sobota, 16 czerwca 2012

64. Wyprawa w nieznane



Pojawili się pod lasem. Wokół nich panowała cisza prawie namacalna. Harry szedł ostrożnie, cały czas rozglądając się na boki. W ręku trzymał różdżkę. Ginny ścisnęła go za ramię.
- Gdzie jesteśmy? – spytała drżącym głosem.
- Blisko domu w Dolinie Godryka.
- Czy to rozsądne?
Nie odpowiedział. Okrążyli dom dookoła i stanęli w oddaleniu od głównej bramy. Za budynkiem zamajaczył grób rodziców Harry’ego.
- Musimy się przebrać. A tam są nasze rzeczy – powiedział, obserwując okolicę i wskazując na dom.
- Myślisz, że nikogo tu nie ma?
- Na to wygląda, ale zawsze mogli zostawić kogoś na czatach.
Podeszli powoli pod furtkę i weszli na teren ogrodu. Na ganku, tuż przy drzwiach, Harry wyciągnął rękę w bok, powstrzymując Ginny. Jeśli komuś ma się coś stać, to tylko jemu.
- Zaczekaj tutaj – szepnął.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał ostrożnie do środka. Nerwy miał napięte, różdżka drżała mu w dłoni, gdy robił krok w głąb przedpokoju, obawiając się ataku. Nic się jednak nie wydarzyło. Przypomniał sobie, co mówił mu Mike; dla pewności trzeba rzucić zaklęcie ujawniające ludzką obecność. Uniósł różdżkę wyżej i mruknął:
- Homenum revelio.
W domu nadal panowała cisza, a to znaczyło, że nikogo tu nie ma. Wyszedł na zewnątrz. Ginny krążyła zdenerwowana w tę i z powrotem po ganku. Podszedł do niej od tyłu i objął ją.
- Jesteśmy sami – szepnął jej do ucha.
- A co z tymi, którzy zostali w Norze? Harry, tam była cała moja rodzina! – krzyknęła, odwracając się do niego.
- Wiem. Ale gdybyśmy tam wrócili, mogłoby to się źle dla nich skończyć.
Weszli do środka. Harry zaryglował drzwi i zaprowadził Ginny do salonu.
- Chciałabym się przebrać – stwierdziła. – Gdzie są moje rzeczy?
- Na górze, w sypialni. Mam iść z tobą?
- Nie. Zaraz wrócę.
Wbiegła na górę tak szybko, jak pozwalała jej suknia. Pięć minut później była z powrotem, już przebrana. Bała się zostawać sama. Harry stał przy kominku i patrzył na jedno ze zdjęć swoich rodziców. Sprawiał wrażenie, jakby nie zauważył jej powrotu.
- Wiadomo już coś? – spytała, siadając na kanapie. – Harry?
- Jeszcze nic – odparł cicho. – Zaczekasz jeszcze chwilę sama? Ja też pójdę się przebrać.
- Dobrze. Tylko wracaj szybko.
Gdy wrócił, Ginny nie było w salonie, jednak z kuchni usłyszał jakiś łoskot. Co się dzieje? Wyciągnął różdżkę i podbiegł do drzwi. Zatrzymał się w progu. Ginny krzątała się po pomieszczeniu, wyciągając z szafek różne naczynia, które odkładała od razu z powrotem na to samo miejsce. Wszystkie te czynności wykonywała automatycznie, jakby nie wiedziała, co dokładnie robi.
- Co robisz? – spytał.
- Na pewno jesteś głodny – odparła, nie odwracając się do niego. Jej głos się trząsł. – Chciałam zrobić coś do jedzenia.
Jeden z talerzy wysunął się z jej dłoni i upadł na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki.
- Przepraszam – jęknęła.
Podszedł do niej bliżej, machnął różdżką i mrucząc „reparo” sprawił, że talerz złączył się w jedną całość, układając się na stosie talerzy w jej dłoniach. Harry wyjął je z jej rąk i postawił na szafce. Objął ją i szepnął:
- Nie chcę jeść. Nie jestem głodny i ty na pewno też nie. Wróćmy do salonu.
- W porządku.
Powoli, wtuleni w siebie, przeszli do drugiego pomieszczenia. Ginny usiadła skulona na kanapie i objęła poduszkę. Harry na chwilę podszedł do okna i lekko je uchylił, wpuszczając trochę świeżego powietrza. Potem wrócił do niej.
- Nie wytrzymam tej ciszy – wyszeptała łamiącym się głosem. – Nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, gdy nie wiem, co się tam dzieje. I dlaczego zrobili to Colinowi?
- Pewnie dlatego, że jest z mugolskiej rodziny – odparł.
Usiadł przy niej, przerzucił jej nogi przez swoje uda, tak że Ginny usiadła mu na kolanach. Wtuliła twarz w jego szyję. Czuł jak drży, więc objął ją. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Sam czuł pieczenie w żołądku i kilka kamieni na jego dnie.
Nagle przez otwarte okno wpadło jasne światło, ustawiło się przed nimi, gdzie zmieniło się w srebrzystą łasiczkę, patronusa pana Weasleya, która przemówiła głosem Artura:
- Rodzina cała, Colin nie żyje. Pod żadnym pozorem nie wracajcie i nie odpowiadajcie.
Po czym się rozpłynęła. Ginny wydała dźwięk, jakby krzyk połączony jednocześnie z westchnieniem ulgi i jękiem. Harry przytulił ją mocniej. Informacja o śmierci Colina sprawiła, że poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu kopniaka w żołądek. Jednak doznał jednocześnie ulgi, że wszystkim pozostałym nic się nie stało. Przecież teraz to także jego rodzina.
- Nic im nie jest – szepnął.
- Ale Colin nie żyje...
- Pewnie dlatego, że nas ostrzegł. Musimy być ostrożni. Jutro stąd odejdziemy.
Ginny kiwnęła głową. Otarła oczy. Ból po stracie Colina nie dawał jej spokoju. Kto jeszcze zginie?
- Chciałabym się położyć. Zostaniesz ze mną?
- Oczywiście.
Pomógł jej wstać i powoli ruszyli w kierunku schodów. Harry musiał ją podtrzymać pod ramię, bo gdy zrobiła kilka kroków zachwiała się lekko.
- Wszystko w porządku? – spytał.
- Wiesz, że nie. To z nerwów.
Nachylił się i wziął ją na ręce.
- Harry, nie! Sama wejdę na górę.
- Już dawno powinienem był to zrobić. Miałem przenieść cię przez próg domu, ale teraz próg naszej sypialni musi wystarczyć – powiedział, wchodząc na schody.
Ginny wtuliła się w niego, zarzucając mu ręce na szyję.
- Dziękuję – szepnęła.
Wszedł do sypialni i położył ją na łóżku, tyłem do drzwi. Ginny podkurczyła nogi, zwijając się prawie w kulkę. Harry przykrył ją kocem.
Nie wiedział co ze sobą zrobić. Podszedł do okna. Uchylił lekko firankę, wyglądając na zewnątrz, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście nikogo tam nie ma. Gdy się upewnił, że za oknem jest spokojnie, przeszedł na drugą stronę sypialni i wszedł do łazienki. Oparł się o umywalkę, zamykając oczy. Miał wszystkiego dość. Tego lęku, niepewności co dalej... Niczego tak bardzo nie pragnął, jak wreszcie mieć spokój... Tylko kiedy on wreszcie nastąpi?... W końcu odkręcił kurek z wodą i obmył twarz. Nie chciał, żeby Ginny dostrzegła coś w jego oczach.
Gdy wszedł z powrotem do sypialni spojrzał na skuloną Ginny. Nie poruszała się, tylko koc delikatnie podnosił się i opadał pod wpływem jej miarowego oddechu. „Pewnie zasnęła”, pomyślał i ruszył do wyjścia.
Ginny słyszała jak Harry kręci się po pokoju, jednak się nie odezwała. Nawet płakać już nie umiała. Gdy zamykała oczy, widziała martwego Colina, choć wtedy, gdy uciekali z Nory on jeszcze żył. „Czy zginął z wyczerpania, czy to śmierciożercy dokończyli na oczach wszystkich swoją zabawę?”, pomyślała, krzywiąc się przy ostatniej myśli. Zamknęła oczy. Była pewna, że jednak to drugie. Harry ma rację. To dlatego, że ich ostrzegł i zdążyli uciec. Wiedziała, że nie zniesie dłużej tej pustki. Czuła się samotna. Miała Harry’ego wreszcie tylko dla siebie, ale jednak... rodzina to rodzina.
Usłyszała, że Harry wyszedł z łazienki i chce opuścić sypialnię.
- Harry, zostań ze mną, proszę – mruknęła, odwracając się do niego i wyciągając rękę w jego stronę.
Stał już w drzwiach prowadzących do drugiego pokoju. Cofnął się, podszedł bliżej i chwycił jej wyciągniętą dłoń. Usiadł na brzegu łóżka.
- Myślałem, że śpisz – szepnął.
- Nie mogę zasnąć. Cały czas myślę o tym, co się wydarzyło.
Harry położył się za nią, objął ją i położył rękę na jej dłoniach, ściskając je mocno.
- Chciałbym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafię.
- Wiem. Tak chciałam żebyśmy byli wreszcie sami, tylko we dwoje. I w końcu jesteśmy, a ja nie potrafię się z tego cieszyć...
Długo leżeli w ciszy. Oboje wiedzieli, że przed nimi jeszcze będą trudne dni.
Harry nie spał całą noc. Czuwał i pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy siedział przy niej na łóżku, słyszał jej przerywany oddech i pociąganie nosem. Spała bardzo niespokojnie.
Obudził ją wczesnym rankiem. Wiedzieli co ich teraz czeka. Mieli zniknąć. Ale chcieli się jeszcze nacieszyć tym domem, spokojem... Spokojem? Ginny widziała, jak Harry pod stołem zaciska rękę na różdżce i co chwila wygląda przez okno. Przecież w każdej chwili mogą tu wpaść śmierciożercy.
Śniadanie zjedli w pośpiechu, prawie bez słowa. Plecak Harry’ego, spakowany po brzegi, spoczywał zmniejszony w jego kieszeni. Mieli tylko wyjść na zewnątrz, poza zasięg zaklęć ochronnych, żeby się deportować.
Przechodząc przez ogród spojrzeli ostatni raz na dom. Minie dużo czasu, zanim zobaczą go następnym razem. Ginny chwyciła Harry’ego za rękę, splatając palce. Już czas. Poczuła, że wraz z nim obraca się w miejscu, naparła na nich ciemność i wszystko znikło. Parę sekund później wyczuła, że ziemia, na której stoi jest miękka i zupełnie inna od drogi przed domem. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Byli w lesie, ale zupełnie innym od tego w Dolinie Godryka. Tam czuć było magię, bardzo podobną do tej, która panowała w Zakazanym Lesie w Hogwarcie, a tutaj... w tym mugolskim lesie trudno było coś wyczuć.  Jedynie słoną, morską wodę unoszącą się w powietrzu. Ścieżka, po której szli, była pełna piachu, połamanych gałązek i szyszek z pobliskich drzew, bo wokoło rosło mnóstwo świerków i sosen. Gdzieś daleko dzięcioł zastukał w korę drzewa.
Kilka minut później dotarli do pustej plaży. Fale morza leniwie podchodziły do brzegu. Harry puścił jej rękę, wyjął plecak, natychmiast go powiększając, i zaczął zataczać wokół Ginny wielkie koło. Pod nosem mruczał jakieś zaklęcia, sprawiając, że powietrze wokół nich zafalowało. 
- W plecaku jest namiot, możesz go wyjąć? – spytał Harry, nie przerywając rzucać zaklęć ochronnych.
- Gdzie jesteśmy? – spytała, podchodząc do leżącego plecaka i wyciągając z niego zwinięte płótno i sznurki.
- Nad morzem. – Zatrzymał się przy niej i wskazał na skałę wystającą z morza, po lewej stronie. – Tam, osiem lat temu, Hagrid powiedział mi, że jestem czarodziejem. Erecto! – krzyknął, celując różdżką w płótno w rękach Ginny i przed nimi rozstawił się dwuosobowy namiot.
Weszli do środka. Wnętrze było przytulne. Mały pokoik z kuchnią i łazienką. Pokoik był połączeniem sypialni z salonem. W rogu, tuż przy kuchni, ustawione były dwa fotele przy małym stoliku, a z prawej strony stało dwuosobowe łóżko. Ginny usiadła w fotelu, podkurczając pod siebie nogi i spojrzała na Harry’ego, który stał w progu i patrzył na morze i wystającą z niego skałę.
- Dlaczego tutaj? Przecież nigdy nie chciałeś wracać do tamtych czasów.
- Tu poznałem swoje prawdziwe życie... Na tamtej skale Hagrid opowiedział mi moją przeszłość i wskazał drogę ku przyszłości, dając mi list z Hogwartu – powiedział. – Dużo się tu zmieniło – dodał, odwracając się i podchodząc do niej.
- Ale nie powiedziałeś, dlaczego?
- Nikt nie zna tego miejsca. Tak naprawdę sam nie wiem, gdzie jesteśmy. Pomyślałem o tej plaży i skale i tak znaleźliśmy się tutaj.
Z plecaka wyciągnął stary fałszoskop i postawił go na stoliku.
- Dzięki niemu będziemy wiedzieć, że ktoś nadchodzi i grozi nam niebezpieczeństwo. A ja stanę teraz na warcie.
- Harry, nie – zaprotestowała, wstając. – Ja to zrobię. A ty powinieneś się położyć. Na pewno jesteś zmęczony. Wiem, że nie spałeś całą noc.
- Ale... – Urwał, gdy spojrzał na nią.
- Czy ja już kiedyś nie mówiłam ci, że nie chcę słyszeć żadnego „ale”? – spytała, wyciągając różdżkę. – Nie jestem małą dziewczynką i nie musisz wszystkiego za mnie robić. – Przysunęła się do niego bliżej i objęła go w pasie. Uśmiechnęła się lekko, patrząc mu w oczy. – Zapomniałeś, że ostatnio w Hogwarcie miałam wspaniałego nauczyciela obrony przed czarną magią?
- Nie – odparł i też się uśmiechnął. – Ale wiesz, że...
- Co ja przed chwilą powiedziałam? – przerwała mu ostrym tonem, odsuwając się na chwilę od niego. Końcem różdżki zaczęła uderzać się po ręku, a minę miała zaciętą. – Jeszcze jedno „ale” i rzucę na ciebie jakieś zaklęcie. A nie chcę używać na tobie upiorogacków, jasne?
- Jasne. – Harry czuł, że nie ma sensu się upierać. Był za bardzo zmęczony, nie spał przecież od ponad dwudziestu czterech godzin. – W porządku – dodał, całując ją w czoło.
Podeszli do łóżka. Położył się na nim i nim zdążył jeszcze zdjąć okulary, zobaczył jak Ginny przykrywa go szczelnie kocem. Chwilę później już spał.
Ginny patrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła się i wyszła na zewnątrz.
Otuliła ją lekka, orzeźwiająca bryza znad oceanu. Usiadła na piasku i słuchając szumu fal wpatrywała się w odległą wyspę skalną.
Ponad dwanaście godzin temu szykowała się do własnego ślubu. Mama płakała, obejmując ją, tata prowadził ją do ołtarza, a ona zmierzała ku szczęściu. Teraz miała wrażenie, że widziała ich wiele lat temu, a ona i Harry są gdzieś daleko, w zupełnie innym świecie. Niepokojące, bezładne myśli wdzierały się jej do głowy. Co dzieje się w domu? Co będzie dalej? Jak długo tu pozostaną? Czy będzie mogła wrócić do Hogwartu? Spotkać się z przyjaciółmi?
Przyjaciele... Coraz mniej ich pozostawało. Ponad rok temu zginął Neville... Szalonooki Moody... teraz Colin... Ilu jeszcze stracą? 
Kolejna fala wdarła się w głąb plaży. Wiatr owiał Ginny, przyprawiając o dreszcze. Zrobiło się zimno. Nawet nie wiedziała jak długo tu siedziała. Była głodna. Wstała i otrzepała się z piasku. Zajrzała do namiotu. W plecaku znalazła zapakowane przez Harry’ego sucharki i jakieś jedzenie w puszkach. Wyjęła je i zaniosła do kuchni. Zrobiła sobie herbaty. Gorący napój wypalił w niej ten niepokój, który czuła od ucieczki z Nory poprzedniego dnia.
Spojrzała na leżącego na łóżku chłopaka, przygryzając jeden z sucharków. Nie miała odwagi go obudzić. Zresztą jest spokojnie, więc czemu nie mógłby odpocząć?
Harry obrócił się na drugi bok i nadal spał. Musiał być bardzo zmęczony. Uśmiechnęła się. Wreszcie miała okazję czuwać nad jego spokojnym snem, tak jak zawsze on to robił w jej przypadku.
Podeszła do niego. Poprawiła leżący na nim koc, delikatnie przeczesała mu włosy palcami i ponownie wyszła na zewnątrz.
Słońce powoli zachodziło, niknąc w oddali w morzu. Od strony lasu niebo ciemniało i zaczęły pojawiać się na nim gwiazdy. Usiadła w wejściu i obserwowała nadchodzącą noc. Gwiazdy były tak blisko. Wystarczyło tylko machnąć różdżką, a wszystkie powpadałyby w nadstawione ręce. Jedna z gwiazd zamrugała gwałtownie i zaczęła spadać szerokim łukiem, ginąc za widnokręgiem.
„Oby nasze szczęście trwało dłużej” – pomyślała.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją pocałunek w szyję. Harry klęczał za nią; uniósł jej włosy znad szyi i całował. Jego delikatne, wilgotne usta wędrowały powoli po jej karku. Taki ledwie wyczuwalny dotyk... Oddech omiatający ramiona i szyję. Chciała, żeby nie przestawał, żeby to trwało jak najdłużej.
- Czy my naprawdę jesteśmy małżeństwem? – spytała cicho, odwracając głowę, wymuszając spotkanie ust.
- Tak, pani Potter – mruknął i uśmiechnął się.
Wyszedł z namiotu i usiadł obok niej. Objął ją ramieniem i wtulił twarz w jej włosy.
- Tak mi z tobą dobrze – mruknęła. – Jestem taka szczęśliwa.
- Kiedyś powiedziałaś, że chciałabyś spędzić noc pod gwiazdami. Może to dobry moment?
- Chyba tak... – szepnęła rozmarzona, jednak od razu to rozmarzenie na jej twarzy ustąpiło, gdy spytała, zmieniając temat: – czemu ten świat jest dla nas taki okrutny?
- Nie wiem – odparł i westchnął, spoglądając na bujające się na falach mewy. – Czasami mam wrażenie, że śmierciożercy zapomnieli, co to znaczy miłość i szczęście i próbują na nas wymusić, żebyśmy też o tym zapomnieli.
- To jest niemożliwe. Jestem za bardzo szczęśliwa i tak bardzo cię kocham, że nie potrafiłabym zapomnieć tych cudownych uczuć, które we mnie wyzwoliłeś tyle lat temu.
Przytulił ją. Ponownie zanurzył usta w jej włosach. Tak cudownie pachniały kwiatami. Jak zawsze.
- Po tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie dwa lata, wydaje mi się, że za każdym razem dostawałem nowe życie i ty byłaś w nim od samego początku.
Przyciągnął jej lewą dłoń do swoich ust. Pocałował ją w serdeczny palec, na którym miała obrączkę, a potem zaczął ssać i całować każdy palec z osobna.
- I to się nigdy nie zmieni – powiedziała. – Niezależnie od tego, co się wydarzy będziemy razem, prawda?
Odpowiedzią był długi pocałunek, który złożył na jej ustach.
Nic więcej nie było jej potrzebne. Gwiazdy mrugały na niebie nad nimi, on trzymał ją mocno w swoich ramionach. Wiedziała, że nigdy nie przestanie go kochać, tak jak on nigdy nie przestanie kochać jej. Czyż tak nie może być wiecznie? Piękna miłość, spokój, gwiazdy, pusta plaża...
Jednak strach o przyszłość powracał, jak fale uderzające cicho o brzeg kilka metrów od nich i cofał się w głąb morza z każdym pocałunkiem po jej nadgarstku, ramieniu. Tak, jakby Harry chciał powiedzieć, że to może zaczekać do następnego dnia. W tym momencie zgadzała się z nim. Byli szczęśliwi w miłości. I to im wystarczało. Kochała całego jego. Jego dotyk, pocałunek, spojrzenie w jego oczy, jego głos. Świat mógł nie istnieć. Oby był on i ich miłość.
Ta noc była tylko dla nich.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. też tego nie rozumiem :/ i szkoda że nie było nocy poślubnej :p

      Usuń
    2. też nie rozumiem czemu Harry zasysał Ginny palce :/

      Usuń
    3. No właśnie...WTF? :/

      Usuń
  2. Można powiedzieć że to była taka noc poślubna. Sweet ♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń