środa, 13 czerwca 2012

25. Trudne decyzje


Ginny opuściła skrzydło szpitalne w niedzielę rano. Przez cały dzień Harry nie spuszczał jej z oka. Wiedział, że od poniedziałku nie będzie mógł jej już tak pilnować, jak teraz. Cały czas myślał nad tym, kogo zatrudnić do ochrony, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Doszły też inne problemy. Zbliżał się pierwszy mecz quidditcha i obserwując ją na treningach zastanawiał się, czy Ginny powinna wystąpić w tym meczu. W następną sobotę rano zwierzył się z tego Hermionie, siedząc na jednym z foteli w pokoju wspólnym.
- Harry, odpuść sobie i jej.
- Nie wiem, czy powinienem.
- Wiem, że się martwisz, ale masz i tak zbyt dużo na głowie. Zbliżający się mecz, obrona przed czarną magią, no i za parę miesięcy owutemy. Naprawdę daj sobie z tym spokój.
- Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Śmierciożercy mają w Hogwarcie szpiegów. Przekonał mnie o tym ten drugi list, gdy napisali, że wiedzą o moim spotkaniu z McGonagall.
Hermiona pokręciła głową.
- Rozmawiałam z Ginny ostatnio. Nie jest zachwycona tym, że jest pod obserwacją.
- Ale to dla jej dobra.
- A pamiętasz, jak kilka lat temu ty też byłeś pilnowany przez Zakon? I jak się wściekałeś, gdy się o tym dowiedziałeś?
- No tak. Czułem się jak dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać, a jak zrobi cokolwiek powinno dostać klapsa za to, co zrobiło. Ale im nie wyszło, bo sam wtedy musiałem zająć się dementorami.
- No widzisz. Ginny teraz się tak samo czuje. Nie chce ci tego powiedzieć, bo wie, że ty się martwisz i... robi to dla ciebie. Naprawdę Harry, odpuść to sobie. Jej wystarczysz tylko ty.
- No dobrze – pokręcił głową, dając tym samym za wygraną. – A tak w ogóle to wiesz, gdzie ona teraz jest? – spytał.
- U siebie w dormitorium. Chciała pobyć trochę sama.
- Możesz po nią pójść? Muszę z nią porozmawiać. Poszedłbym sam, ale wiesz... te schody prowadzące do was nie wpuszczą mnie.
- Dobrze, spróbuję. Zaczekaj tutaj.
Tymczasem Ginny siedziała na swoim łóżku. Zasłoniła się kotarami, odgradzając się od rzeczywistości. Myślała nad tym, co się ostatnio wydarzyło. O tym jak ją porwali i Harry ją ratował. Wróciły do niej słowa wypowiedziane przez niego w sierpniu, gdy pytał ją, czy chce zostać jego żoną i ostrzegał, że jeśli się zgodzi, to może znaleźć się w niebezpieczeństwie. Łzy stanęły jej w oczach. To właśnie miał wtedy na myśli. A co będzie potem? W przyszłości? Jak Harry zostanie aurorem, to czy będzie się bała o jego powrót z akcji, na którą go wyślą?
Po chwili usłyszała, że ktoś wszedł do środka. „To na pewno Jill” – pomyślała. Starała się zachowywać jak najciszej, ale i tak po chwili jej kotara odsunęła się i w szparze pojawiła się głowa dziewczyny.
- Ginny? Myślałam, że ciebie nie ma.
- Chciałam być chwilę sama.
- Mam dla ciebie propozycję. Dzisiaj jest trening po południu, to może pójdziesz ze mną się przejść rozprostować trochę kości?
- Co? Trening? – Ginny spojrzała zaskoczona.
- Tak, Harry ogłosił to dziś po śniadaniu. Przecież mecz jest już za tydzień. Nie mówił ci?
- Nie... – zamyśliła się – nic mi nie powiedział.
Po chwili obie odwróciły głowy, bo do pokoju ktoś zapukał. Ginny szepnęła:
- Jeśli to ktoś do mnie, to mnie nie ma.
Jill podeszła o drzwi, a Ginny zasłoniła się szczelniej i znieruchomiała, wsłuchując się w głosy. Słyszała szepczącą Jill do kogoś, ale nie wiedziała do kogo. Po chwili drzwi się zamknęły. Odetchnęła. Chyba udało się Jill przekonać tę osobę, że jej nie ma. Położyła głowę na poduszce i przymknęła oczy.
- Ginny?
Aż podskoczyła, gdy usłyszała głos Hermiony.
- Odejdź. Chcę być sama – odpowiedziała, pociągając nosem.
Hermiona odsłoniła kotarę i usiadła obok niej.
- Co się stało? Czemu znowu płaczesz?
- To przez te ostatnie wydarzenia. Harry ostrzegał mnie, że jak będziemy razem to mogę znaleźć się w niebezpieczeństwie, ale wtedy, gdy się oświadczał, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i nie zwracałam na to uwagi, po prostu chciałam być z nim. Życie traci sens, gdy nie ma go koło mnie. Kocham go.
- Wiem. Harry też cię kocha – przytuliła ją. – Nigdy nie widziałam szczęśliwszej pary od was.
- A wy? – Ginny spojrzała na bratową. – Już wszystko w porządku?
- Tak. To był tylko przejściowy kryzys. Ale nie przyszłam do ciebie po to, żeby rozmawiać o problemach moich i Rona, tylko o was.
- Wiem. Kiedy w skrzydle szpitalnym Harry obiecywał sobie, że będzie mnie pilnował, to prosiłam go żeby tego nie robił. Wiem, że nadal się o mnie martwi i myśli o kimś kto mógłby się mną opiekować, gdy on jest zajęty. Ale ja już jestem dorosła i sama potrafię o siebie zadbać.
- Powiedz mu o tym. Czeka na ciebie w pokoju wspólnym. Chce z tobą porozmawiać.
- Teraz?
- Tak, teraz. Przyszłam tu tylko po to, żeby cię stąd wyciągnąć.
- Dziękuję ci Hermiono – uścisnęła przyjaciółkę i dodała – powiedz mu, że zaraz zejdę.
Parę minut później Ginny zeszła na dół. Zatrzymała się u szczytu schodów i spojrzała na Harry’ego. Stał przy kominku oparty o gzyms i wpatrzony w ogień. Był zamyślony. Uderzyło ją to, jak on się zmienił. Nie był już tym dawnym chłopcem, który kiedyś, kilka lat temu wyciągnął ją z Komnaty Tajemnic. Teraz, mimo, że miał dopiero osiemnaście lat, był dorosłym mężczyzną z bagażem doświadczeń, które życie włożyło mu na plecy. Odwrócił się i spojrzał na nią.
- Ginny? Wszystko gra?
Podszedł do niej i wyciągnął rękę. Ginny otrząsnęła się z tego zamyślenia, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Tak. Przejdźmy się.
Przytulili się do siebie i wyszli z pokoju wspólnego.
Po wyjściu z zamku skierowali się nad jezioro. Żadne z nich się nie odzywało, aż doszli do białego grobowca byłego dyrektora. Naokoło poustawiano ławki po jego pogrzebie dla tych, którzy chcieli go powspominać. Usiedli na jednej z nich przytuleni do siebie. Choć było zimno, jak to w listopadzie, im to nie przeszkadzało. Ginny okryła się szczelniej płaszczem i położyła się na ławce, kładąc głowę na kolanach Harry’ego.
- Harry? – przerwała ciszę Ginny, spoglądając na niego.
- Hmm? – Harry oderwał wzrok od grobowca i spojrzał na nią.
- Czy kiedykolwiek to się skończy?
- Co?
- No wiesz, ten strach, że śmierciożercy będą się mścić. Na tobie, na nas. Że jesteśmy w ciągłym niebezpieczeństwie?
- Nie wiadomo ilu ich jeszcze jest na wolności. Jak zostanę aurorem to będę próbował ich złapać. Ale do tego czasu czeka mnie jeszcze dużo nauki i pracy.
- To znaczy, że nie zostaniesz tutaj na kolejny rok jako nauczyciel? Kiedy ja będę miała owutemy?
- Nie, ale wiem już kto się będzie tobą opiekował jak mnie nie będzie.
- A musi? Harry, nie wystarczy ci, że Jill mnie pilnuje? Nie jestem małym dzieckiem.
- Ginny… – Harry westchnął. Wyciągnął rękę i zaczął głaskać ją po policzku, odgarniając jej włosy – wiem, że tego nie chcesz, ale nie mogę pozwolić, żeby znowu coś ci się stało. A on zrobi dla mnie wszystko.
- O kim ty mówisz?
- O Zgredku. Pamiętasz tego skrzata, który ostrzegł nas przed Umbridge w Pokoju Życzeń na ostatnim spotkaniu GD? – Ginny kiwnęła głową. – To on, albo Mrużka będą się tobą zajmować. Mam nadzieję, że taką ochronę zaakceptujesz? Najpierw pomyślałem o Stworku, ale jego wykorzystam do innych spraw.
- W porządku. Przynajmniej to nie będą aurorzy – uśmiechnęła się, a potem dodała, zmieniając temat – kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że dzisiaj mamy trening?
- Skąd wiesz?
- Jill mi powiedziała.
- A ty czujesz się na siłach, żeby grać? Przecież ostatnio tyle przeszłaś. Nie chciałem cię przemęczać po tym wszystkim i miałem poprosić Deana, żeby cię zastąpił.
- Co?! Tego palanta? – Ginny aż krzyknęła, podnosząc się. – Przecież nie chcesz kłótni w drużynie. A poza tym czuję się świetnie i nie zamierzam opuszczać drużyny na tydzień przed meczem. Pomfrey nie wypuściłaby mnie ze skrzydła szpitalnego, gdyby coś było nie tak.
- Okej Okej. – Harry zaśmiał się. – W porządku, nie zrobię tego. A teraz skoro masz grać to chodźmy na obiad. Musisz nabrać sił.
Wstał i podał jej rękę. Ginny też wstała i przytuliła się do niego.
- Dziękuję ci – szepnęła.
Wrócili do zamku. W drzwiach wejściowych Harry zatrzymał się nagle, podczas gdy Ginny szła dalej. Na progu Wielkiej Sali zorientowała się, że Harry’ego nie ma obok niej.
- Harry? – odwróciła głowę, szukając go. - Coś się stało? - dodała. 
- Nie. Nic. Wpadł mi do głowy pewien pomysł – odparł.
Harry stał zamyślony, zapatrzony w dal.
- Jaki? Chyba nie kolejny, żeby mnie ochronić? – cofnęła się, stając przy nim i spojrzała na niego.
- Nie. Po prostu chciałbym zabrać cię kiedyś do Doliny Godryka – szepnął i spojrzał na nią.
- Kiedy?
- Co byś powiedziała, żeby wyskoczyć tam za miesiąc, w czasie świąt? Tylko na jeden dzień?
- Bardzo bym chciała zobaczyć dom, w którym się urodziłeś. Tylko co powiemy moim rodzicom?
- Zostaw to mnie. Porozmawiam z nimi już w Norze.
- W porządku. Chodźmy już - pociągnęła go w kierunku Wielkiej Sali. – Jestem strasznie głodna, a my nie mamy chyba zbyt wiele czasu, co?
- Tak. Chodźmy.
Harry objął ją w pasie i tak przytuleni weszli do środka.

17 komentarzy:

  1. Świetny pomysł. No znalazłam jeden błąd gramatyczny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I umarłaś bo napisała źle wyraz...

      Usuń
  2. Cieszę się że nie uśmierciłaś Zgredka *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgredzio żyje xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Nevilla nie mogę wciąż wybaczyć ._.

    Ale Zgredek?! ♥_♥
    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za Zgredka ♥ ♥ Ogólnie świetne opowiadnia :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zegredek żyje! ◊.◊ Dzięki Ci o pani!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za Zgredka

    OdpowiedzUsuń
  8. Przywrócił Zgredzia. Jesteś najlepsza !!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. to dobrze ze Zgredek żyje ale szkoda Nevilla no cóż, ale to twoja historia i trzeba to uszanować. Trzymaj tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  10. Mrużka pisze się przez"u"a nie przez"ó"...

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgredziuś żyje!!!!♡_♥ Dziękuję o pani!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pozdro Anna Kudlaciak i Natalia Siuta. 2016!

    OdpowiedzUsuń
  13. To już trochę przesada... zostawiasz przy życiu tyle postaci, że właściwie mam już mętlik w głowie @_@

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgredek!! Jestem na tak! Ale Ginni niech już nie płacze!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgredek! DZIĘKUJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏🙏👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌

    OdpowiedzUsuń