"Ty"
Czuję Twe ciepło i jest mi tak dobrze,
widzę Twe zielone oczy i czuję się jak w niebie,
dotykam Twych warg i zapominam o całym świecie,
przytulasz mnie i czuję się bezpieczna,
usypiam w Twych ramionach i wiem, że
jutro będzie lepiej..
Ania
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czarnowłosy chłopak przeszedł powoli przez drzwi i znalazł się na kręconych schodach, które prowadziły do dormitorium dziewcząt. Podszedł do drzwi sypialni szóstoklasistek i otworzył je. Oparł się o framugę i spojrzał w kierunku okna. Wiedział, że wszystkie dziewczyny śpią, bo wokół panowała niezmącona cisza.
Długo stał bez ruchu, zastanawiając się, czy dobrze robi. W końcu zrobił kilka kroków. Posuwał się powoli, uważając, żeby na nic nie wpaść. Wiedział, że zbliża się do celu, gdy usłyszał miarowy oddech śpiącej dziewczyny. Blask księżyca, padający zza okna, delikatnie oświetlał jej twarz.
Zrobił jeszcze krok i dotarł do łóżka. Uklęknął i wtulił twarz w pachnącą poduszkę, tuż obok niej. Pozostał w tej pozycji przez jakiś czas, nie czyniąc najmniejszego hałasu, nie poruszając się, tylko wsłuchując w spokojne bicie jej serca. Podniósł głowę i spojrzał na nią. Miała zamknięte oczy, a jej cudowne usta uśmiechały się leciutko. Bezwiednym ruchem zaczął gładzić jej włosy rozrzucone bezładnie na poduszce. Patrzył chwilę, jak jej pierś unosi się i opada w rytmicznym oddechu, a potem usiadł na skraju łóżka, odwracając się od niej i schował twarz w dłoniach.
W głowie brzmiały mu słowa Malfoya i Bellatriks sprzed kilku dni, zamazując kontury sypialni tonącej w poświacie księżyca i zagłuszając każdy dźwięk.
Nagle poczuł jak jej delikatna dłoń gładzi go po plecach, próbując dotrzeć do jego szyi i ramion. Jak delikatnie przytula się do niego.
Odskoczył natychmiast od niej i wybiegł z dormitorium. To nie tak miało być...
Harry stał przy oknie pokoju wspólnego, spoglądając na rozległe błonia Hogwartu. Gwiazdy delikatnie mrugały na niebie. Chatka Hagrida wyglądała przerażająco: ciemna plama na tle jeszcze bardziej ciemniejszego lasu. Oparł się rękami o wysoki parapet i wpatrzył się nieprzytomnym wzrokiem w mrok. Nie wiedział, jak długo tak stał i wpatrywał się w noc. Wolał po prostu patrzeć w dal, niż zastanawiać się nad przyszłością, która tak jak ta noc była mroczna.
Ginny podeszła do niego ciszej niż mgła niesiona podmuchem wiatru, ale on już wcześniej wyczuł jej obecność. Stanęła za nim, obejmując go ramionami i czekała, aż Harry powie jej czemu nie śpi, i czemu przyszedł do jej dormitorium. Nie odzywała się, spoglądając w tym samym kierunku co on i czekała cierpliwie, mając nadzieję, że powie jej, co się stało.
Gdy w końcu zdołał przemówić, jego głos był ochrypły, jak po całodziennym krzyku.
- To jeszcze nie koniec – powiedział. Chwycił ją za rękę i mocno uścisnął. – Oni nadal będą chcieli mnie dorwać.
Ginny zrobiła krok do przodu i wcisnęła się pod jego ramieniem, stając przed nim. Wpatrywała się w jego oczy, próbując dostrzec w nich cokolwiek. On nie mógł na nią spojrzeć. Wiedział, że ona potrafi wyczytać z jego oczu więcej niżby chciał. Odwrócił wzrok na ciemne błonia, ku gwiazdom, ale nie potrafił dostrzec w nich niczego, co by ukoiło jego niepokój. Po chwili poczuł dotyk jej dłoni na policzku. Zobaczył jej spokojne spojrzenie.
- Przejdziemy przez to wspólnie i będziemy szczęśliwi.
- Szczęśliwi? – wychrypiał. – Przecież wiesz, co to oznacza?
- Tak, wiem. Ale nie możesz myśleć tylko o tym.
- Ale...
- Nie. – Położyła palec na jego ustach i uśmiechnęła się. – Żadnych „ale”. Już dość. Za bardzo się wszystkim przejmujesz.
- Wiesz, że nie potrafię inaczej. Muszę działać.
- Oczywiście – przyznała, uśmiechając się z czułością. – Taki już jesteś i za to cię pokochałam. Przecież wiesz.
Kiwnął głową, przypominając sobie ich rozmowę po pogrzebie Dumbledore’a. Wtedy też powiedziała mu podobne słowa, tylko, że dotyczyły Voldemorta: „Wiedziałam, że nie będziesz szczęśliwy, nie ścigając Voldemorta. Może właśnie dlatego tak cię lubię.”
Ginny stała przed nim i gładziła miękką dłonią jego twarz, lekko przyciągając go ku sobie, by ją pocałował. Ale on odsunął się od niej.
- Nie rozumiesz? – spytał, a ona pokręciła głową. – Gdy Malfoy więził mnie tamtej nocy, powiedział, że będę patrzeć na śmierć najbliższych. I jestem pewny, że nie będę mógł cię wtedy ocalić.
- Ocalić... mnie?
- Wiem, że on mówił o tobie. Nie ocaliłem cię wtedy, gdy porwała cię Bellatriks.
- Aż tak cię to gryzie?
Nie odpowiedział. Czuł, jak coś dławi go w gardle. Przecież za każdym razem, gdy zamyka oczy widzi ją, tak jak wtedy w objęciach Bellatriks Lestrange przystawiającą nóż do jej szyi. Z trudem przełknął ślinę, a potem chwycił obie jej dłonie, drobne, miękkie a jednocześnie silne i bezcenne.
- Nie mogę cię stracić, Ginny. Po prostu nie mogę – wyszeptał. – Postaram się dać ci taką ochronę, żebyś była bezpieczna. Na zawsze. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
- Nie potrzebuję niczego i nikogo oprócz ciebie – odpowiedziała, łagodnie uwalniając dłonie i przyciągając go bliżej siebie. – Wierzę, że taki, jaki jesteś, możesz uchronić mnie przed wszystkim.
Ich usta spotkały się wreszcie. Tylko tego właśnie potrzebował, tylko na to miał nadzieję. Oddałby wszystko, co miał, całe złoto Gringotta, byle tylko ona była szczęśliwa i bezpieczna. Supeł, który ściskał mu wnętrzności powoli się rozluźniał.
Chwilę później odwrócił się od niej i podszedł do jednego z foteli przy kominku. Zastanawiał się, czy powiedzieć także o innych sprawach, które zapoczątkowane zostały poprzedniego dnia.
- Myślałem także o nas – powiedział w końcu.
Usiadł i wbił spojrzenie w tlące się węgielki w palenisku.
- O nas? – spytała.
Patrzyła na niego zaskoczona.
- O naszej przyszłości. Wczoraj wieczorem wysłałem Hedwigę do twoich rodziców.
- Do rodziców?
Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Od dawna nie rozmawiali o przyszłości.
- O co chodzi, Harry?
- Mam nadzieję, że w miarę szybko dostanę od nich odpowiedź.
Objął ją i chwycił za lewą rękę, spoglądając na pierścionek, tak jak dwa miesiące temu, przed rozstaniem.
- Wczoraj rozmawiałem z Kingsleyem. Zaproponował mi pracę w Biurze Aurorów.
- To wspaniale! – krzyknęła. – Spełnia się twoje marzenie, prawda?
- Tak – mruknął, cały czas nie odrywając wzroku od jej dłoni.
Chciał jej powiedzieć wszystko, co się z tym wiązało, no i... o planach, które miał nadzieję, że zrealizuje. Zastanawiał się przy tym nad jej reakcją.
- Ale wiesz, co się z tym wiąże? – zaczął powoli, podnosząc głowę.
Ginny poczuła nagły chłód w piersi.
- Znowu się rozstaniemy, prawda? – spytała cicho.
- Tak.
- Kiedy?
- Mam zacząć od września, ale do tego czasu mogą mnie wezwać w każdej chwili. Mam im pomóc w schwytaniu Malfoya.
Znowu Malfoy. Kiedy to się skończy? – pomyślała, a chwilę później spytała już głośno:
- A co z egzaminami?
- Zwolnili mnie z tego. Zresztą... ciebie też.
Ginny milczała. Czuła w sobie radość, smutek i niepewność, która ścisnęła jej serce.
- Zaraz... – Uniosła głowę, marszcząc czoło i spoglądając na niego. Właśnie dotarły do niej słowa, które wypowiedział przed chwilą. – Powiedziałeś „od września”?
Podniósł rękę, odgarniając jej włosy za ucho. Zobaczył jak w jej oczach pojawia się radość, co oznaczało, że zaczęła domyślać się pierwszej części.
- Tak. A to znaczy, że mamy trzy miesiące dla siebie. A we wrześniu i tak mieliśmy się rozstać, bo przecież ciebie czeka ostatni rok w Hogwarcie, więc...
- To cudowne! – krzyknęła, rzucając mu się na szyję, ale gdy dostrzegła jego spojrzenie, wyszeptała: - przepraszam, ale to jest po prostu cudowne.
Całkowicie zapomniała, że jest noc i krzycząc może obudzić wszystkich. Nagle przypomniała sobie, co powiedział na samym początku.
- A po co wysłałeś Hedwigę do Nory?
Harry zawahał się chwilę.
- Mam pewien pomysł co do wakacji, ale muszę mieć zgodę twoich rodziców.
- Do czego? Przecież jesteśmy dorośli... – skrzywiła się na te słowa.
- Ale to o czym myślę ma się odbyć u was w ogrodzie i raczej powinni o tym wiedzieć.
- O czym ty mówisz?
„Czyżby miało się spełnić jej największe marzenie, które pojawiło się kilka lat temu, gdy pierwszy raz go zobaczyła?” Czekała cierpliwie na jego słowa, ale on pokręcił głową.
- Nie chcę na razie o tym mówić, dopóki nie będę miał poparcia z ich strony.
Ginny kiwnęła głową. „Jak to z niego wyciągnąć? A może naprowadzić go jakoś do zdradzenia tej tajemnicy? Czy właśnie o tym myśli?”
Wcisnęła się obok niego w fotelu, przerzucając nogi przez przeciwległe oparcie.
- A słyszałeś, że Remus i Tonks... – zaczęła cicho.
- Pobrali się?! Kiedy? – spytał zaskoczony.
- To nic nie wiedziałeś?
- A niby skąd? Pamiętam, jak w grudniu mówili coś o Wielkanocy...
- No tak, ale ślub odbył się dużo wcześniej, kiedy ty byłeś w...
- W ukryciu – skończył kwaśno. – A Kingsley nie był tak uprzejmy mi o tym powiedzieć.
Przypomniał sobie jak widział ich razem walczących, jak jedno ochraniało drugie. Spojrzał na nią. „To nawiązanie do Tonks... Czyżby się domyśliła?”
- Nikt o tym nie wiedział – szepnęła. – Zrobili to po kryjomu.
Położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Jej myśli popłynęły w stronę wakacji, wyobrażając sobie ten cudowny dzień: ona w białej sukni, on w szacie wyjściowej obok niej, wokół nich najbliżsi...
Harry natomiast wrócił pamięcią kilka lat wstecz, kiedy otrzymał wyniki sumów. Wtedy był pewny, że aurorem już nie zostanie. Z takimi wynikami? Oczywiście kiedy wrócił do szkoły na szósty rok mógł kontynuować eliksiry, bo przecież Slughorn przyjął go z otwartymi ramionami. Potem nastał czas, kiedy ukrywał się przed Voldemortem, szukając jego horkruksów, by w ostateczności stanąć z nim twarzą w twarz. A teraz... Otrzymuje wymarzoną pracę bez żadnego problemu. Wielu mogłoby powiedzieć, że dostał ją za to czego dokonał. Tylko czego tak właściwie dokonał? Pokonał Voldemorta? Po prostu zaufał wtedy przepowiedni i wiedział, że takie jest jego przeznaczenie, jedyna droga do pomszczenia rodziców, Syriusza... Dumbledore’a... innych... Oczywiście nadal marzył o pracy aurora, a teraz kiedy śmierciożercy nadal się na nim mszczą...
Nagle od strony dormitoriów chłopców usłyszał jakiś hałas, gdy ktoś zaczął schodzić po schodach. Zerknął na Ginny; miała zamknięte oczy.
Chyba zasnęła – pomyślał.
Był na siebie zły, bo nie rzucił „Muffliato” na wszystkie wejścia. Miał nadzieję, że ten hałas jej nie obudzi.
Odwrócił głowę, spoglądając w kierunku drzwi.
- Tutaj jesteś, Harry! – krzyknął rudowłosy chłopak, który pojawił się w wejściu.
Podszedł do niego szybkim krokiem i od razu się cofnął, gdy zobaczył śpiącą dziewczynę.
- Mógłbyś być cicho? – syknął Harry. – Obudzisz ją.
- Zastanawiałem się dlaczego nie ma cię w łóżku, ale teraz już rozumiem – mruknął, kiwając głową.
- Nic nie rozumiesz.
- To może mi wyjaśnij.
Ron usiadł w fotelu obok, spoglądając na Harry’ego. Ale ten odwrócił głowę. Nie miał ochoty na rozmowę. Z nikim. No, może tylko z Ginny.
- Hermiona mówiła mi wczoraj, że strasznie wyglądasz...
- To już nie macie o czym rozmawiać? – warknął, spoglądając na Rona. – Stałem się głównym tematem rozmów, tak?
- A możesz mi chociaż powiedzieć, kiedy ostatnio spałeś? – spytał Ron. – Naprawdę wyglądasz strasznie. I nie tłumacz się pracą domową, ani przygotowaniami do obrony przed czarną magią, bo ci nie uwierzę.
Harry się nie odzywał. Odwrócił się z powrotem od niego i skubał oparcie fotela.
Ginny słuchała ich z uwagą. Nie otwierała oczu, udając, że cały czas śpi. „Jak mogła tego nie zauważyć?” Uchyliła lekko powieki, spoglądając ostrożnie na twarz Harry’ego. Był blady, a pod oczami, zasłoniętymi okularami, dostrzegła sińce, jakby rzeczywiście nie spał od kilku dni.
- Nie śpię do momentu wyjścia ze skrzydła szpitalnego – wyszeptał Harry, tak cicho, że sama z trudem go usłyszała.
- Co?! – krzyknął Ron, prawie zrywając się z fotela.
- Cicho! – Harry wskazał głową na Ginny, która poruszyła się na jego kolanach.
Ginny po tym, co usłyszała po prostu nie mogła się powstrzymać. Podskoczyła na jego kolanach i wstrzymała oddech. „Od wyjścia ze skrzydła? Czyli nie śpi prawie tydzień! A właśnie od tygodnia trwają już zajęcia, wznowione po tej długiej przerwie świątecznej. Jak mogła być tak ślepa!”
- Od powrotu mam cały czas ten sam sen – mruknął Harry.
- Jaki sen? – spytał Ron.
Ginny nadal udawała, że śpi, chociaż chciała wstać i kazać mu natychmiast iść do łóżka. Ale była ciekawa, co naprawdę go dręczy i czekała aż to powie.
- Właściwie to nie jest sen... – mruknął. – Raczej wspomnienie, które nie daje mi spokoju.
- Czyli to już się wydarzyło, tak? – dopytywał się Ron.
- Tak.
- Więc czym się przejmujesz? Skoro już się to wydarzyło...
- A gdybyś to ty widział Hermionę uwięzioną i torturowaną przez Bellatriks?
- Zapomniałeś, że już to widziałem? – warknął Ron, przerywając mu. – I to nie było we śnie! Tylko naprawdę!
- A gdybyś wiedział, że to może się powtórzyć?
- Powtórzyć? Jak to: powtórzyć?
Harry westchnął. Zerknął na Ginny. Coś mu mówiło, że ona wszystkiego słucha. Zdjął okulary i przetarł ręką oczy. Wszystko znowu wróciło.
Poczuł jak miękka ręka Ginny uścisnęła jego lewą dłoń. Założył okulary i otworzył oczy. Patrzyła na niego ze zrozumieniem. Była gotowa na przeżycie wszystkiego na nowo, tak jak on. Odchrząknął i zaczął opowiadać wszystko od początku. Jak za każdym razem, gdy zamyka oczy widzi tamtą noc sprzed ponad dwóch tygodni, gdy Bellatriks porwała Ginny, a on nic nie mógł zrobić, bo między nimi była ta blokada, a potem... następną noc, gdy Malfoy i Bellatriks próbowali go wykończyć. Czuł się tak, jakby wyrzucał z siebie coś trującego. Ginny ściskała jego rękę coraz mocniej, jakby pomagała mu mówić.
Gdy skończył, przez chwilę panowała cisza, którą przerwał ostry głos Hermiony.
- Co tu się dzieje? Wszyscy śpią oprócz was! Nie wiecie, która jest godzina? Jutro...
Urwała, gdy podeszła do nich.
- Hermiona ma rację – szepnęła Ginny, podnosząc się z fotela. – My też powinniśmy się położyć. Ty, Harry też. Ron – zwróciła się do brata – przypilnuj, żeby on się położył i w końcu zasnął, dobrze? Czy mam tam wejść z wami?
Ron kiwnął głową, lekko zaskoczony, bo nie spodziewał się, że ona nie śpi.
- T-ty nie śpisz?
Ginny tym razem zignorowała go i podeszła do Harry’ego, który też już wstał.
- Jutro będzie lepiej – szepnęła mu do ucha. – W twoich ramionach czuję się bezpieczna i wiem, że tak zostanie.
- Mam nadzieję, że kiedyś się to spełni. To, że jutro będzie lepiej – wyszeptał w odpowiedzi.
Troche głupio, że robisz z Rona takie trochę popychadło, Harry nie był nigdy dla niego tak chamski, zawsze się na nim opierał i ogólnie, ale generalnie blog strasznie wciaga i to jedyne co mi odrobinke przeszkadza ;) a tak to to jest swietne :D
OdpowiedzUsuńwiecie może ile jest rozdziałów tego bloga. ponieważ kiedy na niego wchodzę pokazuje że jest 170 rozdziałów. a później pokazuje mi że jest 150
OdpowiedzUsuń:(
Rozdziałów ogólnie jest 171
UsuńPozdrawiam
Będziesz jeszcze pisała?
UsuńNowa notka w drodze...
OdpowiedzUsuń