Harry położył Ginny na łóżku. Usiadł na jego brzegu i głaszcząc ją delikatnie po policzku szepnął:
- Wszystko będzie dobrze.
Widział w jej oczach ból zadany kilka minut wcześniej przez śmierciożerców. Nie mógł pozwolić, żeby znowu cierpiała. Już i tak wystarczająco dużo przeszła.
Ginny wyciągnęła rękę, łapiąc go za szatę.
- Harry, co próbujesz mi powiedzieć?
- Oboje wyjdziemy stąd żywi. Obiecuję. Muszę stawić im czoło, żeby cię ochronić.
Uścisnął jej dłoń przyciskając ją do swojej piersi i nachylił się do niej całując ją w czoło.
- Boję się o ciebie – szepnęła patrząc mu w oczy.
Po chwili usłyszeli, że drzwi otwierają się i do środka znowu wchodzą śmierciożercy.
- Pożegnaliście się już? – zapytał ironicznie jeden z nich.
Harry przysunął jej dłoń do ust, pocałował ją i wstał. Nie chciał dać im tej satysfakcji, że zabijają go bez walki. Wyciągnął różdżkę i odwrócił się do nich.
- Wypuście ją – powiedział, patrząc na nich.
- No, no Potter. Słyszałem, że nie poddajesz się bez walki, ale przecież wiesz, że masz nierówne szanse. Ty jesteś sam, a nas jest trzech – śmierciożerca zaśmiał się, a potem dodał – żadnych targów. To nie ty będziesz stawiał warunki. Teraz robimy zamianę. Teraz ona będzie patrzyła na przedstawienie.
- Nie! Zostawcie ją! Drętwota! – Harry krzyknął, rzucając w nich zaklęcie.
Pozostali też zaczęli rzucać zaklęciami.
- Drętwota!
- Impedimento!
Różdżka jednego przecięła ze świstem powietrze, a Harry poczuł na policzku bolesne chlaśnięcie, jakby ktoś smagnął mu po twarzy drutem kolczastym. Zachwiał się. Z rany ciekła mu krew.
- Protego! – Harry próbował osłonić siebie i Ginny zaklęciem tarczy, ale śmierciożerca podszedł do niego z boku i złapał go mocno za ręce, wykręcając do tyłu.
Drugi stał przy drzwiach i pilnował wejścia, a trzeci ściągnął Ginny z łóżka i postawił przy kolumnie przywiązując ją do niej, tak jak wcześniej Harry’ego. Machnął różdżką w jej kierunku, a Ginny znowu wygięła się w łuk, jak na to pozwalały sznury i zaczęła wyć z bólu.
- Nie! Zostawcie ją! Dlaczego jej to robicie? Przecież macie mnie!
Ten, który rzucił „Crucio” na Ginny zaczął się śmiać, ale po chwili cofnął zaklęcie, a dziewczyna zwisła w sznurach spuszczając głowę i tracąc przytomność.
- No trudno. Nie będziesz miał publiczności, Potter – powiedział ten, który go trzymał, po czym odepchnął Harry’ego od siebie rzucając krótkie słowo „Crucio!” w jego kierunku.
Harry poczuł, nie po raz pierwszy w swoim życiu, że jego kości pali wewnętrzny ogień. Zawył z bólu. Upadł na podłogę podkurczając kolana pod brodę. Po chwili jednak wszystko ustąpiło, a on oddychał z trudem. Próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i zatoczył się na stojącego obok śmierciożercę.
- Bolało, co? – spytał tamten szyderczo, odpychając go od siebie. – No to jeszcze raz!
I Harry znowu poczuł jakby milion noży kłuło go od środka i palący każdy skrawek jego ciała ogień. Tracił świadomość. Wygiął się do tyłu i krzyczał z bólu. Tym razem zaklęcie rzuciło dwóch śmierciożerców, którzy śmiali się głośno. Wszystko jednak przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Myślał tylko o jednym, żeby to się skończyło, niech go zabiją, ale niech nie robią już nic Ginny.
I ponownie wszystko ustąpiło. Gdy się ocknął stwierdził, że leży na podłodze. Miał zamknięte oczy, ale zrozumiał, że nie są już sami, a śmierciożercy są wystraszeni. Otworzył powoli oczy. W drzwiach stało kilka nowych postaci. To byli aurorzy. Odetchnął z ulgą.
Między śmierciożercami a aurorami rozgorzała bitwa. Słyszał wykrzykujących zaklęcia aurorów i śmierciożerców. Odwrócił głowę i spojrzał na związaną dziewczynę. Zaklęcia latały wokół niej. Harry powoli zaczął podnosić się i na kolanach podczołgał się do Ginny. Resztkami sił podniósł różdżkę, krzyknął „Protego!” i zasłonił siebie i Ginny magiczną tarczą przed śmigającymi wokół nich zaklęciami, a drugą ręką próbował wyczuć, czy jej puls bije. Odetchnął ponownie – żyła. Rozwiązał ją i położył na łóżku cały czas próbując osłonić ją zaklęciem tarczy. Usiadł obok Ginny na łóżku patrząc na nią ze łzami w oczach.
- Ginny... wybacz mi... – szepnął, trzymając ją za rękę.
Walka między aurorami a śmierciożercami powoli oddalała się od nich i od pokoju. Harry nie był jednak pewny, czy tak było naprawdę, czy może to on tracił powoli świadomość. Po chwili poczuł bardziej niż usłyszał, że ktoś do niego podszedł i położył rękę na jego ramieniu. Podniósł głowę i zobaczył Hermionę.
- Harry? – spytała. – Co z wami?
Usłyszał jej głos, ale miał wrażenie, że ma zatkane uszy, a ona stoi daleko od niego.
- Ginny jest nieprzytomna.
- Jest ze mną Tonks. Pomożemy ci wynieść stąd Ginny.
- Nie. Sam ją wezmę. Wy, jeśli już to ochrońcie nas, jak będziemy szli.
- W porządku – odezwała się teraz Tonks. – Będziemy was eskortować do Hogwartu.
- Dzięki – odparł.
- A co z tobą? Sam jesteś słaby – Hermiona próbowała mu pomóc.
- Nic mi nie jest.
Podniósł delikatnie Ginny i wziął ją na ręce. Wszystko go bolało, ale nie zwracał na to uwagi. Najważniejsza była ona.
Zeszli na dół. Harry przez chwilę zobaczył Rona, jak walczył ze śmierciożercą, a obok niego Lupin, Kingsley i pozostali aurorzy walczyli z innymi. Wszyscy śmierciożercy byli już bez masek.
Hermiona i Tonks szły jedna przed, druga za Harrym rzucając co chwila ochronne zaklęcia. Gdy weszli do tunelu Tonks zapaliła różdżkę, a Hermiona odwróciła się do niego i powiedziała:
- Harry, może odpoczniesz? Tutaj nic nam już nie zrobią.
- Nie. Ginny musi się jak najszybciej znaleźć w skrzydle szpitalnym.
- Jak uważasz, ale nie wyglądasz najlepiej.
- Hermiono, ja też lepiej się poczuję w zamku.
Szli dalej. Przy wejściu zobaczyli rudego kota.
- Krzywołap! – krzyknęła jego właścicielka. – Pomożesz nam stąd wyjść?
Rudzielec machnął swoim ogonem podobnym do szczotki od butelek, wyskoczył pierwszy i nacisnął narośl na pniu, a Wierzba Bijąca znieruchomiała. Wyszli na zewnątrz. Na błoniach było już bardzo ciemno, bo w zamku nie paliło się żadne światło. Prawdopodobnie wszyscy już spali. Nawet księżyc schował się za chmurami.
Doszli do zamku. W drzwiach wejściowych stała McGonagall.
- Potter! – krzyknęła na ich widok, a w jej głosie dało się słyszeć lekkie drżenie. – Zanieś ją od razu do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey nie śpi.
- Tutaj was zostawię – powiedziała Tonks, zwracając się do Harry’ego i Hermiony – dalej już nie będę wam potrzebna. Minerwo, chciałabym z tobą porozmawiać – dodała zwracając się do dyrektorki.
- Dobrze. Chodźmy do mojego gabinetu.
Szli ciemnymi korytarzami. Harry ledwo trzymał się na nogach, ale świadomość, że ktoś zaraz pomoże Ginny dodawała mu sił. Hermiona szła obok nich zerkając co chwila na niego, czy nie potrzebuje pomocy. Tak w ciszy doszli do skrzydła szpitalnego. Harry położył Ginny na najbliższym łóżku, a sam wyczarował krzesło i usiadł obok trzymając ją za rękę.
- Ty też masz mi się natychmiast położyć! – krzyknęła pani Pomfrey wychodząc ze swojego gabinetu.
- Chcę być przy niej.
- Harry, połóż się tutaj – szepnęła Hermiona i wskazała na łóżko stojące najbliżej. – Jak chcesz to przysuniemy je i będziesz mógł nadal trzymać ją za rękę.
- Wypij to – pani Pomfrey podała mu czarkę. – To eliksir uspokajający. Nie będziesz miał po nim żadnych snów.
- Nic mi nie jest. Niech pani się zajmie Ginny, proszę. To ona potrzebuje pomocy, nie ja.
- Nie ucz mnie co mam robić. Jej na razie nic nie pomoże. Trzeba jej tylko zmieniać kompresy z czoła, co jakiś czas, bo ma gorączkę.
- Ja się tym zajmę – zaproponowała Hermiona, patrząc na Harry’ego – a ty połóż się wreszcie.
Harry nie miał siły się z nią sprzeczać. Wiedział, że przyjaciółka chce dla nich jak najlepiej. Usiadł na swoim łóżku i wypił napój, który dała mu wcześniej pani Pomfrey. Wyciągnął rękę, żeby złapać Ginny i gdy przyłożył głowę do poduszki natychmiast zasnął.
Hermiona została przy nich. W ciągu nocy przychodzili znajomi pytając czy wszystko w porządku. Potem przyszedł także Ron.
- Co z nimi? – spytał, podchodząc do Hermiony.
- Ginny jest nieprzytomna, a Harry śpi.
- Idź się prześpij. Nie spałaś całą noc. Teraz ja z nimi zostanę.
- Nie musisz. To ty powinieneś się przespać. Widziałam jak walczyłeś. Zupełnie jak lew.
- Jesteś pewna? Przecież widzę, że jesteś zmęczona – Ron podszedł bliżej przytulając ją do siebie.
- Tak. Nic mi nie będzie. W razie czego pomogę pani Pomfrey.
- W porządku. Przyjdę jutro – pocałował ją i wyszedł z sali.
Nad ranem w drzwiach stanęli państwo Weasleyowie. Molly zapłakana i podtrzymywana przez męża podeszła do ich łóżek. Nie była w stanie nic powiedzieć. Za to odezwał się Artur.
- Przybyliśmy tak szybko jak tylko się dało. McGonagall powiadomiła nas w nocy, zaraz po tym jak Harry sam poszedł jej szukać. Jak oni się czują?
- Nic nie wiemy. Ginny nadal jest nieprzytomna, a Harry śpi. Dostał eliksir nasenny. Ledwo doniósł ją tutaj.
- A Ron? – Pani Weasley oderwała wzrok od swojego najmłodszego dziecka i spojrzała na synową.
- Poszedł spać do siebie. Był zmęczony, bo też walczył. Chciał przy nich zostać, ale wysłałam go do dormitorium.
- Ty też powinnaś odpocząć. Widzę, że jesteś zmęczona – pani Weasley podeszła do niej.
- Idziemy jeszcze do McGonagall, a potem tu wrócimy. Może w tym czasie się obudzą – dodał pan Weasley.
- W porządku. Odprowadzę was.
I wszyscy wyszli.
Godzinę później Ginny otworzyła oczy. Domyśliła się, że jest w skrzydle szpitalnym, bo wszędzie było biało, a obok niej stał parawan. Przekręciła lekko głowę i zobaczyła, że obok niej na łóżku leży Harry. Jego ręka zwisała z łóżka, więc Ginny wyciągnęła swoją, chwytając ją i szepnęła:
- Dziękuję ci, że mnie nie opuściłeś.
Przymknęła oczy, a ostatnie wydarzenia wróciły ze zdwojoną siłą. Widziała śmierciożerców krążących wokół niej, Harry’ego szarpiącego się z jednym z nich i czuła straszny ból zadany przez zaklęcie Cruciatus.
- Jak się czuje moja pacjentka? – podeszła do niej pani Pomfrey i zaczęła ją badać.
- Trochę lepiej, a on? – odpowiedziała i wskazała na Harry’ego.
- Nic mu nie jest. Tylko śpi. Dałam mu eliksir nasenny. Przyniósł cię tutaj i nie chciał odejść – pielęgniarka pokręciła głową, patrząc na niego. – Ile ten chłopak jeszcze zniesie? Co rok go u mnie widzę.
Po chwili do sali weszli jej rodzice.
- Och, Ginny... – Pani Weasley podeszła do córki i przytuliła ją do siebie. – Jak się czujesz?
- Już dobrze, mamo – jęknęła.
Nie wiedziała, dlaczego to wszystkim mówi, skoro wszystko ją bolało.
- Powinnaś jeszcze odpoczywać. Poproszę panią Pomfrey to da ci coś na sen.
- Dzięki – odparła i wypiła eliksir podany jej przez pielęgniarkę.
- Jak się obudzisz Harry na pewno nie będzie już spał.
Kiedy Harry się obudził nie wiedział, czy Ginny jest już przytomna, czy nie. Wstał i podszedł do niej.
- Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz, że przeze mnie tyle przeszłaś. Od tej pory nie będziesz zostawać sama. Obiecuję. Nie wiem jak to zrobię, ale nie pozwolę, żeby coś ci się znowu stało.
- Harry? Mówiłeś coś? – Ginny odwróciła głowę i wyciągnęła rękę.
- Nie. Nic nie mówiłem - odparł i odwrócił głowę.
- Harry, nie udawaj. Przecież widzę. Martwisz się o mnie, prawda?
Usiadł na jej łóżku, a Ginny poniosła się i oparła głowę o jego ramię.
- Tak. Martwię się, denerwuję. Byłaś sama i cię porwali. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Nie zostawię cię teraz samej.
- Ale jak chcesz to zrobić? Przecież się nie rozdwoisz. Nie możesz być w dwóch miejscach na raz.
- Wiem, dlatego muszę wymyślić dla ciebie jakąś ochronę.
- Proszę, nie. Nie chcę, żeby jakiś auror kręcił mi się pod nogami. Jak chcesz to będę z Jill, albo z Luną, dobrze?
- No dobrze – pokręcił głową. – Na razie musi nam to wystarczyć.
No i napięcie się rozładowało. Ja na poważnie mówiłam o tej książce...
OdpowiedzUsuńTak, wiemy. Powtarzasz się ;D Ale to nic złego, może rozpatrzy tę propozycję, bo szczerze mówiąc i ja ją popieram :D
Usuńi ja ;)
UsuńTej książki to nie wydawać w roku szkolnym, bo nie będę mogła jej czytać przez głupie lektury
Usuńzgadzam się z wami
OdpowiedzUsuńJakby wydała własną wersję książki to Rowling mogła by ją pozwać do sondu za naruszenie praw autorskich
OdpowiedzUsuńSądu* jak już... Nie koniecznie bo ona by mogła np napisać " Po wojnie - moimi oczami" Też zgadzam się z książka ja ją na pewno kupie
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno pytanie przecież była pełnia to Lupin raczej powinien być wilkołakiem . Ale ogółem super .
OdpowiedzUsuńTylko jakby zobaczył księżyc ;) w Więźniu Azkabanu, gdy spotkał się z Syriuszem we Wrzeszczącej Chacie, też była pełnia, a jednak jeszcze się nie przemienił. dopiero, gdy ujrzał księżyc ;)
UsuńBiedna Ginny tyle się wycierpiała przez takie łajzy;( I do tego jakie teraz będzie miał wyrzuty sumienia Harry;/
OdpowiedzUsuńNapisz o tym książkę, błagam Cię! Super jak zawsze. Parę błędów jest, ale są mini.
OdpowiedzUsuń