sobota, 16 czerwca 2012

66. "Jestem twoim koszmarem..."


Hermiona została u nich kilka godzin. Przez ten czas opowiedziała im wszystko, co zaobserwowała. Dowiedzieli się, że Mike jest zawsze obecny przy każdym posiłku i przysłuchuje się wszystkim rozmowom. Gdyby mógł, to chętnie by był też w każdej sypialni, żeby podsłuchać o czym rozmawiają przed snem. Oczywiście ona i Ron używają „Muffliato”, gdy są sami, bo wiedzą, że tamten chce ich na czymś złapać i przekazać tę wiadomość dalej, a jakakolwiek wzmianka o Harrym i Ginny spowoduje, że tak może się stać. Tylko tak do końca nie wiedzą komu on może to przekazać, śmierciożercom, czy aurorom, ale w tej sytuacji to wszystko jedno. Artur nie chce ujawniać, co się dzieje w ministerstwie i wszystkie informacje mają tylko z tych wydań „Proroka”, które uda im się zdobyć ze śmietników, albo wyciągnąć z teczki jakiegoś czarodzieja.
Wszystkie zaklęcia rzucone przez aurorów i Zakon Feniksa przestały działać. Te obecne zostały nałożone przez śmierciożerców, gdy wszyscy byli przesłuchiwani. Podobno mają wykryć przybycie Harry’ego lub Ginny.

Tego wieczoru Harry pierwszy objął wartę. Ciemność nocy była dość przejmująca, ale nie zapalał różdżki. Nie był pewny, czy zaklęcia zwodzące otaczające namiot osłonią to liche światełko, więc wolał nie ryzykować.
Spojrzał na majaczące w ciemnościach kontury Nory i pomyślał o jej mieszkańcach. Hermiona ryzykowała, spotykając się z nimi i był jej wdzięczny za to, że zgodziła się mu pomóc. Czy „Mike” wyciągnie z niej informację, że widziała się z nimi? Jeśli on użyje legilimencji, wszystko może się wydać. Nie wiedział, czy Hermiona potrafi zapanować nad swoimi myślami. Nigdy nie ćwiczyła, tak jak on ze Snape’em, ale była zawsze opanowana i nawet w najtrudniejszych chwilach zachowywała chłodny umysł. I miał nadzieję, że tym razem też tak się stanie. A co z resztą? Ronem i rodzicami? Jeśli to prawda, że zaklęcia otaczające Norę pozwolą śmierciożercom wykryć obecność jego i Ginny, to czy powinien tam iść?
Usiadł na trawie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękami. Zawsze uważał Norę za azyl, za drugi dom, w którym zawsze znajdował spokój. Teraz to schronienie stało się miejscem dla niego niebezpiecznym.
Patrzył w ciemność bardzo długo. Nawet nie zauważył kiedy podeszła do niego Ginny i nałożyła mu na ramiona jakiś sweter. Dopiero, gdy usiadła obok niego, wciskając rękę pod jego ramię odwrócił się do niej.
- Harry, wejdź do środka – szepnęła. – Noce są chłodne o tej porze roku.
- Czemu nie śpisz? – spytał, obejmując ją ramieniem.
- Myślisz, że to dobry pomysł, żeby tam zejść i się ujawnić, tylko po to, by wyciągnąć z domu mój szkolny kufer?
- Tu już nie chodzi tylko o twoje rzeczy, Ginny – odparł. – Twoi rodzice zbyt dużo dla mnie zrobili przez te wszystkie lata, żebym teraz im nie pomógł. 
Nagle coś przykuło jego uwagę. Odwrócił głowę, spoglądając na ciemne podwórko, gdzie przez chwilę błysnęło jakieś światło. Wstał, patrząc w tamtym kierunku. Ktoś tam był. Było zbyt ciemno i nie mógł dostrzec kto to, ale był pewny, że to nikt z rodziny. Światło zaświeciło się ponownie, oświetlając wysoką postać. Mężczyzna ubrany w długi płaszcz z kapturem na głowie przeszedł przez bramę, przyświecając sobie różdżką, a gdy był już poza obrębem zaklęć ochronnych, zniknął.
- Widziałeś? – szepnęła Ginny, która też wstała i patrzyła w tamtą stronę. – To śmierciożerca! Skąd on się tu wziął?
- To pewnie on udaje Mike’a! – prawie krzyknął. – Teraz tym bardziej muszę tam iść.
Wrócili do namiotu. Harry kręcił się po nim, próbując zebrać myśli, a Ginny usiadła w fotelu.
- Już wczoraj mi się nie podobał. Mike nigdy nie rozstawał się z fajką, którą cały czas ćmił, a ten zawsze, jak na niego patrzyłem miał w ręku piersiówkę! On ma w niej eliksir wielosokowy!
Ginny pokręciła głową.
- Nigdy nie widziałam żeby trzymał coś w ręku, oprócz różdżki – powiedziała, siląc się na spokojny ton. Sama była zdenerwowana i z chęcią coś by zrobiła temu śmierciożercy. – Powiedzmy, że masz rację, tylko powiedz mi, skąd on bierze włosy prawdziwego Mike’a? Przecież potrzebuje ich do eliksiru.
Harry zatrzymał się i spojrzał na nią zamyślony.
- Raczej nie trzyma go tutaj, bo Ron i Hermiona już dawno by go wykryli. Jestem pewny, że śmierciożercy trzymają go w swojej kryjówce. Być może dzisiaj skończył mu się eliksir i dlatego się deportował. Poszedł zdać raport, co tu się dzieje i po eliksir!
- No dobrze. – Ginny starała się opanować drżenie głosu. Wstała i podeszła do niego. – Jeśli masz rację, to w jaki sposób chcesz wyciągnąć z niego prawdę? Nie masz veritaserum i chyba nie wykorzystasz zaklęć niewybaczalnych, prawda?
Harry zawahał się chwilę.
- To prawda, nie mam veritaserum, ale muszę działać.
Ginny objęła go ramionami, przyciskając policzek do jego piersi. Nie odpowiedział wprost na jej ostatnie pytanie, ale czy chciała to usłyszeć? Bo co, jeśli powiedziałby „tak”? Wiedziała, że nienawidził tych zaklęć i używał ich jedynie, gdy musiał. 
- Harry, tylko bądź ostrożny – szepnęła.

Następnego dnia Harry obudził się o świcie. Niebo powoli zmieniało kolory, które przebijały się przez płótno namiotu. Szare i różowe odblaski wschodzącego słońca powoli przechodziły w pomarańcz. Założył okulary, które leżały na bocznej szafce, przekręcił się na drugi bok i spojrzał w stronę wejścia do namiotu. W progu stała Ginny i patrzyła na swój dom rodzinny. Wiedział, co ona czuje, gdy tak patrzy na Norę. Brakuje jej rodziny. Jest tak blisko nich i nie może być z nimi. To samo czuje on, gdy siedzi przy grobie swoich rodziców. Wstał i podszedł do niej. Przez te kilka tygodni poznał różne sposoby na polepszenie jej nastroju. Ten był jednym z nich. Objął ją od tyłu w talii i szepnął jej do ucha:
- Dzień dobry, pani Potter.
Ginny uśmiechnęła się mimowolnie, odchylając głowę w bok i pozwalając na „spacer” jego ust po szyi. Uwielbiała, gdy w ten sposób witał się z nią każdego dnia.
- Drapiesz – zachichotała i odwróciła się do niego.
- Nie goliłem się jeszcze – powiedział, pocierając ręką szczękę. – Wiadomo już coś? Hermiona dawała jakiś sygnał?
Ginny pokręciła głową.
- Prawdopodobnie wszyscy jeszcze śpią.
Nagle z lewej strony budynku błysnęły zielone iskry.
- To ona – mruknął i odwróciwszy się, poszedł do łazienki.
W tej samej chwili z domu wyszedł fałszywy Mike i obchodząc naokoło całe podwórko i dom, machał różdżką w dość skomplikowany sposób.
- Harry, spójrz! – krzyknęła Ginny, która nadal obserwowała Norę. – Co on robi?
Harry podszedł do niej z golarką w ręku. Na policzki i brodę nakładał krem do golenia.
- Pewnie poprawia zaklęcia zwodzące, albo je usuwa – stwierdził. – Tylko po co?
- A jeśli on wie, że przyjdziesz? I zastawia na ciebie pułapkę?
- Jest tylko jeden sposób, by się o tym przekonać – powiedział i wrócił do łazienki.

Pół godziny później Harry zwinął namiot, pozostawiając tylko zaklęcia zwodzące i pelerynę-niewidkę, którą miała nałożyć Ginny, gdy on pójdzie na dół. Jeśli wszystko będzie dobrze, wróci po nią i razem teleportują się do Nory. A jeśli nie... Nie, tego nie brał pod uwagę.
Ginny patrzyła na niego. „Czy zobaczy go jeszcze?” Gdy miał już się deportować, przytuliła się do niego, mruknęła „uważaj na siebie” i pocałowała.
Kilka minut później Harry stał przy bramie i czekał. Nie wiedział, czy Ron i Hermiona już oszołomili tego mężczyznę. Nagle z kuchni usłyszał jakiś łoskot. Nie zważając już na nic, wbiegł na podwórko i dopadł drzwi kuchennych. W środku zobaczył całkowicie zdemolowaną kuchnię Weasleyów. Długi stół, przy którym zawsze spotykali się na posiłkach, leżał rozwalony tuż obok kominka, naczynia i garnki walały się po całym pomieszczeniu, a Hermiona i Ron stoją nad nieprzytomnym mężczyzną.
- Harry! – krzyknął Ron.
Zrobił kilka kroków w stronę przyjaciela, ale Harry go uprzedził, podnosząc rękę i mówiąc:
- Teraz nie jest czas na powitania, Ron. Posadźmy go na krześle i przywiążmy.
Razem podźwignęli śmierciożercę z podłogi, sadzając na najbliższym krześle, a Hermiona mruknęła „incarcerus”, by grube liny oplotły go i przywiązały do siedzenia i poręczy.
- Macie jego różdżkę? – spytał Harry, a gdy oboje pokręcili głowami, dodał – Accio różdżka.
Różdżka śmierciożercy natychmiast znalazła się w jego ręku. Schował ją do tylnej kieszeni spodni.
- Co teraz? – spytał Ron.
- Zaczekamy aż eliksir wielosokowy przestanie działać. Widzieliście, kiedy ostatnio coś pił? – zapytał Harry.
- Eliksir? – Ron wyglądał na zaskoczonego.
- To śmierciożerca, który podszywa się pod aurora.
- Chyba godzinę temu, przed wyjściem. Zawsze rano sprawdza zabezpieczenia wokół domu – powiedziała Hermiona.
- A gdzie rodzice?
- Tata w pracy, a mama... – Ron rozejrzał się po kuchni, starając się nie patrzyć na Harry’ego – w pokoju Ginny. Ostatnio z niego nie wychodzi.
- Nie będzie nam przeszkadzać – dodała pewnym głosem Hermiona.
- W porządku.
Mężczyzna siedzący na krześle przed nimi, poruszył się lekko. Działanie eliksiru  powoli ustępowało. Długie włosy Mike’a szybko skróciły się, jakby schowały się w głąb czaszki,  ciało powiększyło się. Po chwili patrzyli na łysego, dobrze zbudowanego mężczyznę z kilkoma bliznami na twarzy. Mężczyzna potrząsnął głową, próbując rozejrzeć się po pomieszczeniu. Próbował uwolnić się z więzów, ale te zaskrzypiały złowieszczo. Jego wzrok padł na Harry’ego, który stał nad nim z wycelowaną różdżką.
- Kim jesteś? – spytał Harry.
Mężczyzna zaśmiał się ironicznie.
- Kogo my tu mamy. Nieuchwytny Potter!
- Kim jesteś? – powtórzył Harry stanowczo.
- Twoim najgorszym koszmarem, Potter – wysyczał. – Śmierciożercy już wiedzą, że tu jesteś.
- Niby skąd? – spytał Ron, który stał z boku. – Widziałem, że dzisiaj usuwałeś wszystkie zaklęcia ochronne...
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Ale jesteś naiwny. Wiedziałem, że Potter dzisiaj przyjdzie. Przecież jutro rozpoczyna się szkoła, prawda? A ta wasza mała, jak jej tam... Lily, Gilly, wszystko ma tutaj.
- Ginny! – krzyknął Ron.
Harry uciszył go gestem. Jego też to zdenerwowało, ale nie chciał sprowokować śmierciożercy.
- Wiemy kto cię tu przysłał i po co – powiedział. – Jednak wątpię, żeby ktoś z twoich znajomych teraz tu przyszedł.
- Wątpisz? – Śmierciożerca spytał szyderczo. – Już niedługo się przekonasz, jak bardzo się mylisz. Jeśli... – zawahał się chwilę i zerknął na zegarek, stojący nad kuchnią – za dziesięć minut nie skontaktuję się z nimi, to pojawią się tu wszyscy z Bellą i Lucjuszem na czele, a wtedy...
- Dość! – krzyknęła Hermiona.
- O! Lalunia pokazuje pazurki!
- Silencio! – ryknął Ron.
Śmierciożerca zamykał i otwierał usta, lecz żadne słowo nie wydobywało się na zewnątrz. Hermiona złapała Harry’ego za ramię i wyciągnęła do drugiego pokoju.
- Harry, co teraz? Jeśli to prawda, to mamy marne szanse. Wiesz, że nikt nie wie o tym, co tu robimy.
- Zmuszę go, żeby powiedział tamtym, co chcemy.
- Jak?
- Imperius.
- Odbiło ci?
- Już to robiłem, pamiętasz?
- Tak, ale wtedy była inna sytuacja...
- Inna sytuacja? – powtórzył. – Ratowałem nam życie. A teraz też mam zamiar to zrobić. Chyba, że chcesz mieć na karku śmierciożerców, co? To jedyne wyjście – dodał.
Wychodząc dostrzegł, że Hermiona kręci głową, ale zignorował to. Naprawdę nie było innego wyjścia. W kuchni Ron nadal kręcił się wokół śmierciożercy. Harry zrobił kilka kroków w ich stronę. Hermiona szła tuż za nim. Mężczyzna patrzył na niego z ironicznym uśmieszkiem.
- No dobrze – zaczął Harry z wyciągniętą w jego stronę różdżką. – Damy ci skontaktować się z nimi, ale na naszych warunkach.
Hermiona cofnęła zaklęcie uciszające i rozwiązała liny.
- Na waszych warunkach? – Śmierciożerca zaczął się śmiać. – Strach cię obleciał, co?
Wstał z krzesła i przeszukał swoją szatę.
- Oddaj mi różdżkę, Potter – powiedział, wyciągając rękę do Harry’ego. – potrzebuję ją do kontaktu.
- Tylko bez żadnych numerów, zrozumiano? – powiedział szorstko Ron, którego różdżka cały czas była wycelowana w mężczyznę.
Harry oddał mu różdżkę i obszedł naokoło, obserwując przyjaciół i zastanawiając się jak uderzyć. Ron patrzył wściekły z wyciągniętą ręką, Hermiona wbiła wzrok w podłogę.
- Imperio! – mruknął w końcu, stając za śmierciożercą i celując w jego plecy.
Śmierciożerca kiwnął głową i wyszedł na zewnątrz. Harry podążył za nim. Chciał się upewnić, czy zaklęcie na pewno zadziałało.
Ron i Hermiona obserwowali ich przez okno.
Gdy tamten skończył, Harry ponownie wycelował w niego różdżką.
- Imperio!
Śmierciożerca obszedł podwórko, machając różdżką w różne strony, odwrócił się i ruszył przed siebie. Tuż za ogrodzeniem deportował się.
Ron i Hermiona, którzy wyszli na zewnątrz, spojrzeli pytająco na Harry’ego.
- Co mu kazałeś zrobić? – spytała Hermiona.
- Cofnąć zaklęcia śmierciożerców i wynosić się stąd do diabła.
Ron parsknął śmiechem.
- Naprawdę?
Harry kiwnął głową. Dopiero teraz mogli się wreszcie przywitać. Jednocześnie ku sobie podeszli i uścisnęli się jak bracia. Hermiona poklepała obu po plecach.
- A gdzie Ginny? – spytała.
Harry automatycznie spojrzał na wzgórze.
- Bezpieczna – odparł. – Zaraz ją tu sprowadzę. A tak w ogóle – spojrzał na Hermionę – co miałaś na myśli, mówiąc o Molly, że nie będzie nam przeszkadzać?
- Nic. Rzuciłam tylko Muffliato, żeby nie usłyszała, co się będzie działo w kuchni. Mówiłam ci wczoraj, że od waszego ślubu prawie całe dni spędza u Ginny w pokoju, więc ją tam zamknęłam.
- Tak, pamiętam.
- Zaraz... – Ron zawahał się, spoglądając na Hermionę. – Zamknęłaś moją matkę w pokoju?
- To był najlepszy sposób, wiesz jaka jest drażliwa na punkcie bałaganu w kuchni. I wiesz, że nic by nie wyszło z naszej akcji, bo chciałaby nam przeszkodzić.
Ron kiwnął głową, a Harry westchnął.
- Wybaczcie, że nie pomogę wam sprzątać kuchni. Muszę wracać. I nie mówcie na razie nikomu, że dzisiaj będziemy – powiedział cicho Harry, żegnając się z nimi. – Niech rodzice mają niespodziankę.

3 komentarze: