Pokój przesłuchań na dziesiątym piętrze Ministerstwa Magii mieścił się w połowie korytarza, pomiędzy celami a salami sądowymi. Było to ciemne pomieszczenie, bez okien, a jedynym źródłem światła była pochodnia przymocowana do ściany w takim miejscu, by oskarżony był oświetlony, a przesłuchujący go aurorzy byli w cieniu. Na środku stał stół, na którym leżały akta oskarżenia oraz czysty pergamin i samonotujące pióro, które miało zapisywać każde słowo wypowiedziane w tym pokoju. Przed biurkiem znajdowało się proste krzesło, na którym siedział Dean Thomas, przykuty do niego łańcuchami. Za nim, przy drzwiach, stał auror z różdżką w dłoni, gotowy na wszystko.
Na korytarzu rozległy się kroki kilku ludzi, którzy zbliżali się szybko do sali. Na ten dźwięk Dean poruszył się nieznacznie, czując jak zasycha mu w gardle. Nie był jeszcze gotowy na spotkanie z Harrym, ale wiedział, że kiedyś musiał nadejść ten moment. Nie mógł się odwrócić, by zobaczyć kto wejdzie, bo pęta skutecznie mu to uniemożliwiały.
Wkrótce drzwi otworzyły się i do środka weszło trzech mężczyzn. Harry zatrzymał się przy drzwiach, niewidoczny dla siedzącego na krześle mężczyzny, podczas gdy Paul i Mark okrążyli Deana i biurko i stanęli za nim.
- Gdzie jest Harry Potter? – zapytał Dean, patrząc zdezorientowany na przybyłych. – Powiedziałem wam wczoraj, że będę rozmawiał tylko z nim.
- Nie masz w tej chwili żadnych praw – warknął Laughter. – I to my decydujemy z kim będziesz rozmawiać, a z kim nie.
- W takim razie możecie mnie odesłać. Nic wam nie powiem.
Mark nachylił się do niego przez biurko, opierając się dłońmi o blat.
- Jeszcze się przekonamy – syknął i wskazał na niego różdżką.
Harry przestąpił z nogi na nogę. Zauważył, że Paul pokręcił niezauważalnie głową w prawo i w lewo, więc oparł się ponownie o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Musiał czekać na odpowiedni moment, by pokazać się Deanowi.
- Pan Potter nie ma zamiaru z tobą rozmawiać – powiedział Paul. – On i jego żona złożyli oficjalne oskarżenie i czekają na wyrok.
To było oczywiście kłamstwo. Co prawda po tym wszystkim, co się wydarzyło przez ostatnie miesiące, on i Ginny mieli do tego pełne prawo, ale nigdy nie zrobiliby tego wobec dawnych znajomych. Poza tym Harry był pewny, że przez cały ten czas Dean był pod wpływem zaklęć.
- Ja tego nie chciałem! – zawołał Dean. – Oni mnie wykorzystali! Wiedzieli, że ja i Ginny byliśmy kiedyś razem...
- Kim są „oni”? – zapytał ostro Mark, przerywając mu.
- Nic wam nie powiem! – zawył Dean. – Najpierw muszę porozmawiać z Potterem.
- Nic? – syknął Mark. – Zobaczymy, co będziesz mówił po tym.
Wyjął z wewnętrznej kieszeni fiolkę pełną przezroczystego eliksiru. Chwycił Deana za brodę i odchylił mu głowę, by było mu łatwiej wlać Veritaserum do gardła.
- Nie!
Dean szarpnął się, wytrącając Markowi ampułkę z dłoni. Paul zareagował natychmiast, rzucając zaklęcie lewitujące i flakonik znalazł się na stole, nietknięty.
Harry nie mógł na to patrzeć. Nie taka była umowa. Miał być przy przesłuchaniu, ale nie tylko jako obserwator, ale czynny uczestnik.
Odwrócił się i wyszedł na korytarz. Paul dogonił go przy schodach wiodących na dziewiąte piętro.
- O co chodzi, Potter?
- Nie tak się umawialiśmy – warknął Harry, gdy spojrzeli na siebie. – Miałem mieć wpływ na to, co się tutaj będzie działo.
Paul zerknął w głąb korytarza. Mark także wyszedł, a za niego, do środka, wszedł strażnik.
- Sam widziałeś, że nasze przesłuchania nic nie dały – stwierdził Paul. – Od tej pory Thomas jest twój. Zobaczymy, co ci powie. Rzucimy tylko zaklęcie na ścianę za tobą, by z sąsiedniego pokoju wszystko widzieć i słyszeć.
Harry zrozumiał, że w ten sposób nie będzie sam na sam z Deanem, ale kiwnął w końcu głową i mruknął:
- W porządku.
Wrócili z powrotem. Harry zatrzymał się przed salą przesłuchań, kładąc rękę na klamce i zastanawiając się, co robić z Deanem. Wtedy wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie był pewny czy na pewno wypali, ale spróbować nie zawadzi. Odwrócił się do Paula i Marka.
- Mam prośbę – powiedział. – Potrzebuję myślodsiewni. W miarę, jak najszybciej. Chcę coś na nim wypróbować.
- Myślodsiewnię? – zapytali jednocześnie.
- Tak, myślodsiewnię – przyznał Harry – Chcę użyć na nim legilimencji – wyjaśnił. – Postarajcie się mi ją dostarczyć, a ja do tego czasu będę próbował czegoś innego.
Obaj mężczyźni kiwnęli głowami i odeszli.
Harry stał jeszcze moment przed drzwiami, by w pełni skupić się na zadaniu, które miał przed sobą, aż w końcu odetchnął i wszedł do środka. Kiwnął głową strażnikowi, by zostawił go samego z więźniem i zaczekał, aż zamknie za sobą drzwi.
Spojrzał na ścianę przed sobą. Przez chwilę zastanawiał się, czy Laughter wykorzystał już zaklęcie tworzące lustro weneckie. Nie widział żadnych zmian, więc skupił wzrok na siedzącym przed nim mężczyźnie. Dean siedział wyprostowany, z głową lekko pochyloną na pierś. Nie próbował się uwolnić, może tylko minimalnie drgnął, gdy szczęknął zamek w drzwiach.
Harry zrobił kilka kroków, by obejść go dookoła, i zatrzymał się przed nim, krzyżując ręce na piersi. Dean wpatrywał się w niego z widoczną ulgą na twarzy.
- Potter... – odetchnął.
- Mnie nie cieszy twój widok – mruknął oschle Harry – ale chciałeś mnie widzieć, więc jestem.
- Tak, chciałem... – Głos Deana drżał. – Wiem, że ty i Ginny nienawidzicie mnie za to, co podobno było moim udziałem, choć tego nie pamiętam. I chciałem was za to przeprosić.
Harry zmarszczył brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Powinieneś przeprosić Ginny osobiście – syknął – ale w twojej sytuacji na razie nie będzie to możliwe, więc przekażę jej te słowa.
Dean skinął głową.
- Dzięki.
Milczeli przez jakiś czas, mierząc się spojrzeniami. Harry miał właśnie zadać kolejne pytanie, kiedy ciszę przerwał szczęk otwieranych drzwi. Harry podniósł na nie wzrok. W progu pojawił się Mark Newton.
- Tu jest to o co prosiłeś. – Mark podał mu kamienną misę z wygrawerowanymi wokół jej krawędzi runami. – Wszystko gra?
Harry odebrał myślodsiewnię i postawił ją na stole.
- Tak. Dziękuję, Mark.
Auror opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Harry ponownie skupił wzrok na Deanie.
- No dobrze, Dean. Zacznijmy od początku. Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać? – zapytał.
- Twoje wczorajsze słowa sprawiły, że poczułem się tak, jakbym dostał tłuczkiem w głowę, po którym zbudziłem się z głębokiego snu.
- Czy pamiętasz, co robiłeś do tej pory? Gdzie byłeś? Z kim się spotykałeś?
Dean potrząsnął głową.
- Niewiele – odparł. – Czasami miałem jakieś przebłyski rzeczywistości, ale oni natychmiast ponawiali zaklęcia...
- Wiesz, kim oni byli?
- Nie jestem pewny... Nie miałem z nimi tak wiele do czynienia jak ty... Ale to mogli być śmierciożercy... Pamiętam kilka zdjęć sprzed lat, ale to było tak dawno... no i byli też dawni Ślizgoni z naszego rocznika...
Harry zamknął oczy. Mógł się tego spodziewać. Wielu z nich miało ojców, którzy od lat byli w Azkabanie i z chęcią by się na nim zemścili.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją na Deana. Nadszedł czas na użycie myślodsiewni.
- Dean, za chwilę rzucę na ciebie pewne zaklęcie, którym spróbuję dostać się do twoich wspomnień. Mam nadzieję, że uda mi się przedostać przez te mury, które śmierciożercy utworzyli wokół nich. Nie będzie to przyjemne ani dla mnie ani dla ciebie, ale to jedyny sposób. Gotowy?
Dean zbladł, ale kiwnął głową.
- W porządku.
- Legilimens!
-----
Ginny miała dość. Od kiedy Dean zaczął mówić, Harry wychodził do ministerstwa wcześnie rano i wracał późną nocą. Miała wrażenie, że od tamtego czasu, zapomniał o rodzinie. Najbardziej żal jej było Teddy’ego, który tęsknił za wujkiem i snuł się z kąta w kąt z opuszczoną główką. Nie pomagały wymyślane zabawy przez babcię Tonks, ani przez nią. Chłopiec potrzebował męskiego towarzystwa, co mógł mu zapewnić tylko Harry. Nie pomogła nawet propozycja Freda i George’a, że wezmą Teddy’ego do siebie na kilka dni. Teddy już po jednym dniu siedzenia w sklepie chciał wracać na Grimmauld Place, mając nadzieję na spotkanie z wujkiem.
Każdego dnia obiecywała sobie, że porozmawia z Harrym na ten temat, ale to postanowienie zawsze spełzało na niczym, gdy Harry wracał zmęczony przed północą. Za każdym razem zapadała w bardzo czujny sen, czekając na niego. Nie mogła zasnąć, gdy nie słyszała równego oddechu Harry’ego obok siebie. Dopiero, gdy po szybkim prysznicu wsuwał się obok niej do łóżka, mogła cicho odetchnąć i udać, że śpi, a on albo w to wierzył albo udawał, całując delikatnie jej piegowate ramię wyłaniające się spod kołdry.
Pierwszej nocy próbowała coś z niego wyciągnąć, ale on nic nie chciał zdradzić. Pocałował ją tylko w czoło, mrucząc cicho: „Skeeter węszy”, odwrócił się na drugi bok i natychmiast zasnął, by obudzić się o świcie i znowu zniknąć na cały dzień.
Dwa dni przed świętami nie wytrzymała.
- Harry, jak długo to jeszcze potrwa? – zapytała, gdy wrócił po północy.
Na szafce obok wezgłowia paliła się mała lampka, rzucając długie cienie na sypialnię i delikatnie oświetlając jej twarz. Spojrzał na nią, zaskoczony, że jeszcze nie śpi. Położył się na boku obok niej i westchnął.
- Jeszcze kilka dni musisz beze mnie wytrzymać – mruknął. – Dean niewiele pamięta, a wyciąganie z niego wspomnień jest długie i monotonne. Tamci dobrze wiedzieli jak rzucić na niego zaklęcia zmieniające pamięć, byśmy nie mogli się do nich dostać.
- Kilka dni? – jęknęła. – Za dwa dni są święta, a ty chyba zapomniałeś, że masz rodzinę! – wykrzyknęła. – Pal licho ja, ale James niedługo zapomni, kto jest jego ojcem, a Teddy... – urwała, gdy dostrzegła jego kwaśną minę.
- Wiem, że przez to wszystko zaniedbałem was, ale w święta nie ruszę się z domu, obiecuję. – Nachylił się do niej, by ją pocałować.
Ginny nie dała się jednak zwieść. Odchyliła głowę.
- Uwierzę, jak zobaczę – mruknęła. – Teraz nie wiem, co mam mówić Teddy’emu, gdy pyta, kiedy wrócisz. Tak bardzo chciałby ubrać z tobą choinkę i cały dom...
- To na razie nie będzie możliwe – odparł. – Postaram się mu to jednak niedługo wynagrodzić.
- A mi i Jamesowi?
- Jamesowi kupię jakiegoś gryzaka – szepnął, i jęknął, gdy po tych słowach dostał od niej kuksańca w żebra. Nic sobie z tego nie robiąc, objął ją i przyciągnął do siebie. – A tobie już teraz pokażę, że nie zapomniałem o rodzinie.
Uniósł się nad nią i ustami i językiem zaczął wędrować po jej czole i skroni.
- Jak zamierzasz to zrobić? – zamruczała, gdy poczuła pod kołdrą jak jego noga próbuje wcisnąć się pomiędzy jej uda, by w końcu dotknąć czułego miejsca. Jednocześnie jego wargi przesunęły się na drugą stronę jej twarzy, a on przygwoździł ją całym ciałem do łóżka. Westchnęła, czując jego pożądanie.
- Za chwilę się przekonasz – wyszeptał, pieszcząc wargami płatek ucha i gryząc go delikatnie.
Jego ręce gładziły jej plecy, szukając zakończenia koszulki.
- Harry... – jęknęła, odrzucając głowę do tyłu, gdy jego dłoń wsunęła się w końcu pod spód, znalazła jej pierś i zaczęła ją pieścić, a usta minęły jej szczękę i znalazły się na krtani. – Chcesz czegoś?
Oderwał się od niej i wsparł na rękach.
- Co? Skąd ci to przyszło do głowy?
- Bo od tygodnia, gdy wracałeś do domu nie zwracałeś na mnie uwagi, tylko od razu zasypiałeś, a dzisiaj... mmm... było tak cudownie – zamruczała.
- To dlaczego to przerwałaś? Poza tym, oczywiście, że zwracałem – odparł. – Po prostu nie chciałem cię budzić.
- Dobra, dobra – żachnęła się. – Jestem pewna, że wiedziałeś, że nie spałam. To, czego chcesz? – zapytała ponownie.
Opadł na plecy i wpatrzył się w sufit. Ginny obróciła się na bok i wsparła głowę na ręku, obserwując go.
- Kilku twoich wspomnień, które chciałbym pokazać Deanowi.
Zmarszczyła brwi.
- Których?
Podniósł rękę i dotknął jej policzka.
- Chodzi mi głównie o porwanie Teddy’ego...
- Wiesz, że nienawidzę tego...
- Wiem. Ale chcę, żeby zobaczył, co wtedy czułaś...
Położyła się i wtuliła się w jego bok.
- Jeśli ci to w czymś pomoże...
- Mogę na ciebie liczyć? – zapytał, głaszcząc ją po ramieniu.
Poruszyła głową potwierdzająco, łaskocząc go włosami po klatce piersiowej. Sięgnęła po różdżkę i dotknęła nią swojej skroni, a potem zaczęła ją cofać. Na końcu różdżki zalśniła długa, srebrna nitka wspomnienia, która robiła się coraz dłuższa, aż w końcu zerwała się i zwisła z różdżki. Harry wyczarował buteleczkę i podstawił Ginny, która wpuściła srebrzystą nić do środka. Harry zakorkował buteleczkę i odłożył na boczną szafkę.
- Dziękuję – szepnął i pocałował ją w czubek głowy.
- Zrobiłeś to wszystko, by wyciągnąć ze mnie te wspomnienia?
- Jeszcze nie zrobiłem wszystkiego – mruknął i objął ją w pół. – Chciałbym też, żebyś poczuła, że jesteś dla mnie najważniejsza...
Przekręcił się i podniósł, by mieć ją prawie pod sobą. Odgarnął jej włosy z czoła, przesunął dłonią po policzku, dekolcie i brzuchu aż do podbrzusza i wewnętrznej strony ud. Potem wrócił na górę, zawadzając o wrażliwą pierś. Usłyszał, jak Ginny wciąga powietrze i zamiera pod wpływem jego pieszczot. Serce waliło jej jak oszalałe, gdy złożył na jej ustach najbardziej soczysty pocałunek, jaki pamiętała, i wsunął się w nią, prowadząc ją do spełnienia.
------
Dzień przed wigilią w całym domu zaczęło pachnieć świętami: wszędzie roznosił się zapach pieczonych pierników z cynamonem, gdzie się nie spojrzało wisiały girlandy ostrokrzewu i jemioły przyozdobione pozłacanymi szyszkami i kolorowymi wstążkami, na szafkach i parapetach rozstawione zostały gwiazdy betlejemskie i miniaturowe drzewka przyozdobione maleńkimi bombkami i przyprószone prawdziwym śniegiem, na każdych drzwiach wisiały sosnowe i jodłowe wieńce świąteczne, a w kącie salonu stała olbrzymia jodła. Naokoło niej stało mnóstwo pudeł, w których znajdowały się najróżniejsze ozdoby: wielokolorowe bombki w różnych kształtach, błyszczące sople i złote gwiazdki, oraz długie łańcuchy i srebrne anielskie włosy.
Po drugiej stronie salonu stał kojec, w którym kręcił się mały pięciomiesięczny chłopiec, wsadzając sobie stópki do buzi, i obserwował swoją mamę, która podśpiewując pod nosem jakąś kolędę, krążyła między pudełkami i rzucała zaklęcia lewitujące na poszczególne bombki i zawieszała je na drzewku. Zawsze uwielbiała stroić dom na święta. Miała jednak nadzieję, że następne święta spędzą w Dolinie we trójkę... Potrząsnęła głową i dotknęła brzucha. Nie, spędzą je wtedy we czwórkę, poprawiła się w myślach i uśmiechnęła się.
Wkrótce do salonu wbiegł Teddy.
- Ciocia! Mogę ci pomóc?
- Oczywiście. Będziesz podawał mi kolejne dekoracje i mówił, gdzie mam je powiesić. Tylko pamiętaj: większe trochę niżej, a mniejsze wyżej, dobrze?
- Jasne! – wykrzyknął i podbiegł do najbliższego pudełka i wyciągnął złotą szyszkę. – Tę damy... – Teddy zamyślił się, przygryzając język – na tamtej gałązce! – zawołał i wskazał na najwyższą.
- W porządku.
Ginny machnęła różdżką i szyszka wyrwała się Teddy’emu z rączki i zawiesiła na wskazanej przez niego gałązce.
- Ale super!
Wkrótce na choince zawisła ponad połowa bombek, kokardek, gwiazdek i szyszek. Wtedy Teddy wyciągnął z największego pudełka kryształową figurkę aniołka.
- Ciocia, a gdzie damy to? – zapytał.
Ginny podeszła do niego i wyjęła figurkę z jego rączek.
- Ostrożnie, skarbie. Aniołek będzie na szczycie choinki.
- Szkoda, że wujka z nami nie ma, bo to on by go tam posadził – mruknął Teddy.
Opuścił główkę i usiadł pośród rozrzuconych pustych pudełek i łańcuchów.
- To prawda – mruknęła Ginny, kucając przy nim i mierzwiąc mu włoski. – Ale będzie zachwycony, gdy powiemy, że taki wystrój choinki, to był twój pomysł. A aniołka zostawimy dla niego, dobrze? A teraz podaj mi następną bombkę.
- Zostały dla mnie jakieś bombki do powieszenia na choince? – Z korytarza rozległ się znajomy męski głos.
-----
Harry był wykończony. Każda kolejna sesja z Deanem była coraz trudniejsza. Po dwóch dniach musiano zawołać uzdrowiciela ze Świętego Munga, gdyż obawiano się uszkodzenia mózgu Thomasa. Przebijając się przez mentalne mury aurorzy odkrywali kolejne wiadomości, które miały doprowadzić ich do poszukiwanych śmierciożerców, ale jednocześnie niszczyły inne poboczne wspomnienia.
Harry odkrył, że śmierciożercy dość często zmieniali swoje kryjówki. Rozpoznał Wężowe Wzgórze i dwór Malfoyów, choć te miejsca powinny być kontrolowane przez Biuro, a także, co go bardzo zaskoczyło, stary Dom Riddlów niedaleko Little Hangleton. Stamtąd było najwięcej wspomnień Deana, do których udało się, jemu i innym współpracującym z nim aurorom, dostać przez te kilka dni.
Najgorzej było z rozpoznaniem pojawiających się twarzy. Dostrzegł Crabbe’a i Goyle’a, ale reszta miała na twarzach maski i Harry przeczuwał, że tamci zrobili to specjalnie, bo wiedzieli, że gdy Dean zostanie złapany, będzie przesłuchiwany na różne sposoby, wliczając w to zaklęcia odzyskujące pamięć.
Po tym wszystkim wychodził z sali przesłuchań sfrustrowany i wściekły, że nic nie pomagało.
Pewnego dnia, gdy nic im nie szło, Dean poprosił Harry’ego o kilka wspomnień, po których on i Ginny go znienawidzili.
Harry pokazał mu wtedy dzień po narodzinach Jamesa, gdy Dean podszywał się pod niego, wszystkie listy, które pokazała mu Ginny oraz zniszczony dom w Dolinie Godryka i to co tam znalazł. Następnego dnia, po zakończeniu kolejnej sesji odblokowywania pamięci, Harry pokazał mu wspomnienia, które dostał od Ginny.
Harry zanurzył się w myślodsiewni razem z Deanem. Dla niego samego oglądanie Ginny w tych trudnych chwilach nie było łatwe. Mimo że wiedział, że we wspomnieniu nie może nic zrobić, chciał rzucić się na zakapturzonego Deana, który pociągnął Teddy’ego na swoją miotłę, a potem wesprzeć Ginny, widząc w jej oczach wzrastającą panikę i bezradność, gdy tuląc Jamesa, osuwała się na kolana, i pomóc jej wstać. Słyszał rozmowę dwóch skrzatów, jak decydowali, który zajmie się panią, a który powiadomi jego.
Gdy wspomnienie dotarło do momentu konfrontacji, Harry chwycił Deana za łokieć i pociągnął. Wrócili do pokoju przesłuchań.
Dean usiadł na swoim miejscu, a łańcuchy zadzwoniły i przykuły go z powrotem do krzesła.
Harry stał jeszcze chwilę tyłem do niego, obserwując jak srebrzysta substancja wiruje w myślodsiewni. Westchnął, gdy zobaczył Ginny.
- Teraz rozumiesz? – zapytał oschle Harry, odwracając się do niego. Czuł, że jego głos nie jest jednak tak opanowany jakby chciał.
- Tak... – szepnął Dean. – Żadne słowa nie wystarczą, by was przeprosić...
- To powiedz, co oni planują na jutro, w wigilię? – warknął Harry, opierając się o biurko i nachylając się do niego.
- Jutro jest wigilia? – spytał zaskoczony Dean.
- Tak – odparł Harry. – Taka była też data wyryta na moim grobie.
- Nie wiedziałem... Przepraszam, Harry...
- Wiesz, co jutro ma się zdarzyć? – dopytywał się Harry.
Dean spiął się, a łańcuchy napięły się do granic możliwości.
- Nie wiem, naprawdę! – zawył. – Nie dopuszczali mnie do niczego! Byłem im tylko potrzebny, by odciągnąć Ginny i dzieciaki od ciebie! I to wszystko!
- A kim był ten z tobą, wtedy w Dolinie? On miał cię pilnować?
- Nie wiem... To możliwe...
Nagle rozległ się szczęk zamka w drzwiach i do środka wszedł strażnik.
- Panie Potter, minister Shacklebolt czeka na zewnątrz – oznajmił. – Chce z panem rozmawiać.
Harry z trudem powstrzymał się od spojrzenia wymownie w sufit. Czego chciał Kingsley w takiej chwili?
- W porządku – powiedział. – Zostań z nim – rozkazał.
Mężczyzna kiwnął głową, gdy Harry wyminął go i wyszedł.
Kingsley stał pod przeciwległą ścianą.
- Witaj, Harry.
- Dzień dobry, panie ministrze – przywitał się, cedząc słowa przez zęby. – O co chodzi?
- Przejdźmy się.
Ruszyli korytarzem w stronę schodów.
- Dowiedziałem się właśnie o całej sprawie. Podobno to twój dawny kolega z Hogwartu. To prawda? – zapytał Kingsley.
- Niestety tak – westchnął Harry. – Przez bardzo długi czas był pod działaniem zaklęć omamiających i wiele razy zmieniali mu pamięć, nastawiając go przeciwko mnie.
- Czy mogę coś zrobić? Wiesz, że jako minister mogę...
Harry zatrzymał się w pół kroku.
- Co? – przerwał mu. – Uwolnić go? To nie jest najlepszy pomysł. Jestem pewny, że śmierciożercy tylko czekają, by ponownie go zwerbować. Nawet, jeśli będziemy go stale pilnować, to nic nie da.
Kingsley kiwał głową, obserwując go.
- Podobno szykują się pracowite święta w rodzinie Weasleyów – powiedział z lekkim uśmiechem.
Harry spojrzał na niego nieprzytomnie, zaskoczony tą nagłą zmianą tematu.
- Pracowite?... O... o czym ty mówisz?
- Chodzi mi o ślub Percy’ego i Audrey. Artur mówił mi, że to tuż po świętach. Molly podobno szaleje z niepokoju.
- To prawda – przyznał Harry – ale dla mnie ważniejsze jest... – zaczął, lecz Kingsley mu przerwał.
- Harry, kiedy spędziłeś choć kilka godzin z Ginny i Jamesem? Pobyłeś z Teddym? – zapytał.
- Niedawno. Poza tym nie wiem do czego zmierzasz.
Kingsley położył dłoń na ramieniu młodego aurora.
- Wiem, że schwytanie pozostałych śmierciożerców to dla ciebie priorytet, ale nie zapominaj, że rodzina jest ważniejsza. Teddy cię potrzebuje, nie wspominając o Ginny i Jamesie. Zwalniam cię z dalszego przesłuchiwania Deana Thomasa. Wyznaczę do tego kogoś innego. To rozkaz! – warknął, gdy Harry chciał zaprotestować. – Bo wyślę sowę do Ginny, by użyła na tobie zaklęcia przywiązującego.
- Co? Nie! – zaprotestował, wyciągając przed siebie ręce w postawie obronnej. – To nie będzie konieczne.
- To wracaj do domu i spędź święta z rodziną. W ministerstwie chcę cię widzieć dopiero na początku przyszłego roku, zrozumiano? – warknął, a Harry kiwnął głową. – Spotkamy się na ślubie Percy’ego, wtedy cię sprawdzę.
- King, daj spokój! Wiesz, że nie musisz tego robić!
- Dobrze, dobrze – zaśmiał się Shacklebolt. – Do zobaczenia, Harry i wesołych świąt.
- Tak, wesołych świąt, Kingsley.
Gdy aportował się na Grimmauld Place, zaczął padać śnieg. Świeża warstwa przykrywała wszystkie drzewa w parku i schodki prowadzące do drzwi.
Wspiął się po nich i wszedł do środka. W korytarzu powitał go śmiech Teddy’ego i Ginny dochodzący z salonu, a z kuchni wybiegł do niego Zgredek.
- Pani Ginewra i panicz Teddy ubierają choinkę – wyjaśnił piskliwym głosikiem. – A pani Tonks odpoczywa w swoim pokoju, Harry Potter, sir.
- Rozumiem – wyszeptał Harry, przyciskając palec do ust.
Zdjął z siebie płaszcz podróżny i podał skrzatowi. Wchodząc po schodach uśmiechnął się na widok wiszących głów skrzatów ubranych w czerwone czapeczki. Na górze zatrzymał się przy drzwiach, by przyjrzeć się najbliższym.
Teddy siedział ze spuszczoną główką, a Ginny kucała przy nim i coś mu tłumaczyła. Z pudełka obok niej wystawała główka kryształowego aniołka, którego co roku umieszczali na szczycie świątecznego drzewka.
Dopiero teraz zrozumiał, jak było mu ich brak. Kingsley miał rację. Kiedy spędził z nimi choć jeden wieczór? Bo wiedział, że noce spędzone u boku Ginny się nie liczyły. Choć wielokrotnie były cudowne, dodał w myślach, uśmiechając się na wspomnienie ostatniej.
- ...Aniołka zostawimy dla niego, dobrze? A teraz podaj mi następną bombkę – usłyszał jej głos.
Zrobił dwa kroki i wszedł do środka.
- Zostały dla mnie jakieś bombki do powieszenia na choince? – spytał.
Dostrzegł jak oboje podskoczyli, zaskoczeni. Teddy poderwał się z miejsca i podbiegł do niego, wskakując mu na ręce.
- Wujek!
Harry podrzucił go lekko i przytulił, po czym odstawił z powrotem na podłogę, podszedł do kojca i wziął Jamesa.
- Coś się stało, że już jesteś? – zapytała Ginny.
- Ktoś mi dzisiaj uświadomił, co powinno być dla mnie najważniejsze – powiedział, odwracając się do niej.
Przysunęła się do niego i objęła swoich mężczyzn ramionami.
- Będę musiała temu komuś podziękować, ale najpierw zacznę od ciebie, bo mu uwierzyłeś... – I pocałowała go w usta.
Teddy złapał Harry’ego za szatę i pociągnął.
- Ja też chcę!
Harry oderwał się od Ginny, podał jej Jamesa, po czym schylił się i wziął Teddy’ego na ręce, który natychmiast nadstawił do nich buźkę. Oboje roześmieli się i jednocześnie cmoknęli go w oba policzki.
- To ubieramy razem choinkę?
------
Kiedy Harry obudził się następnego dnia, dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że dziś jest wigilia, że nie musi iść do ministerstwa i wreszcie spędzi najbliższe dni tylko w gronie najbliższych. Parę minut później James przypomniał rodzicom o sobie, więc Harry pocałował Ginny w ramię i wstał, by go do niej przynieść. Malec zakwilił z radości, gdy został położony pomiędzy rodzicami i dostał butelkę pełną mleka.
Nie dane jednak było Potterom pławić się w tym spokoju, bo chwilę potem do ich sypialni wpadł Teddy, który wskoczył im do łóżka, a po stronie Harry’ego aportował się Zgredek.
- Harry Potter, sir – zapiszczał – pilna wiadomość z ministerstwa. Pan Newton czeka w kominku w kuchni.
- Dzisiaj? – jęknęła Ginny. – Podobno mieli dać ci spokój przez najbliższe dni.
- Tak obiecał mi Kingsley – mruknął do niej i odwrócił się do Zgredka. – Czy powiedział o co chodzi?
- Nie, Harry Potter, sir. Nie chciał ze Zgredkiem rozmawiać.
- Rozumiem.
Wstał, wciągnął spodnie i rzucając przez ramię: „Zaraz wracam”, wybiegł z sypialni.
W kuchennym kominku tkwiła głowa Marka.
- Co jest takiego pilnego, że przeszkadzasz mi w wolnym dniu? – warknął na jego widok. – Kingsley Shacklebolt obiecał mi wczoraj...
- Wiem, Harry, ale tego nikt się nie spodziewał. Pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
- O czym?
Mark przełknął ślinę i oznajmił:
- Dean Thomas powiesił się dzisiaj w nocy w swojej celi.
OMG OMG OMG OMG OMG!!! Dean nie żyje!
OdpowiedzUsuńTy cholernie dobrze potrafisz człowieka nastraszyć!
Taka miła atmosfera, wigilia i ten tedes i nagle: BAM! Dean Tomas powiesił się dzisiaj w nocy z swojej celi!
To było straszne! Aż mnie ciarki przeszły
OdpowiedzUsuńBOSZ! STRACH MNIE OBLECIAŁ!
OdpowiedzUsuńTaki spokojny dzień, Wigilia.
OdpowiedzUsuńI nagle: "Dean Thomas powiesił się dzisiaj w nocy w swojej celi"
Niesamowite!!!! Ty jesteś niesamowita, Asiu!!!
Czytam sobie spokojnie czytam... Czytam ostatnie słowa... Moja reakcja: telefon wypada mi z ręki, popieram reką głowę i... Kurwa...
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo
UsuńZrób audiobooka :)
OdpowiedzUsuń