niedziela, 24 czerwca 2012

140. Grudniowe wesele


Kiedy weszli do zaciemnionej kuchni otoczyło ich przyjemne ciepło. Przez otwarte drzwi po przeciwnej stronie sączyło się światło i rozbrzmiewały głosy całej rodziny i śmiechy dzieci. Nie minęła chwila a z salonu wybiegł do nich mały chłopiec i podbiegł do Harry’ego.
- Wujek, chodź!
Chwycił mężczyznę za rękę i pociągnął za sobą w stronę otwartych drzwi. Ron i Hermiona roześmiali się na ten widok.
- Teddy, zaczekaj! – zawołał Harry. – Pozwól mi się rozebrać.
- Dobrze – jęknął malec niecierpliwie, trzymając się nogawki spodni mężczyzny. – Tylko szybko.
 Harry zdjął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez oparcie najbliższego krzesła, po czym schylił się i wziął Teddy’ego na ręce.
- To o co chodzi, smyku?
- Musisz mi pomóc! – wykrzyknął malec, wskazując rączką w stronę salonu.
- To chodźmy.
Weszli do środka. W pomieszczeniu panowała przyjemna atmosfera. Fred i George zabawiali zebraną na kanapach i fotelach rodzinę, opowiadając kawały przyprawiające ciarki na plecach. Percy co chwila strofował swoich braci za język i brak świątecznego nastroju.
Harry rozejrzał się. Nigdzie nie było widać Ginny i Jamesa. Dostrzegł jednak wzrok Molly, która uśmiechnęła się i wskazała mu kąt przy choince. Ginny leżała tam na boku, opierając się na łokciu, obok kręcącego się na pleckach Jamesa, kopiącego nóżkami w powietrze i potrząsającego grzechotką trzymaną w rączkach. Ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę i kiwnęli sobie głowami, że wszystko w porządku. Na więcej nie pozwolił im Teddy, który chwycił Harry’ego za twarz i przekręcił w przeciwną stronę.
- Wujek, zobacz!
Zeskoczył z jego ramion na podłogę i podbiegł do okna, przy którym stał mały stolik, zasypany różnymi kartkami i kolorowymi kredkami. Przy nim, bokiem do okna, siedziała Victoire i rysowała jakiś obrazek.
- Teddy, nie męcz wujka! – rozległ się głos pani Tonks. – Sam możesz rysować, tak jak Victoire.
- Ale ja tu nie mam miejsca! I też chcę siedzieć przy oknie!
- Możesz usiąść z drugiej strony – powiedział Harry.
Odsunął krzesełko i przytknął różdżkę do stolika, którego blat zaczął się wydłużać.
- Wujku, co ty robiś? – spytała Victoire, spoglądając na Harry’ego.
- Teddy też chce porysować, Victoire – odparł. – Nie możesz zagarniać wszystkiego dla siebie.
Wkrótce Teddy pisnął z radości, gdy stolik wydłużył się do rozmiarów ławy.
- Super! – wykrzyknął.
- Teraz masz miejsce przy oknie, na wprost Victoire.
Teddy usiadł i przysunął do siebie kilka kredek i pergamin i zaczął rysować. Harry potargał mu brązowe włoski i podszedł do choinki.
- Robicie za prezenty? – zapytał.
- Dla ciebie zawsze – mruknęła Ginny.
Podniosła się do siadu, wyciągając do niego rękę. Harry usiadł przy niej, przygarniając ją do siebie i biorąc Jamesa na kolana. Maluch zagruchał z radości.
- Hermiona płakała? – zapytała, spoglądając na kobietę, która siedziała na fotelu niedaleko nich oparta o ramię Rona. – Co jej takiego powiedziałeś?
- Nic. Tylko porównywaliśmy dawne czasy do obecnych – wyjaśnił.
- Porównywaliście? I to sprawiło, że Hermiona tak wygląda?
Harry pokręcił głową.
- Właściwie, to rozważaliśmy, co by było, gdybym przed laty przegrał z Voldemortem.
Ginny zadrżała na te słowa.
- Z Voldemortem? Na Merlina! Po co? Zresztą... – urwała i zamknęła oczy. Dotarło do niej o czym tak naprawdę rozmawiali. – Nie mówmy już o tym. Przeżyłeś i jesteś z nami. Poza tym to było tak dawno...
Położyła głowę na jego ramieniu, spoglądając na leżącego na jego kolanach synka. James zaczął się wiercić. Skrzywił się i zaczął płakać. Harry chwycił go pod paszkami i podniósł go do góry.
- Co jest, synku? – zapytał.
- Pewnie też nie chce o tym słuchać – zauważyła Ginny. James mimo wszystkich ich starań płakał coraz bardziej. – A może jednak nie...
Harry pociągnął nosem.
- Widać, że teraz James ma dla nas prezent – mruknął ze śmiechem. – Trzeba go przewinąć – zauważył.
Wstał, wciąż z płaczącym malcem na ręku. Ginny podniosła głowę, patrząc na niego i zmarszczyła brwi.
- Chcesz to zrobić?
- Oczywiście.
Wyciągnęła do niego dłoń, by pomógł jej się podnieść.
- Chętnie to zobaczę – mruknęła.
Nagle spod okna rozległ się dziewczęcy pisk i krzyk Teddy’ego:
- Zostaw to!
- To mój kotek! Mamo, on pomazał mi kotka!
Odwrócili się oboje, by zobaczyć jak Victoire zrywa się z miejsca i podbiega do Fleur.
- Teddy! – krzyknęła Andromeda.
- Ale ona porysowała mi mój domek – jęknął Teddy, którego włoski, z ciemnobrązowych, które zawsze miał, gdy się bawił, zmieniły się na ognistą czerwień. – Hej! Oddaj to! – krzyknął i podbiegł do Victoire, która trzymała w rączce jedną z kredek i wyrwał ją siłą.
- Mamo!
Victoire rozpłakała się, wtulając w ramię Fleur.
- Teddy, jak ty się zachowujesz? – fuknęła pani Tonks. – Natychmiast przeproś Victoire!
- Nie! – krzyknął Teddy, krzyżując ramionka na piersi i z obrażoną miną odwrócił się w bok. – To jej wina!
Harry westchnął.
- Tu chyba będzie potrzebny mediator – mruknął półgębkiem do Ginny.
- Jesteś pewny, że to ty musisz to zrobić?
- Nie muszę, ale zobaczysz, że i tak za chwilę Teddy przybiegnie do mnie po pomoc.
- Co tu się dzieje?
Do dzieci podszedł Artur.
- Dziadku, on jest niegzecny! – Victoire, nie odrywając się od matki, wskazała na Teddy’ego.
- To ona zaczęła! Wujek!
Teddy podbiegł do Harry’ego i zaczął ciągnąć go za spodnie.
- Ja już nie chcę się z nią bawić!
Harry spojrzał na Ginny z miną „A nie mówiłem?” i szepnął:
- Porozmawiam z nim.
Kobieta kiwnęła głową i wzięła Jamesa z jego rąk.
- I znowu mamusia musi się tobą zająć – mruknęła do malca.
James, jakby rozumiejąc słowa mamy, przekrzywił główkę, patrząc na tatę i rozpłakał się jeszcze bardziej. Harry ujął małą piąstkę i przysunął ją do ust.
- Wybaczysz tatusiowi?
- Do jutra zapomni – syknęła Ginny. – A teraz pozwól, ale pójdę go przebrać i położę spać.
Wyminęła go i wspięła się na schody.
- Wujek – jęknął Teddy.
Harry ukucnął obok niego.
- Teddy, jesteś mądrym chłopcem, prawda?
Chłopczyk kiwnął niemrawie główką i spojrzał na swoje stopy.
- No...
- To wiesz, że Victoire ma rację. Grzeczni chłopcy tak się nie zachowują.
- Ale to ona... – próbował zaprotestować.
Harry wyczuł, że Teddy zaraz się rozpłacze. Usiadł na podłodze i przyciągnął go do siebie. Chłopiec usiadł mu między nogami.
- Czasami trzeba ustąpić – powiedział Harry.
- Ty też to robisz?
- Bardzo często.
- Dlaczego?
- Bo kocham ciocię Ginny i nie chcę robić jej przykrości.
- Ale ja nie lubię Victoire – zamarudził.
- Zrobiłeś jej jednak przykrość, zamazując jej kotka.
- To ona pierwsza pomazała mi rysunek, bo powiedziałem jej, że narysowała stół.
Harry z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
- Nie powinieneś był tego robić. Widzisz – wskazał na dziewczynkę, siedzącą na kolanach mamy – Victoire płacze przez ciebie, a chyba nie chcesz tego, prawda?
Teddy popatrzył niezbyt zadowolony na Victoire.
- No nie – mruknął po dłuższej chwili.
- To idź i przeproś.
Teddy kiwnął niepewnie główką i wstał. Harry klepnął go delikatnie w pupę. Ostrożnie, jakby się bał, Teddy zrobił kilka kroków w stronę Fleur. W tym samym czasie Victoire zsunęła się na podłogę i podeszła do niego.
- ...praszam – bąknął w kierunku podłogi.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Przepraszam, Teddy.
Nachyliła się do niego i pocałowała go w policzek.
Spod kominka rozległy się gwizdy bliźniaków i oklaski. Harry prawie podskoczył, bo zapomniał, że to zdarzenie obserwowała cała rodzina Weasleyów. Teddy i Victoire odskoczyli od siebie czerwoni na twarzy i odbiegli do swoich rodzin. Teddy padł w ramiona wujka.
- Fuj, pocałowała mnie – jęknął i wytarł policzek ręką. – Dlaczego dziewczyny tak lubią się całować?
Tym razem Harry już nie wytrzymał i roześmiał się.
- Następnym razem po prostu bądź dla niej miły.
Reszta wieczoru minęła na spokojnych zabawach obojga i przygotowaniach dorosłych do zbliżającej się uroczystości zaślubin Percy’ego i Audrey.
-----
- Nie wiedziałam, że masz takie podejście do dzieci – zauważyła Ginny, kładąc się późną nocą do łóżka. – Hermiona opowiedziała mi przy kolacji jak rozmawiałeś z Teddym.
Nadal byli w Norze, bo Ginny obiecała mamie, że spędzi tu z Jamesem kilka dni, by mały mógł pobyć na świeżym powietrzu, a Teddy chciał następnego dnia polatać na miotełce. Harry, choć tego nie chciał, miał wpaść jutro do ministerstwa, ale wracając miał wstąpić na Grimmauld Place i przynieść szaty wyjściowe.
Ginny ułożyła się wygodnie. Harry przykrył ją kołdrą i objął, przyciągając ją do siebie.
- Tylko do Teddy’ego – mruknął w odpowiedzi.
- A do naszych dzieci też taki będziesz?
- Zobaczymy jak podrosną – odparł. – Jak zasłużą na karę, to nie będzie litości.
Spojrzał na nią w półmroku i zorientował się, że ona cały czas obserwuje go z lekkim uśmiechem. Nachyliła się i delikatnie pocałowała go w policzek.
- Tylko nie bądź za srogi, Harry – szepnęła.
Nagle z łóżeczka Jamesa rozległ się płacz.
- Jak na razie to James zasłużył sobie na klapsa – zauważył Harry – bo przeszkadza rodzicom w ważnej rozmowie na temat jego przyszłości.
Ktoś, kto usłyszałby w tej chwili Harry’ego pomyślałby, że jest niezadowolony, ale Ginny wyczuwała u niego delikatny uśmiech, gdy po tych słowach cmoknął ją w czoło.
- Zajmę się nim – szepnął i wstał.
- Może jednak ja... – zaczęła protestować, podnosząc się na łokciach.
- Niech wie, że ma tatę, a nie tylko mamusia i mamusia, prawda synku? – zapytał, wziąwszy malca na ręce.
Maleństwo zamilkło. Ginny sięgnęła po różdżkę i zapaliła lampkę stojącą na stoliku, by lepiej ich widzieć. Harry stał przy łóżeczku, trzymając Jamesa przed sobą. Ginny ułożyła się na boku, opierając głowę na ręku.
- Sprawdź mu pieluchę...
- Czy ktoś coś mówił? Słyszałeś? – zapytał malca. James zaczął gaworzyć, wiercąc się w ramionach ojca, a potem roześmiał, gdy Harry odkleił pasek przytrzymujący pieluchę i wsunął pod pupę dłoń i sprawdził, czy wszystko w porządku. – No pokaż co tam masz.
- Chodźcie do mnie – poprosiła Ginny.
Harry odwrócił się.
- Nie masz do mnie zaufania, tak? Uważasz, że wszystko zrobisz lepiej?
- Nie, po prostu chcę mieć tutaj was obu. – Poklepała po pustym miejscu obok siebie. – Poza tym wszyscy jesteśmy zmęczeni. To już druga noc, a jutro będzie kolejna, gdy nie pójdziemy spać o normalnej porze.
Harry dobrze wiedział o co jej chodzi. Wczoraj atak śmierciożerców, teraz marudzenie Jamesa, a jutro wesele.
Podszedł do łóżka od swojej strony i usiadł bokiem. Ginny wzięła od niego Jamesa i położyła na środku, nachylając się i całując malca gdzie popadnie, aż mały piszczał z radości.
- Hej! – krzyknął Harry, kładąc się przy nich. – Bo w końcu nie zaśnie, a ty podobno jesteś zmęczona – zauważył.
- Wiem, wiem, już idziemy spać, tak mój skarbie? – Ostatni raz pocałowała Jamesa w brzuszek i przytuliła go do siebie.
- A ja? – spytał zawiedziony Harry.
- Ty też dostaniesz.
Uniosła się ostrożnie i ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Trwali tak, dopóki James nie przypomniał im o sobie, chwytając za włosy mamy i ciągnąc je do siebie.
- Ała! James! – fuknęła Ginny. – To boli mamusię, wiesz?
Wyrwała maluszkowi włosy z rączki i przerzuciła je na drugie ramię. Chwilę trwało nim go ponownie uspokoiła i położyła się wygodnie u jego boku.
- A teraz idziemy spać – oznajmił Harry.
Jednym ruchem różdżki zgasił światło, odłożył okulary i różdżkę na boczną szafkę i ściskając dłoń Ginny nad wreszcie uśpionym Jamesem, pozwolił sobie na spokojny sen.
-----
Uroczystość zaślubin Percy’ego i Audrey, a następnie wesele, odbywało się w niewielkim dworku rodziców panny młodej w małej wiosce w Somerset, niedaleko Exmoor, gdzie znajdowało się jedno z boisk Brytyjskiej Ligi Quidditcha. Pomalowany na biało i otoczony wielkim ogrodem dom, stał pośród kopulastych wzgórz i wrzosowisk, przykrytych białym śniegiem.
Siedząc na krześle wśród własnej rodziny, Ginny nie mogła uwierzyć, że właśnie ogród został wybrany na miejsce ceremonii. I to w środku zimy. A jednak misterne zaklęcia, które powstrzymywały mróz i padający śnieg przed roztopieniem, oraz zatrzymujące ciepło w ogrodzie sprawiły, że miejsce było niezwykle romantyczne.
Nad głowami zebranych gości lewitowały tuziny świec, sprawiając, że śnieg iskrzył się niczym diamenty. Miniaturowe elfy przycupnęły na zaśnieżonych gałęziach, nadając całości eterycznego wystroju.
Środkiem, pomiędzy rzędami krzeseł powolnym krokiem ku podium zmierzała panna młoda prowadzona przez ojca. Na przedzie czekał na nią bardzo poważny pan młody.
Mistrz ceremonii wygłosił krótkie przemówienie, po czym oboje złożyli sobie swoje przysięgi małżeńskie.
Cała uroczystość zapowiadała się na spokojną i dość sztywną. Ginny dostrzegła jednak uśmiechy, jakie rzucali sobie bliźniacy.
- Fred i George coś kombinują – mruknęła półgębkiem do Harry’ego.
- Pewnie od lat czekali na taki dzień, by uprzykrzyć Percy’emu życie.
- Ale muszą robić to dzisiaj?
- To idealna okazja.
Tymczasem starszy czarodziej, prowadzący uroczystość, uniósł różdżkę na głowami młodych i wyczarował świetliste spirale, które okręciły się wokół nich i znikły. Wszyscy zebrani powstali i oklaskami przywitali pana i panią Weasley.
Potterowie długo nie mogli wiwatować, bo hałas obudził śpiące dziecko. Ginny zajęta uspokajaniem Jamesa nie zauważyła, że Fred i George wyciągnęli spod szat pogięte pudełko. Dopiero gdy usłyszała świst i wielki huk tuż nad swoją głową, podskoczyła przerażona. Harry instynktownie wyciągnął różdżkę i osłonił ich oboje, obejmując Ginny ramionami.
Wszędzie rozbłysły kolorowe fajerwerki. Niektóre wyglądały na zwyczajne, a inne przypominały im te sprzed lat, układając się w różne wzory i napisy.
- Kiedyś ich za to zabiję – warknął Harry. – Dawniej to było może śmieszne, ale teraz, gdy są wśród nas takie maluchy jak James...
- Nie, Harry, ja to pierwsza zrobię – mruknęła ponuro Ginny – o ile wcześniej nie zabiją ich Verity i Angelina – zauważyła, spoglądając na dwie wściekłe bratowe, które już się z nimi kłóciły. Przytuliła Jamesa od piersi jeszcze bardziej i mruknęła do niego: – już dobrze synku, mama i tata są przy tobie. A twoi wujkowie, jak zwykle przesadzili.
Do domu gospodarzy otworzyły się szklane wrota i rodzice Audrey zaprosili wszystkich gości do środka, gdzie miało odbyć się wesele.
Sala balowa, w którą został zamieniony salon, mogła śmiało konkurować swą wielkością z Wielką Salą w Hogwarcie, stwierdził Harry, wchodząc do środka. Ściany pokryto srebrnym szronem, a w złotych świecznikach płonęły setki świec, rzucając rozmigotane refleksy na twarze zgromadzonych.
Pod ścianami ustawiono kilkadziesiąt stolików oświetlonych lampionami, a pośrodku znajdowało się puste miejsce do tańczenia. W kącie po lewej stronie było podium, na którym ustawiała się kapela.
Gdy usiedli przy jednym ze stolików, zewsząd otoczyli ich kelnerzy z tacami pełnymi kieliszków z szampanem i stosami kanapek.
- Wspaniałe przyjęcie – westchnęła Hermiona, siedząca wraz z Ronem przy tym samym stole.
- Złożyliście już Percy’emu życzenia? – spytał Ron, opychając się, jak zwykle jakąś babeczką wziętą z tacy przechodzącego obok kelnera. – Bo my tak. Wiecie co bliźniacy dali w prezencie Audrey? – Potterowie pokręcili głowami – zatyczki do uszu, żeby słuchając Percy’ego się nie zanudziła – parsknął śmiechem, wypluwając to co akurat miał w ustach.
- Ron, opanuj się – zbeształa go Hermiona.
- No co?
- Zachowujesz się gorzej niż James – mruknęła, spoglądając na chłopca siedzącego na kolanach Harry’ego i karmionego przez Ginny przecierem z buraczków. Gdy to powiedziała James wypluł z buzi swoją porcję. – Nie, jesteś taki sam – przyznała.
Potterowie roześmiali się.
- Nie smakuje ci? – zaszczebiotała Ginny, wycierając Jamesowi buzię. – Czy się już najadłeś? – Maluch odkręcał główkę za każdym razem, gdy chciała mu podać kolejną łyżeczkę z buraczkami. – No dobrze, zostawimy na później.
Zakręciła słoiczek i schowała go do wózka, stojącego przy ścianie.
Harry przekręcił syna, by usiadł bokiem i mógł obserwować tańczące pary. Podskakiwał na kolanach taty, jakby chciał się bawić.
Hermiona cały czas ich obserwowała. Ginny zauważyła to i przysunęła się do niej.
- Jak się czujesz, Hermiono?
- Co? – Kobieta otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała na przyjaciółkę. – Ja... dobrze, Ginny.
- To co się dzieje?
- Nic. Po prostu... – Hermiona zawahała się – myślę.
Ginny przewróciła oczami.
- O czym? Mam nadzieję, że nie o tym, o czym rozmawiałaś wczoraj z Harrym?
- Hej, dziewczyny! – krzyknął Fred, który podszedł do nich. – Co macie takie grobowe miny? Impreza dopiero się rozkręca!
- Jeśli jeszcze raz puścicie fajerwerki, bez ostrzeżenia, to... – zaczął Harry.
- Harry, nie bądź sztywniak – zaoponował George. - Wystarczy jeden w rodzinie. - Wskazał brodą w stronę młodej pary.
- Wystraszyliście Jamesa – syknął.
- Ale widzę, że teraz dobrze się bawi – zauważył Fred. – Ginny, zatańczysz? Dawno nie miałem okazji zatańczyć z własną siostrą. Harry, pozwolisz? – zapytał.
- Jasne.
- Uśpij Jamesa i nie każ mi czekać na siebie, bo chciałabym zatańczyć też z tobą – szepnęła Ginny do ucha Harry’emu, nachylając się nad swoimi mężczyznami i całując obu.
Wyciągnęła rękę do brata i pozwoliła się poprowadzić na parkiet.
Harry obserwował ją jak tańczy najpierw z Fredem, potem George’em, aż w końcu trafia w ramiona Charlie’ego, który przyjechał do Anglii dziś rano.
- Jak chcesz, mogę się nim zająć – zaproponowała Hermiona. – I tak nie mogę się za bardzo ruszać, a przyda mi się trochę doświadczenia na przyszłość.
Harry odwrócił się do niej.
- Jesteś pewna? Wiesz, że to mały rozrabiaka.
- Wiem – zaśmiała się, biorąc Jamesa od niego i sadzając na swoich kolanach. – Pozwolimy rodzicom, by byli chwilę sami, co?
James zaklaskał swoimi rączkami, śmiejąc się do taty.
- Tylko bądź grzeczny dla cioci – zastrzegł Harry.
- Idź. Niech Ginny na ciebie nie czeka zbyt długo. A my się tu będziemy dobrze bawić, prawda?
- Dzięki. W razie czego, to w wózku masz różne zabawki.
Harry uśmiechnął się do nich, odwrócił się i ruszył przez parkiet. Podszedł do rudowłosej pary i klepnął tańczącego mężczyznę w ramię.
- Odbijany – powiedział.
Charlie zatrzymał się w pół obrocie i spojrzał przez ramię.
- Jasne, Harry. Dzięki, siostrzyczko za taniec. Teraz idę porwać pannę młodą.
I odszedł.
Harry chwycił dłoń Ginny i przyciągnął do siebie.
- Już myślałam, że się nie doczekam – powiedziała. – Widzę, że zostawiłeś Jamesa z chrzestnymi. – Wskazała głową w stronę ich stolika.
- Ma dobrą opiekę.
Szybka melodia, do której tańczyli, dobiegła końca i kapela zaczęła grać jakąś balladę. Zgasły prawie wszystkie światła. Ponad głowami tańczących rozbłysły małe światełka, niczym robaczki świętojańskie, a parkiet wokół nich zapełnił się przez same zakochane pary i małżeństwa. Ginny przyciągnęła go do siebie i zarzuciła mu ramiona na szyję, opierając głowę o jego bark. Tak bardzo do niego pasowała. On objął ją czule i zaczął wędrować swoimi palcami po jej plecach, wywołując u niej delikatne dreszcze. Uniosła głowę, uśmiechając się do niego w lekkim rozmarzeniu. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Jej miękkie wargi musnęły mu policzek, a łagodny oddech owiał kącik jego ust. Nie minęła chwila a jego wargi przykryły jej usta. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy ich języki splotły się ze sobą.
Harry nie był w stanie powiedzieć, jak długo trwał ten pocałunek. Kompletnie stracili poczucie czasu i przestrzeni. Nawet miał wrażenie, że umilkła muzyka, a on nie słyszał nic oprócz uderzeń serca ich obojga. Ginny przylgnęła całym ciałem do niego, tak że wyczuwał miękkie krągłości jej ciała pod sukienką. W jej oczach płonęło pożądanie. Tylko dzięki żelaznej woli nakazał sobie opanowanie i oderwał od niej usta, bo źle by się to dla nich skończyło. Jakby z oddali rozległy się dźwięki granej przez zespół muzyki i wrócili do rzeczywistości.
- Czy my... prawie nie... – zaczęła Ginny, rumieniąc się na twarzy i zdając sobie sprawę, że całowali się na oczach całej rodziny.
- Tak.
- Chwała Merlinowi, że nie doszło do czegoś więcej...
- Ledwo się powstrzymałem od tego – sapnął. – Wracajmy teraz do Jamesa i dajmy odpocząć od niego Hermionie i Ronowi.
Kiwnęła głową i wrócili z powrotem do stolika, przy którym przyjaciele pochylali się na ich małym synkiem, śpiącym w ramionach Hermiony.
Ginny ukucnęła przy niej i pogłaskała malca po główce.
- Dziękuję, Hermiono – szepnęła. – Powinnaś teraz odpocząć, a my się już zajmiemy tym szkrabem.
- Wracacie do domu? – zapytał Ron.
- Najwyższy czas położyć Jamesa do jego własnego łóżeczka – stwierdził Harry. – A i my najlepiej czujemy się u siebie. Gdybyśmy jeszcze mogli wrócić do Doliny Godryka...
- Już niedługo, Harry – klepnął go Ron po ramieniu. – Już niedługo.

6 komentarzy:

  1. Haha :D KONIEC :D XD SUPER ROZDZIAŁ!!!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lovciam. Szkoda tylko że bliźniacy nie dali jakiegoś komentarza na temat pocałunku Harry'ego i Ginny

    potterhead_of_panem

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuuuuuuuuuuuuuper notka
    Genialnie piszesz
    A czy napiszesz coś o Lily Lunie Potter bo Harry i Ginny mają trójkę dzieci i chcę aby z nią też coś było, tylko oby była zdrowa.

    OdpowiedzUsuń