niedziela, 17 czerwca 2012

72. Chwile szczęścia



Stadion opustoszał. Ostatni wiwatujący uczniowie wchodzili do zamku, śmiejąc się i rozmawiając o meczu. Ich podniesione głosy niosły się po błoniach i odbijały się echem od ściany Zakazanego Lasu. Nikt nie chciał zostawać na zewnątrz. Było zbyt chłodno.
Harry stał oparty o ścianę tuż przy drzwiach szatni Gryfonów i czekał na Ginny. Przed chwilą, po ostrej wymianie zdań z Timem, uzgodnili, że sprawdzą wszystkie wejścia na teren szkoły. Tim obejdzie zewnętrzne tereny, a Harry tajemne przejścia wewnątrz zamku.
Zza drzwi szatni doszedł go śmiech i krzyki członków drużyny.
- Dziewczyny, impreza w pokoju wspólnym! – krzyknął Jimmy. – Gryfoni górą!
- Ginny, idziesz z nami? – spytała Demelza.
Przez chwilę panowała cisza, a potem usłyszał kroki kilku ludzi i drzwi zaczęły się otwierać.
- Nasza pani kapitan ma raczej inne plany – powiedziała Jill, wychodząc, a gdy dostrzegła stojącego w pobliżu Harry’ego, dodała – a nie mówiłam! – zaśmiała się. – Cześć Harry.
- Cześć Jill – mruknął, obserwując całą drużynę wychodzącą za nią. – Nie jestem tu tylko po Ginny. Mam was bezpiecznie zaprowadzić do zamku. Całą drużynę.
Dostrzegł, że nie byli tym zachwyceni. Towarzystwo aurora, nawet jeśli to był ich dawny kolega, nie nastrajało do radości.
Ginny wyszła ostatnia. Serce biło jej szybko, gdy słyszała rozmowę. Ukochany głos Harry’ego był jak balsam na skołatane serce. Choć na razie nie może rzucić mu się na szyję, pocałować, to jego obecność sprawiała ulgę.
Szli powoli przez opustoszałe błonia. Zmarznięta trawa trzeszczała pod ich stopami. Sześcioro Gryfonów przyspieszyło i wkrótce odłączyli się od nich, pozostawiając ich w tyle. Harry objął Ginny w pasie, trzymając dłoń na jej brzuchu, dzięki czemu Ginny mogła wtulić się niezauważalnie dla innych w jego ramiona.
- Nie mogę w to uwierzyć... – szeptała z głową schowaną w jego szatach. – Nie mogę uwierzyć...
- W co? – spytał cicho, nie spuszczając wzroku z grupki idącej przed nimi. Pocałował ją w czubek głowy.
- Że tu jesteś.
- Tak. Ja też nie mogłem w to uwierzyć, że wracam do Hogwartu, że zobaczę tu ciebie... I na dodatek zobaczę cię w tym meczu.
- Na długo zostaniesz? – W tym pytaniu była zawarta najgłębsza tęsknota jej serca.
Podniosła głowę i spojrzała na jego twarz. Patrzył prosto przed siebie, jakby zastanawiał się, co jej odpowiedzieć.
- Szczerze mówiąc, nie wiem – odparł cicho. Opuścił głowę i ich spojrzenia się spotkały. – Prawdopodobnie dopóki Robards nas stąd nie odwoła. Ale czy to jest ważne w tej chwili? – spytał, przyciskając ją mocniej do siebie. – A może chcesz się mnie już pozbyć?
Wchodzili właśnie przez drzwi do sali wejściowej. Harry zdjął rękę z jej biodra i puścił ją przodem. Spojrzała na niego z niemym wyrzutem, ale, gdy dostrzegła uśmiech na jego twarzy, zrozumiała, że on tylko się z nią droczy. Pokręciła głową z dezaprobatą i skierowała się na schody prowadzące na górne piętra. Reszta drogi do portretu Grubej Damy upłynęła im w ciszy, nie licząc mnóstwa powitań byłego nauczyciela przez spotkanych na korytarzach uczniów.
- Wejdziesz? – spytała, gdy stanęli przed portretem.
Oczywiście, że chciałby tam wejść. Wiele razy miał ten pokój przed oczami, gdy wspominał dawne czasy. Cudowny okrągły salon z bordowymi sofami i fotelami stojącymi przy kominku... Z dwoma klatkami schodowymi prowadzącymi do dormitoriów...
- Nie mogę – odparł ze smutkiem. – Nie jestem już nauczycielem, ani uczniem. Ale ty idź. To twój dzień. Powinnaś świętować wygraną z przyjaciółmi.
- A jeśli ja chcę świętować z tobą? – spytała gniewnie.
Chwycił jej rękę i przyciągnął ją do siebie.
- Później to zrobimy.
Ujął jej twarz w swoje dłonie i spojrzeli sobie w oczy. Ginny dostrzegła w jego oczach wesołe  iskierki, które widziała już tyle razy, kiedy byli razem... Przymknęła powieki, gdy przybliżył jej usta do swoich, a potem pocałował ją delikatnie. Rozchyliła wargi i pocałunek zmienił się natychmiast w długi i namiętny. Straciła poczucie czasu i miejsca. Zapomniała gdzie jest, liczyło się tylko to, że Harry trzyma ją w swoich ramionach.
Nagle bardzo delikatnie ją odepchnął.
- Idź już. Później się spotkamy – szepnął.
Spojrzała na niego zaskoczona. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. W jednej chwili jest taki czuły, a zaraz potem odpycha ją od siebie. Jednak w tej samej chwili zza rogu wyszła grupa roześmianych Gryfonów. Zrozumiała. Był czujny i ostrożny.
Obrócił ją tyłem do ściany, nadal trzymając ją za rękę i obejmując ją. Stali obok siebie, tak blisko muru, jakby chcieli wtopić się w tło i zniknąć. Harry żałował jednego: że nie mieli przy sobie peleryny-niewidki.
- Czy chciałabyś spędzić ze mną to popołudnie w Pokoju Życzeń? – zaproponował Ginny półgębkiem, obserwując przechodzących uczniów.
- Pokój Życzeń? Oczywiście, że tak – odparła. – Czemu pytasz? – Przecież wiesz, że z tobą chciałabym spędzić wszystkie popołudnia i nie tylko popołudnia..., dokończyła w myślach.
- Pamiętasz, co ci pisałem ostatnio?
Kiwnęła głową. Oczywiście, że pamiętała, każde zdanie, a to w szczególności: „Kiedy się spotkamy już Cię nie wypuszczę, obiecuję.”
Jednak był z nim jeszcze ten drugi auror. Ta myśl pozwoliła powrócić jej do rzeczywistości. Był w pracy i chyba nie powinien robić nic innego niż to, po co tu przybył.
- A ten człowiek z tobą? Nie będzie cię szukał?
- Tim? – spytał, a gdy kiwnęła głową potakująco, powiedział: – raczej nie. Po meczu ustaliliśmy nasze zadania na dzisiaj i mamy spotkać się dopiero wieczorem, żeby przesłać raport do Robardsa o bezpieczeństwie Hogwartu.
- To idziemy teraz? – spytała z ogromną nadzieją. Skoro miał jej już nie wypuszczać, to czemu nie mogą iść tam od razu?
- Nie, nie teraz. Po obiedzie. Idź teraz do przyjaciół i świętuj z nimi wygraną – mruknął, krzywiąc się nieznacznie. Przez cały czas obserwował wejście do pokoju wspólnego. Gruba Dama zerkała na nich co chwila i czuł, że będzie miała ciekawy temat do przekazania Violet. Oczywiście jeśli nie wypapla tego także uczniom. – Ja przez ten czas obejdę zamek i potem się spotkamy, dobrze?
Kiwnęła nieznacznie głową i z wielką niechęcią odwróciła się od niego. Nie chciała świętować z innymi, tylko z nim. To on dodał jej skrzydeł w tym meczu, czuła jego myśli przez cały czas. Ale przecież on jest w pracy...
Powiedziała Grubej Damie hasło: „Jednorożec”, portret odsłonił wejście i czyjeś ręce wciągnęły ją do środka, nie pozwalając nawet rzucić ostatniego spojrzenia na mężczyznę jej życia.
Harry stał przez dłuższą chwilę, patrząc na portret Grubej Damy, która uśmiechała się tajemniczo do niego. Kiedy Ginny weszła, a raczej została wciągnięta siłą, do salonu Gryfonów, usłyszał krzyki: „Wiwat kapitan! Niech żyje Ginny Weasley!”
Był dumny. Dumny ze swojej żony, która godnie go zastępuje w roli kapitana. Uśmiechnął się ironicznie do Grubej Damy i odszedł. Za bardzo by go kusiło, aby tam zajrzeć, wejść i razem z nimi świętować. Miał rację. To był jej dzień, jej zwycięstwo.

Impreza w pokoju wspólnym rozkręciła się na dobre. Te same ręce, które wciągnęły Ginny do środka, teraz podrzucały ją do góry. Wokoło niej ustawili się prawie wszyscy mieszkańcy domu Gryffindora i gratulowali pierwszego zwycięstwa. Nie chciała tego. Nienawidziła być w centrum zainteresowania.
- Puśćcie mnie! – krzyknęła.
Postawili ją na ziemi, a ona uwolniła się od ich towarzystwa. Podeszła do kominka, zgarniając ze stolika butelkę kremowego piwa i usiadła w jednym z foteli. Zapatrzyła się w płonący ogień i zaczęła rozmyślać. Kiedyś te imprezy, które ciągnęły się nawet do późnej nocy, były nawet zabawne, ale teraz? Nie miała ochoty na śmiech. Co się z nią stało? Od kiedy stała się taka zgorzkniała i ciągle smutna? Czy to przez to, co przeżyła w zeszłym roku? Porwania, torturowanie i ciągły strach? A może naprawdę dorosła?
- Coś się stało? – spytała Jill, która podeszła do niej i usiadła na poręczy fotela. – Czemu nie świętujesz z nami? – A gdy nie usłyszała odpowiedzi nachyliła się do niej i szepnęła tajemniczo: - pokłóciłaś się z mężem?
- Cicho! – syknęła Ginny i spojrzała wściekła. – Nic się nie stało – odparła. Po chwili z powrotem  wpatrywała się w ogień. – Po prostu już mnie to nie bawi. I nie pokłóciłam się z Harrym. Wiesz, on nie jest tu dla przyjemności. Jest w pracy. Wraz z tym drugim aurorem sprawdza nasze bezpieczeństwo.
- Mówiłaś mu o jutrzejszym Hogsmeade?
- Nie. Zastanawiam się czy w ogóle tam iść. Mam zbyt dużo do zrobienia na przyszły tydzień.
- Co? Odbiło ci? Chcesz zmarnować taką szansę? A jeśli to jedyna możliwość? Przecież mogą nam już więcej nie pozwolić!
- Wiem – jęknęła. Podniosła głowę i spojrzała ponownie na Jill. – Ale możesz zrozumieć, że naprawdę nie mam na to ochoty?
Wstała i powoli ruszyła do dormitorium. Usłyszała za plecami cichy głos:
- Zmieniłaś się. A może się czegoś boisz?
Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła się.
- Możliwe, że tak. Zmieniłam się i po tym wszystkim, co już było, boję się. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Pragnę tylko spokoju dla siebie i Harry’ego. A teraz wybacz. Umówiłam się z nim po obiedzie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła.

Harry szedł powoli przez zamek. Znajome korytarze, schody, tajne przejścia i wyjścia ze szkoły. Jego pierwszy prawdziwy dom. Tu znalazł szczęście, przyjaźń i w końcu miłość. Ile razy chodził tędy w przeszłości? Ile razy łamał szkolne zasady, włócząc się nocą po zamku? Uśmiechnął się na te wspomnienia. Te czasy już nie wrócą.
Wyciągnął Mapę Huncwotów i omiótł spojrzeniem wszystkie tajne wyjścia. To na nich miał najbardziej się skupić. W samym zamku było ich sześć. Cztery, których nigdy nie używał, bo nie chciał być przyłapany przez Filcha, jeden korytarz zawalony i jeden, z którego korzystał najczęściej... prowadzący do piwnicy Miodowego Królestwa.
Przyjrzał się uważniej mapie i tajnym przejściom. Śmierciożercy raczej nie znali tych przejść prowadzących do Hogsmeade, bo wykorzystaliby je kilka miesięcy temu. Te są bezpieczne... Na razie. A tajemny korytarz od podziemnego jeziora, którym pierwszoroczni są prowadzeni przez Hagrida na początku roku? Nie jest przecież chroniony. Jednak tamci musieliby mieć dostęp do łódek, a te są na przystani pod zamkiem.
Po dwóch godzinach takich rozmyślań i obejściu prawie całego zamku przyznał, że sprawdzenie tego wszystkiego nie jest wykonalne dla jednej osoby. I wtedy przypomniał sobie, że śmierciożercy wykorzystali już jedno przejście. W Pokoju Życzeń przed śmiercią Dumbledore’a. Puścił się biegiem. Musi to sprawdzić zanim spotka się z Ginny. Ta myśl przywołała mu jej twarz. Dawno nie widział jej uśmiechniętej. Pragnął zobaczyć jej promienny uśmiech, w którym zakochał się już dawno temu.
Siódme piętro było puste. Podszedł do ściany, za którą czekał Pokój Życzeń. Trzykrotnie przeszedł wzdłuż niej, wypowiadając w myślach życzenie: Szukam miejsca, w którym wszystko jest ukryte.  
Drzwi pojawiły się znikąd, otworzył je i wszedł do środka, zatrzaskując je natychmiast za sobą. Był w tej samej wielkiej sali, w której  kilka lat temu ukrył swój stary podręcznik do eliksirów. Ogromna sala wielkości katedry przypominająca miasto z wąskimi uliczkami, przy których, zamiast domów, piętrzyły się stosy przedmiotów ukrytych tu przez całe pokolenia uczniów. Ruszył powoli jedną z takich alejek, przy wypchanym trollu skręcił w prawo i na końcu, po lewej stronie dostrzegł Znikającą Szafę. Stała zapomniana przez wszystkich, jak wiele innych przedmiotów, z otwartymi drzwiczkami, sprawiając wrażenie zepsutej. Wokół niej walały się stosy rupieci, starych ksiąg poplamionych jakimiś dziwnymi substancjami, butelki wypełnione zakrzepłymi eliksirami. Wyciągnął różdżkę. Był tylko jeden sposób, by pozbyć się tego przeklętego mebla. Odsunął się na bezpieczną odległość, wycelował różdżką i krzyknął:
- Confringo!
Poczuł jakąś mściwą satysfakcję, gdy szafa eksplodowała. Siła wybuchu roztrzaskała ją na drobne kawałki, a jej odłamki posypały się na porozrzucane wokół przedmioty. Niektóre zajęły się ogniem i natychmiast się spaliły.
Przez chwilę stał i patrzył, jak ogień dogasa. Machnął różdżką ponownie, mruknął „evanesco” i sczerniałe szczątki znikły. Odetchnął. Może śmierciożercy nie wykorzystaliby tego przejścia po raz drugi, ale teraz był pewny, że nie zostanie już przez nikogo użyte.
Gdy wyszedł na korytarz, widok zasłoniła mu burza rudych włosów. To Ginny rzuciła mu się na szyję.
- Wiedziałam, że tu będziesz! – krzyknęła. – Możemy tam wejść?
- Za chwilę – odparł.
Chwycił ją za rękę. Razem z nią przeszedł ponownie przed pustą ścianą, wypowiadając życzenie. Potrzebne nam jest miejsce, gdzie moglibyśmy być sami.
Za trzecim podejściem w ścianie pojawiły się drzwi. Harry otworzył je, weszli do środka i drzwi zatrzasnęły się za nimi.
Przez chwilę nie mogli się ruszyć, wstrzymując oddech. Stali na skraju lasu. Przed nimi roztaczała się wielka polana. Przez korony drzew sączyło się delikatne słońce.
- Czemu las? – spytała Ginny, gdy odzyskała zdolność mówienia. – Przecież mogliśmy iść nad jezioro. Byłoby tak samo.
- Tu nikt nas nie znajdzie. Zresztą Tim sprawdza Zakazany Las i błonia i lepiej, żebyśmy się na niego nie natknęli. A ja chciałbym wreszcie zobaczyć uśmiech na twojej twarzy. I zamierzam ci w tym pomóc.
Zaczął ją łaskotać po bokach. Z początku delikatnie, a gdy zaczęła się wić pod jego dotykiem, próbując uciec, nasilił pieszczotę. Pełen radości śmiech i krzyki Ginny wypełniły polanę.
- Harry... proszę... nie łaskocz!
Chwyciła go za przód szaty i nadal próbując się wyswobodzić spod jego dotyku, upadła na trawę, ciągnąc go za sobą.
- Ani mi się śni – powiedział, uśmiechając się tajemniczo, nadal ją łaskocząc.
- Harry! Zlituj się... nade... mną... błagam!
- A będziesz się już zawsze tak śmiać? – Na chwilę przerwał łaskotanie, spoglądając na nią.
To był jego błąd.
Ginny w tej samej chwili objęła go nogami w pasie i z całych sił przewróciła go na bok. Przeturlali się, a Ginny usiadła na nim w geście triumfu. Nachyliła się nad nim, kładąc ręce na trawie, tuż obok głowy Harry'ego.
- No i co teraz zrobisz? – zapytała, uśmiechając się.
Harry oparł się łokciami o ziemię, nie mogąc podnieść się wyżej. Na jego twarzy widoczne było zdziwienie, a potem psotny uśmiech.
- To!
W mgnieniu oka chwycił za jej nadgarstki i popchnął ją do tyłu. Upadła na plecy, a Harry usiadł na niej okrakiem, przytrzymując jej ręce tuż nad jej głową. Tym razem to on pochylił się nad Ginny, która przymknęła oczy i pocałował ją... w policzek.
- Hej! – krzyknęła oburzona. – Co to miało być?
- Pocałunek na poprawę humoru.
Puścił jej nadgarstki i podniósł się z trawy, wyciągając rękę, by pomóc jej się podnieść.
- Wcale mi go nie poprawiłeś – mruknęła, poprawiając włosy, w których znalazło się trochę zeschłych gałązek. – Miałam nadzieję na zupełnie coś innego.
Skrzyżowała ręce na piersi, sprawiając wrażenie, jakby była obrażona. Naprawdę nie na to liczyła. Uciekała jednak wzrokiem, żeby nie zobaczył, jak jej oczy się śmieją.
Harry usiadł pod jednym z drzew i obserwował, jak Ginny krąży dookoła polany. Wiedział, że nie o to jej chodziło, ale tak chciał zobaczyć jej wspaniały, promienny uśmiech. I przecież przed chwilą się śmiała!
- Czy możesz mi powiedzieć, co ja takiego zrobiłem, że jesteś zła? – spytał.
Ginny spojrzała na niego i prychnęła. Jednak cały ten efekt popsuło parsknięcie, którego nie udało jej się stłumić. Ona zła? Może zawiedziona, ale nie zła. Po za tym to on zachowywał się, jak dzieciak.
Przez chwilę patrzyli się na siebie, milcząc. Oboje pragnęli być blisko siebie, wspólnie cieszyć się tymi chwilami szczęścia.
- Podejdź do mnie... – usłyszała głos Harry’ego.
Zrobiła to z lekkim wahaniem i usiadła obok niego. Jednak Harry przyciągnął ją do siebie i przesunął tak, że usiadła pomiędzy jego nogami, tyłem do niego. Mocne ramiona otoczyły ją, przytulając do piersi. Ciepły oddech lekko drażnił jej ucho.
- Przepraszam...
Ledwo go usłyszała, ale natychmiast poderwała się i odwróciła się do niego przodem, siadając na stopach. Chciała się upewnić, czy on naprawdę to powiedział.
On jednak już się nie odezwał. Wędrował tylko dłonią w górę po jej ramieniu, nie spuszczając wzroku z własnych palców. Jego dotyk zdawał się przenikać ją całą i nie potrafiła ukryć drżenia głosu.
- H-harry...
Objął ją i delikatnie popchnął na trawę. Jego usta były tak blisko...
Dawno tak się nie czuła. Jej serce waliło tak mocno, że zastanawiała się, czemu jeszcze nie wyskoczyło, a żołądek wywijał jakieś przedziwne akrobacje.
Uśmiechnął się, a jego druga ręka powoli przesunęła się od jej szyi aż do biodra, muskając po drodze pierś. Drażnił się z nią.
Jego oddech łaskotał jej ucho. Całe ciało Ginny przebiegł mimowolny dreszcz, a oczy zamknęły się niemal automatycznie. Chciała więcej. Dużo więcej.
Nagle przycisnął ją całym ciałem do ziemi, opierając swój ciężar jedynie na przedramionach, ułożonych po obu stronach jej głowy. Kolano wcisnęło się między nogi Ginny, a usta niemal dotykały jej ucha. Przez kilka sekund słyszała tylko jego oddech, a potem cichy głos, niby brzęczenie jakiegoś owada:
- Drżysz.
Oczywiście, że drżała. Całe jej ciało przebiegały dreszcze, dreszcze pożądania i oczekiwania.
I wreszcie jego wargi dotknęły jej skóry. Delikatne muśnięcie poniżej ucha. I coraz bliżej jej ust.
Nie mogła powstrzymać westchnienia. Tak za tym tęskniła.
Wpił się w jej wargi z pasją, jakiej nie doświadczyła nigdy przedtem. Czuła impulsy przenikające przez jego usta do jej ust, a później do całego ciała. Nieświadomie zgięła jedną nogę w kolanie, a Harry wykorzystał tę zmianę pozycji i ułożył się wygodniej, wciąż ją całując. Jemu też tego brakowało.
Jego język delikatnie rozchylił jej wargi, napotkał jej język... Z gardła Ginny wyrwał się jęk, stłumiony przez pocałunek. Objęła dłońmi ramiona Harry’ego, chcąc być jeszcze bliżej.
Kolejny pocałunek był szorstki, natarczywy, dominujący. Znów jęknęła i przesunęła kolano jeszcze wyżej, tak, że udo zetknęło się z jego biodrem. Podniósł się na jednym ręku, a drugą wsunął pod plecy Ginny, przyciągając ją do siebie. Znów ją pocałował, namiętnie, intensywnie. Rozpiął bluzkę i opuszkami palców delikatnie masował jej brzuch.
Pochylił się i pocałował w zgięcie jej szyi. Jego wargi, język, nawet zęby pieściły każdy fragment jej skóry od szyi, aż po brzeg stanika. Jego ręka przesunęła się z brzucha na biodro i wędrowała  po udzie w dół i w górę, by po chwili znowu znaleźć się na biodrze.
Wpił się w jej usta jeszcze raz i wymruczał niskim głosem, który otulił ją jak pieszczota:
- Kocham cię.
Przestała myśleć. Właśnie o to jej chodziło.

6 komentarzy:

  1. A Dumbledore przewraca się w grobie... XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I myśli sobie:
      "Ech ta dzisiejsza młodzież..."

      Usuń
    2. Komentarz wygrał Internet ��

      Usuń
  2. Jeszcze więcej zboczeństwa proszę ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Dumbledor se myśli pomyśl on nie żyje

    OdpowiedzUsuń