środa, 13 czerwca 2012

36. List z Hogwartu


Ginny, gdy obudziła się rano stwierdziła, że leży w łóżku. Powoli dochodziło do niej to, co się wczoraj wydarzyło. Pobyt z Harrym w Dolinie Godryka, dementorzy. Harry osłaniający ją przed nimi, a potem, gdy niósł ją do domu. Wszystko nadal było takie żywe... Westchnęła. Wciąż czuła ramiona Harry’ego obejmujące ją, gdy nie była w stanie iść sama.
Otworzyła oczy i rozejrzała się. Była u siebie w pokoju. Nikogo przy niej nie było, ale obok łóżka stało krzesło.
"Czyżby ktoś tu siedział?" – pomyślała. – "No tak, Harry..." – Przypomniała sobie, jak prosiła go wieczorem, żeby przy niej został.
Po chwili do pokoju weszła mama.
- Mamo, gdzie jest Harry? – spytała, podnosząc się na łokciach.
- Śpi. Siedział tu przy tobie aż do rana. – Pani Weasley podeszła bliżej i wskazała na krzesło. – Godzinę temu wygoniłam go do pokoju Freda i George’a.
- Mamo, jak mogłaś? – krzyknęła.
- Gdybym tego nie zrobiła, Harry w ogóle by się nie położył. 
Ginny wstała i podeszła do toaletki, biorąc szczotkę do włosów, a pani Weasley cały czas patrzyła z troską na córkę.
- Kochanie, wszystko w porządku? – spytała.
- Taak. Dlaczego pytasz? – Ginny przestała rozczesywać włosy i spojrzała na matkę.
- Nie, nic. Tylko... martwię się o was.
- Ale naprawdę wszystko jest w porządku.
- To dobrze. Jeśli tak, to za chwilę będzie śniadanie, a potem musimy pomyśleć o sukience na bal dla ciebie.
- Dzięki mamo. Zaraz zejdę – odparła i podeszła do szafy, żeby się ubrać.
Pani Weasley podeszła do drzwi. Otwierając je odwróciła się jeszcze i powiedziała cicho:
- Zawsze możesz mi  o wszystkim powiedzieć, Ginny. 
- Wiem, chociaż ty i tak o wszystkim wiesz. A teraz pozwól mi się przebrać, dobrze?
I wypchnęła matkę z pokoju. Gdy zamknęły się drzwi, Ginny opadła na krzesło.
"A więc Harry nie spał całą noc?" – pomyślała. – "Będę musiała mu podziękować."
Parę minut później wyszła już ubrana. Piętro niżej, przechodząc obok pokoju Freda i George’a, zatrzymała się. Zapukała cichutko, i mimo, że nie usłyszała zaproszenia, uchyliła lekko drzwi i zajrzała do środka. W łóżku przy oknie spał Harry odwrócony plecami do drzwi. Westchnęła. Nie chciała go budzić, dlatego wyszła, zamykając za sobą drzwi i zeszła do kuchni.
Wszyscy już byli. Rodzice, Ron i Hermiona. Usiadła na najbliższym krześle, biorąc do ręki tost. Czuła na sobie spojrzenia wszystkich, ale nie miała ochoty na wdawanie się w rozmowę. Myślami nadal była przy Harrym.
- Co planujecie dzisiaj robić?
Doszedł do niej, jakby z oddali głos matki, ale nie podniosła głowy. Usłyszała za to Hermionę.
- Jeszcze nie mamy planów. Może powtórzymy transmutację? – spytała, patrząc na Rona.
- Co? Nie dasz odpocząć? Są święta! – jęknął w odpowiedzi.
- Owutemy mamy za pięć miesięcy, a trzeba powtórzyć kilka lat!
-  No dobra i tak z tobą nie wygram – mruknął Ron tak cicho, żeby nie usłyszała tego Hermiona.
Ginny stłumiła śmiech. Był to jej pierwszy uśmiech od kilku dni.
- A może przyłączycie się do nas? – spytała pani Weasley, podchodząc do Ginny i kładąc ręce na jej ramionach. – Ja i Ginny chcemy przygotować sukienkę na najbliższy bal. Co wy na to?
- O nie! – krzyknął Ron, podnosząc ręce. – Mnie do tego nie mieszajcie. Ja już mam swoją szatę wyjściową. Przyłączę się do Harry’ego. Może on ma inne plany, niż uganianie się po sklepach z ciuchami.
- A ja chętnie się przyłączę, skoro mój ukochany małżonek nie ma zamiaru się uczyć – stwierdziła Hermiona, patrząc na Rona, jak na zdechłego karalucha.
Wszystkie panie zaczęły się śmiać.
- Nie jedziemy na Pokątną – stwierdziła pani Weasley chwilę później, gdy przestała się śmiać. – Ostatnio jest tam zbyt niebezpiecznie. Sama przygotuję dla was kreacje, no może z małą pomocą ostatniego numeru „Czarownicy” – dodała, uśmiechając się lekko.
- Dziękujemy mamo – szepnęła Ginny, podnosząc wzrok na matkę.
- Kochanie, a ty nie idziesz dzisiaj do pracy? – Pani Weasley podeszła teraz do męża, który cały czas siedział z boku i przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie. Wziąłem sobie wolne na dzisiaj – odparł pan Weasley, podnosząc się z krzesła i podszedł do okna. Widać było, że nie chce rozmawiać przy dzieciach.
- Co się stało? Nigdy nie brałeś urlopu.
- To my... – zaczął niepewnie Ron, biorąc Hermionę za rękę – ...pójdziemy zobaczyć, czy Harry się obudził. Idziesz Ginny?
- Tak, jasne – odparła i wstała.
-  Ginny, nic nie zjadłaś – pani Weasley odwróciła głowę, spoglądając na niedojedzony tost na talerzu Ginny.
- Niech idą. Musimy poważnie porozmawiać – stwierdził sucho pan Weasley, odwracając się.
Ginny wzięła tost i razem z Ronem i Hermioną opuściła kuchnię.

Harry obudził się nagle, jakby ktoś ryknął mu prosto w ucho. Zdawało mu się, że spał tylko chwilę. Całą noc, aż do świtu, spędził w pokoju Ginny, czuwając przy niej, kiedy to pani Weasley wygoniła go do pokoju Freda i George’a. Tutaj, gdy wrócił, jeszcze długo nie mógł zasnąć krążąc po pokoju, a potem leżąc w łóżku i patrząc w sufit. Gdy w końcu zmorzył go sen nad horyzontem pojawiały się już pierwsze promienie słoneczne.
Otworzył oczy. W pokoju było pełno słońca, które jak zauważył było już wysoko. Założył okulary i spojrzał na zegarek. Dochodziło południe. Zdziwił się, że nikt go dotąd nie obudził. Wstał, ubrał się i podszedł do lustra, które wisiało obok wielkiej szafy. Przeczesał ręką włosy, patrząc na swoją bliznę. Ostatni raz bolała go pół roku temu, kiedy stawał ostatni raz przed Voldemortem podczas ostatniej z nim walki. Nienawidził tych chwil, gdy zaczynał widzieć i czuć to samo co Voldemort, ale wtedy, za każdym razem był to jakiś znak co planują śmierciożercy i on, a teraz? Voldemort nie żył, więc skąd, on Harry, ma w tej chwili wiedzieć co planują śmierciożercy? Jedyne, co wiedział było to, że musi teraz jeszcze bardziej uważać.
Podszedł do drzwi, otworzył je i wyszedł na korytarz.
Zszedł na dół. Jeszcze na schodach usłyszał rozmowę, a raczej kłótnię państwa Weasley dochodzącą z kuchni. Zatrzymał się i chciał się wycofać, ale nagle usłyszał swoje imię wypowiedziane przez panią Weasley. Usiadł na ostatnim stopniu, opierając się o ścianę.
- Harry jest już dorosły. Nie możemy wtrącać się do...
- Molly nie rozumiesz? Śmierciożercy nadal na niego polują. A teraz, po tym co zrobili jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Musimy go ostrzec, żeby uważał na Ginny i na siebie.
- Myślisz, że on nie jest ostrożny? Po tym wszystkim co przeżył?
Harry usłyszał, że ktoś schodzi po schodach. Podniósł głowę i zobaczył Ginny. Dotknął palcem ust, żeby nic nie mówiła, a potem wskazał na kuchnię. Ginny kiwnęła głową i usiadła obok niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Po chwili usłyszeli stłumiony odgłos. Prawdopodobnie pan Weasley uderzył ręką w stół.
- Molly, ja wiem, że jest ostrożny, ale tu chodzi o życie jego i Ginny.
Ginny szepnęła:
- Teraz już rozumiem dlaczego wyprosili nas z kuchni rano. Nie chcieli rozmawiać o tym przy mnie.
Po chwili w kuchni zrobiło się cicho. Harry i Ginny spojrzeli na siebie, stwierdzając, że pewnie skończyli. Wstali i podeszli do wejścia.
Pani Weasley, gdy tylko zobaczyła wchodzących Ginny i Harry'ego natychmiast wstała i próbując ukryć zmieszanie uśmiechnęła się.
- Harry, kochaneczku widzę, że wstałeś. Jesteś głodny? Zaraz dam ci coś do jedzenia.
Harry podszedł do stołu, siadając naprzeciwko pana Weasleya i odparł:
- Tak, dziękuję.
Pani Weasley od razu zaczęła krzątać się po kuchni, a Ginny podeszła do ojca. Pan Weasley siedział po drugiej stronie stołu i czytał najnowszego "Proroka Codziennego", ukrywając pierwszą stronę.
- Coś jest ciekawego, że tak czytasz i udajesz, że nas nie widzisz? – spytała.
Pan Weasley odłożył gazetę, żeby jej odpowiedzieć, ale w tej samej chwili przez otwarte okno wleciała sowa. Wszyscy znieruchomieli, wpatrując się w sowę, która podfrunęła do Harry'ego, otrzepała się ze śniegu, rozpryskując kropelki wody, i podała mu list, który trzymała w dziobie. Harry odebrał pergamin, rozwinął go i zaczął czytać.
- Panie Weasley mogę zobaczyć pierwszą stronę? - spytał Harry po chwili, wyciągając rękę po gazetę.
- Coś się stało? – spytała Ginny.
- Tak. To list od McGonagall. Wzywa wszystkich nauczycieli.
Pan Weasley spojrzał najpierw na żonę, a potem na Harry'ego i westchnął, kręcąc głową.
- W porządku, nie ma sensu tego przed wami ukrywać. Ginny usiądź – dodał, zerkając na nią.
Ginny obeszła stół i usiadła obok Harry'ego, a pan Weasley wstał.
- Musicie być ostrożni. Szczególnie ty, Harry.
- Wiem o co panu chodzi - odparł Harry.
- Wiesz? – spytała pani Weasley, spoglądając na niego i stawiając przed nim tosty.
- Słyszałem państwa rozmowę przed chwilą... przepraszam.
- Właściwie oboje słyszeliśmy – powiedziała Ginny. – Zresztą trudno było nie usłyszeć. Wasze głosy doszły chyba do pokoju Rona i Hermiony.
- No cóż...  – pan Weasley pokręcił głową. – Nie wiecie jednak najgorszego.
- O czym ty mówisz? – Ginny patrzyła niepewnie na ojca i matkę, która przysunęła się do męża.
Pan Weasley nie odpowiedział, tylko rozwinął gazetę, kładąc ją na stole przed nimi. Wszyscy zamarli, wpatrując się w pierwszą stronę, na której było wielkie zdjęcie ministra magii, a w nagłówku widniał napis:

RUFUS SCRIMGEOUR NIE ŻYJE!
ŚWIAT CZARODZIEJÓW ZAGROŻONY.

Ginny zasłoniła usta ręką, powstrzymując wydobywający się z nich krzyk.
- Znaleźli go martwego dzisiaj nad ranem w pobliżu ministerstwa. Obawiają się, że teraz oprócz ministerstwa śmierciożercy będą chcieli opanować Hogwart – powiedział pan Weasley.
- Wracam do Hogwartu – powiedział Harry, podnosząc głowę znad gazety. – Teraz już wszystko rozumiem. Muszę natychmiast wracać. Mogę pożyczyć pióro?
Pani Weasley podała mu atrament i pióro, które zawsze trzymała w pobliżu, a on naskrobał kilka słów na odwrocie listu i podał sowie, która cały czas kręciła się na stole, dziobiąc leżące tosty i odleciała.
Odłożył pióro i nie wypowiedziawszy już żadnego słowa wyszedł. Wbiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie, by po chwili znaleźć się z powrotem w pokoju. Nie mógł znieść myśli, że coś się stało. Był wdzięczny Weasleyom, że tak się o niego troszczą, ale i tak w Hogwarcie, będąc opiekunem Gryffindoru i nauczycielem obrony przed czarną magią, sam musi myśleć jak ochronić nie tylko Ginny, ale także innych. A przecież tam zostało kilku uczniów na święta. Musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Zaczął wyciągać z szafy wszystkie ubrania, wrzucając je byle jak do kufra, gdy usłyszał, że otwierają się drzwi. Odwrócił się. W progu stała Ginny.
- Naprawdę musisz wracać? – spytała, zamykając drzwi i podchodząc do niego.
- Niestety tak. Muszę sprawdzić, czy z pozostałymi uczniami wszystko jest w porządku.
Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Mogę wracać z tobą?
- Na razie nie – odparł, przytulając ją. – Tu jesteś bezpieczna. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Godzinę później, w kuchni zebrali się wszyscy, żeby pożegnać Harry’ego.
- Dam znać, gdy będzie wszystko w porządku i będziecie mogli wrócić – powiedział do Rona i Hermiony. – A przez ten czas zaopiekujcie się Ginny.
- Harry, jak wracasz do Hogwartu? – zapytał Ron. – Siecią Fiuu?
- Nie. McGonagall napisała, że mam użyć teleportacji, bo kominki mogą być pod obserwacją. Przy bramie Hogwartu będzie czekał Hagrid.
- To pozdrów go od nas i powiedz, że jak wrócimy to przyjdziemy do niego – powiedziała Hermiona.
- Będziesz na siebie uważał, prawda? – spytała pani Weasley, przytulając go do siebie.
- Oczywiście pani Weasley.
Zrobiło mu się głupio i jednocześnie przyjemnie, gdy tak stał w objęciach pani Weasley.
Na koniec podszedł do Ginny, która stała z boku z opuszczoną głową i pociągnęła go do salonu. Nie chciała, żeby rodzina na to patrzyła. Harry kątem oka zobaczył, że państwo Weasley odeszli do swoich zajęć, a Ron  lekko uniósł brwi, patrząc wymownie w sufit. W salonie spojrzał na nią.
- Nie rozstajemy się przecież na zawsze. Spotkamy się za kilka dni – szepnął, odgarniając jej włosy.
- Wiem. Chciałam tylko...
Podniosła głowę i ich usta spotkały się. Czas stanął w miejscu, jednak nie dane im było długo tak trwać, bo po chwili usłyszeli lekkie pukanie.
- Harry, już czas. – Podszedł do nich pan Weasley.
Harry uścisnął rękę Ginny i odwrócił się. W drzwiach obejrzał się. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Ginny stała odwrócona do kominka z rękami założonymi na piersiach. Westchnął, założył kurtkę i szalik i wyszedł do ogródka.

6 komentarzy:

  1. To ja Levasse. Już wiem dlaczego go zabili. Cały świat czarodziejów wali się z rusztowań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta jakieś pięć minut temu jak przeczytałam poprzedni rozdział a dzisiaj zaczęłam do się domyśliłam ale tak czy siak ja bym ministra wykorzystała do niecnych celów a jak by się połapali że minister jest w władaniu śmierciożerców to minister kaput nie żyje /A

      Usuń
    2. Anonimowy- to ma sens.

      Usuń
  2. "wali się z rusztowań" hehehe ciekawie ciekawie.. Boskiem opowiadanie!!

    OdpowiedzUsuń
  3. super blog, tyle że jak dla Ginny i Harrego bo cią gle się całują, albo jest ,,nie zostawiaj mnie" itp..

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrzeć jak na zdechłego karalucha. Ciekawe stwierdzenie. Jak to wyglądało w wykonanie Hermiony ;)

    OdpowiedzUsuń