Nastał sierpień. Noc była upalna i cicha. Za oknem tylko wiatr szeleścił liśćmi na pobliskim drzewie. W pokoju nikogo nie było oprócz chłopaka z czarnymi włosami, leżącego na łóżku, oraz pięknej białej sowy siedzącej na klatce i przyglądającej się z uwagą swojemu panu. W dziobie trzymała mały pergamin.
Po chwili chłopak poruszył się. Przekręcił głowę, zakładając okulary i uśmiechnął się.
- Hedwiga! – Krzyknął – Gdzie ty się podziewałaś? Tęskniłem za tobą!
Wstał, podszedł do ptaka i wziął papier. Sowa kłapnęła dziobem, uszczypnęła go w palec i wyfrunęła przez okno.
- Dlaczego mnie zostawiasz? – Zapytał i od razu pomyślał. - Na pewno poleciała na łowy.
Spojrzał przez otwarte okno. Na zewnątrz nie było żadnego światła, dlatego Harry prawie nic nie widział. Zapatrzył się w ciemność, ale myślami był gdzie indziej. Od tygodnia mieszkał sam w małym domku swoich rodziców. Kiedy tu przyjechał po raz pierwszy, a było to rok wcześniej, nie wiedział co o tym myśleć – po prostu poczuł ogromną pustkę i zdziwienie, gdy zobaczył w jakim stanie znajduje się dom, w którym wcześniej mieszkali jego rodzice.
Dom stał cały, tak jakby nic się nie zdarzyło, jakby w ogóle nie było morderstwa. Jednak to wszystko wydarzyło się tu naprawdę, gdy oni zginęli, a on pokonał Voldemorta, chociaż miał zaledwie rok. Dom był mały, dwupiętrowy i znajdował się w małej dolince zwanej Doliną Godryka. Blisko lasu, na skraju, którego znajdował się nagrobek z marmuru – wyryte były na nim słowa:
James i Lily Potter
Zginęli tragicznie 31.10.1981
Wspaniali ludzie, którzy z miłości poświęcili swe życie,
aby Ich syn mógł żyć.
Wtedy, rok temu, wreszcie wyrwał się od Dursleyów, z domu, którego nienawidził od początku, ale mieszkał w nim do swojej pełnoletności, bo takie było życzenie Dumbledore’a. I wrócił tu, gdzie „wszystko się zaczęło”, zastanawiając się jak znaleźć pozostałe horkruksy i pokonać Lorda Voldemorta.
Teraz miał inne zmartwienia. Czarny Pan został w końcu pokonany, a on wrócił do Doliny Godrika, zastanawiając się nad swoimi uczuciami, jakie znów obudziły się w nim ponad tydzień temu. Zobaczył wtedy najmłodszego członka rodziny Weasleyów – Ginny, w roli druhny na ślubie, gdy dwoje jego najlepszych przyjaciół Ron i Hermiona mówili sobie ”tak”. Teraz bawili się w Egipcie u Billy’ego, najstarszego brata Rona.
Z tego zamyślenia wyrwał go szum skrzydeł Hedwigi. W dziobie niosła martwą żabę z pobliskiego jeziorka.
- Wróciłaś, żeby cię pochwalić? – Zadrwił.
Hedwiga spojrzała na niego obrażona swoimi bursztynowymi oczami.
– No już dobrze, idź odpocznij sobie w klatce. A... Zapomniałem. Przyniosłaś list? Od kogo? - Rozwinął pergamin, który trzymał w ręku i od razu rozpoznał pismo Rona:
Cześć Harry! Co u ciebie? Właśnie wróciliśmy z Hermioną do Nory. Jesteśmy szczęśliwi. W Egipcie było cudownie.
Mama z tatą chcą abyś do nas wpadł. Co ty na to?
Odpowiedz jak najszybciej.
Ron
Harry znów zaczął się zastanawiać. Co ma robić? Tęsknił za nimi, a także za całą rodziną Weasleyów. U nich czuł się naprawdę jak w domu.
Najbardziej bał się spotkania z najmłodszym członkiem rodziny Weasleyów - Ginny. Nie rozmawiał z nią ponad rok, od kiedy po pogrzebie Dumbledore’a powiedział jej, że muszą się rozstać. Nie chciał wtedy jej narażać, bo wiedział, że Voldemort będzie chciał dostać się do niego porywając ją, albo robiąc jej coś złego. Przez cały rok próbował o niej nie myśleć, aby Czarny Pan nie miał wglądu w jego myśli.
- Nawet nie podziękowałem jej za to, że była przy mnie w szpitalu. – Harry zadręczał się tymi myślami. – Co będzie jak przyjedzie a Ginny na jego widok znowu ucieknie?
Nadal ją kochał – uświadomił to sobie ostatnio i cieszył się, że przeżyła. Wiedział, że jej rodzice nie chcieli, aby brała w ostatecznej walce udziału. I tak wszystko skończyło się dobrze dla całej rodziny – wszyscy przeżyli, mimo że prawie każdy członek rodziny Weasleyów brał w niej udział.
Widział ją, co prawda ostatnio na ślubie Rona i Hermiony, kiedy dotarło do niego, że bez niej nie może żyć, ale nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Wszyscy martwili się o niego, bo był jeszcze osłabiony po wyjściu ze świętego Munga, a poza tym on był zajęty rolą drużby, a ona druhny. Zaraz po uroczystościach i wyjeździe młodych w podróż poślubną teleportował się do Doliny Godryka.
- A, co tam – powiedział już na głos – brakuje mi ich, a tu nie mam, co robić. Tam będzie przynajmniej bezpiecznie.
Podszedł do biurka, wziął pergamin i pióro i naskrobał kilka słów:
Cześć Ron,
Bardzo chętnie wpadnę.
Napisz, kiedy mogę, a ja przejdę siecią Fiuu.
Harry
Mógł, co prawda użyć teleportacji, ale nadal nie lubił tej formy transportu, mimo że zaliczył egzamin z wyróżnieniem. Używał jej tylko w krytycznych momentach. Podszedł do Hedwigi, pogłaskał ją delikatnie po łebku i powiedział:
- Zanieś Ronowi do Nory, dobrze? – Sowa popatrzyła na niego swoimi bursztynowymi oczami, zrobiła krótkie: hu-huu i wyleciała przez okno.
Spojrzał na zegarek – dochodziła piąta. Rozejrzał się po pokoju. Nie był duży. Znajdowała się tam tylko szafa, łóżko i szafka nocna, a także biurko i krzesło. Najlepiej czuł się w tym pokoju, mimo że miał do dyspozycji cały dom. Na dole miał mały salonik, jadalnię z przylegającą do niej kuchnią i mały pokoik dla gości. Na górze były dwa pokoiki, z których jeden był ten, w którym spał. Nie był pewien czy nie był to jego pokój tamtego strasznego dnia.
Położył się z powrotem do łóżka, ale nie mógł zasnąć. W jego myślach błądziły sceny z walki, którą stoczył pod koniec czerwca. Nie był pewien jak udało mu się pokonać Voldemorta. Byli z nim członkowie Zakonu Feniksa oraz wszyscy przyjaciele ze szkoły, którzy razem z nim powinni byli skończyć Hogwart. Nadal miał koszmarne sny i często budził się zlany potem, gdyż w snach widział puste, czerwone oczy Voldemorta. Pamiętał także śmiech śmierciożerców, którzy rzucili na niego zaklęcie cruciatus po śmierci Voldemorta. Wtedy o mały włos sam nie straciłby życia, bo trzymali go tak długo, że nie miał siły krzyczeć z bólu. Trafił wtedy do świętego Munga, obolały i nieprzytomny. Dowiedział się później, że Ginny nie chciała odejść od jego łóżka pogrążona w rozpaczy.
Te wspomnienia o Voldemorcie i Ginny nałożyły się na siebie i przypomniał sobie koszmar, jaki miał w szpitalu, tuż przed obudzeniem.
- Czeka mnie poważna rozmowa z Ginny. – Pomyślał. – Musimy sobie wiele wyjaśnić.
Kiedy obudził się następnego dnia słońce było już wysoko. Wciągnął dżinsy i koszulkę i wyszedł z domu. Nogi same niosły go w stronę lasu, do jedynego miejsca: do grobu rodziców. Zwykle przychodził tam, kładł kwiaty i siadał na pobliskim kamieniu, gdzie najczęściej nachodziły go smętne myśli.
Z tej zadumy wyrwała go Hedwiga, która przyleciała do niego i usiadła mu na ramieniu.
- Coś się stało? – Zapytał sennym głosem. – Masz odpowiedź od Rona?
Sowa poruszyła się na jego ramieniu i dziobnęła go w ucho. Nie, to nie był Ron, ale Hermiona:
Przyjeżdżaj jak najszybciej. Ktoś na Ciebie czeka i tęskni.
No i kiedy się wreszcei spotkają na tą "poważną rozmowę" eh... świetne wyczucie napięcia
OdpowiedzUsuńBardzo dobre te opowiadania, niestety kiepsko z powtórzeniami, błędami rzeczowymi oraz za często używasz (podejrzewam, że nie świadomie) szyku przestawnego;)
OdpowiedzUsuńKogo to obchodzi?
UsuńNo właśnie
UsuńJedna zasada: jak się komuś, świadomie czy NIEŚWIADOMIE, wytyka błędy to samemu nie można ich popełniać.
UsuńOCiepanie XDDD
UsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńSą błędy,co prawda,ale to jest zarąbiste
Super opowiadanie..co prawda są błędy rzeczowe, ale tak nie ma się do czego przyczepić. Aha jeszcze jedna rzecz ...dlaczego coraz częściej używasz szyku przestawnego ?? np.w poprzednich rozdziałąch "Możesz pocałować pannę młodą teraz "??
OdpowiedzUsuńPrzecież domek rodziców Harrego (jak i niegdyś Harrego) został zniszczony przez MORDERCZE ZAKLĘCIE rzucone przez Voldemorta!
OdpowiedzUsuńBłagam Hermiona ogarnij w końcu Harrego!!
OdpowiedzUsuń