Ulica Główna Hogsmeade była pusta, gdy Harry i Kingsley pojawili się na niej. Choć panowała tu już ciemność, nie zapalili różdżek, żeby nie ujawniać swojego przybycia. We wszystkich oknach i witrynach sklepowych było ciemno, tylko z gospody Pod Trzema Miotłami sączyło się delikatne światło. Harry spojrzał w kierunku szkolnych błoni i serce podeszło mu do gardła; widział rozbłyski zielonego i czerwonego światła - walka już się zaczęła. Jak teraz dostać się do zamku, ale tak, żeby na razie nikt go nie zauważył?
- Trochę tu za spokojnie – stwierdził Kingsley, rozglądając się po wiosce i trzymając w ręku różdżkę w pogotowiu, jakby w obawie, że w każdej chwili wybiegną na nich śmierciożercy.
- Muszę dostać się do zamku i chyba wiem, którędy tam pójść. – Harry mówił spokojnie, ale cały czas miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje. On także rozglądał się wokoło. – W Hogsmeade jest kilka tajnych przejść, które prowadzą prosto do zamku. Ja znam dwa – w Miodowym Królestwie i Wrzeszczącej Chacie. To drugie może być niestety zajęte, bo śmierciożercy już raz wykorzystali to miejsce. – Wzdrygnął się na wspomnienie październikowych wydarzeń. – Jeśli nie zablokowali przejść, to przez cukiernię bezpiecznie tam się dostaniemy.
Kingsley pokręcił głową.
- Musimy iść na błonia! Tam nas potrzebują!
- Wiem, ale na razie nie chcę się ujawniać, że tu jestem. – odparł. – Muszę sprawdzić, czy w zamku wszyscy są bezpieczni. Spotkamy się później.
Uścisnęli sobie ręce i każdy pobiegł w swoją stronę. Harry ze ściśniętym sercem podbiegł do wejścia do Miodowego Królestwa. Coś mu mówiło, że tak właśnie musi zrobić, dostać się do zamku. Wiedział, że Kingsley miał rację, bo przecież kilka minut temu mówił dokładnie to samo, ale coś ciągnęło go do tak dobrze znanych mu korytarzy, jakby tam właśnie powinien być. Zastanawiał się przy tym, czy Ginny jest bezpieczna. Miał nadzieję, że wtedy, gdy ostatni raz spoglądał na mapę szła, aby wraz z najmłodszymi ewakuować się z Hogwartu.
Pchnął drzwi do Miodowego Królestwa, które natychmiast się otworzyły. Zaskoczony, że nic ich nie chroni wskoczył do środka, mruknął „Lumos” i rozejrzał się. Tak dawno tu nie był. Nim zrobił jakikolwiek jeszcze ruch w głąb sklepu, dla własnego bezpieczeństwa podniósł różdżkę mrucząc: „Homenum revelio”, ale nic się nie wydarzyło. Prawdopodobnie właściciele uciekli stąd już dawno, a śmierciożercy nie wykorzystali tego miejsca do innych celów oprócz darmowej wyżerki. Obrócił się wokół własnej osi i stwierdził, że cały sklep został splądrowany. Wszystkie półki były puste, pojemniczki i beczułki, zawsze pełne słodyczy, leżały poprzewracane na ziemi. Podszedł do lady, za którą było wejście do piwnicy. Nim zszedł po drewnianych schodach, zerknął jeszcze raz na ulicę; nadal była cicha i pusta.
Powoli, bo niektóre stopnie były połamane, zszedł do piwnicy. Przeszedł pomiędzy rozbitymi dzbanami i rozwalonymi paczkami i znalazł to, czego szukał: ledwie widoczną klapę w podłodze. Otworzył ją, zszedł po stromych schodkach i znalazł się w tunelu. Musiał zgiąć się wpół, bo korytarz okazał się mniejszy niż wtedy, gdy ostatni raz z niego korzystał. Serce tłukło mu się o żebra, gdy biegł przez ciemny korytarz i myślał, czy nie będzie za późno. Nie miał czasu spojrzeć na Mapę Huncwotów i sprawdzić co dzieje się w środku zamku.
Dotarł do kamiennego szybu i zaczął piąć się w górę, najszybciej jak potrafił, choć spocone ręce ślizgały mu się po kamieniach. Tuż przed wyjściem z garbu jednookiej czarownicy zatrzymał się i przysunął głowę do ścianki, jakby chciał przez nią usłyszeć jakiekolwiek odgłosy z drugiej strony. Stuknął różdżką w kamienny garb i mruknął „Dissendium”. Przejście otworzyło się i, gdy tylko wygramolił się na zewnątrz, garb natychmiast się za nim zatrzasnął. Rozejrzał się po korytarzu. Był pusty. Za oknami widział rozbłyski światła i słyszał eksplozje i krzyki ludzi na górnych i niższych piętrach. Śmierciożercy byli coraz bliżej.
------
Ginny szła wściekła przez cały zamek i zastanawiała się, jak go nie opuścić. Wiedziała, że Hermiona nie pozwoli jej zostać. Przypomniała sobie wówczas słowa Harry’ego: „...jeśli będzie atak na szkołę, natychmiast się tu zjawię...” Tak chciała go wreszcie zobaczyć. Była pewna, że on rzeczywiście się pojawi.
Tuż przed Grubą Damą Hermiona odwróciła się do niej i powiedziała:
- Wejdź pierwsza do środka i dopilnuj, żeby wszyscy, którzy za nami idą opuścili Hogwart. Mogą robić to w kilka osób, oby tylko nikt się nie wymknął. Ja przypilnuję tych na końcu. – Wskazała za siebie i podała jej woreczek z proszkiem Fiuu.
- W porządku. – Ginny kiwnęła głową.
- Ty masz iść z piątoklasistami, jasne?
- Tak – mruknęła.
Hermiona odeszła, a ona uśmiechając się pod nosem, zaczęła wypuszczać wszystkich Gryfonów przez kominek. Trzeba to będzie wykorzystać. Wszyscy ustawili się grzecznie w kolejce, zaczynając od najmłodszych i po wrzuceniu proszku do ognia, grupami udawali się bezpośrednio do swoich domów. Ostatnie grupy były już starsze i nie trzeba było ich pilnować. Oddała woreczek jakiejś piątoklasistce i odeszła do najbliższego fotela stojącego w kącie i odwróconego tyłem do wejścia. Nim na nim usiadła wyciągnęła różdżkę i mruknęła do ostatniej grupy widocznej przy kominku:
- Confundo!
Każda z osób, którą trafiło zaklęcie wzdrygnęła się lekko. Wiedziała, że Hermiona zaraz wejdzie, by sprawdzić, czy rzeczywiście wszyscy opuścili zamek i spyta ostatnią z nich, czy widzieli, jak ona opuszcza pokój wspólny. Schowała się w fotelu, kuląc się za oparciem. „Przydałaby mi się peleryna-niewidka Harry’ego” pomyślała, zamykając oczy i modląc się w duchu, żeby Hermiona uwierzyła tym kilku osobom i nie zaczęła przeszukiwać foteli.
Kilka minut później, gdy wszyscy pod czujnym okiem Hermiony opuścili pokój wspólny, a ona upewniła się, że Ginny wraz z innymi opuściła zamek, Ginny usłyszała Hermionę jak podchodzi do okna i wygląda przez nie na błonia. Nagle gdzieś obok eksplodowało okno. Ginny pisnęła, ale Hermiona jej nie usłyszała, bo w tej samej chwili krzyknęła i wybiegła na korytarz, pozostawiając otwarte wejście pod Grubą Damą. Ginny wyskoczyła zza fotela i pobiegła za nią. Wyjrzała przez najbliższe okno na korytarzu. Z Zakazanego Lasu wyłaniali się śmierciożercy, do których od strony drzwi wejściowych strzelali zaklęciami członkowie Zakonu i Gwardii Dumbledore’a. Bitwa się rozpoczęła. Przerażona pobiegła do najbliższych schodów i zbiegła na dół.
------
Harry biegł wzdłuż korytarza, rozglądając się i ochraniając głowę przed spadającym wszędzie gruzem. Zamkiem wstrząsały eksplozje. Dobiegł do końca korytarza i zobaczył jak olbrzymi dzban zleciał z postumentu zrzucony złowrogim zaklęciem tuż pod jego nogi. Przy schodach zawahał się. Wiedział, że jest potrzebny na dole, bo przez okno zauważył walczących członków Zakonu, ale miał dziwne przeczucie że ktoś go potrzebuje na górze. Wbiegł na piąte piętro i wpadł na korytarz. Okna były bez szyb, więc wymierzył różdżką na dół w grupę atakujących śmierciożerców.
- Drętwota!
Ginny usłyszała z oddali znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła z drugiej strony korytarza tak dobrze jej znane, czarne, rozczochrane włosy, trochę zmatowiałe przez fruwające wszędzie chmury pyłu.
- Harry! – krzyknęła.
Odwrócił się i zamarł, gdy spojrzał na nią. Poczuł, jak strach ścisnął mu wnętrzności. „Przecież miała się ewakuować! Gdzie jest Tonks, Ron i Hermiona? Przecież to oni mieli ją ochraniać i pilnować?”
- Ginny? Co ty tu robisz? Wracaj do wieży Gryffindoru, natychmiast! Im chodzi o mnie i o ciebie, rozumiesz? – krzyknął, podbiegając do niej.
- Ja też chcę walczyć!
- Nie! Padnij!
Harry pociągnął ją na podłogę, ochraniając ją przed złowrogim zaklęciem, które świsnęło mu kilka cali od głowy.
- Natychmiast! – krzyknął. – Musisz gdzieś się ukryć. Gdzie jest Tonks, Ron i Hermiona? Przecież to oni mieli cię ochraniać!
- Walczą, gdzieś na błoniach – odparła powoli, próbując wstać i wyjrzeć przez najbliższe okno.
Spojrzała na niego z mieszaniną radości i rozpaczy. Czyżby nie ucieszył się na jej widok? Uchwyciła jego spojrzenie. Nie, nie cieszył się. Jego wzrok był pełen strachu o nią, a zarazem złości na pozostałych, że ją tu zostawili.
W ścianę nad nimi trafiło kolejne zaklęcie, pozostawiając po sobie wielką dziurę. Harry osłonił ją przed spadającymi na nich odłamkami szkła i gruzu.
Wiedział, że nie ma czasu na jej powrót do pokoju wspólnego. Rozejrzał się. Wokół walały się fragmenty ścian zamkowych i mnóstwo pyłu. Z zewnątrz dochodziły ich krzyki ludzi, huki i rozbłyski rzucanych zaklęć i odgłosy toczącej się bitwy. Śmierciożercy zbliżali się do zamku. Wyciągnął spod kurtki pelerynę-niewidkę i narzucił ją na nią. Ginny chciała zaprotestować, ale on chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą w kierunku schodów. Zerknął w górę. Schodów prowadzących na górne piętra już nie było, mogli tylko zejść na dół.
- Harry, nie! – krzyknęła, próbując zdjąć z siebie pelerynę. – Tobie peleryna bardziej się przyda!
- Nie. – Pokręcił głową. - Oni nie wiedzą, że tu jestem i teraz chodzi im o ciebie. Muszę cię gdzieś ukryć.
Zbiegli na dół i wpadli na stojącą w kącie Jill. Cała się trzęsła ze strachu. W ręku trzymała różdżkę i celowała w niego. Gdy tylko go zobaczyła opuściła rękę, oddychając z trudem.
- Harry? Ty tutaj?
- Jill – zaczął – widziałaś w pobliżu jakiegoś aurora?
- Nie. Wszyscy są na zewnątrz zamku.
Przeklął cicho, a potem powiedział:
- Jest ze mną Ginny, ukryta pod peleryną-niewidką. – Potrząsnął ręką częściowo pod nią ukrytą. – Śmierciożercy nie wiedzą, że tu jestem i dla nich będzie zaskoczeniem, gdy mnie tu zobaczą. W tej chwili to o nią im chodzi i muszę ją gdzieś ukryć. Nie ma jak wrócić do pokoju wspólnego, bo wszystkie schody są zawalone, dlatego zaprowadzę was do Wielkiej Sali.
- Harry, przecież tam jest najbardziej niebezpiecznie!
- Wiem, ale nie ma innego wyjścia. Ukryjecie się w bocznej komnacie.
Pociągnął ponownie Ginny za rękę i pobiegł w głąb korytarza, ślizgając się na potłuczonym szkle i walającym się gruzie, a za nim Jill. Zbiegli po schodach kilka pięter niżej i znaleźli się na pierwszym piętrze.
- Harry, twój gabinet! – Spod peleryny doszedł ich głos Ginny. – Schowajmy się tam!
Harry zatrzymał się. Z dołu dochodziły ich odgłosy walki. Nie było innego wyjścia. Otworzył drzwi, wepchnął do środka Jill i pociągnął Ginny. Gdy zamknął drzwi, Jill wycofała się w głąb pokoju, jakby nie chciała im przeszkadzać, a Ginny wyłoniła się spod peleryny i spojrzała rozpromieniona na niego.
- Harry! Wiedziałam, że wrócisz! – krzyknęła i podbiegła do niego, rzucając mu się w ramiona.
Objął ją mimowolnie i patrzył na nią z mieszaniną bólu i radości. Serce mówiło „pocałuj ją! Przecież tęskniłeś! ”, ale rozum podpowiadał „nie czas na to! Musisz ją ochronić! To o nią im chodzi!” Chwycił ją za ramiona i odsunął od siebie patrząc jej w oczy. Nagle cały zamek zadygotał, a ścianami wstrząsnęły kolejne eksplozje. Czuł, że jest potrzebny na zewnątrz, że walka nadal trwa, ale wiedział, że najpierw musi zapewnić ochronę tutaj.
- Ginny, to było głupie! – krzyknął. – Co ci przyszło do głowy? Nie pamiętasz, co ci mówiłem? Miałaś być ostrożna! Miałaś się do tego nie mieszać!
- Głupie? – spytała, patrząc na niego i niedowierzając własnym uszom. – Jak mogłabym opuścić Hogwart wiedząc, że wszyscy moi przyjaciele... rodzina... ty...
W jej oczach zabłysły łzy, gdy pokręcił głową. Odwróciła się od niego i podeszła do kominka.
- Świetnie – warknęła przez łzy, biorąc z pojemniczka proszek do ręki. – Jill – zwróciła się do koleżanki stojącej z boku – powiadom mnie jak to wszystko się skończy.
Miała już wrzucić proszek do kominka, gdy od tyłu podszedł do niej Harry i objął ją, unieruchamiając jej ręce.
- Przepraszam cię – szepnął jej do ucha. – Byłem pewny, że ktoś z tobą jest i jesteś bezpieczna. Nie spodziewałem się zobaczyć cię w walce.
- Jestem w Gwardii Dumbledore’a! I chcę walczyć! – krzyknęła, wyrywając mu się z objęć i odwracając się do niego.
- Nie. – Głos Harry’ego był stanowczy. – Zostaniesz tutaj. A ty Jill przypilnuj jej. – Spojrzał na brunetkę i podszedł do drzwi.
Kolejny wstrząs targnął zamkiem. Strach ścisnął go za gardło. Co się dzieje na błoniach? Czy Ron i Hermiona... pozostali... nie był w stanie dokończyć tej myśli. Rozejrzał się, a potem spojrzał na obie dziewczyny.
- Zostawiam was teraz same. Tu będziecie bezpieczne. Gdy wyjdę będą chroniły was zaklęcia, które rzucę zaraz po wyjściu.
- Harry, weź pelerynę! – Ginny podbiegła do niego, wkładając mu ją do ręki. – Mi już się nie przyda, ale tobie na pewno.
Chwycił pelerynę i narzucił ją na ramiona. Przez ułamek sekundy zobaczył jej oczy. Jej spojrzenie było przerażone, a jednocześnie twarde i pełne buntu.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział, wiedząc, że to puste słowa. – Niedługo wrócę.
Odwrócił się, kładąc rękę na klamce. Nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Wyciągnął różdżkę i otwierając drzwi mruczał zaklęcia zabezpieczające. Gdy wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi gabinetu już wiedział, że sytuacja się zmieniła. Śmierciożercy wdarli się do środka zamku i walczyli z członkami Zakonu dzielnie stawiającymi im opór. Pobiegł do marmurowych schodów, rzucając w zamaskowanych ludzi oszałamiaczami. U szczytu schodów wpadł na walczącego Kingsleya z Yaxleyem, na dole zobaczył Macnaira walczącego z profesorem Flitwickiem. „Gdzie są inni? Gdzie Ron i Hermiona?” Z ciemnych błoni usłyszał kolejne okrzyki rzucanych zaklęć. Zbiegł na dół, przeskakując po kilka stopni i zaczął biec do drzwi frontowych, ślizgając się po rozsypanych po całej posadzce szmaragdach i rubinach. W otwartych drzwiach do Wielkiej Sali zobaczył McGonagall i Slughorna walczących z jakimiś kolejnymi śmierciożercami. Zerknął w lewą stronę i ujrzał, że klepsydry, które pokazywały stan punktów zdobytych przez dom, są roztrzaskane i nadal sypią się z nich kamienie.
-------
Tymczasem Ginny chodziła tam i z powrotem po gabinecie Harry’ego. Podeszła z powrotem do kominka, wysypała z dłoni proszek Fiuu, który cały czas w niej trzymała i odwracając się do Jill powiedziała:
- Ja też muszę tam iść. Nie będę siedziała tu z założonymi rękami i czekała spokojnie, aż ktoś uprzejmie mi powie, że już po wszystkim, że Harry... – urwała, nie dopuszczając do siebie myśli, że coś może mu się stać.
- Ginny, nie! Słyszałaś, co mówił Harry? Oni przyszli po ciebie! – Jill próbowała ją powstrzymać. Podeszła do niej, chwytając ją za ręce.
- Jeśli myśli, że mnie tym powstrzyma to się myli. – Ginny ciągnęła dalej, jakby nie usłyszała tego, co mówiła przyjaciółka. – Nie zostanę tutaj! Wiem jakich zaklęć użył do ochrony gabinetu. Odsuń się.
Wyrwała się Jill i podeszła do drzwi. Stuknęła w nie różdżką, mrucząc przeciwzaklęcia. Drzwi otworzyły się na oścież, a ona wybiegła na korytarz. Usłyszała jeszcze za sobą krzyk Jill, która błagała ją, żeby wróciła, ale ona już celowała różdżką w śmierciożerców na zewnątrz zamku.
--------
Harry nie zdążył wyjść na zewnątrz, gdy kilka cali od jego głowy śmignęły zaklęcia oszałamiające. Światło padające z sali wejściowej rozjaśniało trawnik, ale on nie widział nikogo kto mógł je rzucić. Biegł dalej, do chatki Hagrida gdzie dostrzegł kilka postaci walczących ze sobą. Ściągnął pelerynę, szybko schował ją pod kurtkę i wrzasnął, kierując różdżką w walczących:
- Impedimenta!
Jedna z ciemnych postaci przed nim zachwiała się i upadła, podcinając nogi drugiej. Przemknął obok leżących i celując w kolejnych krzyknął:
- Drętwota!
Tym razem nie trafił. Jednak rozbłyski rzucanych zaklęć oświetliły walczących i Harry poznał Rona i Hermionę zmagających się z Dołohowem i Averym. Z drugiej strony chatki zauważył Tonks i Lupina stawiających czoło kolejnym śmierciożercom. Nagle coś ugodziło go boleśnie w plecy i upadł na twardą ziemię, czując, że z nosa bucha mu krew.
- Nie! Expelliarmus!
- Petrificus totalus!
Usłyszał nad sobą krzyki przyjaciół, którzy zauważyli jego przybycie. Przetoczył się na plecy i wstał, celując różdżką w kolejnych śmierciożerców.
- Petrificus totalus! – wrzasnął z euforią w głosie śmierciożerca, celując różdżką w pierś Harry’ego.
Ale ten w ostatniej chwili zrobił unik i błyskawicznie cisnął zaklęciem „Expelliarmus” w przeciwnika. Nim śmierciożerca zdążył drgnąć, różdżka wyleciała z jego dłoni i poszybowała w stronę Harry’ego.
- Potter! – zawołała zakapturzona postać, gdzieś z boku, kiedy Harry zaczął biec w stronę przyjaciół. - Masz już dość?
Harry go rozpoznał. To był Crabbe.
- Chciałbyś! – odkrzyknął Harry, odwracając się i celując różdżką przed siebie. – Impedimenta! – krzyknął, trafiając w goniącego go Crabbe’a.
- Padnij! – To był głos Rona. Harry rzucił się na ziemię i zobaczył, jak zaklęcie rzucone przez kolejnego śmierciożercę śmignęło tuż obok niego i trafiło w ścianę chatki, pozostawiając po sobie wielką dziurę.
- Petrificus totalus! – krzyknęła Hermiona.
Ledwo zdążył się podnieść, gdy zobaczył z boku jakiś błysk i poczuł, że liny oplatają go ciasno od stóp do głowy, a on znowu upada na ziemię, nie mogąc się ruszyć. Zauważył kątem oka jak śmierciożerca staje nad nim, podnosi lewy rękaw szaty i dotykając palcem wskazującym Mrocznego Znaku, krzyczy:
- Mamy Pottera! Wracamy!
- Nie! Harry! – wrzasnął przerażony Ron. – Drętwota!
Śmierciożerca upadł blisko Harry’ego i natychmiast obok Rona pojawili się Tonks i Lupin z różdżkami wycelowanymi w gotowości.
- Incarcerous! – krzyknął Remus i kolejne liny oplotły śmierciożercę, przywiązując go do pozostałych, których ze sobą przyciągnął.
Hermiona podbiegła do Harry’ego i celując w niego różdżką mruknęła:
- Diffindo!
Pocięte liny opadły, a Harry podniósł się, zginając nogi i masując sobie ręce, by odzyskać w nich czucie.
- Dzięki, Hermiono.
Przez chwilę wszyscy patrzyli na siebie w ciszy, a potem Harry, spoglądając na domek przed sobą, krzyknął:
- Gdzie jest Hagrid?
- Walczy, gdzieś tam. – Ron wskazał w kierunku Wierzby Bijącej i wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. Zobaczyli olbrzyma Graupa machającego jakimś wielkim drzewem, prawdopodobnie wyrwanego z korzeniami w Zakazanym Lesie i krzyczącego „Hagger!” Śmierciożercy uciekali przed nim w popłochu.
Chwila zaskoczenia minęła i wszyscy otoczyli Harry’ego.
- Harry, co ty tu robisz?
- Miałeś być w ukryciu!
- Nie mogłem tam usiedzieć, gdy wiedziałem, co tu się dzieje! Chodźmy tam! – krzyknął i wskazał w kierunku cieplarni skąd dochodziły ich krzyki i rozbłyski rzucanych zaklęć. –Trzeba pomóc reszcie!
I pobiegli w stronę zamku.
Nie mądra Ginny, czemu nie została w gabinecie jak kazał jej Potter ;/
OdpowiedzUsuńHarry powinien ukarać złą Ginny :P
OdpowiedzUsuńNiedobra Giny powinna dostać szlaban od Harrego ;3
OdpowiedzUsuńHe he ale zboczki :> ale jak walczą to nie czas na szlabany :D
OdpowiedzUsuńC się dzieje z Ginny? Harry będzie zły.
OdpowiedzUsuń:-) :-) :-D :-) :-)
To rozwal tych śmirciożerców Ginny
OdpowiedzUsuń