niedziela, 17 czerwca 2012

76. Realny świat


Ekspres Hogwart powoli wjeżdżał na stację King’s Cross. Ginny wyglądała przez okno przedziału, przyglądając się mijanym twarzom. Chociaż wielu uczniów zostało w Hogwarcie, na peronie czekało mnóstwo rodziców. Próbowała wypatrzyć wśród tłumu znajomą czuprynę Harry’ego, odkąd wiedziała, że ma na nią tu czekać. Nie mogła doczekać się kiedy go wreszcie zobaczy, opowie mu o tamtym śnie, w zamian usłyszy uspokajające słowa, choć on też opowie jej, co się z nim działo, a potem... Będą cieszyć się, że są razem.
Nigdzie go jednak nie było. Czyżby nie udało mu się urwać z ministerstwa? A może czeka na nią na zewnątrz, tak jak wielu innych? Powoli wyszła z pociągu i ciągnąc za sobą kufer, ruszyła do wyjścia.
Zatrzymała się w niewielkim oddaleniu od bramy, obserwując przekrzykujące się dzieciaki. Każdy chciał być pierwszy.
- Tam jest twoja obstawa, Ginny – mruknęła Jill, dając jej kuksańca w bok.
Ginny zerknęła w stronę, gdzie wskazywała.
Harry szedł od strony lokomotywy ze spuszczoną głową, kręcąc nią w prawo i w lewo. Było widać, że jest zdenerwowany i niezadowolony, ale, gdy podniósł głowę i spojrzał na nią, od razu pojawił się uśmiech na jego twarzy. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał niesamowicie, ubrany w ciemną pelerynę, spod której wystawała szata aurorska.
Ginny przestępowała z nogi na nogę, nie mogąc się powstrzymać przed podbiegnięciem do niego i rzuceniem się w jego ramiona. Zauważyła jednak jego spojrzenie, które mówiło: „zaczekaj, nie przy szpiegu”. Rozejrzała się i kiwnęła głową, rozumiejąc o co chodzi. Było zbyt wiele nieznanych ludzi, a wśród nich mógł ukrywać się ktoś z otoczenia śmierciożerców.
Podszedł do nich bliżej. Przywitał się z Jill, a potem wziął Ginny za rękę i nachylił się do niej. Pocałował ją delikatnie w policzek na powitanie i szepnął do ucha:
- Jak dobrze, że już jesteś.
- Ja też się cieszę – wyszeptała w odpowiedzi, przewracając oczami. Skrzywiła się zaskoczona. Czemu on jest taki zimny?
Razem przeszli do świata mugoli. Przed dworcem Ginny poczuła klepnięcie na ramieniu.
- Do zobaczenia po świętach. – Usłyszała głos Jill. – Jesteś już bezpieczna.
Ginny odwróciła się do niej, uśmiechając się.
- Wesołych świąt, Jill. Tak, jestem. – Przysunęła się nieznacznie do Harry’ego, który odwrócił się w drugą stronę i obserwował przechodzących obok nich ludzi.
- Gdzie będziecie spędzać te święta? Sami, czy z twoją rodziną?
- Jeszcze nie wiem – mruknęła, spoglądając na Harry’ego. Sprawiał wrażenie, że nie interesuje go ich rozmowa, więc ciągnęła dalej: – Na początek chyba sami, a potem... Może u rodziców. Wiesz, nie widziałam ich kilka miesięcy.
- Jasne. – Jill kiwnęła głową.
- A ty będziesz z rodzicami?
- Jak zawsze – westchnęła. – Nic nowego. To zobaczymy się w powrotnym pociągu za dwa tygodnie, tak?
- Oczywiście.
Dziewczyny pożegnały się i Jill odeszła od nich, poszukując swojej rodziny.
Harry spojrzał na Ginny smutnym wzrokiem.
- Muszę wracać do ministerstwa – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Zabiorę cię tylko do naszego domu. Mam nadzieję, że wrócę za godzinę.
- To dlatego byłeś taki zły przed chwilą?
- Tak.
- W porządku – westchnęła. – Zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Chodźmy stąd. Może szybciej wrócisz.
Harry kiwnął głową, obrócił się wraz z nią w miejscu i po chwili znaleźli się na drodze przed domem w Dolinie Godryka. Przeszli przez ogródek i weszli na ganek. Harry zaczął otwierać drzwi, a Ginny odwróciła się do niego tyłem i wpatrzyła się w ośnieżony krajobraz. To było takie dziwne. Jest tu trzeci raz, ale do tej pory nigdy nie myślała o tym miejscu „nasz dom”, a przecież Harry tak powiedział na dworcu. Ale to naprawdę jest ich dom, tutaj spędzą razem resztę życia, kiedyś, w przyszłości, po tym ogródku może będą biegać ich dzieci. Oby miały spokojniejszą przyszłość.
Nagle poczuła dotyk na ramieniu. Była tak zamyślona, że nie zauważyła, kiedy Harry wniósł jej kufer i wyszedł z powrotem do niej.
- Ginny? – Odwróciła się na dźwięk jego głosu. – Wejdź do środka.
Gdy weszli, zamknął za nimi drzwi, odwrócił się do niej i powiedział:
- Tu jesteś bezpieczna. Jesteśmy chronieni przez zaklęcie Fideliusa i wiele innych obronnych zaklęć. Nigdzie nie wychodź. Gdyby coś się działo, połącz się przez kominek z Biurem Aurorów, a potem z Norą i idź do nich.
Mówił to szybko, jakby nie chciał niczego pominąć.
- Naprawdę musisz iść? Nie może tego zrobić ktoś inny? – spytała cicho.
- Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Przed spotkaniem z tobą, rozmawiałem z maszynistą szkolnego pociągu, który opowiedział mi o pewnej sprawie i muszę jak najszybciej przekazać tę wiadomość Robardsowi.
- Rozumiem. – Kiwnęła głową. – Idź już. Nic mi nie będzie.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
Przytulił ją do siebie i wymruczał:
- Nienawidzę się rozstawać z tobą tak szybko.
- Wiem. Ja też. Idź. Szybciej wrócisz.
- Naprawdę cieszę się, że już jesteś.
Pocałował ją w czoło na pożegnanie i wyszedł.
--------
Harry nie chciał zostawiać Ginny samej. Ledwie przyjechała, a on był zmuszony ją zostawić i wracać do pracy. Będzie musiał jej to wynagrodzić jak wróci. Lecz to, co usłyszał od maszynisty ekspresu Hogwart nie mogło czekać, zwłaszcza, że tym pociągiem jeździli tylko uczniowie, a wśród nich była także ona.
Godzinę przed przyjazdem pociągu, do Biura dotarła informacja, że na trasie przejazdu ekspresu Hogwart-Londyn wydarzyło się coś dziwnego. A ponieważ Robards wiedział, że Harry ma być na dworcu, kazał mu to sprawdzić i potem zdać z tego raport.
Trevor McKinley, maszynista, opowiedział mu niewiarygodną historię. W połowie drogi, zobaczył tajemnicze postacie w czarnych szatach, które podążały obok pociągu. Co prawda robiło się już ciemno i mogło mu się to przewidzieć, ale jeśli to byli dementorzy, albo śmierciożercy? Harry wątpił, żeby to byli oni, jednak wszystko na to wskazywało. Śmierciożercy musieliby używać jednak mioteł, aby lecieć przed pociągiem i obok niego.
A co, jeśli sprawdzali możliwość zaatakowania go w przyszłości?
Sprawa była na tyle poważna, że nie mógł z tym zwlekać. Pociąg zawsze jeździł tą samą trasą, w obie strony, więc, gdy za dwa tygodnie uczniowie będą wracać na kolejny semestr do szkoły, aurorzy powinni zabezpieczyć całą drogę.
------
Ginny podbiegła do okna przy drzwiach, aby zobaczyć jeszcze, jak Harry znika za ogrodzeniem. Odwróciła się. Cóż... nie takiego powitania się spodziewała.
- Witaj w realnym świecie – mruknęła do siebie.
Zdjęła kurtkę i odwiesiła ją do szafy w przedpokoju. Ma wreszcie okazję przekonać się, jak on sobie radził, gdy jej nie było.
Weszła do salonu. Zrobiła dwa kroki w stronę kominka, w którym palił się ogień. Widać Harry zdążył rozpalić go przed wyjściem. Podniosła głowę wyżej, przyjrzała się ich ślubnym zdjęciom i zamarła. Ponad nimi dostrzegła zegar. Magiczny zegar z dwoma wskazówkami. Jej i Harry’ego. Zegar rodzinny. Skąd on się tu wziął? To będzie jedno z pytań, które mu zada po powrocie. Teraz wskazówki wskazywały „dom” dla niej i „praca” dla niego. Przypomniała sobie, jak kilka dni temu o tym myślała.
Weszła do kuchni. Była zaskakująco czysta, jak na samotnego mężczyznę. Czyżby posprzątał przed jej przyjazdem? Potrząsnęła głową. To niemożliwe.
Na jednej z szafek znalazła niewielki pergamin. Wzięła go do ręki, usiadła na najbliższym krześle przy stole i zaczęła czytać.

Witaj w domu, Kochana.
Jak wiesz, na naszych facetów liczyć nie można. Oczywiście jeśli chodzi o porządek i jedzenie, bo o bezpieczeństwo Twój mąż troszczy się aż za bardzo.
Gdy sprawdziłam ostatnio stan Waszej spiżarki, aż zaniemówiłam z wrażenia. Wszystko było przeterminowane. Harry większość czasu spędza w ministerstwie, więc nie byłam tym  jednak zaskoczona. Natychmiast ją opróżniłam. Teraz macie wszystko świeże, więc spokojnie możesz zrobić kolację.
Mam też dla Ciebie pewną informację. Może już o tym wiesz od Harry’ego, a jeśli nie, to dowiesz się teraz: Tonks urodziła! A Harry został ojcem chrzestnym. Może wpadną w święta do Nory, żebyś mogła zobaczyć małego Teddy’ego Lupina. Jest naprawdę słodki. Remus pokazywał nam kilka zdjęć.
Mam nadzieję, że jutro zobaczymy się w Norze. Razem z Ronem mamy dla Was niespodziankę.
Hermiona.

Ginny uśmiechnęła się. Kochana Hermiona. Wzięła głęboko do serca jej prośbę o pomoc. Nie dość, że na pewno mama zaciągała ją do roboty w Norze, to jeszcze, co jakiś czas, przychodziła tutaj i robiła porządki Harry’emu. Wstała i zajrzała do spiżarki. Hermiona nie napisała jej wszystkiego. Znalazła tam bowiem mnóstwo jedzenia, zapewne przygotowanego przez jej matkę. Była bardzo wdzięczna jednej i drugiej. Za pomoc i rozpieszczenie Harry’ego. Tak, rozpieściły go, bo wszystko za niego robiły. Ale przynajmniej wiedziała, że Harry jadł coś normalnego przez te kilka miesięcy, bo jak go znała, to przez ten czas nawet nie myślał o jedzeniu, tylko o wyłapaniu wszystkich śmierciożerców, a szczególnie Malfoya.
I ta radosna wiadomość. Och, na pewno Remus i Tonks są tacy szczęśliwi. Nowe życie w takich smutnych czasach. I taki zaszczyt dla Harry’ego. To była naprawdę wspaniała nowina.
Wróciła do salonu. Zerknęła niepewnie na zegar. Wskazówki nadal były w tym samym położeniu, co wcześniej. Ile to już czasu minęło od przybycia tutaj? Godzina, czy dłużej?
------
Harry szedł wściekły zaciemnionym korytarzem w stronę wind. Wszystko było nie tak. Czy nikt nie uważa na to, co on mówi? Prawie pokłócił się z szefem przez tę sprawę z pociągiem. Przecież to nie był jego wymysł! To nie on wyobraził sobie śmierciożerców! To, że akurat nikogo nie zaatakowali, nie oznacza, że to nie byli oni. Wsiadł do windy i z całej siły nacisnął guzik z numerem osiem. O nie! Nie zostawi tej sprawy, ot tak sobie. Jeśli będzie musiał, to zrobi to sam, bez zgody Robardsa.
- Piętro ósme – oznajmił chłodny kobiecy głos. – Atrium.
Wysiadł z windy. Atrium było puste, ponieważ już dawno wszyscy poszli do swoich domów. W ministerstwie był tylko on i Robards, który, jak Harry pomyślał, chyba tu nocował. Po każdej akcji można go było tu spotkać. Podszedł szybkim krokiem do najbliższego kominka, kilka sekund wirował w płomieniach i po chwili wyskoczył z jednej z toalet. Gdy wyszedł na główną ulicę zerknął na swój stary, zniszczony zegarek i przeklął. Zajęło mu to wszystko więcej czasu niż się spodziewał. Rozejrzał się. Ulica na szczęście była pusta. Zamknął oczy i obrócił się w miejscu.
W domu panowała cisza, tak jakby nikogo w nim nie było. Czyżby podczas jego nieobecności coś się stało? Z trudem przełknął ślinę. Wyciągnął różdżkę, stuknął nią w drzwi, a gdy się otworzyły, wszedł do środka. Zajrzał do salonu. Było ciemno i pusto, tylko w kominku żarzyły się węgielki. Spojrzał na zegar. Obie wskazówki były w tej samej pozycji; wskazywały najwspanialszą nazwę: „dom”. Odetchnął z ulgą. Ginny na pewno jest w sypialni. Po prostu poszła spać. Była zmęczona po podróży i chciała odpocząć. Schował różdżkę z powrotem do kieszeni spodni, zdjął pelerynę, i wbiegł po schodach na górę. Zatrzymał się w progu sypialni.
Pokój oświetlony był kilkoma świecami. Miał wrażenie, że ich ciepłe światło otula stojącą po drugiej stronie samotną postać. Długie włosy spływały miękką falą na jej gołe ramiona i plecy, otulone cienkim materiałem koszuli nocnej.
Ginny stała przy oknie i wpatrywała się w śnieżne gwiazdki, które wirowały przed jej oczami. Puszysty śnieg otulał każdy zakamarek doliny i lasu. Księżyc próbował przebić się przez grubą warstwę chmur.
Harry podszedł do niej najciszej jak potrafił. Stanął za nią i wtulił twarz w jej włosy. Poczuła jego oddech za lewym uchem. Odgarnęła włosy do przodu, pozwalając mu na delikatne pocałunki. Objął ją w biodrach, nie przestając całować jej karku. Przycisnęła się do niego tak, jakby bez niego miała upaść. Ścisnął mocno jej ramiona, aż cicho jęknęła.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem... – wymruczał.
Gdy odwróciła się do niego, zaczął gładzić dłonią jej twarz. Opuszkami palców dotykał jej wargi. Były takie słodkie i miękkie. Takie cudowne. Chciał ją przeprosić za to, że ją tak zostawił, że musiała na niego czekać, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów, aby wyrazić, co tak naprawdę czuł.
Wtuliła się w niego. Zrozumiała, że bez niego nie potrafiła oddychać, ale gdy czuła, jak jego serce bije mocno tuż przy niej, wszystko przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się tylko to, że są wreszcie razem.
Już się nie powstrzymywała. Zarzuciła ręce na jego szyję, zbliżyła się do ust i pocałowała. Uśmiechnęła się, gdy on wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko. Musnęła jego wargi swoimi, ale to wystarczyło, żeby ta czułość szybko zamieniła się w intymną, głęboką pieszczotę. 
Harry usiadł na łóżku i posadził ją sobie na kolanach. Całował ją długo i namiętnie. Ona wplotła palce w jego włosy, masując jednocześnie płatki uszu na zmianę z karkiem. Położył ją delikatnie na plecach. Mocniej wpiła się w jego usta. Włożył ręce pod jej plecy i objął mocno w pasie. Przywarła do niego całym ciałem. Wtuliła w jego ramiona i trwała, rozkoszując się namiętnymi pocałunkami, którymi obdarzali wzajemnie już nie tylko swoje usta, ale całe twarze i szyje, wyrażając swoją tęsknotę i pragnienie bliskości. Włożyła ręce pod jego koszulę i delektowała się ciepłem jego ciała, pieszcząc jego plecy i bok. Jednym zdecydowanym ruchem ściągnęła z niego koszulę, pozostawiając go w samych spodniach. Sam zdjął je z siebie i położył się obok niej. Nie przestawał całować jej twarzy, szyi i ramion.
Pocałunki były gwałtowne, zachłanne, jak gdyby Harry chciał tym wynagrodzić jej swoją nieobecność. Jedną ręką, leżącą na jej plecach przyciskał ją do siebie, a drugą błądził bez celu po jej brzuchu, biodrach. Ginny westchnęła cicho, przymykając powieki i marząc, żeby ta chwila się nie skończyła.
Ich pieszczoty wydawały się nie mieć końca. Ich namiętność wzrastała z minuty na minutę, ale żadne z nich nie chciało jeszcze skończyć. Pragnęli nasycić się sobą. Zaspokoić wzajemny głód na najbliższe miesiące...

Przebudzenie było niesamowite. Ginny nie miała ochoty otwierać oczu, było jej teraz tak dobrze. Ciepło, miękko i wygodnie. Spokojna senna atmosfera. Otaczające ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Czy ona była w niebie, czy to nadal był sen? Miała wrażenie, że leży wtulona w dość dziwną poduszkę, która drapie ją w policzek. Podniosła rękę i pomacała nią obok siebie. Leżała na piersi Harry’ego, który ją obejmował; jego ręka spoczywała na jej biodrze. Rozchyliła zaspane oczy. Była w ich wspólnej sypialni w Dolinie Godryka. W pokoju panował półmrok. Za oknem zimowe słońce próbowało przebić się przez ciężkie chmury zwiastujące śnieg.
Była w domu. Tak. Teraz nie tylko Nora była jej domem. To takie dziwne i za razem cudowne. Miała wielką ochotę zacząć się wiercić, aby go obudzić i razem z nim cieszyć się z tego cudownego poranka, ale nie zrobiła tego. W zamian za to oparła się brodą o jego klatkę piersiową i zaczęła obserwować jego twarz. Spał kamiennym snem, pochrapując cicho. Uśmiechał się przez sen. Może śniła mu się przyszłość, bez strachu, bólu i nieustającej niepewności? Tak by chciała, by byli wreszcie normalną rodziną. Uśmiechnęła się. Byli rodziną. Była wreszcie szczęśliwa.
Wykorzystując to, że śpi, wstała cicho. Chciała zrobić mu niespodziankę.

Kiedy Harry się obudził, Ginny przy nim nie było. Wcześniej, zanim otworzył oczy, przekręcił się na brzuch, ręką próbując ją odnaleźć. Jednak miejsce obok niego było puste.
Ziewnął szeroko i przetarł oczy. Nastał nowy dzień. Noc już minęła i niestety nie wróci. Przymknął powieki, próbując przypomnieć sobie, jak była cudowna i piękna. Jak przez mgłę widział każdy zachłanny pocałunek, każdą pieszczotę i dotyk, każde muśnięcie ust. Słyszał ciche westchnienia. A może to był sen? Niebywale piękny, magiczny sen? Wtulił twarz w leżącą obok niego poduszkę. Nadal pachniała kwiatami, tak jak Ginny.
Przekręcił się z powrotem na plecy, sięgnął po okulary, które leżały na bocznej szafce i podniósł się na łokciach. Przy szafie stał jej szkolny kufer. Czyli to nie był sen. W takim razie, gdzie ona jest?
W tej samej chwili w progu pojawiła się Ginny, prowadząc przed sobą różdżką, tacę ze śniadaniem. Harry wstrzymał oddech. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, uświadamiał sobie na nowo, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Panie Potter, dosyć tego wylegiwania się! – krzyknęła rozbawiona. – Mama zaprasza nas na obiad.
- Mama? – spytał zaskoczony, przekręcając się na bok i opierając głowę na ręku. Cały czas nie spuszczał z niej wzroku. – Kiedy z nią rozmawiałaś? I dlaczego zostawiłaś mnie samego? – dodał, udając obrażonego.
- Przyniosłam ci śniadanie – odparła, podchodząc bliżej. – A z mamą rozmawiałam... – urwała, bo Harry złapał ją wolną ręką za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
W ostatniej chwili zdążyła odłożyć tacę na boczną szafkę, bo śniadanie jak nic wylądowałoby na nim, a tak tylko ona opadła obok niego na łóżko.
- Hej! – krzyknęła, udając oburzoną.  – Oszalałeś?
Klepnęła go mocno w ramię.
- Oczywiście. Na twoim punkcie – odpowiedział niewinnie, całując ją w policzek.
- Czyli rzeczywiście oszalałeś – mruknęła.
Odwróciła głowę, starając się nie okazać mu, jak bardzo usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź. Poczuła, jak ją obejmuje i przyciąga jeszcze bardziej do siebie.
- A co ty mówiłaś o mamie? – zapytał.
- Że rano z nią rozmawiałam. Zajrzała przez kominek – dodała, widząc jego zaskoczone spojrzenie. – Chciała się ze mną przywitać i ma nadzieję, że wpadniemy dzisiaj do Nory.
- Dzisiaj? Myślałem, że ten dzień spędzimy tutaj, sami...
- Wiesz przecież, że nie widziałam ich kilka miesięcy... A to są moje pierwsze święta, gdy nie wróciłam ze szkoły do nich...
- Wiem. – Kiwnął głową. – Ale chyba nie jest ci przykro z tego powodu, co?
- Oczywiście, że nie! – wykrzyknęła.
- Poza tym rozpieszczasz mnie – powiedział, zmieniając temat. – Nie musiałaś przynosić tu jedzenia, naprawdę. Wystarczyło mnie zawołać.
- Tylko się nie przyzwyczajaj – mruknęła, próbując wyplątać się z jego objęć. – Nie licz, że będzie tak codziennie. I to mama i Hermiona wystarczająco cię rozpuściły. Będę im musiała za to podziękować – dodała niezadowolona.
- A możesz mi powiedzieć, co ja ci takiego zrobiłem, że napuściłaś je na mnie? Myślisz, że nie poradziłbym sobie?
Ginny spojrzała na niego bykiem.
- Słyszałam jaki bałagan ostatnio zostawiłeś – burknęła. – Ale teraz przynajmniej wiem komu mogę zaufać i powierzyć mojego męża.
- Powierzyć? – spytał zaskoczony.
- Tak, powierzyć. A teraz wstawaj. Nie chcę spędzić tu całego dnia.

Ginny zeszła na dół. To, co przed kilkoma minutami usłyszała, wprawiło ją w dobry humor. Choć tamten sen i późniejsze wydarzenia sprzed kilku dni nadal ją gryzły, nie chciała sobie psuć tak cudownie rozpoczętego dnia. Nie wyjeżdża przecież jutro.
Przechodząc przez salon usłyszała dziwny szum od strony kominka. Wyciągnęła różdżkę i spojrzała w tamtą stronę. Z paleniska wystawała głowa jakiegoś mężczyzny. Na ten widok krzyknęła przerażona.

1 komentarz: