piątek, 15 czerwca 2012

44. W ukryciu


Harry szedł powoli przez opustoszały zamek. Trudno mu było opuścić Hogwart, a zwłaszcza najbliższe mu osoby. Jednak nie miał wyjścia. Postaci z obrazów na ścianach uważnie śledziły każdy jego krok, gdy szedł korytarzem. Czuł na sobie ich spojrzenia, ale starał się nie zwracać na nich uwagi. W sali wejściowej czekał na niego już Kingsley.
- Dobrze, że już jesteś. Musimy się pospieszyć, bo eliksiru wielosokowego nie mamy zbyt wiele, a musi ci starczyć na długo. No i oczywiście musisz go wypić przed wyjściem. – Podał mu butelkę. – Musisz opuścić Hogwart nie jako Harry Potter, tylko jako Barty Fisher.
Harry kiwnął głową, wziął od niego eliksir i wypił łyk. Poczuł jak wnętrzności zaczęły się skręcać, a potem straszny ból, gdy zaczął zmieniać się w obcą mu postać. Gdy wszystko ustąpiło Kingsley kiwnął głową i powiedział:
- Świetnie, a teraz idziemy do Hogsmeade i tam teleportujemy się do miejsca, w którym od tej pory będziesz.
- W porządku – mruknął. 
Harry nie mógł sprawdzić jak wygląda, bo nie miał ze sobą lusterka. Czuł się jakoś dziwnie.  Nikt mu nie powiedział jak wyglądał mugol, od którego wzięli włosy. Był pewny, że albo jest łysy, albo ma bardzo krótkie włosy, i był od niego grubszy i wyższy, bo bluza zrobiła się trochę za ciasna. Zdejmując okulary poczuł, że pod nosem ma lekki zarost.
Ruszyli przez błonia Hogwartu w całkowitej ciszy. Na głównej ulicy Hogsmeade Kingsley chwycił go za ramię i Harry poczuł, że obraca się w miejscu; ulica znikła i naparła na niego ciemność, jak zawsze przy teleportacji.
Chwilę później usłyszał ryk silników samochodowych. Otworzył oczy. Znaleźli się na jakiejś ulicy, prawdopodobnie w Londynie, bo obok nich przejechał piętrowy autobus. Rozglądał się dokoła, ale nie mógł rozpoznać miejsca, do którego przybyli. Nie znał mugolskiego Londynu na tyle, żeby go rozpoznać, bo Dursleyowie nie zabierali go nigdy ze sobą. Wszystkie sklepy były zamknięte, gdy przechodzili. Miasto dopiero się budziło. Szedł blisko Kingsleya, trzymając w pogotowiu różdżkę schowaną w kieszeni kurtki. Myślami nadal był w Hogwarcie. Nie chciał sprzeciwić się McGonagall, ale czy rzeczywiście Hogwart będzie bezpieczny, gdy jego tam nie będzie? Nadal miał wyrzuty sumienia, że tak potraktował Rona, i że nie powiedział ani jemu ani Hermionie o całej sytuacji. Tylko Ginny wiedziała, ale już dawno obiecał sobie, że jej będzie wszystko mówił. Pogrążony w tych myślach nie zauważył jak Kingsley prowadząc go za ramię skręcił w boczną, wąską uliczkę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że stoją przed jakąś obskurną bramą. Na bocznych ścianach było mnóstwo różnego rodzaju graffiti, a w niektórych miejscach odpadał tynk. Weszli do środka. Wewnątrz też nie wyglądało przyjemnie. Ze ścian odpadały tapety i czuć było zapach stęchlizny.
- Wiem, że nie jest tu najprzyjemniej, ale bezpiecznie – stwierdził Kingsley, spoglądając na niego. – Nikt z aurorów nie zna tego miejsca. Kiedyś znał je Szalonooki – dodał, widząc, że Harry nie ma zbyt pewnej miny. – To teren mugoli, więc wątpię, by ktoś niepożądany mógł się tu pojawić.
Przeszli przez wąski korytarz i doszli do obdrapanych drzwi po przeciwnej stronie. Kingsley wyjął różdżkę i stuknął nią. Coś cicho kliknęło i drzwi otworzyły się ze zgrzytem, ukazując pomieszczenie.
Był to mały, wąski pokój, bez kominka, na końcu którego było zasłonięte, niewielkie okno. Po prawej stronie stało łóżko, tuż za nim krzesło, a przy samym wejściu stała wielka szafa. Po lewej, obok biurka, znajdowało się prawie niewidoczne wejście do kuchni i łazienki. Kingsley machnął różdżką i lampa nad nimi zabłysła delikatnym światłem.
- Z tego, co mówił mi kiedyś Szalonooki, to dzięki niemu to mieszkanie zyskało takie rozmiary – mruknął Kingsley, obserwując Harry’ego, który krążył po pokoju.
Harry cały czas milczał i po obejrzeniu niewielkiej kuchni i łazienki wrócił z powrotem do pokoju. Nie chciał pytać jak długo tu zostanie, bo wiedział, że i tak tego nie usłyszy. Tak naprawdę to chciał teraz zostać sam. Podszedł do okna i odchylił lekko zasłonę. Za oknem zobaczył tę samą uliczkę, którą przed chwilą opuścili. Nadal było na niej pusto. Odwrócił się, wsuwając ręce do kieszeni i spoglądając na wysokiego czarodzieja stojącego cały czas przy drzwiach. Czuł, że mija działanie eliksiru wielosokowego, bo bluza nie była już tak opięta i widział jak przez mgłę. Wyjął okulary z kieszeni i założył je.
- Dzięki Kingsley, chociaż nadal nie rozumiem dlaczego tylko ja? – spytał.
- Bo tylko ciebie Malfoy uważa za swoje największe zagrożenie. Myślimy, że jeśli nie będziesz w Hogwarcie to wszyscy będą bezpieczni.
- Wszyscy będą bezpieczni – Harry powtórzył powoli jego słowa, siadając na łóżku.
- Wiem o czym myślisz, ale tak będzie najlepiej.
- A ja nadal uważam, że to nie był dobry pomysł. – Patrzył w ścianę martwym wzrokiem, myśląc o ostatnim wieczorze.
Kingsley spojrzał na zegarek, jakby nie zwrócił uwagi na jego słowa.
- Muszę wracać na Downing Street. W lodówce masz coś do jedzenia. A ja wpadnę do ciebie jutro – powiedział, otwierając drzwi.
- Nie ma sprawy – mruknął.
- I nie odsłaniaj zasłon. Tak będzie bezpieczniej.
- Jasne.
Kingsley wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Harry wstał i podszedł do przeciwległej ściany. Wreszcie był sam. W głowie brzmiały mu cały czas słowa: „...tak będzie najlepiej...”, „...wszyscy będą bezpieczni...” Uderzył pięścią w ścianę. Nikt nie jest bezpieczny. Zamknął oczy. Jego myśli pomknęły do Hogwartu. Czy Ginny jest bezpieczna? Coraz bardziej targały nim wątpliwości, czy dobrze zrobił, mówiąc jej o tym. A jeśli śmierciożercy jednak dotrą do niej i będą chcieli torturami wyciągnąć z niej informacje? Potrząsnął głową.   
Wyciągnął spod bluzy woreczek i wyjął z niego zdjęcie. Patrzył przez chwilę na Ginny ze zdjęcia, dotykając palcem jej ust. Tak dawno nie widział jej uśmiechniętej. Ostatni raz śmiała się chyba tamtego dnia, gdy poszli razem do Doliny Godryka, bo potem nie było już nikomu do śmiechu. Co ona teraz czuje? Co robi? Wyjął stary pergamin. Mapa Huncwotów ukazała mu wszystkie zakamarki Hogwartu. Wodził wzrokiem po tak dobrze znanych mu korytarzach. Zerknął na zegarek, w Hogwarcie była pora śniadania, więc spojrzał na Wielką Salę. Jednak przy stole Gryffindoru nie zobaczył ani jej, ani Rona i Hermiony. Przeczesywał cały zamek, aż dotarł do gabinetu dyrektora i tam ujrzał trzy kropki: McGonagall, Rona i Hermiony. Pewnie próbują wyciągnąć z dyrektorki informacje. Tylko dlaczego nie ma z nimi Ginny? Gdzie ona jest? W końcu odetchnął. Znalazł jej kropkę w dormitorium dziewcząt. Jest bezpieczna i pewnie zasnęła.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci – szepnął. – Mam nadzieję, że Ron i Hermiona się tobą zajmą i niedługo się zobaczymy.
Odłożył na biurko zdjęcie i Mapę Huncwotów i położył się. Chwilę później już spał.

~*~*~*~

Ginny przez kilka minut, które dla niej wydawały się wiecznością, stała wpatrzona w przejście pod Grubą Damą. Przed chwilą musiała pożegnać Harry’ego. Łzy, które z taką trudnością powstrzymywała przy nim, teraz popłynęły z całą mocą.
Odwróciła się i wbiegła na górę. Gdy weszła do swojego dormitorium rozejrzała się po łóżkach koleżanek. Wszystkie spały. Odetchnęła z lekką ulgą – nie będzie musiała się przed nimi tłumaczyć. Podeszła do swojego łóżka i rzuciła się na nie, wtulając twarz w poduszkę, która stłumiła szloch. Podniosła tylko rękę z różdżką i kotary posłusznie odgrodziły ją od wszystkiego, a potem mruknęła ”Muffliato”. Po co dziewczyny mają wiedzieć, co ona teraz czuje? Woli być z tym sama.
Obudziła się na mokrej poduszce. Przez kilka sekund leżała wpatrzona w baldachim nad głową, zastanawiając się co dalej. Harry’ego nie ma, jest już na pewno daleko stąd. Nagle dotarły do niej słowa Crabbe’a, który kilka dni temu powiedział do niej: „Pottera może zabraknąć, i co wtedy?” Przeraziła się. Czy to możliwe, żeby to on był tym szpiegiem o którym mówił Harry? Czy właśnie to Crabbe miał wtedy na myśli? Ale jak? To niemożliwe. Przecież to był pomysł Zakonu, więc skąd on by o tym wiedział? Najchętniej powiedziałaby o tym Harry’emu, ale teraz... Zostało jej tylko jedno. Musi porozmawiać z Ronem i Hermioną. Tylko od czego zacząć? Przecież oni nie wiedzą nic o Harrym.
Rozsunęła zasłony i wstała z łóżka. Za oknem było jasno, pewnie już minęło południe. Spojrzała na łóżka koleżanek, ale w sypialni nikogo nie było.
- Pewnie są na zajęciach – mruknęła. – Trudno. Pójdę na nie po obiedzie, ale najpierw porozmawiam z Hermioną i Ronem.
Ubrała się i zeszła na dół. W pokoju wspólnym było pełno ludzi. Czyżby znowu coś się stało? Tylko ona o tym nic nie wie? Rozejrzała się. Przy oknie na dwóch fotelach siedzieli Ron i Hermiona, głowa przy głowie i wszystko wskazywało na to, że się całują. Pokręciła nieznacznie głową, przymykając oczy. Musi być silna. Nie może pokazać, jak cierpi, że wszystko w niej płacze, bo chciałaby tak całować Harry’ego. Na zewnątrz musi być twarda, nie może okazywać lęku. Zdała sobie sprawę, że oni wcale się nie całują, tylko o czymś rozmawiają. Podeszła bliżej, ale stanęła w pewnej odległości od nich, żeby nie zwrócić na siebie uwagi i zaczęła się wsłuchiwać.
- ...nie spała całą noc, czekając na niego. – Usłyszała urażony głos swojego brata.
- Przecież to normalne. Ja też bym czekała na ciebie – żachnęła się  Hermiona.
- Naprawdę? – Ron podniósł rękę i dotknął jej policzka.
- A jak myślisz, co czułam, gdy w zeszłym roku odszedłeś od nas, zostawiając mnie i Harry’ego w tamtym lesie? Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Nie spałam kilka nocy i płakałam za tobą, wtulona w poduszkę. Nie wiem, czy Harry o tym wiedział, ale...
- Wiedział – przerwał jej cicho, kiwając głową. – Powiedział mi o tym, gdy wróciłem.
Hermiona patrzyła przez chwilę na niego.
- Teraz rozumiesz, dlaczego musimy jej to powiedzieć? – spytała po chwili.
- Chcesz, żeby się zdenerwowała?
- Chyba nie znasz własnej siostry, Ron. Jest dużo silniejsza niż ci się wydaje. Teraz jest w największym niebezpieczeństwie. Słyszałeś, co powiedziała McGonagall?
- Tak, słyszałem. Decyzja Zakonu, bla, bla, bla – mruknął niezadowolony. – Te ich ostatnie decyzje... – pokręcił głową.
- Mi też się to nie podoba, ale... – urwała, gdy podniosła głowę i natychmiast zbladła, dostrzegając stojącą za fotelem Rona Ginny.
- Ginny? Wszystko w porządku? – spytała.
- Tak, chciałabym z wami porozmawiać.
Ron podniósł głowę i spojrzał na nią.
- My też chcemy z tobą porozmawiać – powiedział. – Usiądź.
Wstał i wskazał na fotel, z którego się podniósł, a sam usiadł na poręczy fotela Hermiony. Ginny podeszła bliżej, rozglądając się po salonie.
- Możecie mi powiedzieć, dlaczego tu jest tyle ludzi? – spytała, siadając.
- Przecież jest sobota, zapomniałaś? A ponieważ wszystkie zajęcia i treningi są odwołane, no i pogoda nie sprzyja na siedzenie na błoniach, więc wszyscy siedzą tutaj.
- No tak... rzeczywiście. To o czym chcieliście porozmawiać?
- O wszystkim, to znaczy... – Hermiona zająknęła się, spoglądając na Rona.
- Chcemy porozmawiać o Harrym – wpadł jej w słowo Ron.
Ginny podniosła głowę. Tak naprawdę bała się na nich spojrzeć, żeby nie odkryli, że już o wszystkim wie.
- Dzisiaj rano McGonagall wezwała nas do siebie – zaczęła Hermiona. – Chciała z tobą też porozmawiać, ale woleliśmy cię nie budzić.
- Wiemy od Jill, że wróciłaś do dormitorium dopiero nad ranem.
- No tak... czekałam tutaj z... – urwała i natychmiast dokończyła – ...na Harry’ego do świtu.
O mały włos a wydałoby się, że widziała w nocy Harry’ego. Ron i Hermiona spojrzeli na nią. Czyżby się domyślili? Opuściła lekko głowę.
- Decyzją McGonagall, od tej pory jesteś pod naszą opieką i kontrolą. Oprócz nas twoją ochroną zajmie się Tonks.
- Jak to: „pod kontrolą”? – spytała. – Ochrona? Nie potrzebna mi żadna ochrona!
Starała się udać zdziwienie i oburzenie, ale w duszy cieszyła się, że to oni o tym zaczęli.
- Ginny, to dla twojego bezpieczeństwa – powiedziała Hermiona.
- Na czas nieobecności Harry’ego ktoś musi cię ochraniać – dodał Ron.
- Ochraniać? Po co? I tak mnie kontrolowałeś przez te wszystkie lata! – wybuchła, a siedzący niedaleko nich pierwszoroczni odwrócili z zaciekawieniem głowy.
- Ci... – syknęła Hermiona.
- Jesteś moją młodszą siostrą i martwię się o ciebie – powiedział Ron, chwytając ją za rękę. – A teraz...
- Ginny... przecież wiesz, że Harry...
- Wiem. – Ginny kiwnęła głową. – Wiem, że Harry się o mnie martwi i stara się mnie ochraniać. Szczególnie po tym, co się już wydarzyło. Zresztą prosił mnie, żebym była blisko was. No wiecie... – dodała, gdy dostrzegła ich zaskoczone spojrzenia - ...wtedy, gdy ostatni raz go widziałam, wczoraj wieczorem. Gdy musiał iść do McGonagall.
 Miała nadzieję, że te wyjaśnienia wystarczą i nie będą więcej o nic pytać.
- A o czym ty chciałaś z nami rozmawiać? – spytała Hermiona.
Ginny poruszyła się niespokojnie w fotelu.
- Czy Harry... – zawahała się. – Czy on mówił wam o swoich podejrzeniach?
Ron i Hermiona spojrzeli na siebie.
- O jakich podejrzeniach? – spytali jednocześnie.
Już wiedziała, że o niczym nie wiedzą. Musi zacząć od tego, co sama wie.
- Harry podejrzewa, że w szkole jest szpieg śmierciożerców. Powiedział to McGonagall wtedy, gdy miałam mieć szlaban u niej, pamiętacie?
Oboje kiwnęli głowami.
- A ten szlaban miałam przez to, że... no miałam starcie z Crabbe’em. Niestety moje zaklęcie nie trafiło w niego tylko w Goyle’a, no i zobaczyła to McGonagall. Ale nie o to mi chodzi.
- Ale dlaczego... – zaczął Ron, ale Hermiona podniosła rękę, żeby go uciszyć.
- Poszło o to, że... on zaczął mnie straszyć, że Harry’ego może zabraknąć. I teraz jego nie ma, a ja mam wrażenie że śmierciożercy niedługo się o tym dowiedzą i będziemy w niebezpieczeństwie.
- Kochanie... – Hermiona poderwała się z fotela i podeszła do niej, obejmując ją.
- Ale przecież to był pomysł Zakonu, więc skąd Crabbe by o tym wiedział? – spytał Ron.
- Może nie wiedział, tylko rzeczywiście chciał ją wtedy wystraszyć – stwierdziła Hermiona. – A teraz... – spojrzała na nią – masz rację Ginny. Jeśli to prawda, że w Hogwarcie jest szpieg śmierciożerców, to szybko dowiedzą się, że Harry’ego tu nie ma i zaatakują Hogwart. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. I znowu wszystko sprowadza się do jednego: jesteś w największym niebezpieczeństwie.
- Czyli jak kiedyś mówił Szalonooki Moody – westchnął Ron. – Nieustanna czujność!

5 komentarzy:

  1. SSSSSUUUUUUUUUPPPPPPPPEEEEEEEERRRRRR NOTKA !! To wymiata!

    OdpowiedzUsuń
  2. nieustanna czujność ♥
    genialy roździał :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak powiedzieli o kontroli to myślałam, że rzucą na nią Imperiusa...

    OdpowiedzUsuń
  4. To tak uzależnia, że wczoraj 3 godziny nad tym siedziałam, a jak już odłożyłam telefon to po chwili znowu go wzięłam żeby poczytać. To jest genialne!

    OdpowiedzUsuń