sobota, 16 czerwca 2012

57. Bal


Następnego dnia atmosfera w zamku rosła z godziny na godzinę. Zbliżał się długo oczekiwany bal. McGonagall ustaliła, że będzie to bal nie tylko dla uczniów z siódmej klasy, ale także dla tych, którzy skończyli siedemnaście lat. Wielu szóstoklasistów i piątoklasistów nie mogło opanować radości, gdy o tym usłyszeli.
Harry zaraz po śniadaniu zniknął na kilka godzin w gabinecie dyrektora. Jako nauczyciel obrony przed czarną magią musiał ustalić pewne szczegóły z McGonagall na ten wieczór i na ostatnie dni pozostające do zakończenia roku. Nie chciał powtórki z wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Nie podobała mu się zresztą ta cisza. Śmierciożercy zaszyli się gdzieś i nikt nie wiedział gdzie. A co, jeśli znowu zaatakują? Był pewny, że Malfoy mu nie odpuści i będzie go dręczył. Jako przyszły auror miał bezpośredni kontakt z Biurem Aurorów i z Kingsleyem i wiedział, że dom Malfoyów jest kontrolowany co drugi dzień, ale musiał być pewny, że tutaj wszystko jest pod kontrolą. McGonagall nie chciała zbytnio się zgodzić. Uważała, że aktualne zabezpieczenia powinny wystarczyć i nie potrzeba zatrudniać gwardii aurorów. Ostatecznie stanęło na tym, że aurorzy będą patrolować błonia i wejścia do szkoły.
Harry wrócił do pokoju wspólnego dopiero późnym popołudniem, gdzie zastał Rona grającego z Seamusem w szachy czarodziejów, a Dean stał nad nimi i obserwował ich grę.
- Gdzie się podziały dziewczyny? – spytał, gdy podszedł do nich.
- Poszły naszykować się do balu.
- Już? Przecież są jeszcze dwie godziny.
- Pewnie chcą zrobić się na bóstwa – mruknął Seamus.
- A ty, gdzie byłeś?
- U McGonagall. Nie chcę o tym mówić, jasne? – mruknął. – Idę do dormitorium.
Przeszedł obok nich i zniknął na schodach. Najchętniej spędziłby ten wieczór tylko z Ginny...

W dormitorium dziewczyn panował istny rozgardiasz. Sukienki wisiały na szafie, dziewczyny biegały z sypialni do łazienki i z powrotem.
- Jill, pomóż – jęknęła Ginny, siadając przed lustrem i wplatając palce we włosy. – Nie wiem jak się uczesać.
- Pomyślmy – Jill podeszła do niej i zaczęła układać jej włosy. – Harry nie widział cię jeszcze w upiętych włosach, prawda? Może zrobimy kok?
Ściągnęła jej włosy w kucyk i związała na ręce, tworząc węzeł.
- Dobrze. Decyzję pozostawiam tobie. A ty? Idziesz z kimś? – spytała Ginny, odwracając się do niej.
- Tylko się nie śmiej. Dzisiaj po śniadaniu Colin mnie zaprosił, więc się zgodziłam.
- To wspaniale! – krzyknęła Ginny, podrywając się z krzesła i przytulając koleżankę.
- Teraz tylko Luna nie będzie miała partnera. Ale jej to chyba nie będzie przeszkadzać – stwierdziła Jill.
Obie zaczęły się śmiać.
- Nie, to okropne – powiedziała Ginny, a z jej twarzy zniknął uśmiech. – Luna jest wspaniałą dziewczyną.
- Tylko mogłaby nie robić z siebie pośmiewiska.
- Nie – Ginny pokręciła głową. – To jest po prostu urocze. Ona jest po prostu sobą. Tylko, że nikt tego nie zauważa.
Nagle drzwi dormitorium otworzyły się z hukiem i wbiegła Hermiona.
- Co tu się dzieje? Wy jeszcze nie gotowe? Bal się zaczyna!
- Już, już – mruknęła Ginny, podchodząc do szafy i zdejmując z wieszaka swoją sukienkę. – Zaraz wracam – dodała, znikając za drzwiami łazienki.
Hermiona i Jill spojrzały na siebie, powstrzymując się od śmiechu. Jill szybko założyła swoją sukienkę, a włosy zaplotła w warkocz.
- Ginny! – krzyknęła Hermiona. – Nie wiesz, czy Harry będzie siedział z innymi nauczycielami?
Ginny wyszła z łazienki już ubrana i spojrzała na swoją szwagierkę.
- Nie krzycz tak, nie jestem głucha – mruknęła. – Nie wiem. Mam nadzieję, że nie przy stole nauczycielskim, bo nie zniosłabym siedzenia obok McGonagall.
- Może nie będzie – powiedziała Jill – to zabawa dla uczniów. A teraz się pospiesz, bo chłopaki na pewno już na nas czekają, a ja miałam cię jeszcze uczesać. Na własny ślub też się spóźnisz?
Ginny przewróciła oczami i posłusznie usiadła przed lustrem, podając Jill szczotkę do włosów. Piętnaście minut później były już gotowe.
Harry i Ron stali przy kominku w szatach wyjściowych i czekając na Ginny i Hermionę kontynuowali rozmowę sprzed kilku godzin. Wiele osób, głównie młodszych patrzyło na nich z zazdrością.
- Po co byłeś u McGonagall? Myślisz, że śmierciożercy mogą nas zaatakować? – spytał Ron.
- Tak. W każdej chwili.
- Nie możesz sobie odpuścić?
- Nie. Po tym wszystkim co się wydarzyło, jestem po prostu ostrożny.
- O czym rozmawiacie?
Podeszły do nich Hermiona i Ginny i obaj odwrócili się na te słowa.
Harry zaniemówił. Prawie nie poznał Ginny, która stanęła u jego boku. Miała na sobie śliczną, długą zieloną sukienkę z odkrytymi ramionami, a włosy miała upięte wysoko w kok, z którego delikatnie spływały kosmyki włosów.
- Nieważne – odparł Ron i podszedł do Hermiony ubranej w bladoniebieską suknię.
- Harry – Hermiona zwróciła się do niego – będziesz siedział z nami, czy przy stole nauczycielskim?
- Ja... – zaczął, odrywając wzrok od Ginny – taak... będę siedział z wami.
- W takim razie chodźmy do Wielkiej Sali – powiedziała Ginny, wciskając rękę pod jego ramię i pociągnęła go do wyjścia.
Zeszli na dół. W sali wejściowej było pełno uczniów, którzy szukali swoich partnerów z innych domów. Schodząc z marmurowych schodów, Harry dostrzegł przy dębowych drzwiach wejściowych wysokiego mężczyznę. Skinął mu nieznacznie głową, gdy przechodził z Ginny przez salę wejściową i wszedł do środka.
Wielka Sala była odświętnie przybrana. Nie było czterech długich stołów, tylko pod ścianami poustawiano małe stoliki, pozostawiając na środku wolne miejsce dla tych, którzy będą chcieli zatańczyć. W srebrnych świecznikach ustawionych na każdym stole i pozawieszanych przy każdej ścianie, płonęły setki świec, rzucając rozmigotane refleksy na twarze zgromadzonych uczniów. Na magicznym suficie jaśniały gwiazdy.
Usiedli we czwórkę przy jednym ze stolików w kącie sali.  Niedaleko nich siedzieli Seamus z Lavender i Dean z Parvati. Po drugiej stronie Jill z Colinem i z Luną. Ginny rozejrzała się po sali.
- Mam wrażenie, że to próba przed naszym weselem – szepnęła, spoglądając na Harry’ego. – Jesteśmy tylko inaczej ubrani.
- Tylko, że ani na próbie, ani na naszym ślubie nie będą grały Fatalne Jędze – mruknął jej do ucha, i wskazał na podium, gdzie ustawił się zespół. – I będzie dużo mniej gości.
- Jak myślicie? Będzie coś do jedzenia? – spytał Ron, rozglądając się po najbliższych stołach.
- Ron! – krzyknęła oburzona Hermiona. – Czy ty potrafisz myśleć tylko żołądkiem?
- No co? Jestem głodny! Przecież nie było kolacji – mruknął, a Harry i Ginny wybuchli gromkim śmiechem.
- Chyba musimy pomyśleć o specjalnym menu dla mojego kochanego braciszka – stwierdziła Ginny, a Harry kiwnął głową – bo potem nam to wypomni, że na naszym ślubie nic nie jadł.
Gdy  się najedli (skrzaty miały o wiele więcej roboty, niż zwykle, a Ron i tak narzekał), rozbrzmiały pierwsze takty muzyki i pierwsze pary weszły na parkiet.
Luna tańczyła samotnie. Podniosła ręce do góry i obracała się wokół własnej osi w rytm płynącej melodii. Obok niej tańczyli inni. Dean wyciągnął Parvati prawie pod podium, Seamus szalał na parkiecie razem z Lavender. Obracał nią w różne strony, kierując tak, żeby się nie przewróciła. Jill z Colinem też nieźle wywijali.
- Chodź, zatańczymy – Ron zwrócił się do Hermiony.
Wyciągnął rękę, a Hermiona wstała i z uśmiechem dała się zaprowadzić na środek sali. Chwilę później znikli wśród tańczących.
Harry i Ginny zostali sami przy stoliku. Harry rozglądał się po Wielkiej Sali, obserwując wielu znajomych i przyjaciół, popijając powoli kremowe piwo. Gdy spojrzał na Ginny, uśmiechnął się. Widział jej rozmarzony wzrok, a jej nogi pod stołem tańczyły.
Ginny patrzyła na Lunę, która machała rękami tuż przy głowie i wyglądała, jakby odganiała rój muszek. Tak chciałaby zatańczyć. Nawet tak jak ona. Już chciała wstać, żeby to zrobić, gdy Harry złapał ją za rękę.
- Chcesz zatańczyć? – spytał.
Ginny spojrzała na niego zaskoczona.
- Z tobą? Jesteś pewny? Przecież wiem, że nie tańczysz.
- Chcesz? – ponowił pytanie.
- Zrobisz to dla mnie?
- Obiecałem ci wczoraj, że mi nie uciekniesz, a zresztą sama przed chwilą powiedziałaś, że to dla ciebie próba przed weselem. Może w takim razie nauczysz mnie tańczyć? Bo chyba głupio będzie wyglądało, gdy państwo młodzi nie zatańczą pierwszego tańca, prawda? – mruknął i wstał, wyciągając rękę.
Ginny, uśmiechając się delikatnie, chwyciła jego dłoń i razem wyszli na parkiet. Gdy zbliżyli się do siebie, Harry zniżył głowę i szepnął jej do ucha:
- Tylko ty prowadzisz.
Uśmiechnęła się ponownie.
- W porządku. Połóż mi ręce w talii i wsłuchaj się w muzykę, ona sama cię poprowadzi.
Właśnie zaczęli grać jakiś wolny kawałek. Ginny wtuliła się w niego, kładąc mu ręce na szyi, a on objął ją w pasie. Tańczyli tak przytuleni do siebie, nie zwracając uwagi, co się koło nich dzieje. Jakby wszystko inne przestało istnieć. Byli tylko oni i muzyka.
Po skończonej piosence usiedli z powrotem przy stoliku. Harry rozejrzał się po Sali. Ron i Hermiona gdzieś zniknęli.
„Pewnie chcieli być sami” – przemknęło mu przez myśl. – „Może my też powinniśmy?”
Ginny położyła głowę na jego klatce piersiowej, a on objął ją i delikatnie gładził ją po boku.
- Może stąd wyjdziemy? – szepnął.
- Gdzie? – mruknęła.
- Na błonia.
- Możemy o tej porze? – Przekręciła głowę do góry, spoglądając na niego.
Harry kiwnął głową.
- Szkoła jest bezpieczna. No i nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Podał jej rękę i powoli opuścili Wielką Salę, mijając po drodze stojącego w progu aurora. Harry dostrzegł, że tamten nie ma zbyt zadowolonej miny, gdy wychodzili na zewnątrz, ale nie przejął się tym.
Szli powoli przez ciemne błonia, trzymając się za ręce. Na niebie świecił księżyc, rozjaśniając im drogę swoją poświatą.
Nagle Harry się zatrzymał. Światło księżyca oświetliło jego twarz. Na niebie skrzyło się kilka tysięcy gwiazd, które odbijały się w oczach Ginny. Lekki wiatr powiewał ich włosami. Stali tak oboje wpatrzeni w siebie.
Harry nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Jak instynkt. Ścisnął mocniej jej rękę, a drugą podniósł, dotykając jej policzka, a potem złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
Tak byli siebie spragnieni, że nie zwracali na nic uwagi. Nie myśleli o tym, że ktoś może ich zobaczyć. Ginny przysunęła się bliżej, pragnąc zamienić ten delikatny dotyk jego ust w silniejszy i bardziej namiętny, ale nagle usłyszeli, że ktoś się zbliża. Odskoczyli od siebie, a Harry wyszarpnął różdżkę z kieszeni i odwrócił się. Z zamku wyszła jakaś para, ale tamci nie zwrócili na nich uwagi, tylko poszli w drugą stronę.
- Chodźmy stąd. – Ginny pociągnęła go za rękę. – Tutaj nie będziemy sami.
Obrócił się do niej, ale czar tamtej chwili prysł, jak bańka mydlana.
- Masz rację – odparł i schował z powrotem różdżkę do kieszeni.
Okrążyli jezioro i usiedli pod wielkim drzewem, mając widok na biały grobowiec na drugim brzegu jeziora, który prawie jaśniał w świetle księżyca.
Harry zdjął wierzchnią szatę i położył się na plecach, kładąc ręce za głową, a Ginny usiadła przy jego nogach i wpatrzyła się w drugi brzeg.
- Gdybyś mógł cofnąć czas, to zmieniłbyś coś w swoim życiu? – spytała, nie odrywając wzroku z grobowca.
- Zmieniacze czasu zniszczyliśmy kilka lat temu, pamiętasz?
- No tak, ale wiesz co mam na myśli...
Harry przymknął powieki, zastanawiając się nad tym pytaniem. Czy zmieniłby coś? Może uwierzyłby Hermionie po tamtej wizji w piątej klasie i Syriusz nadal by żył? Może ocaliłby Dumbledore’a? Nie, on wiedział, że umiera, a Snape miał mu tylko pomóc. Może wcześniej by się zorientował, że Ginny jest mu przeznaczona i byliby ze sobą dłużej? Otworzył oczy. Klęczała tuż przy nim i patrzyła na niego.
- Dlaczego pytasz? – Podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc na nią.
- Sama się nad tym ostatnio zastanawiałam.
- I zmieniłabyś coś?
- Chyba nie. Jestem szczęśliwa. Moje największe marzenie się spełnia... – Przysunęła się do niego bliżej i uklęknęła między jego nogami.
- A dużo masz jeszcze tych marzeń? – spytał, przyciągając ją do siebie.
- Mnóstwo – szepnęła, chwytając go za dłonie i przyciskając je do ziemi. – I prawie wszystkie... – pocałowała go w policzek – ...związane są... – pocałowała w drugi – ...z tobą. – Pocałowała go w usta.
Harry lekko odchylił się od niej.
- Zaraz... „prawie wszystkie”? – spytał zawiedziony. – Dlaczego nie wszystkie?
- Bo... – zaczęła, powoli rozpinając guziki jego koszuli – chcę też zdać owutemy i w przyszłości robić coś ciekawego.
Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i stanowczym ruchem pchnęła go na trawę, kładąc się na nim. Chwyciła go za ręce, umieszczając je za jego głową i blokując mu wszelkie ruchy. Harry poddał się jej, choć wolałby objąć ją i przytulić do siebie. Jedna ręka Ginny trzymała go mocno za nadgarstki, przyciskając do ziemi, a druga delikatnie wędrowała po jego boku, podciągając do góry jego koszulę. Całowała go po szyi, powoli schodząc niżej, na tors, by chwilę później znów wrócić na jego szyję i usta. To ona była panią tej chwili, przytrzymując go cały czas za przeguby.
W końcu Harry’emu udało się uwolnić dłonie z jej uścisku, który stawał się coraz słabszy. Jedną ręką objął ją, a drugą chwycił rękę, która go wcześniej trzymała i zaczął powoli całować jej dłoń i palce. Ręka leżąca na plecach powoli wędrowała do góry i chwilę później znalazła się na jej karku, a potem we włosach. Te były jednak bardzo mocno spięte i nie mógł zbytnio wpleść w nie swoich palców.
- Zaczekaj – szepnęła.
Uniosła się do góry, wyciągnęła różdżkę i jednym, szybkim ruchem rozpuściła włosy, które opadły jej na ramiona i zakryły jego dłoń. 
Zamruczał cicho. Ginny przytuliła się do niego i musnęła ustami jego wargi.
- Tak lepiej?
Nie odpowiedział, tylko wpił się wargami w jej usta. Przeturlali się w bok, nie przerywając pocałunku i teraz to Harry leżał na niej. Jedna z jego rąk była wpleciona w jej włosy, a druga wędrowała powoli po jej boku, co jakiś czas wjeżdżając na brzuch i biodro. Ginny też nie próżnowała, dotykając dłońmi jego pleców.
- Chciałabym kiedyś spędzić noc pod gołym niebem – szepnęła. – Zasnąć w twoich ramionach, patrząc w gwiazdy, a rano obudziłoby nas wschodzące słońce.
- Obiecuję ci, że to marzenie niedługo się spełni. 
- Kocham cię – wymruczała mu do ucha.
Czas się zatrzymał, gdy po raz kolejny ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Tylko księżyc wyglądający zza drzewa obserwował ich w tej chwili, a wiatr cicho szemrał w gałęziach nad ich głowami.

7 komentarzy:

  1. Nie mogłam doczekać się tego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerywasz w takim momencie??!! Genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW i jeszcze raz WOW

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam że coś im się stanie 😶

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale by było gdyby ich ktoś nakrył...zboczuszki zrób taki rozdział jak ich nakryją żeby się coś działo BĘDZIE GORĄCO

    OdpowiedzUsuń