piątek, 15 czerwca 2012

48. Koszmar, który się spełnił


Ginny zdała sobie sprawę, że może się poruszać na chwilę przed deportacją z błoni Hogwartu, ale była zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić. Bellatriks zdjęła z niej zaklęcie Porażenia Ciała, rzucając od razu kolejne, prawdopodobnie Cruciatus, bo ból był nie do zniesienia. Czuła jak stopami szoruje po ziemi, gdy Bellatriks ciągnęła ją za sobą. Opuściła głowę i ostatnie, co zobaczyła były drzewa Zakazanego Lasu, bo potem była już tylko ciemność.
Otworzyła oczy, gdy Bellatriks pociągnęła ją za włosy i pchnęła na podłogę. Nie pamiętała w jaki sposób się tu dostały. Czyżby od razu z błoni szkolnych trafiły tutaj, czy straciła wtedy świadomość? Teraz nie było to już takie ważne. Ból minął, ale i tak była pewna, że to tylko chwilowe. Ukradkiem rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. To był jakiś salon, a nad nią wisiał wielki, kryształowy żyrandol, który oświetlał pokój. Po przeciwnej stronie, przy bogato zdobionym kominku stały fotele, a w jednym z nich siedział wysoki mężczyzna z długimi białymi włosami. Jakby na potwierdzenie ogarniającej ją paniki, usłyszała głos Lucjusza Malfoya, który wstał i podszedł bliżej:
- A więc się udało. Czy Potter wie?
- Oczywiście. Głupiec. – Bellatriks parsknęła śmiechem. – Przyjdzie. Nie zostawi tej małej. Jestem tego pewna. Dałam mu czas do świtu.
- Wspaniale. Rozumiem, że zajmiesz się przez ten czas naszym gościem? – mruknął, podchodząc do drzwi.
- Wątpisz w to?
- Nie. Chcę tylko, żeby żyła, jak Potter się tu zjawi.
- Nie musisz mi mówić, co mam robić! Gdzie idziesz? – warknęła, gdy Malfoy otworzył drzwi.
- Jestem w swoim domu i mam prawo do poruszania się po nim, kiedy mi się zamarzy! Muszę wystawić straże przy bramie i poinstruować ich, co mają robić, gdy Potter się pojawi – powiedział i wyszedł.
Ginny słuchała tej wymiany zdań między nimi, zastanawiając się czy ma jakąś szansę ucieczki. Ostrożnie, żeby tego nie zauważyli przeszukała kieszenie w poszukiwaniu różdżki, ale jej nie znalazła. Próbowała się skupić, żeby przypomnieć sobie gdzie może być, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Chciała wstać, ale Bellatriks zauważyła to i opuszczoną różdżką poderwała ją z ziemi.
- Gdzie to się wybieramy? Crucio!
Wygięła się z bólu, a echo jej krzyku potoczyło się po pokoju. Gdy upadła na podłogę zobaczyła, że Bellatriks wyciąga wolną ręką z kieszeni drugą różdżkę, jej różdżkę.
- Szukasz tego? – spytała, przetaczając pomiędzy palcami jej jedyną broń, a Ginny kiwnęła głową. – Nie będzie ci potrzebna. Ja się nią zaopiekuję. – Zaśmiała się i schowała ją z powrotem do kieszeni.
Wiedziała, że teraz nie ma już żadnych szans na cokolwiek. Harry też. Śmierciożercy przy wejściu już się o to postarają. Jeśli wyjdą z tego cało, to będzie cud, a ona już nigdy nie zrobi czegoś tak głupiego – obiecywała sobie w duchu.
Nagle drzwi się otworzyły i wszedł jakiś śmierciożerca. Bellatriks spojrzała wściekła na niego.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Przysyła mnie Lucjusz - mruknął. – Stwierdził, że przyda ci się pomoc.
- Nie potrzebuję żadnej pomocy. A przynajmniej kontroli, bo chyba bardziej o to mu chodziło. Ale chętnie cię wykorzystam.
Przeszła przez salon, chwytając Ginny za włosy i pociągnęła ją za sobą. Przy kominku spojrzała na stojącego w progu mężczyznę.
- Zaprowadź ją teraz do piwnicy. Tam sobie zaczeka na Pottera. Ale przed świtem sprowadzisz ją z powrotem. 
Śmierciożerca przeszedł przez salon i podniósł brutalnie Ginny do góry. Nie była w stanie stać prosto, więc tamten chwycił ją za ramiona i wywlókł z salonu.  
Nie miała siły z nim walczyć, gdy prowadził ją długim ciemnym korytarzem. Szła z trudem, zataczając się i potykając. Chwilami traciła świadomość, była obolała po rzucanych przez Bellatriks zaklęciach. Potknęła się o jakiś wystający kamień i upadła na kolana, ale śmierciożerca był czujny i pociągnął ją za włosy, stawiając na nogi. Cicho jęknęła, ale mężczyzna szarpnął ją i powlókł dalej. Bardziej ciągnął ją niż prowadził, bo czuła jak jej stopy ocierają się o podłoże. Miała wrażenie, że korytarz i schody ciągną się w nieskończoność nim dotarli do masywnych drzwi, które otworzyły się po dotknięciu różdżką przez śmierciożercę. Popchnął ją do środka tak, że upadła na wilgotną podłogę. Zaśmiał się dziko i zatrzasnął drzwi. Ogarnęła ją całkowita ciemność. Na kolanach podczołgała się do najbliższej ściany i opierając się o nią podniosła się powoli, starając dostrzec w ciemnościach jakiś cień, światło, cokolwiek. Odwróciła się ostrożnie i oparła plecami o ścianę, zastanawiając się, co jeszcze ją czeka. „...przed świtem sprowadzisz ją z powrotem.” Te słowa wypowiedziane przed chwilą przez Bellatriks były zapowiedzią kolejnej serii tortur. Tak będzie czekać na Harry’ego.
- Harry... – szepnęła. – Czekam...
 Chwilę później osunęła się po ścianie na podłogę.
------ 
Harry szedł przez opustoszały zamek ze ściśniętym sercem, myśląc o Ginny. „Czy jeszcze żyje? Co jej zrobią, czekając na niego?” Tuż po wyjściu z gabinetu nałożył pelerynę-niewidkę i ruszył w kierunku marmurowych schodów. Wolał nie spotkać nikogo z Zakonu i Gwardii, bo zaczęłyby się niewygodne pytania. Specjalnie nie poszedł na zebranie, które zarządziła McGonagall, bo to było dla niego bezsensowne, bo i tak to on musi tam pójść. Ron i Hermiona co do jednego mieli rację: to jest zemsta Malfoya za to, co się stało w zeszłym roku z Draco. To dlatego przed chwilą starali się zatrzymać go najdłużej, jak się da, żeby nie szedł sam, bo wiedzieli, że z tego nie wyjdzie. Robili to zresztą na polecenie Zakonu. Był tego pewny. Co prawda nikt o tamtej sytuacji nie wiedział, oprócz nich, ale...  
Nikt nie miał do niego żadnych pretensji, za to, że nic nie zrobił. To raczej on miał żal do nich, że nie ochronili Ginny jak należy. Zresztą Ginny jest tak samo uparta jak on. Przecież on też nie usiedziałby zamknięty. Ale gdyby Hermiona od samego początku dopilnowała jej ewakuację... Pokręcił głową. To nie jest pora na roztrząsanie wątpliwości „co by było gdyby...” Teraz musi iść do domu, z którego z taką trudnością uciekł w zeszłym roku, i z którego prawdopodobnie już nie wyjdzie. Nie miał co do tego wątpliwości. Nawet Zakon mu w tym nie pomoże. A jeśli, w jakiś sposób uda im się przeżyć...
Przechodząc obok Wielkiej Sali zajrzał do środka. Było prawie pusto. Pani Pomfrey opiekująca się rannymi pochylała się nad Jill, która odzyskiwała powoli świadomość. Zobaczył z boku Erniego i Seamusa pilnujących kilku śmierciożerców. W dwóch z nich rozpoznał Yaxleya i Notta.
Odwrócił się od nich i wyszedł w ciemność. Nie musiał iść aż do wioski, żeby się deportować, bo zaklęcia blokujące teleportację na terenie szkoły zostały przełamane. Skręcił w bok, do miejsca, w którym zniknęła Bellatriks i Ginny. Przez chwilę patrzył jeszcze na zamek, z którego padało światło ze wszystkich okien. Zdjął pelerynę, którą schował pod kurtką, a potem obrócił się w miejscu i zniknął, powtarzając w myślach: Dom Malfoyów... Dom Malfoyów...

Ginny obudził ostry ból. Otworzyła oczy. Już nie była w piwnicy. Ktoś ciągnął ją po schodach do góry, nie zważając, że jej stopy obijają się o stopnie. „Ile czasu leżała nieprzytomna w piwnicy? Czy Harry już jest? Czy wyciągnęli ją, bo jeszcze nie przyszedł i Bellatriks chce wyładować na niej swoją złość?”
 Śmierciożerca wepchnął ją do salonu, w którym jarzyło się światło oślepiające ją po ciemności panującej w piwnicy i korytarzu. Mimo, że musiała zmrużyć oczy zauważyła, że w środku jest pełno ludzi. Oprócz Bellatriks i Malfoya było w nim jeszcze z pół tuzina śmierciożerców, którzy patrzyli na nią, śmiejąc się. Mężczyzna, który ją trzymał przyciągnął ją pod nogi Bellatriks.
- Świt się zbliża, a Pottera nie ma. – Ginny usłyszała tuż nad sobą jej ohydny głos.
Poczuła jak chwyta ją za włosy i ciągnie w górę. Spojrzała w te bezduszne oczy i z wielkim trudem wyszeptała:
- On tu przyjdzie.
- Przyjdzie? – powtórzyła. – Jesteś taka pewna swojego chłopaczka, co? – zaśmiała się i krzyknęła: - Crucio!
Zaklęcie poderwało ją z ziemi w powietrze. Krzyknęła z bólu.
- Tylko na to cię stać? – syknęła przez zęby, gdy upadła na ziemię. – Przecież wiem, że mnie nie zabijesz, bo chodzi ci o Harry’ego, prawda?
- Zamknij się! – krzyknęła Bellatriks, wymierzając jej siarczysty policzek, tak mocny, że głowa Ginny odskoczyła w bok, a ona jęknęła z bólu. – W każdej chwili mogę to zrobić, ale najpierw musi zobaczyć cię Potter.
- Spokojnie Bello – powiedział Lucjusz Malfoy, nie ruszając się z fotela. – Potter na pewno przyjdzie. Wie, że jej życie jest w jego rękach.
 W tej samej chwili do pokoju wbiegł jakiś mężczyzna.
- Potter jest przy bramie! Travers zaraz go tu przyprowadzi - wysapał.
- W porządku. Bello, ty przypilnujesz małą, a ja zajmę się Potterem.
- Przyszedł... – wyszeptała Ginny, osuwając się na ziemię.
Niestety Bellatriks ją usłyszała.
- Nie masz się z czego cieszyć!
Kolejny ból przeszył jej ciało, a jej krzyk poniósł się echem po pokoju.

Daleko na horyzoncie świt powoli rozjaśniał niebo, gdy Harry stanął na wiejskiej drodze przed bramą rezydencji Malfoyów. Znienawidzony budynek majaczył na końcu żwirowej alejki.
- Czego? Kto tam? – straszny głos napłynął z ciemności nim zdążył dotknąć żelaznych prętów.
- Harry Potter. Jestem sam – powiedział, podnosząc ręce na wysokość ramion.
Brama otworzyła się i, gdy wszedł do środka, z każdej strony otoczyli go śmierciożercy. Był na to przygotowany. Od chwili, gdy wiedział, że musi tu przyjść był pewny, że tak łatwo nie będzie.
- No, no Potter, a więc jednak przyszedłeś – jakiś śmierciożerca podszedł do niego bliżej  i syknął mu do ucha. – Zobaczymy, co zrobisz teraz.
Uderzył go pięścią w brzuch i Harry zgiął się wpół z bólu. Nim zrobił jakikolwiek ruch dalej, tamten przeszukał mu kieszenie i wyciągnął jego różdżkę, a inny machnął własną różdżką i liny oplotły Harry’emu klatkę piersiową, unieruchamiając mu ręce z tyłu.
- Scabior, powiadom tych w środku, że mamy oczekiwanego gościa! – krzyknął śmierciożerca w kierunku mężczyzny stojącego bliżej budynku. – Za chwilę go przyprowadzimy – dodał, a do Harry’ego mruknął drwiąco: - No i co teraz Potter? Idziemy.
Travers, bo to on był tym śmierciożercą, pchnął go w głąb ogrodu i poprowadził do środka. Szedł więc po żwirowej alejce między wysokimi żywopłotami, otoczony z każdej strony przez śmierciożerców i popychany z tyłu różdżką Traversa, który mruczał do niego:
- Twoja panienka już czeka na ciebie.
Odetchnął. Ginny jeszcze żyje. Popychany przez śmierciożerców wszedł po kamiennych stopniach i nim wepchnęli go do środka usłyszał z odległego końca holu krzyk. Był pewny, że to krzyk Ginny. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Jego obawy, że Bellatriks będzie ją męczyć do jego przybycia okazały się trafne. Przechodząc przez hol usłyszał z salonu głos Bellatriks:
- Myślałaś, że jak Potter tu przyjdzie będzie lepiej dla ciebie? A więc się myliłaś!– zadrwiła i kolejny krzyk Ginny rozszedł się po całym domu.
Harry został wepchnięty do środka. Jeszcze w progu dostrzegł leżącą u stóp Bellatriks dziewczynę. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Był w tym samym pokoju, tyle, że rok wcześniej, i patrzył na nieprzytomną Hermionę. Tyle, że tym razem zamiast Hermiony jest Ginny, a on jest sam, bo nie ma obok niego Rona. I nie ma Draco, który wtedy ich ocalił. Nie ma jakiejś furtki, która by pozwoliła im się stąd wydostać.
- Ginny... – Tylko tyle zdążył wyszeptać, bo Travers pchnął go pod sam kominek, przy którym siedział Malfoy.
- No, no, no... – zacmokał. – Potter... nareszcie...
Podniósł się z fotela i stanął przed nim, spoglądając mu w twarz. Harry kątem oka zobaczył, że Bellatriks  podnosi Ginny do góry i podtrzymuje ją w pozycji pionowej.
- Gdzie jest jego różdżka? – spytał Malfoy Traversa, który cały czas stał za Harrym i wbijał mu różdżkę w kręgosłup.
- Mam ją tutaj – powiedział, podając ją Malfoyowi.
Malfoy przetoczył ją sobie między palcami i zaczął krążyć wokół Harry’ego.
- Zemsta jest słodka... – syknął tak cicho, żeby usłyszał go tylko Harry.
Harry nawet nie drgnął. Pomyślał o Ginny. Ona nie powinna tego oglądać. Przecież jej to nie dotyczy.
- Pozwólcie jej odejść – powiedział, wskazując głową na Ginny, gdy Malfoy stanął ponownie przed nim. – To sprawa między nami, Malfoy. Ona w tym nie brała udziału i nic nie wie.
- A od kiedy to ty stawiasz warunki, Potter? Jesteś na straconej pozycji. To ja mam różdżkę, a ona – wskazał na Ginny – będzie patrzyć, czy to ci się podoba czy nie. Travers – zwrócił się do tamtego – odsuń się.
Travers posłusznie wycofał się do kręgu śmierciożerców, pozostawiając Harry’ego na środku salonu sam na sam z Malfoyem, który wyciągnął różdżkę. Liny oplatające Harry’ego nie pozwalały mu na jakikolwiek ruch, ale gdy trafiło go zaklęcie Cruciatus zwinął się z bólu, osuwając się na kolana i upadł na podłogę. Zaczął podnosić się powoli, bo unieruchomione ręce utrudniały mu ruchy, ale gdy spojrzał na Malfoya ponownie poczuł ból.
- Przez ciebie zginął Draco! Przeszedł na waszą stronę!
- On nigdy... nie był... po naszej stronie... – wyjąkał w bólu.
- Pomógł wam uciec, bo rzuciliście na niego Confundus!
- Możesz mi powiedzieć w jaki sposób? Nie widzieliśmy się przez kilka miesięcy, prawie rok, Hermiona była wtedy nieprzytomna, a ja i Ron nie mieliśmy różdżek! – zdążył wykrzyczeć, nim ponownie ugodziło go zaklęcie Cruciatus, a on zwinął się z bólu.
------ 
Ginny usłyszała, jakby z oddali, krzyk Harry’ego. Jakby budziła się z głębokiego snu. Czuła, że Bellatriks trzyma ją mocno w pasie, nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Powoli otworzyła oczy. Nadal była w salonie, wśród śmierciożerców, którzy ustawili się w kręgu, pozostawiając w środku wolne miejsce. Ze spuszczoną głową spojrzała na środek. Zobaczyła Malfoya, który okrążał samotną postać próbującą się podnieść. To był Harry. Miał związane ręce i ramiona i gdy spojrzał na Malfoya ponownie upadł na podłogę. Wiedziała, że to był Cruciatus. Słyszała wypowiadane z trudem przez Harry’ego słowa i krzyk Malfoya: „Przez ciebie zginął Draco!...” „...nie widzieliśmy się kilka miesięcy...”
Czy to znaczy, że Harry już kiedyś tu był? To dlatego Lucjusz tak się wścieka, bo Draco uratował mu wtedy życie? Wiedziała, że Draco nie żyje, ale nikt jej nie powiedział, dlaczego tak się stało. Czemu to przed nią ukryli? Podniosła lekko głowę, spoglądając na Harry’ego. Stał sztywny i nieruchomy przed Malfoyem, który celował w niego różdżką.
Ta scena coś jej przypominała. Miała wrażenie, że coś podobnego już wcześniej widziała. I nagle zrozumienie spadło na nią jak grom. Jest podobnie jak w tamtym śnie sprzed trzech miesięcy: wokół nich są śmierciożercy, Harry nie może zareagować i nic powiedzieć, ona, tak jak wtedy jest pilnowana przez Bellatriks i patrzy na niego. Tylko otoczenie jest inne, bo tym razem nie są w lesie. Łzy pociekły jej po policzkach. Wiedziała, co teraz będzie, Lucjusz rzuci na Harry’ego Mordercze Zaklęcie. Zaczęła się szarpać, i nim Bellatriks ścisnęła ją mocniej, zdążyła jeszcze krzyknąć:
- Nie! Harry!
Zamknęła oczy. To już jest koniec. A wszystko przez nią. Gdyby została u niego w gabinecie... może nigdy by się to nie stało? Usłyszała, że Malfoy coś powiedział, ale nie wiedziała dokładnie co. Przez zaciśnięte powieki błysnęło jasne światło, a potem doszło do niej ciche tąpnięcie, jakby coś upadło na ziemię.
-------- 
Harry poczuł, że się podnosi. Liny, które go oplatały opadły na ziemię, ale on nadal nie mógł się ruszyć, bo Malfoy postawił go w pionie, unieruchamiając zaklęciem Pełnego Porażenia Ciała.  Stał tak przed Malfoyem, widząc kątem oka sylwetkę Ginny trzymaną przez Bellatriks. Miała opuszczoną głowę i chyba płakała. Tak nie chciał, żeby to oglądała. Spojrzał z powrotem na Malfoya, który trzymał różdżkę wycelowaną w niego. Wiedział, że za chwilę nic już nie będzie czuł, po prostu umrze.
Usłyszał głos Malfoya:
- Wiem o czym myślisz, Potter, ale się mylisz. Nie umrzesz, przynajmniej na razie. Zabicie ciebie byłoby dla mnie za proste.
Po chwili Malfoy poruszył się i z jego różdżki wystrzelił strumień światła, krzyk Ginny zabrzmiał mu w uszach, a potem Harry upadł, widząc już tylko ciemność.

2 komentarze:

  1. kocham tego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny masz ogromny talent :) Naprawdę pomyśl nad opublikowanie książki :) Naprawdę kocham tego bloga :) Nie mogę się oderwać!

    OdpowiedzUsuń