niedziela, 24 czerwca 2012

134. Kolejne ostrzeżenie


Czas płynął nieubłaganie szybko. Ze względu na bezpieczeństwo nienarodzonego dziecka, jeśli nic się nie zmieni, Hermiona miała spędzić święta Bożego Narodzenia w szpitalu, gdyż oboje musieli być pod stałą obserwacją uzdrowicieli. Codziennie dostawała różne eliksiry na wzmocnienie i poprawę życia dziecka.
Ron właściwie zamieszkał wraz z nią w sali szpitalnej, ponieważ co jakiś czas był proszony o oddawanie krwi na tworzenie antidotum, które w późniejszym czasie było podawane Hermionie.
Ginny odwiedzała ich prawie codziennie. Najczęściej przychodziła do nich sama, bo Harry był zajęty poszukiwaniem reszty śmierciożerców i pocieszała przyjaciółkę, jak tylko mogła, gdy ta zaczynała marudzić, że bardzo się nudzi, tylko leżąc i nic nie robiąc. Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów po kilku dniach przysłał Hermionie materiały dotyczące nowego prawa poprawienia życia czarodziejów z rodzin mugoli. Ku niezadowoleniu Rona, zajęła się tym z wielką radością, twierdząc, że pomaga jej to oderwać się od ponurych myśli. Ron nie raz potem stwierdzał, oczywiście w tajemnicy przed Hermioną, gdy odprowadzał Ginny do wyjścia, że dziecko, które się urodzi po tym wszystkim, będzie gorsze od niej, bo stale będzie siedziało nad książkami.
Następnego dnia po aresztowaniu Deana rozpoczęły się przesłuchania. Harry nie mógł jednak zbyt często przychodzić do sali sądowej, gdyż, gdy tylko się tam pojawiał, Dean więcej przeklinał i wyzywał Harry’ego od najgorszych, niż mówił coś sensownego i istotnego, i nie odpowiadał na zadawane przez sędziów pytania. Po tym Harry albo unikał tych spotkań, albo przychodził w pelerynie-niewidce, żeby nie drażnić Deana i nie przeszkadzać pozostałym, aż w końcu aurorzy na jakiś czas zawiesili dochodzenie i wzmocnili straże przy jego celi.
-------
- Gdzie się podziewa twój ojciec? – warknęła Ginny do Jamesa. – Jak jest potrzebny, to nigdy go nie ma!
Co kilka minut zerkała na stojący zegar na szafce. Zaraz musiała wyjść, bo miała umówioną wizytę u uzdrowiciela i odwiedziny u Hermiony, a nie mogła wziąć Jamesa ze sobą. Maleństwo zakwiliło, przekrzywiając główkę i patrząc niespokojnie na mamę, po czym zamachało rączkami i nóżkami, śmiejąc się.
- Nie ma się z czego śmiać, skarbie – mruknęła. – Muszę wyjść, a nie mogę wziąć ciebie ze sobą, a sam przecież nie zostaniesz – wyjaśniła.
- Ciocia, ja z nim zostanę! – wykrzyknął Teddy, wbiegając do pokoju i zatrzymując się przy łóżeczku.
Ginny odwróciła się do niego.
- Dziękuję Teddy, ale ja potrzebuję dorosłego... Na przykład twojego wujka...
- Jestem już duży! – krzyknął chłopiec, tupiąc jednocześnie nogą. Zmarszczył czoło i zmienił kolor włosów na ognistą czerwień.
- Teddy, przestań! – zawołała pani Tonks od progu. – Pani Ginewro, proszę zostawić malca pod moją opieką – Andromeda zwróciła się do niej – i niczym się nie martwić.
- Ależ nie mogę pani obarczać jeszcze tym obowiązkiem! – zaprotestowała Ginny.
- To nie jest dla mnie żaden kłopot – przerwała jej starsza kobieta, biorąc Jamesa na ręce. – Choć w taki sposób mogę się państwu odwdzięczyć za przygarnięcie nas do siebie.
Ginny potrząsnęła głową i pogładziła Teddy’ego po włoskach.
- Dobrze pani wie, że Harry zrobi dla Teddy’ego wszystko, by był bezpieczny. I bardzo dziękuję za pomoc, pani Andromedo. Harry powinien zjawić się za jakąś godzinę, ale jakby James się pobrudził, to tutaj – wskazała na komódkę obok łóżeczka – są czyste pieluchy i śpiochy. W razie czego proszę wołać Zgredka, on wie gdzie jest wszystko i z chęcią pani pomoże.
Pani Tonks kiwnęła głową. Ginny ucałowała Jamesa i pożegnała się. Schodząc po schodach usłyszała szczebiotanie Teddy’ego, który pokazywał Jamesowi jakąś zabawkę, spokojny głos Andromedy i w końcu płacz – to James zorientował się, że nie ma przy nim mamy. Nie mogła jednak tam wrócić, bo wtedy w ogóle by nie wyszła.
Zamierzała otworzyć drzwi i wyjść, gdy na zewnątrz rozległ się trzask aportacji i w progu stanął Harry.
- Gdzie idziesz? – zapytał zaskoczony. – Chciałem cię porwać do Doliny.
Ginny spojrzała na niego spode łba.
- Dzisiaj? Zapomniałeś, że mam wizytę kontrolną u Octopusa? Poza tym myślałam, że przez ten czas zostaniesz z Jamesem.
Harry spojrzał ponad jej głową w głąb domu.
- Jak słyszę ma już dobrą opiekę – zauważył. – Zgredek! – zawołał i skrzat pojawił się przed nimi. – Powiedz pani Tonks, że wrócimy później i dziękujemy za opiekę nad Jamesem.
- Tak, Harry Potter, sir – pisnął elf i zniknął.
Harry odwrócił się. Ginny stała przy drzwiach z założonymi rękami na piersiach.
- I myślisz, że wszystko załatwione? Nie chcę zostawiać Jamesa samego na zbyt długo.
- A kto powiedział, że zostawisz? – Podszedł do niej i wziąwszy ją pod ramię wyprowadził na ulicę i deportowali się pod gabinet uzdrowiciela. – Po wizycie u Octopusa i Hermiony wrócimy do domu i weźmiemy Jamesa ze sobą. Przecież to także jego dom.
Ginny niechętnie skinęła głową.
- W porządku. Tylko nie rozumiem, po co nas tam zabierasz. Wiesz, że mnie budowa nie interesuje, a Jamesa tym bardziej...
- Wiem, ale dzisiaj rano dostałem sowę z wiadomością, że wszystko jest na ukończeniu i po świętach będziemy mogli tam wrócić. Chcę, żebyś zerknęła na dom swoim okiem i powiedziała, czego tam brakuje. Na pewno wiele będzie do zrobienia...
Ginny zmrużyła oczy, patrząc na niego.
- A od kiedy to tak liczysz się z moim zdaniem, co?
Harry zdążył tylko mruknąć „zawsze”, bo drzwi przed nimi się otworzyły i wyszedł uzdrowiciel.
- Państwo Potter. Zapraszam do gabinetu.

Po wyjściu od uzdrowiciela, gdzie Harry usłyszał bicie serduszka kolejnego Pottera i diagnozę, że maleństwo rośnie i rozwija się prawidłowo, poszli odwiedzić Hermionę. Przez całą wizytę, oboje z trudem powstrzymywali się przed ogłoszeniem o tej nowinie, bo chcieli zaczekać z tym znowu do świąt i powiadomić o wszystkim całą rodzinę.
Hermionie jednak wystarczyło tylko jedno spojrzenie na nich i już wiedziała.
- Jesteś w ciąży – stwierdziła.
Ginny i Harry spojrzeli na siebie.
- Nie musicie odpowiadać – Hermiona machnęła ręką – za długo was znam, by tego nie dostrzec.
- To prawda – przyznała Ginny, ściskając Harry’ego za rękę. – Nie chciałam nic mówić ze względu na ciebie i twoje nienarodzone dziecko – szepnęła.
- Hermiono... – zaczął Harry, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi i do sali weszła pielęgniarka, niosąc tacę z eliksirami.
- Koniec wizyty – oznajmiła. – Pani Weasley musi dużo odpoczywać, jeśli ma wyjść stąd na święta.
- Naprawdę? – Ginny spojrzała zaskoczona na kobietę a potem na Hermionę, która kiwnęła głową, po czym podskoczyła i uściskała ją.  – Będziesz mogła wyjść?
- Podobno jest coraz lepiej z tym maluchem – odparła z uśmiechem Hermiona, kładąc rękę na brzuchu. – I dlatego Rona tu nie ma. Szuka odpowiedniego domu, gdzieś, gdzie w razie czego będzie blisko do Munga i do waszych i moich rodziców.
- To wspaniale!
- Co ja powiedziałam? – warknęła pielęgniarka.
Harry wstał i pociągnął Ginny za sobą.
- Już wychodzimy – powiedział. – Hermiono, przekaż Ronowi, że chętnie mu pomogę w poszukiwaniach.
- Oboje mu pomożemy – dodała Ginny. – A teraz rzeczywiście już pójdziemy. Musimy odciążyć panią Tonks od Jamesa. Zobaczymy się jutro.
Pocałowała przyjaciółkę na pożegnanie, Harry ścisnął Hermionie rękę i wyszli.

Gdy znaleźli się w domu, Ginny miała wrażenie, że pani Tonks ulżyło na ich widok. James marudził przez cały czas ich nieobecności, nie chciał jeść ani spać. Kiedy zobaczył mamę i tatę zakwilił, wyciągając do nich rączki. Ginny szybciutko go nakarmiła i przebrała w ciepłe ubranka, i wkrótce aportowali się we trójkę pod lasem w Dolinie Godryka.
Cała okolica pokryta była białym śniegiem, który trzeszczał po każdym ich kroku. Ciemne chmury zwiastujące kolejne opady śniegu przykrywały całe niebo. Robiło się coraz ciemniej.
James przyłożył główkę do piersi mamy i zasnął. Ginny zazdrościła mu, że niczym nie musi się przejmować. Czuł bicie jej serca i oddech, i to mu starczyło, by wiedzieć, że jest bezpieczny.
Gdy dotarli do furtki, Harry pchnął bramę i objął Ginny ramieniem. Zadrżała. Nie była tu od czasu pożaru i zniszczenia budynku przez Deana i śmierciożerców, więc nie wiedziała, czego może się spodziewać. Harry bywał tu częściej, bo sprawdzał postępy w odbudowie i dla niego nie robiło to już takiego wrażenia, jak na nią, choć pamiętała kilka pierwszych nocy, podczas których budziła go z koszmarów.
W końcu spojrzała w stronę domu i aż stanęła zdumiona. Tego się nie spodziewała. Dwupiętrowy budynek zamienił się w trójkondygnacyjny gmach ze strychem i dużą, wygodną werandą zamiast ganku i tarasu. Kilku mężczyzn kręciło się po zadeptanym ogródku.
Ginny podała Harry’emu Jamesa, zrobiła kilka kroków i bez słowa weszła do środka.
Salon był pusty, w kominku nie płonął ogień, kuchnia była tak samo pusta. Na pierwszym piętrze pojawiły się dwa dodatkowe pokoje, a na drugim kolejne trzy.
Gdy zeszła na dół Harry układał Jamesa w łóżeczku stojącym przy oknie, które przetransmutował z kawałka drewna.
- I jak? – spytał Harry, gdy odwrócił się do niej. Podeszła do niego. – Co o tym myślisz?
- Jest wspaniale – szepnęła. – Trzeba trochę przemeblować, ale ujdzie.
- Nasza sypialnia i pokój dziecięcy zostawimy na razie, tak jak był, na pierwszym piętrze, a potem jak James i dzieciaki podrosną, to dla nich będzie całe drugie piętro. W razie czego strych też będzie można przerobić na dodatkowe sypialnie.
- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim – mruknęła z uśmiechem.
Do salonu wszedł jeden z robotników.
- Panie Potter, mogę prosić pana na słowo?
Harry kiwnął głową i podszedł do mężczyzny. Ginny rzuciła kilka zaklęć na łóżeczko i śpiącego w nim chłopca i wyszła na zewnątrz. Wyminęła obu mężczyzn, omawiających przerobienie szopy na miotły na większe pomieszczenie, które mogłoby służyć w przyszłości za garaż, przeszła przez ośnieżone podwórze i skierowała się na skraj lasu.
Groby rodziców Harry’ego były przykryte grubą warstwą śniegu. Machnęła kilka razy różdżką, usuwając zaspy i odśnieżając pobliski kamień, na którym często siadał Harry, gdy chciał być tu sam i porozmawiać z rodzicami. Ona też lubiła tu przychodzić.
Stojąc tak i patrząc na miejsca spoczynku Lily i Jamesa Potterów, dostrzegła za nimi coś dziwnego. Płaski kamień ustawiony na sztorc, jakby kolejny grób. Przecież nikt więcej nie był tu pochowany, a Stworek został zakopany przez Harry’ego po drugiej stronie i na pewno nie zostawiłby takiego nagrobka! Mruknęła „Lumos”, żeby lepiej widzieć i podeszła tam. Nagrobek Potterów i ten kamień prawie stykały się grzbietami. Odwróciła się i oświetliła go różdżką. Oniemiała, czytając wyryty na nim napis:

Harry Potter
urodzony 31 VII 1980 roku
zmarł 24 XII 2004 roku

Różdżka wypadła jej z ręki, wpadła w śnieg i zgasła.
- Harry... – spróbowała krzyknąć, ale to bardziej zabrzmiało jak jęk.
Oczy zaszły jej mgłą. To niemożliwe!
Potrząsnęła głową. Oczywiście, że to nie jest możliwe. Przecież Harry stał teraz przed domem, z Jamesem na rękach i rozglądał się dokoła, szukając jej. Poza tym do świąt jest jeszcze tydzień.
Co to może znaczyć? Kolejne ostrzeżenie? Głupi żart?
Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Gdyby nie wsparła się o kamień upadłaby w śnieg. Odnalazła różdżkę i wyciągnęła rękę do góry.
- Harry! – zawołała. – Chodź tu do mnie!
Miała nadzieję, że jeśli jej nie usłyszy, to zobaczy choć nikłe światełko z jej różdżki.

Harry’ego zaniepokoił płacz Jamesa. Skończył rozmawiać i podszedł do łóżeczka, w którym leżał jego syn.
- Gdzie twoja mama? – zapytał, biorąc go na ręce. James wczepił paluszki w jego szatę. – Zostawiła cię tutaj samego i gdzieś sobie poszła? Pójdziemy jej poszukać i wrócimy do domu, bo pewnie jesteś głodny.
Wyszedł na zewnątrz. Na dworze było już ciemno, więc zapalił różdżkę i rozejrzał się. Nigdzie nie widział Ginny. Nagle usłyszał z boku jej drżący głos.
- Harry! Chodź tu do mnie!
Dochodził od strony lasu i grobu jego rodziców. Spojrzał tam. Stała za nagrobkiem i patrzyła w stronę domu.
Przycisnął mocniej Jamesa do siebie i pobiegł do niej.
- Ginny, co się stało? Jesteś cała?
Różdżką oświetlał jej bladą twarz. Podniosła rękę i wskazała na kamienną płytę.
- Nic mi nie jest, ale spójrz na to.
- Co to jest? – zapytał.
- No spójrz!
Obniżył różdżkę i przeczytał wyryty napis. Gdy dotarł do daty swojej śmierci, przeklął siarczyście, aż przestraszony tym James zaczął płakać.
- Harry! – krzyknęła z naganą Ginny i wzięła malca na ręce. – Już dobrze, James. Tata tylko się zdenerwował.
- Nie daruję mu tego! – wykrzyknął wzburzony.
- Komu? Kto to mógł zrobić?
- Nie domyślasz się? Kto chciałby widzieć mnie martwym i zająć miejsce obok ciebie? – spytał retorycznie.
Z gardła Ginny dobył się zduszony okrzyk.
- Dean...
- Właśnie. Odprowadzę was na Grimmauld Place i pójdę do ministerstwa. Mam tam pewną sprawę do załatwienia.

Ministerstwo o tej porze było opustoszałe. Harry szybkim krokiem przemierzył atrium, kierując się do wind.  Zastanawiał się, czy oprócz nałożonych na celę zaklęć, na straży jest ktoś z aurorów. Nie chciał zbyt wielu świadków tego spotkania.
Na dziesiątym poziomie nikogo jednak nie było. Przeszedł przez ciemny korytarz, mijając po drodze drzwi sal sądowych, aż dotarł do lochów, w których kiedyś przetrzymywano śmierciożerców, zanim zostali wysłani do Azkabanu. Dean znajdował się na samym końcu w najmniejszej z nich.
Harry usunął zaklęcia zabezpieczające, odblokował drzwi i wszedł do środka.
Dean leżał na podłodze w pomiętej szacie. Oczy miał zamknięte, więc w pierwszej chwili Harry pomyślał, że śpi. Patrząc na niego zastanawiał się, co stało się z tym chłopakiem, którego znał ze szkoły. Wtedy łączyły ich nawet dobre stosunki i choć nie było między nimi takiej przyjaźni, jak między nim a Ronem, to, gdy doszło do ostatecznej walki z Voldemortem, był po jego stronie. A może w skrytości liczył na to, że...
Harry zawahał się. Czy już wtedy był tak zazdrosny o Ginny?
- Witaj, Potter – rozległ się stłumiony głos Deana Thomasa. – Pewnie widziałeś swój grób, co? Inaczej byś tu nie przyszedł.
Harry skierował różdżkę na niego. Wiedział, że Dean nic mu nie zrobi, bo aurorzy odebrali mu różdżkę przy aresztowaniu, ale wolał nie ryzykować.
- Co oni planują? – syknął.
Dean usiadł, opierając się plecami o ścianę. Ręce skrzyżował na piersi.
- Chciałbyś wiedzieć, co? Za kilka dni się dowiesz. Nie będę ci psuł niespodzianki.
- Dlaczego tak zatruwasz nam życie, Dean? Czego ty ode mnie chcesz?
- Chyba już znasz odpowiedź, Potter – mruknął.
- Ona nigdy nie była twoja i nigdy nie będzie. Tak naprawdę, to nawet nie ja ją wybrałem tylko ona mnie. Myślałem, że o tym wiesz. A teraz przez ten incydent w Dolinie, mogła stracić dziecko. A tego bym ci nie wybaczył.
Dean poruszył się niespokojnie i Harry instynktownie zareagował:
- Incarcerus!
W powietrzu pojawiła się gruba lina, która oplotła Deana od stóp do głowy.
- Ginny... Ginny jest w ciąży? – zapytał zaskoczony.
Harry zdążył kiwnąć głową, bo nagle do środka wpadło kilku mężczyzn.
- Potter! Co ty tu robisz? – zapytał Paul Laughter, który wbiegł pierwszy i wycelował w niego różdżkę. – Miałeś tu nie przychodzić do czasu wyjaśnienia sprawy.
- Która jest obecnie zawieszona! – krzyknął Harry. – A jego kumple dają mi kolejne ostrzeżenia! – Wskazał na związanego Deana.
Paul zmarszczył brwi i wyprowadził go na zewnątrz. Po drodze spotkali Marka Newtona.
- O czym ty mówisz, Potter? – zapytał Laughter, gdy weszli na schody.
Harry wyjaśnił im pokrótce sytuację.
- ...od razu odprowadziłem Ginny do domu, a sam przyszedłem tutaj – zakończył.
Paul spojrzał na Marka.
- Newton, idź sprawdź to, co mówi Potter, a ty wracaj do domu. Jutro zaczynamy od początku.
Gdy Harry wrócił na Grimmauld Place Ginny czekała na niego w kuchni. Zgredek podał mu kolację i mocną herbatę, a sam przywołał z kredensu butelkę Ognistej i dolał sobie do kubka.
Ginny nie pytała o nic. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na Harry’ego, by wiedzieć, że spotkanie z Deanem dużo go kosztowało.
- Nie rozumiem go – mruknął w końcu. – Co mu dało przyłączenie się do tamtych? Bo to, że jest zazdrosny, to mogę... Sam często jestem...
Spojrzał na nią i uśmiechnął się z trudem. Ginny usiadła przy nim i wcisnęła rękę pod jego ramię.
- Wiem, że jesteś – szepnęła i pocałowała go w policzek. – A jeśli chodzi o Deana, to może dali mu ochronę, jakiej każdy mugolak potrzebuje? – zapytała. – Tak naprawdę to nie wiecie, co planują śmierciożercy, więc on to wykorzystuje...
- Pewnie masz rację. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego atakuje nas po tylu latach. Mam nadzieję, że już niedługo się dowiem.
Nagle w kominku rozbłysły szmaragdowe płomienie i pojawiła się głowa Marka Newtona.
- Witaj Ginny – przywitał się i zwrócił się do Harry’ego – Harry, Thomas zgodził się na kolejne przesłuchania. Zaczynamy jutro w południe. Prosił o twoją obecność.
- Moją? – spytał zaskoczony. – W porządku. Oczywiście, że będę.
- To do zobaczenia.
Mark skłonił głowę na pożegnanie i zniknął z kominka.
- Dean chce cię widzieć? – spytała zszokowana Ginny, patrząc na Harry’ego. – Żeby nie wynikła z tego znowu kłótnia, jak poprzednio.
- Mam wrażenie, że nie będzie, ale przekonam się jutro.
Ginny chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległ się trzask i przed nimi pojawił się Zgredek.
- Panicz James się obudził i płacze – oznajmił. – Zgredek zrobił już wszystko, co mógł, ale nic nie pomaga.
- Już do niego idziemy, Zgredku – powiedział Harry.
Objął Ginny ramieniem i razem weszli po schodach.

14 komentarzy:

  1. Bardzo fajny blog, masz świetne pomysły i genialnie piszesz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga pani Rowling :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże jak sie przestraszylam tego nagrobka o.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Zawału bym dostała!!!!!

      Usuń
    2. Ja przez chwilę myślałam że Harry nie żyje i ktoś się pod niego podszywa

      Usuń
  4. Omg omg OMG ten nagrobek. O.o O.o

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest świetne. Poproś tu brak mi słów. Nadajesz się do pisania książek. Czytam tego bloga juz drugi raz i nie wiem czy nie przeczytam trzeci. Jest porostu genialny. Pozdrawiam
    -A

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jest jeden błąd. Zgredek nie jest elfem. Ale i tak świetny blog czytam go już drugi raz i na nowo mnie zaskakuje

    OdpowiedzUsuń
  7. Nic dodać nic ująć xD :D Super pomysł z tym ostrzeżeniem, aż mnie ciary przeszły xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Bosz! Straszny ten nagrobek! Zawału prawie dostałam!

    Ale rozdział jak ZAWSZE super! :D
    Luna Pomyluna ∑

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten nagrobek! Straszne!
    Tylko Ty mogłaś wymyślić coś takiego.. I za to Cię lubię<3^^

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja czytam tego bloga 5 raz bo jest genialny

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam o nagrbku i tak wtf?

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam czytam tak mniej więcej spokojnie a tu nagle BAM w dolinie Godryka nagrobek Harre'ego i krzyczę na cały dom "CO DO CHOLERY?!" I teraz tak co się dalej stanie?

    OdpowiedzUsuń