niedziela, 24 czerwca 2012

141. Nowy rok - nowe wyzwania


Harry przeklął, gdy pierwszego dnia po Nowym Roku sowa przyniosła mu najnowszy numer „Proroka Codziennego”.
Połowę pierwszej strony zapełniały czarno białe fotografie kilku śmierciożerców, którzy powinni być w Azkabanie, a pod spodem znajdowało się zdjęcie Deana Thomasa.
Nad tym wszystkim widniał nagłówek:

BIURO AURORÓW NIE MA KONTROLI NAD AZKABANEM.
TAJEMNICZA ŚMIERĆ PODEJRZANEGO.

Wyskoczył z łóżka, zarzucając na siebie w pośpiechu aurorskie szaty.
- Harry, co się stało? – Spod kołdry rozległ się zaspany głos Ginny.
- Zdrzemnij się jeszcze – mruknął. – Przecież przez Jamesa nie spałaś całą noc. Ja muszę iść do ministerstwa.
Ginny uniosła się na łokciach, spoglądając na niego.
- Ale co się stało?
- Doszło do masowej ucieczki z Azkabanu, a Skeeter dowiedziała się o Deanie.  Obawiam się, że po tym artykule rozpęta się piekło.
Wskazał na gazetę leżącą po jego stronie łóżka. Ginny rozwinęła ją i krzyknęła, widząc twarze ich dawnych oprawców.
Byli tam Avery, Dołohow, Macnair, Nott, ale także Malfoy i Lestrange.
- Nie... – jęknęła.
Spojrzała przerażona na niego, a gdy usiadł przy niej, zaczęła czytać.

Minister Magii Kingsley Shacklebolt potwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że przed świętami z Azkabanu uciekło dziesięciu najpilniej strzeżonych więźniów i, że powiadomił o zaistniałym fakcie mugolskiego premiera.
„Robimy wszystko co w naszej mocy, aby schwytać owych przestępców. Jednocześnie prosimy społeczność czarodziejów o ostrożność. Ktokolwiek widział te osoby, jest proszony o nie zbliżanie się do nich i niezwłoczne skontaktowanie się z Biurem Aurorów.”
Dobrze poinformowane źródła, zbliżone do Biura Aurorów wyjawiły nam, że całą sprawą ma zająć się znany nam wszystkim Harry Potter.
„To najbardziej odpowiednia osoba do tego zadania” twierdzi minister. „Już nie raz walczył ze śmierciożercami i wie do czego mogą się posunąć.”
Wielu zgadza się z poglądem ministra, że Harry Potter to właściwy wybór, ale czy na pewno?
„On jest za młody!” Oświadczył jeden ze starszych rangą aurorów, który chce zachować anonimowość. „Może i pokonał Sami-Wiecie-Kogo, ale chłopak, który dopiero co ukończył szkolenie nie będzie mi rozkazywał.”
Kingsley Shacklebolt i Harry Potter znają się od lat i wielu uważa, że minister przygotowuje Pottera do przyjęcia w przyszłości stanowiska szefa Biura Aurorów, a może nawet własnego. (czytaj dalej s. 2, kol. 4)
To jednak nie jedyny problem Ministerstwa i Harry’ego Pottera.
Wczoraj dotarła do nas wiadomość, że przetrzymywany w ministerstwie Dean Thomas, którego oskarżono o bycie śmierciożercą i zamierzano przenieść do Azkabanu, nie żyje. Mężczyzna powiesił się w ostatnich dniach w swojej celi.
Jego przesłuchaniem przed świętami zajmował się właśnie Harry Potter. Podobno wcześniej doszło między nimi do nieporozumienia, a nawet kłótni. Czego mogły dotyczyć te nieporozumienia i co było powodem (zob. s. 3, kol. 2)

Dłoń Ginny trzymająca gazetę opadła na łóżko.
- Skeeter obarcza ciebie za śmierć Deana?
Harry kiwnął głową.
- Dalej opisuje wszystko, nawet to, że Dean pisał do ciebie listy, a potem podszywał się pode mnie.
- Skąd ona to wie?
- To nigdy nie było dla niej problemem. Zawsze potrafiła wyciągnąć z każdego wszystko, co chciała. Może nadal korzysta ze swojej postaci animaga.
- To straszne...
Harry wstał i skończył się ubierać.
- To będzie koszmar – potwierdził. – Dlatego muszę jak najszybciej znaleźć się w ministerstwie i wyjaśnić tę sprawę.
- Ale większość nie będzie chciała cię słuchać – zauważyła.
- Na szczęście mam w Biurze kilkoro przyjaciół i ministra, stojącego za plecami.
Pochylił się nad kołyską i pocałował śpiącego malca.
- Podaj mi go – mruknęła Ginny, wyciągając ręce. – Przynajmniej jeden z was nie ucieka...
- Do czasu – zauważył Harry, biorąc malca w ramiona i podchodząc do niej. – Poza tym ja nie uciekam.
Nachylił się nad nią, kładąc Jamesa na łóżku.
- Kiedy wrócisz? – zapytała cicho, kradnąc mu całusa.
- Merlin jeden wie – westchnął. – Z pewnością bardzo późno, więc nie czekaj na mnie...
Ścisnął jej dłoń i wyszedł. Ginny słyszała jak zbiega po schodach, a potem trzask zamykanych drzwi. Skuliła się, przytulając policzek do główki Jamesa.
- Dobrze, że chociaż mam ciebie – szepnęła do śpiącego maluszka.
Nagle w pokoju rozległ się trzask, budząc Jamesa, który zaczął płakać. Ginny przytuliła chłopca do siebie i poderwała się gwałtownie do siadu, by natychmiast opaść z powrotem na poduszki, czując mdłości.
- Zgredek przyszedł powiedzieć, że mama pani Ginewry czeka w kominku i... – zaskrzeczał. – Czy coś się stało, proszę pani?
- Niedobrze mi – jęknęła.
- Zgredek pójdzie powiedzieć starszej pani...
- Nie! – zaprotestowała Ginny. Podniosła się ponownie, tym razem dużo spokojniej. Wzięła kilka głębszych oddechów i sięgnęła po herbatnik, leżący na talerzyku na bocznej szafce. Gdy zjadła połowę, odetchnęła i spojrzała na skrzata. – Nic jej o tym nie mów – zastrzegła. – Zaraz mi przejdzie. Powiedz tylko, że zajrzę do niej za kilka minut.
- Dobrze, proszę pani.
- Aha, i Zgredku, przygotuj kaszkę dla Jamesa i może coś lekkiego dla mnie – poprosiła.
- Tak jest, proszę pani.
Zgredek skłonił się nisko i zniknął.
James zakwilił cicho.
- Wszystko dobrze, skarbie. To tylko Zgredek.
Wstała, pozostawiając na kilka chwil Jamesa na łóżku i zaczęła się ubierać.
Kiedy zeszła do kuchni, już ubrana, z Jamesem na ręku, w kominku nadal tkwiła głowa Molly.
- Mamo, co ty tu robisz? Przecież prosiłam – warknęła w stronę Zgredka, który stał po drugiej stronie stołu ze spuszczoną głową.
- Pani Ginewra wybaczy Zgredkowi...
- Dobrze już, dobrze – machnęła ręką w jego stronę. – W porządku.
Mogła się tego spodziewać. Przecież mama nigdy nie dawała za wygraną. Westchnęła i usiadła na pobliskim krześle twarzą do kominka. James zaczął wyciągać rączki do babci, marudząc, że nie może być bliżej, bo mama trzymała go mocno.
Ginny nie umknęło czujne spojrzenie matki, gdy przywoławszy śliniak, zawiązywała go pod szyjką Jamesa. Zgredek postawił na stole obok miseczkę z kaszką dla Jamesa i deportował się.
- O co chodzi, mamo?
- Jak się czujesz, córeczko? Bardzo źle wyglądasz.
- A jak mogę inaczej, skoro przez tego brzdąca nie spałam całą noc? – odparła, wskazując brodą Jamesa. – Ząbki niedługo zaczną mu wychodzić – wyjaśniła. – A od rana... wszystko podchodzi mi do gardła... Choć wiem, że powinnam coś zjeść – dodała, przeczuwając nadchodzący komentarz matki.
- Mam przejść do ciebie?
- Jak zjemy, to my przyjdziemy do ciebie – zakomunikowała stanowczo. – A ty nie musisz wyprawić ojca do pracy i zająć się gośćmi? – spytała, zmieniając temat. – Pani Tonks i Teddy...
- Tata już poszedł do ministerstwa, zresztą chyba jak Harry, prawda? Czytałam dzisiejszego „Proroka”. Jak on to przyjął?
- To oczywiste, że jest wściekły, ale obie wiemy, że nie ma szans na walkę ze Skeeter, więc zamierza przekonać wszystkich, że słowa Kingsleya są prawdą.
Molly kiwnęła głową.
- No dobrze. Skoro uważasz, że nie jestem ci potrzebna, to wracam, bo Teddy za chwilę rozniesie całą Norę – zaśmiała się. – I czekam na moje skarby – zaszczebiotała i znikła.
Ginny przewróciła oczami, kręcąc głową.
- Cała babcia – mruknęła.
-----
Gdy Harry wszedł do Biura, natychmiast otoczyła go grupa kilku współpracowników.
- Harry, to prawda? – zapytał Mark. – Jesteś odpowiedzialny za schwytanie śmierciożerców?
Harry spojrzał na nich. Byli tam Mark i Morrigan Newtonowie, Julia Styles, Peter Proudfoot i Williamson.
- Nie tylko. Potrzebuję waszej pomocy do wszystkiego, co dzieje się tutaj i na zewnątrz. Chcę, żebyście się do mnie przyłączyli i pomogli mi znaleźć wszystkie miejsca, które wiążą się, nawet w najmniejszym stopniu, ze śmierciożercami. Poza tym... – urwał.
Zatrzymali się przy jego boksie. Na biurku piętrzył się stos dokumentów.
- Co to jest? – zapytał.
- To tylko część informacji, które udało nam się zebrać w ciągu ostatnich trzydziestu lat na temat śmierciożerców – wyjaśnił Paul Laughter, który podszedł z kolejną partią starych pergaminów i złożył je na wolnym jeszcze miejscu na biurku Harry’ego, zasłaniając tym samym rodzinne zdjęcie Potterów. – A tu – położył dłoń na drugim stosie – to kopie akt personalnych pracowników Biura Aurorów.
Harry zbliżył się i zerknął na dokumenty śmierciożerców. Na wierzchu leżały akta Lucjusza Malfoya.
- Paul? Skąd wiedziałeś, że...? – Spojrzał zaskoczony na Paula.
- Od czegoś musisz zacząć, prawda?
- Akta aurorów? – zapytał Mark, otwierając teczkę z drugiego stosu. – Do czego to nam potrzebne? Przecież z Azkabanu uciekli śmierciożercy!
- Cicho! – syknął Harry, rozglądając się. Mruknął „Muffliato”, by nikt niepożądany nie usłyszał tej rozmowy. – O tej sprawie nie wie nikt, prócz nas. Ktoś z ministerstwa pomógł śmierciożercom w tej ucieczce – warknął Harry – a to może znaczyć tylko jedno: mamy przeciek. Ktoś, możliwe, że nawet w samym Biurze, ma kontakty z ciemną stroną – ciągnął dalej. – Dlatego musimy wykryć, kto nim jest.
- Zdrajca jest wśród nas? – zapytała Julia, która zaglądała przez ramię Marka.
Ze zdjęcia dołączonego do akt patrzyła na nich niezadowolona twarz Terence’a Fireburna.
- Wszystko jest możliwe – stwierdził Harry.
- Aurorzy nie są zadowoleni z tego faktu – zauważył Williamson.
- Mało powiedziane – mruknęła Morrigan ze śmiechem, gdy Terence pogroził im pięścią. – Chyba już wiemy, kim był ten auror, który rozmawiał ze Skeeter, Harry.
- To od czego zaczynamy? Myślałeś o tym? – zapytał Harry’ego Mark.
Harry popatrzył po zebranych wokół niego ludziach. Czy może nazywać ich przyjaciółmi? Czy to zarezerwowane jest tylko dla Rona i Hermiony? Nie całkiem. Oczywiście, że w takich chwilach bardzo mu ich brakuje, ale teraz to już nie to samo, co kiedyś. Może, kiedy z Hermioną i dzieckiem wszystko się ustabilizuje, uda mu się przekonać Rona, by za niedługo poszedł w jego ślady?
- Paul, dzięki za wsparcie, ale lepiej, żebyś się do tego nie mieszał – powiedział Harry. – Choć mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, że nie wszyscy starsi rangą są przeciwko mnie – zauważył. – A wy... Rozumiem, że jesteście ze mną?
- Oczywiście! – potwierdzili wszyscy razem.
- Dzięki. To robimy tak. Dziewczyny zostają, by przejrzeć część tego – wskazał na stosy pergaminów – a my idziemy na obchód wszystkich domów śmierciożerców.
- Ktoś powinien iść do Azkabanu – zauważył Paul. – I ja to zrobię.
Harry kiwnął głową na zgodę.
- W porządku.
- Dlaczego wy idziecie a my mamy się nudzić? – zaprotestowała Julia.
- To dla waszego bezpieczeństwa – stwierdził Mark, obejmując ramieniem Morrigan.
Kobieta wyplątała się z jego objęć.
- Wiesz, że nie znoszę, gdy to mówisz – syknęła.
Harry uśmiechnął się pod nosem. Ile razy taka rozmowa przebiegała między nim a Ginny?
- Po prostu przejrzyjcie te papiery – powiedział. – A jeśli rzuci wam się w oczy coś podejrzanego, to odłóżcie je i dajcie mi znać. Jutro my się tym zajmiemy. Śmierciożerców zostawcie dla mnie na później.
Sprawdził różdżkę, spojrzał na mężczyzn, którzy kiwnęli głowami i wyszli, pozostawiając niezbyt zadowolone kobiety.
------
Ginny wyjrzała przez okno na zaśnieżone podwórko Nory. Teddy biegał po nim w kółko, śmiejąc się głośno, gdy podrzucał w powietrze śnieg i lepił przy ogrodzeniu wielkiego bałwana. Pani Tonks pomagała mu czarami podnosić kolejne kule.
Zapowiadał się bardzo spokojny dzień. Ginny miała jednak wrażenie, że jest za spokojnie, a to zawsze nie wróżyło nic dobrego.
Odwróciła się. James siedział na kolanach Molly od samego początku, odkąd pojawili się w Norze, i opowiadał babci, gaworząc i gruchając sobie tylko znaną historię. Podeszła bliżej i ukucnęła przy nich.
- Skarżysz się babci, na mamę i tatę, tak? – zapytała.
James zapiszczał z radości, wyciągając do niej rączki. Wzięła go na ręce i usiadła obok mamy. Maluch od razu zaczął bawić się jej włosami, tak jak wielokrotnie robił to Harry w najbardziej intymnych chwilach.
- Coś cię martwi, córeczko – zauważyła Molly.
Ginny spojrzała na nią zamyślona.
- Nie jestem pewna – odparła. – Ale mam złe przeczucie...
- Coś, co dotyczy waszej rodziny? – Ginny pokręciła głową. – Naszej? – Ponowne kręcenie głową.
- Naprawdę nie wiem, czego to może dotyczyć, mamo. Może to wina ciąży? W zeszłym roku miałam koszmary o naszej śmierci, pamiętasz? A teraz to trochę spokojniej przechodzi, ale mimo wszystko...
Odwróciła głowę i zapatrzyła się w płonące płomienie na kominku.
- Pewnie uważasz, że zabraknie Harry’ego w najważniejszych chwilach waszych dzieci, gdy wpadnie w wir pracy? – poddała myśl mama.
- To możliwe – mruknęła zamyślona.
O Harry’ego nie bała się tak jak kiedyś, choć wiedziała, że śmierciożercy mogą nadal mu zagrażać. Był teraz bardziej wyszkolony i jako auror nie musiał robić wszystkiego sam.
Nagle w kominku zaszumiało, zabłysły zielone płomienie i pojawiła się głowa Rona.
- Mamo? Jesteś?
Obie kobiety spojrzały w tamtą stronę. Nawet James ucichł, słysząc głos wujka.
Mężczyzna był blady i przerażony. Molly wstała.
- Ron? Co się dzieje? Jesteś biały jak prześcieradło! – krzyknęła.
- Jest tu Ginny?
- Tak, Ron, jestem – oznajmiła głośno jego siostra, wstając i podchodząc do kominka.
- Dzięki Merlinowi – odetchnął. – Zgredek nie chciał mi nic powiedzieć. To zaraz do was przejdę.
Zniknął z płomieni, by chwilę potem wyłonić się z nich w całości.
Wyglądał żałośnie, kiedy usiadł na kanapie i schował twarz w dłoniach.
- Co się stało? – zapytała ponownie Molly.
Ginny dostrzegła na twarzy brata to samo spojrzenie, co miesiąc temu, gdy dowiedział się o zagrożeniu życia Hermiony i nienarodzonego jeszcze dziecka.
- Coś się stało z Hermioną i dzieckiem – bardziej stwierdziła niż zapytała.
Ron skinął głową.
- Hermiona... znów jest w Mungu.
- Ale... wszystko było już w porządku! – próbowała zaprzeczyć Molly.
Ginny położyła jej dłoń na ramieniu.
- Rozumiem, że czytała dzisiejszego „Proroka”? – zwróciła się do Rona, co ten potwierdził skinieniem głową.
- Wystarczyło, że spojrzała na pierwszą stronę – powiedział. – Zwinęła się wpół, łapiąc się za dół brzucha i zaczęła wyć z bólu. Przed świętami uzdrowiciel poinstruował mnie, co robić w takiej sytuacji, więc wysłałem do niego patronusa i usunąwszy zaklęcia ochronne, chwyciłem Hermionę i deportowaliśmy się do szpitala. Teraz śpi pod różnymi zaklęciami monitorującymi, dlatego mogłem do was przyjść. Wcześniej powiadomiłem jej rodziców... – zawahał się chwilę, po czym dodał: – Hermiona tak bardzo chciałaby mieć swoją matkę przy sobie, ale wiecie, że oni nie mogą tam wejść, bo są mugolami.
Obie kiwnęły głowami.
- Czy któraś z was mogłaby ją zastąpić?
Spojrzał na nie błagalnie.
James wyciągnął rączki do wujka i zaczął gaworzyć. Ron uśmiechnął się do niego smutno.
- Oczywiście, Ron. Pomożemy jej przez to przejść – zapewniła go Ginny.
Wziął od niej Jamesa i posadził na swoich kolanach.
- Tak chciałbym trzymać już w ramionach własne dziecko, tak jak ty i Harry – wymamrotał.
Ginny przygarnęła brata do siebie, dzięki czemu James znalazł się w środku, pomiędzy nimi.
- Będziesz miał tę możliwość, Ron. Cierpliwości. Wszystko dobrze się skończy.
Ron podniósł na nią wzrok. Rzadko widziała, by płakał, ale jego zaczerwienione oczy mówiły wszystko.
- Dziękuję, siostrzyczko – szepnął.
- Jak chcesz możesz zająć się Jamesem – zaproponowała. – A ja pójdę do Hermiony.
- Ja? – jęknął przerażony, patrząc na swojego chrześniaka, który zaczął się wiercić na jego kolanach.
- Oczywiście najpierw go przewinę i uśpię – zapewniła go Ginny, wstając.
Wzięła od niego Jamesa i przeszła do sąsiedniego pokoju, gdzie stała kołyska.
- To może ja porozmawiam z jej rodzicami? – zasugerowała Molly. – Albo z kimś, kto mógłby im pomóc tam wejść?
Ron spojrzał na matkę.
- Już próbowałem przekonać uzdrowiciela, mamo. Był przerażony, gdy usłyszał, że mugole będą się kręcić po jego oddziale.
Molly zerwała się z kanapy.
- Wiem, kto może nam pomóc! Kingsley!
- Kingsley? – Ron spojrzał na nią zaskoczony. – Myślisz, że będzie w stanie?
- Jest ministrem, Ron. Zapytać nie zawadzi.
-----
Sala, w której leżała Hermiona była mała, w sam raz dla jednej osoby. Po przeciwnej stronie od wejścia znajdowało się okno, z którego sączyło się światło słońca. Wszystkie ściany były wyłożone boazerią, oprócz tej nad łóżkiem Hermiony. Na niej znajdowała się tablica wyświetlająca różne parametry, i z której rozbrzmiewało bicie dwojga serc; jedno mocne i dość spokojne – serce Hermiony, a drugie cichsze, ale dużo szybciej bijące – serduszko nienarodzonego dziecka.
Obok tablicy znajdował się ekran. Ginny długo stała wpatrzona w ten dziwny obraz, wyświetlany na nim.
- To jest moje dziecko – powiedziała Hermiona zachrypniętym od płaczu głosem. – Ten ekran przypomina trochę mugolskie USG.
- Co to jest USG? – spytała Ginny, wyczarowując sobie krzesło i siadając na nim.
- To taki aparat, dzięki któremu mugole mogą obserwować rozwój dziecka i co się dzieje tu w środku – powiedziała, dotykając brzucha. – To niesamowite – mruknęła, uśmiechając się przez łzy i patrząc na ekran.
- To przez ten artykuł, prawda? – zapytała Ginny. – To dlatego tu leżysz, bo zobaczyłaś śmierciożerców?
Hermiona pokręciła głową.
- Nie, Ginny, to nie dlatego. Byłam pewna, że dzidziuś da o sobie znać, prędzej czy później, no i nie myliłam się. A to, że akurat dzisiaj pojawił się artykuł o tej ucieczce i o Harrym, to tylko przypadek. Jak wy to przyjęliście?
- Harry wyszedł o świcie i dotąd nie wrócił. Znasz jego poczucie obowiązku, Hermiono, więc wiesz, że jeśli chodzi o śmierciożerców jest bardzo stanowczy.
- Więc to, co pisała Skeeter, to prawda?
- Nie wszystko. Kingsley wyznaczył go do tego zadania, ale żeby od razu został szefem Biura?
- Byłby w tym dobry – zauważyła Hermiona. – Sama pomyśl. Pamiętasz, kiedy...
- Jeśli mówisz o Gwardii Dumbledore’a to masz rację – wpadła jej w słowo. – Nawet wtedy, gdy był nauczycielem... Ale bycie na tak wysokim stanowisku to jest zupełnie co innego – ucięła. – Zresztą szefem Biura nadal jest Gawain Robards, który po tym artykule może nie być zadowolony.
- Pewnie masz rację – przyznała. – Ale należałoby się Harry’emu, bo czy kiedykolwiek ministerstwo podziękowało mu za uwolnienie nas wszystkich od Sama-Wiesz-Kogo?
- Nie – przytaknęła.
- Sama więc widzisz. Pewnie Kingsley chce to nadrobić.
- Może...
Obie zamilkły. Hermiona oddychała głęboko, uspokajając się, bo w czasie tej rozmowy serce zaczęło jej szybciej bić. Ginny patrzyła na ekran. Mała kropeczka poruszyła się.
- Wszystko w porządku? – zapytała.
- Tak, już dobrze. Nie wiesz gdzie jest Ron?
- Próbuje sprowadzić tu twoich rodziców.
Hermiona poderwała się do siadu.
- Po co?
Ginny położyła dłoń na jej piersi i popchnęła z powrotem na łóżko.
- Uspokój się, Hermiono, bo zaszkodzisz dziecku. Ani ja, ani nawet moja mama, nie zastąpimy twojej.
- Ale jak on...?
Urwała, bo drzwi do sali się otworzyły, a w progu stanął Ron, a za nim trzy osoby: Molly oraz Agnes i Mark Grangerowie.
- Mamo! Tato! – wykrzyknęła Hermiona, wyciągając do nich ręce. – Ron! Jak ci się to udało?
Mężczyzna przysiadł na brzegu jej łóżka i chwycił jej dłoń.
- Podziękuj Kingsleyowi. Czasami dobrze jest mieć znajomego ministra magii, nie uważasz?
- Tak. Ale najpierw podziękuję tobie – szepnęła Hermiona, całując męża w policzek.
Ginny wstała. Właśnie zorientowała się, że w sali są dwie osoby, które powinny zajmować się jej dzieckiem.
- Mamo, gdzie jest James?
Molly spojrzała na nią.
- Jest w Norze – odparła spokojnie. – Pod opieką Andromedy i twojego ojca, bo pewnie już wrócił z pracy.
- Jesteś pewna?
- No może nie do końca, ale chyba nie boisz się, że coś mu się stanie przy Andromedzie?
- Nie, ale wolę to sprawdzić. Hermiono, postaram się jutro cię odwiedzić – powiedziała do przyjaciółki, całując ją w policzek. – Naciesz się rodzicami i nie denerwuj się.  Chcę za kilka miesięcy porównywać z tobą nasze maleństwa.
------
Harry zgarnął z biurka kilka teczek śmierciożerców i schował je pod szatę, by przejrzeć je w domu. Nałożył kilka zaklęć zabezpieczających na resztę dokumentów i wyszedł z Biura.
Ulica, z której zwykle deportował się do domu, była pusta, ale on zamierzał przejść się na piechotę na Grimmauld Place.
Zacisnął mocniej rękę na różdżce i skręcił w jakąś boczną uliczkę, na której nie paliła się żadna latarnia. Czuł się jak cień, który próbuje chyłkiem przemknąć na drugą stronę.
Ulica sprawiała wrażenie martwej. Większość okien było zabitych deskami, a leżące w bramach śmieci nie poruszał nawet najmniejszy powiew wiatru. Upiorną ciszę przerywał tylko odgłos jego kroków.
Nagle, w bramie, którą mijał rozbłysło delikatne światełko.
- Witaj, Potter – rozległ się głos mężczyzny.
Harry zatrzymał się, wyciągając zapaloną różdżkę w stronę tamtego.
Mężczyzna wyłonił się z mroku. Światło padło na jego ciemnoskórą twarz.
- Zabini – warknął Harry. – Jeśli chcesz dłużej pożyć, to nigdy tego nie rób.
- Ty chciałeś mnie zabić? – prychnął. – Zmieniłeś się, Potter.
- Nie chciałem. Ale za napaść na aurora mogło ci grozić...
- Daruj sobie te formułki – syknął Blaise. – Poza tym ja nic nie zrobiłem.
Rozłożył ręce w obronnym geście.
- No dobra. Czego chcesz? Masz dla mnie coś nowego?
- Chciałem ci pogratulować nowego zadania. I mam dla ciebie pewną wskazówkę. Znajdź w tych waszych papierach nazwę Spinner’s End.
- Spinner’s End? – spytał zaskoczony Harry. – Co to za miejsce?
- Nie wiem. Słyszałem tę nazwę, gdy rozprawiali o ukryciu czegoś albo kogoś. Może to was jakoś naprowadzi.
Ciekawe do czego – mruknął sarkastycznie. – Ale dzięki.
Zabini skinął głową i deportował się. Harry rozejrzał się, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu, zgasił różdżkę i zrobił to samo.
Kilka sekund później wciągnął mroźne powietrze i otworzył oczy. Stał na wprost domu numer dwanaście na Grimmauld Place.
Wbiegł po schodkach, stuknął różdżką w drzwi, a gdy się otworzyły, wszedł do środka.
Na korytarzu natychmiast pojawił się Zgredek.
- Pan Harry zechce odpocząć w salonie – zaskrzeczał. – A Zgredek przygotuje obiad.
- Czy Ginny jest w domu?
- Pani Ginewra poszła rano do swojej matki, Harry Potter, sir, i jeszcze nie wróciła.
- Rozumiem. – Harry kiwnął głową. – Dziękuję, Zgredku, ale nie jestem głodny.
Zdjął z siebie płaszcz podróżny i podał go skrzatowi, po czym wspiął się na pierwsze piętro powolnym krokiem, czytając jedną z teczek.
Ciche skrzypienie rozległo się w salonie, gdy Ginny uchyliła drzwi i zajrzała do środka.
Harry siedział zamyślony przy kominku, na jednym z foteli. Na kolanach miał rozłożone jakieś stare pergaminy.
- Długo tak siedzisz? – zapytała, podchodząc do niego.
Podniósł na nią wzrok i pokręcił głową.
Złożyła dokumenty i odłożyła na stertę podobnych papierów leżących na stoliku, sama zajmując ich miejsce na jego kolanach. Harry objął ją mimowolnie, zagłębiając palce w jej włosach.
- Gdzie James? – wyszeptał.
- Śpi u siebie w pokoiku. Jesteśmy sami – mruknęła, jedną ręką ściągając mu okulary, a drugą rozpinając mu koszulę i pochylając się do niego, by go pocałować.
Harry oddał pocałunek, odchylając ją w drugą stronę, tak że wkrótce osunęli się z fotela na podłogę, klękając na wprost siebie, przed kominkiem. Ginny zsunęła koszulę z jego ramion, a on gwałtownym ruchem strząsnął ją na ziemię. Sięgnął do jej bluzki i zaczął odpinać guziki z góry na dół, odsłaniając jej piersi. Szarpnięciem wyciągnął materiał ze spodni i wsunął ręce na jej plecy, przyciągając ją do siebie. Kiedy skóra jej piersi przycisnęła się do jego klatki piersiowej, wydał z siebie gardłowy pomruk zadowolenia.
Niecierpliwymi ruchami zdjęli z siebie resztę ubrań, odrzucając je jak najdalej od siebie i ponownie usiedli na podłodze. Ginny usiadła na nim okrakiem, wydając z siebie głębokie westchnienie. Tak bardzo jej brakowało tej bliskości, której nie mieli szansy odczuć od wielu tygodni. Przycisnął ją do siebie i popchnął delikatnie na podłogę.
- Ginny... – szepnął niepewnie.
- Tak. – To było jej zapewnienie, że wszystko w porządku.
Podniósł się na rękach i spojrzał na jej drobną twarz, obsypaną piegami, jej rude włosy rozsypane na dywanie i jej wzrok pełny pożądania, i wiedział, że oboje są już bardzo blisko spełnienia.
W tej chwili nie było świata, śmierciożerców, nawet Jamesa śpiącego w swoim łóżeczku piętro wyżej, za wyjątkiem jej, tej wrażliwej i niesamowitej kobiety pod nim i magii iskrzącej pomiędzy nimi, gdy docierali na szczyt.
Pochylił głowę i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi, całując ją i szepcząc jej imię. Leżeli na boku, zanurzeni w siebie, kołysząc się prawie niezauważalnie.
Dłoń Ginny niepewnie dotknęła jego ramienia i pieszczotliwie przejechała po jego piersi.
- Dziękuję – wyszeptała.
Podniosła się na łokciu i z lekkim uśmiechem na ustach przycisnęła je do jego warg, całując go zachłannie i bez opamiętania.  

9 komentarzy:

  1. Super rozdział!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrałłł...XD Koniec..:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twojego bloga!!!!!!!!!!!!! I mam pytanko: dlaczego niektóre fragmenty notek są zaznaczone kolorem? A pozatym nie mogę się doczekać aż w końcu będą mieli spokój od śmierciożerców...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam twojego bloga ! Jest mega, co roku moge go tak czytać bez końca :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co to znaczy dotrzeć na szczyt? Wiele razy gdy ginny i harry się kochają występuje to wyrażenie. Po za tym świetnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe co by się stało gdyby śmierciożercy pod koniec tam weszli ? :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Spinner's End- skąś to kojarze...

    OdpowiedzUsuń