się skupić. Przed oczami migały mu różne przerażające obrazy. Choć patrzył w ciemność, miał wrażenie, że widzi Hermionę w zaawansowanej ciąży, albo z dzieckiem na rękach, której pełna bólu twarz zmieniała się w twarz Ginny, uwięzioną w jakichś lochach. Ironiczny śmiech Bellatriks Lestrange, brzmiał w jego głowie, gdy rzucała na nią zaklęcia torturujące. Co chwila potrząsał głową, aby wymazać te obrazy ze swoich myśli.
Ginny obserwowała go w ciszy. Wysunęła się spod kołdry i na palcach podeszła do niego. Objęła go w pasie, przytulając się do jego pleców. Wsunęła ręce pod jego koszulkę i zaczęła masować jego napięte mięśnie.
- Myślisz o Hermionie, prawda? – zapytała cicho.
- Nie tylko – szepnął. – Myślę o tobie... o Lupinach... Mój chrześniak się mnie boi... – mruknął, próbując obrócić wszystko w żart.
Odwrócił się do niej, przygarniając ją do siebie.
- Czemu tak myślisz? Miałeś go na rękach? – Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Tak, przez chwilę. Gdy tylko mnie zobaczył, od razu zaczął płakać.
- Szkoda, że tego nie widziałam – szepnęła, uśmiechając się nieznacznie. – Wujcio Harry... – zamyśliła się chwilę, wyobrażając sobie tę scenę, po czym dodała: – ale wiesz, Teddy jest malutki i nie wie kim jest osoba, która go trzyma w danej chwili. Najbardziej poznaje mamę.
- Tak, zauważyłem. – Kiwnął głową. – A co powie przyszła ciocia?
Ginny westchnęła. Wyplątała się z jego objęć i usiadła na łóżku. Położyła się tyłem do niego, zwijając się w kłębek. Harry podszedł bliżej i położył się obok.
- Powinnam być podwójną ciocią... – szepnęła, odwracając się do niego. – To niesprawiedliwe... Tak mi żal Hermiony i Rona... – Wtuliła się w ramiona męża. – Ale, gdy trzymałam dziś Teddy’ego, a potem, gdy dowiedziałam się o stracie Hermiony, to pomyślałam o nas... o nas jako rodzicach i poczułam strach. Nie dlatego, że nie jesteśmy na to gotowi, nie... ale dlatego, że nadal grozi nam niebezpieczeństwo i to samo może się nam przydarzyć.
Harry objął ją mocniej.
- Wszystko jeszcze się odmieni, zobaczysz – powiedział, głaszcząc ją po włosach. – Kiedyś nastaną i dla nas dobre i spokojne czasy. Będziemy mieli wspaniałą rodzinę. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz...
- Wiem – mruknęła, opierając czoło o jego ramię. – A te słowa przed chwilą były takie uspokajające... – wymamrotała.
- Jestem po prostu szczery i dopóki tamci są na wolności musimy być ostrożni.
- Ale ja chcę choć przez chwilę przestać o tym myśleć, a to nie jest proste, gdy wszystko mi o tym przypomina...
Harry nic już nie powiedział. Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował ją w czoło.

11 komentarzy:

  1. Dlaczego akurat Hermiona? to takie smutne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Tonks urodziła, Ginny jeszcze nie zaszła (chyba) tak daleko z Harrym i nikogo innego nie było (no chyba że ta zona Billa, ale onba nie interesuje za bardzo czytelników) Więc wszystko jasne.

      Usuń
  2. Nie no nie wierze..... JA PŁACZE????

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona...:'( Jezu PŁACZE! :((( To takie dołujące...

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Hermioooona :( :( :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Hermiona...Płaczę:C

    OdpowiedzUsuń
  6. spoko ale remus dawno umarły

    OdpowiedzUsuń
  7. Hermiona jest na to przygotowana.Zawsze sobie da radę.Ja w swojej książce nie napisze tego bo nie będe zgapiał.O więcej nie piszcie

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie smutny

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedna Hermiona. 😢😢😢

    OdpowiedzUsuń