niedziela, 24 czerwca 2012

128. Podboje Państwa W...


Niewielki salon rozświetlał jedynie blask ognia z kominka. Migające płomienie odbijały się co jakiś czas w szklanej butelce, trzymanej przez młodego mężczyznę, który siedział w półmroku w kącie pomieszczenia. Wypił kolejny łyk z butelki i przeklął.
Po kłótni z Hermioną nie wrócił do weselnego namiotu, tylko deportował się prosto na Pokątną. Nie miał ochoty wysłuchiwać komentarzy najbliższych i widzieć pełne dezaprobaty twarze rodziców.
Kiedy to wszystko się popsuło? Od straty dziecka przed laty? Czy ona zapomniała już, jak on się nią opiekował, gdy miała depresję? Kiedy przez cały czas leżała w łóżku, patrząc w sufit i użalała się nad sobą, nie wychodząc z domu, by spotkać się z kimkolwiek? Może, gdyby wtedy była przy niej Ginny... Ale miała przecież jego! Czemu, gdy pojawił się Krum odwróciła się od niego i wpadła w ramiona kochanka?
- Hermiono... – jęknął. – Dlaczego? Nawet nie wiesz jak ja cię kocham...
------
Wiktor wysłał Hermionie wiadomość w niedzielę rano, że niestety jest bardzo zajęty i nie będą mogli się spotkać, bo odbywały się finały quidditcha, a on został poproszony o komentarz w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Sfrustrowana zmięła pergamin w ręku. Nie miała mu tego za złe. Przecież przed laty był jednym z najlepszych zawodników w reprezentacji Bułgarii i z pewnością dziennikarze sportowi prześcigali się w zapraszaniu na wywiady słynnego ścigającego Wiktora Kruma, przebywającego obecnie w Londynie. Tylko jak teraz mogłaby się odegrać na Ronie?
W poniedziałek niespodziewanie zostało zorganizowane spotkanie szefów Departamentów Przestrzegania Prawa i Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Zaproszono na to spotkanie także kilku pracowników z obu departamentów oraz gości z Bułgarii, jako obserwatorów. Hermiona odkąd zobaczyła, że on zajmuje miejsce obok niej, nie mogła się skupić na tym, o czym tamci mówią. Od razu zobaczyła, że nad brwią miał zaczerwienioną bliznę, której wcześniej nie było. Zapewne to ślad po niedawnym spotkaniu z Ronem, pomyślała i poczuła złość na swojego męża. Zadrżała, gdy pod stołem Wiktor podał jej pergamin z notką, w której zapraszał ją na kolację dzisiaj wieczorem w luksusowej mugolskiej restauracji. Zrobiło jej się gorąco, gdy przy okazji rozmyślnie dotknął jej uda i przesunął po nim palcami. Strąciła jego dłoń i zaczerwieniła się po same uszy, jednocześnie mając nadzieję, że nikt z zebranych tego nie zauważył. Na szczęście w tej samej chwili zebranie się skończyło i pracownicy obu departamentów zaczęli rozchodzić się do swoich zajęć. Hermiona skłoniła głowę kilku osobom i wyszła, kierując się do wind, gdyż spotkanie odbywało się na piątym piętrze. Wiktor odszedł z innymi Bułgarami. 
- Hermiono! – usłyszała na korytarzu stanowczy głos.
Obejrzała się. Szedł ku niej Harry z nieodgadnionym wyrazem twarzy. No tak, on też był na tym spotkaniu, uświadomiła sobie, i siedział skupiony po drugiej stronie stołu. Czy widział wszystko? Z bijącym sercem podeszła do przyjaciela.
- Cześć, Harry – przywitała się. – Co słychać? Jak Ginny i James?
- W porządku – odparł sucho. – Możemy porozmawiać?
- Oczywiście.
Wsiedli do windy. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie i Hermiona odniosła przykre wrażenie, że Harry jest wściekły, ale nie chce wyładowywać tej złości przy obcych, tylko czeka na odpowiedni moment, kiedy będą sami.
Na drugim piętrze podeszli do jej gabinetu. Otworzyła drzwi i gestem zaprosiła go do środka.
- Wiesz, co się dzieje z Ronem? – zapytał, zanim zdążyła zamknąć drzwi i się do niego odwrócić. – Od wesela Freda i George’a próbujemy się z nim skontaktować na różne sposoby, ale nie odpowiada. Kominek u was w domu też jest zablokowany...
- Nie wiem, Harry – mruknęła. – Od tygodnia nie mieszkam na Pokątnej, a ostatni raz widziałam go tak jak ty, w sobotę...
- Mieszkasz u niego, tak? – syknął, wskazując głową w stronę drzwi. Od razu zrozumiała, że mówi o Wiktorze. – Zostawiłaś Rona i poszłaś do Kruma, tak? Po tym jak się pobili o ciebie?
- Skąd ty wiesz, że się bili?! – krzyknęła. – I nie mieszkam z Wiktorem! Co?... – Poczuła się zbita z tropu, gdy dotarło do niej ostatnie zdanie Harry’ego. – Bi-bili się o mnie?
- A o kogo? – spytał ironicznie. – Ron pobił się o ciebie w sobotę z Krumem w Dziurawym Kotle, dlatego spóźnił się na ślub swoich braci – powtórzył dobitniej.
Zmieszała się na te słowa. Nie wiedziała, co na to powiedzieć. Czyżby Ron coś do niej jednak czuł? Tylko dlaczego jego ostatnie słowa to „Nienawidzę cię”? Ponieważ się nie odzywała, Harry kontynuował:
- Bułgarzy zamierzają złożyć protest i jak najszybciej wyjechać. A mieli zostać do końca roku! Hermiono, proszę cię jako przyjaciel i auror: nie pogarszaj naszej sytuacji! Skończ jak najszybciej tę znajomość! Nie chcę, żeby oskarżyli moich najbliższych przyjaciół!
Otworzył drzwi i wyszedł.
Zrozumiała, że dostał od swojego szefa polecenie, żeby z nią porozmawiać. W końcu kilku aurorów było oddelegowanych do ochrony bułgarskiej grupy czarodziejów i nie chcieli, by wiadomość o pobiciu jednego z gości dotarła do prasy, choć i tak dziennikarze krążyli wokół Bułgarów niczym sępy. A może jednak przyszedł do niej jako przyjaciel? I tak jak kiedyś chciał ją ostrzec?
Opadła ciężko na fotel i ukryła twarz w dłoniach. Brakowało jej najbliższych. Harry, Ginny i James, pozostali Weasleyowie... Ale te ostatnie miesiące... Co sprawiło, że tak się od nich oddaliła?
Gdy tak siedziała zatopiona we wspomnieniach ujrzała wściekłą twarz Rona sprzed kilku dni. Złość ponownie ją ogarnęła. To przez niego Wiktor niedługo wyjeżdża i pewnie chce się pożegnać, dlatego zaprosił ją na kolację.
Przez resztę dnia układała sobie w myślach, co powie Wiktorowi. Nic konkretnego jednak nie przychodziło jej do głowy. Najbardziej przerażał ją fakt, że nie ma się w co ubrać, a przecież nie pójdzie w zwykłej szacie czarownicy do mugolskiej restauracji!
Chwyciła torebkę i wybiegła z pracy. Kilka godzin spędziła w różnych sklepach, jednak nic z tego, co przymierzyła nie wydawało się stosowne. W końcu założyła na siebie długą czarną suknię, odsłaniającą jej plecy i obejrzała się w lustrze. Właśnie tego szukała. Materiał idealnie przylegał do jej ciała, podkreślając jej kształty.
Zapłaciła i opuściła sklep. Znalazła ustronne miejsce i deportowała się do domu rodziców, w którym ostatnio mieszkała.
Wzięła szybki prysznic, umyła włosy i ponownie założyła nowo zakupioną suknię. Wyczarowała sznur pereł i omotała je wokół szyi.
Zostawiła w kuchni wiadomość do rodziców, żeby nie czekali na nią, bo wróci późno, nałożyła ciepły płaszcz i wyszła.
Aportowała się w jakimś zaułku. Gdy wyszła na główną ulicę otoczył ją tłum ludzi. Na szczęście restauracja była niedaleko, więc po kilku minutach znalazła się na miejscu. Wiktor już na nią czekał w holu. Zauważyła, że wstrzymał oddech, mierząc ją spojrzeniem od stóp do głów i z powrotem, gdy zdjęła z siebie płaszcz i oddała do szatni.
- Wyglądasz olśniewająco – powiedział.
Zarumieniła się skrępowana. On sam wyglądał rewelacyjnie ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. Wziął ją pod ramię i poprowadził do stolika w kącie sali. Pomógł jej usiąść i zajął miejsce naprzeciwko. Światło świecy pośrodku stolika padało na jego twarz, więc mogła mu się lepiej przyjrzeć. Oprócz blizny nad brwią miał jeszcze szramę na szyi.
- Przedwczoraj wyglądałem dużo gorzej, możesz mi wierzyć – mruknął. – Czego się napijesz do kolacji?
Wskazał jej kartę. Podskoczyła zaskoczona. Dużo gorzej? Na Merlina, co Ron mu jeszcze zrobił? Ale skoro Ron wyglądał na weselu Freda i George’a, tak jak wyglądał... To wszystko jest możliwe...
- Może wina – mruknęła. Coraz bardziej czuła, że jej to będzie potrzebne.
- Hermiono... – szepnął. Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń. – To, co się stało w sobotę... Nie wiń się za to...
- Który z was zaczął? – zapytała trochę za ostro. Skoro i tak to on zaczął ten temat, to może dowie się czegoś więcej.
W tej samej chwili podszedł kelner i podał wino, a zaraz potem posiłek. Hermiona wypiła łyk z kieliszka. Wiktor zaczekał, aż kelner ustawi wszystko na stole i odejdzie. Dopiero, gdy zostali sami powiedział:
- Nie jest to ważne – powiedział. – Nie po to zaprosiłem cię tutaj, by się żalić na twojego męża...
- Ale przez niego zamierzacie wyjechać! Ty i reszta waszej delegacji! – wykrzyknęła. – Wiem o tym od Harry’ego – dodała, gdy dostrzegła jego spojrzenie.
Czuła, że jej głos stał się dziwnie rozpaczliwy. Goście przy sąsiednich stolikach spoglądali na nich z politowaniem. Ona jednak przestała się tym przejmować. Wypiła kolejny łyk wina. Przez chwilę zamajaczyła jej mglista myśl, że nie powinna tego robić, bo więcej piła niż jadła i zaczynało jej się kręcić w głowie. Na Merlina, przecież to jest jej wina!
- Hermiono... – zaczął ponownie. – To prawda. Wyjeżdżamy jutro i chciałem tą kolacją się z tobą pożegnać.
- Dlaczego? Co on ci powiedział?
- To nie przez twojego męża, ani przez ciebie. Po prostu rozmowy między naszymi ministerstwami nie wyszły tak jak to planowano i dlatego wyjeżdżamy.  Wieczorem mamy przygotowany świstoklik.
Kieliszek Hermiony zapełnił się po raz kolejny i kobieta pociągnęła następny łyk. Nie była pewna, który to kieliszek, czy to Krum pod nieuwagę innych gości napełniał go zaklęciem. Świat lekko wirował wokół niej.
Zauważyła, że Wiktor przywołał kelnera i zapłacił za kolację, po czym wstał i podszedł do niej. Odsunął jej krzesło i podał rękę, by ją podtrzymać, gdyby się zachwiała.
- Wychodzimy? – spytała zaskoczona. Miała wrażenie, że jej głos zabrzmiał, jakby wcisnęła sobie watę do ust.
- Zabieram cię stąd – usłyszała jego głos przy swoim uchu. – Tu nie będziemy mogli porozmawiać, a chciałbym być z tobą sam na sam.
Jego ramię mocno otoczyło jej talię, by wyprowadzić ją do holu. Świeże powietrze powiało od wejścia i uderzyło ją w twarz, co ją trochę otrzeźwiło.
- Poradzę sobie sama – mruknęła. – Dzięki za miły wieczór.
- Nie pozwolę, żebyś teraz sama teleportowała się gdziekolwiek – powiedział. – Jeszcze się rozszczepisz. Poza tym mieliśmy porozmawiać.
Chwycił ją za ramię i wprowadził na górę. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Tutaj? – Wyrwała ramię z jego uścisku, gdy otworzył najbliższe drzwi.
- Tak będzie najlepiej. Przecież nikt nas tu nie zna, a w Dziurawym Kotle, gdzie od miesięcy mieszkam, znają nas wszyscy, przynajmniej mnie – mruknął skwaszony.
- Mnie też znają – przyznała, wspominając Hannę i Erniego.
Weszli do środka. Przysunął się do niej bliżej, więc Hermiona nie miała innego wyboru jak oprzeć się o pobliską ścianę. Oparł się rękami po obu jej stronach, tak, że nie miała możliwości żadnego ruchu. Jego spojrzenie zatrzymało się na jej wargach.
- Hermiono... – szepnął. Wziął jej twarz w swoje dłonie. – Jesteś taka piękna...
Czuła jego ciepło, a jego bliskość zniewalała ją. Słyszała swój urywany, płytki oddech.
- Wiktor, nie po...
Słowa sprzeciwu uwięzły jej w gardle, bo jego wargi pokonały tę minimalną odległość, której brakowało do jej ust. Ten kontakt podziałał na nią jak elektrowstrząs. Objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie, upajając się smakiem jego warg, gdy zaczął całować ją gwałtownie i z żarem, bliski utraty zmysłów z rozkoszy pożądania. Odrywali się tylko na chwilę, by zaczerpnąć oddechu. Pożądanie szybko wymykało im się spod kontroli.
Wiktor, ostatnią resztką woli odsunął się od niej.
- Jeszcze możemy to przerwać – wychrypiał.
- Już nie... – Przyciągnęła go z powrotem i wycisnęła pocałunek na jego ustach. 
W odpowiedzi Wiktor rozpiął jej czarną suknię, która zsunęła się na podłogę. Uniósł ją niczym piórko i rzucił nagą na pobliskie łóżko. Równocześnie sam pozbył się ubrania i po chwili leżał obok niej. Ustami pieścił jej szyję i schodził nimi coraz niżej, do piersi. Jednocześnie jego dłoń przesuwała się po jej ciele coraz niżej i niżej. Jęknęła, gdy poczuła go między udami, mocniej obejmując go za szyję i przyciągając do siebie.
Przykrył ją całym ciałem i znieruchomiał, jakby czekał na potwierdzenie. Oplotła nogami jego biodra i przyciągnęła go jeszcze bliżej. Przestali panować już nad swoim pożądaniem.
Kilka minut później, ostatkiem sił Hermiona wykrzyknęła:
- Ron, kocham cię!
Wiktor odsunął się od niej i wstał. Bez słowa zamknął się w łazience.
Hermiona ukryła twarz w pachnącej miłością pościeli, czując ogromne wyrzuty sumienia i wybuchnęła płaczem. Słowa były niepotrzebne. Poczuła się strasznie. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie kocha Wiktora i nigdy go nie kochała. To Ron był tym jedynym... Gdy to sobie uświadomiła poczuła obrzydzenie do samej siebie... Jak mogła zrobić coś tak niemoralnego?
Z pokoju wymknęła się godzinę później. Płacząc, przetransmutowała suknię w zwykłe dżinsy i sweter i założyła na siebie. Przez jedną krótką chwilę, miała ochotę wejść do łazienki i powiedzieć Wiktorowi, że odchodzi, ale powstrzymała się. Wszystko już zostało powiedziane w tym jednym zdaniu, które wykrzyczała w łóżku.
Teraz musi załatwić inną, dużo poważniejszą sprawę.
------
Harry stuknął różdżką w drzwi i wszedł do przedpokoju. Staroświeckie gazowe lampy rozbłysły pomarańczową poświatą, gdy zrobił kilka kroków w głąb domu. Podbiegł do niego Zgredek.
- Pani Ginewra usypia panicza w salonie – oznajmił piskliwym głosikiem, biorąc od niego płaszcz. – A Zgredek szykuje kolację dla Harry’ego Pottera.
- Dziękuję Zgredku. Pójdę na górę się z nimi przywitać, a ty powiadom mnie, gdy posiłek będzie gotowy, dobrze?
- Tak jest, Harry Potter, sir.
Ukłonił się i zbiegł z powrotem do kuchni, a Harry wspiął się na pierwsze piętro. Zatrzymał się w progu. Ginny stała przy łóżeczku i cicho śpiewała jakąś kołysankę. Podszedł do niej i objął ją od tyłu. Przez ramię spojrzał na śpiącego maluszka.
- Skoro James śpi, to może wykorzystamy tę chwilę dla nas? – wyszeptał jej do ucha.
Przytulił ją mocniej do siebie i pocałował w szyję. Na Merlina, jak dawno nie mieli okazji być ze sobą!
- Harry, nie dzisiaj – mruknęła, wyswobadzając się z jego objęć. – Rozmawiałeś z nimi?
Stanęła przodem do niego z założonymi rękami na piersi, biodrami opierając się o łóżeczko. Odsunął się od niej na drugi koniec salonu. Opuścił ręce zrezygnowany.
- Tylko z Hermioną – powiedział – ale mam wrażenie, że nie dotarła do niej moja prośba. A Rona nigdzie nie mogłem znaleźć, choć szukałem go wszędzie: w domu na Pokątnej i w Dziurawym Kotle. Jakby zapadł się pod ziemię. Magiczne Dowcipy zabite na głucho, choć miał zająć się sklepem na czas miodowego miesiąca Freda i George’a.
- Wiem – przytaknęła. – Ja i mama też go szukałyśmy. Nawet nie wiesz, jak ona się denerwuje. Nie myślisz chyba, że... to ma związek z naszym problemem? – zapytała.
- Harry Potter, sir, kolacja gotowa – oznajmił Zgredek, który w tej samej chwili aportował się w salonie.
- Dziękuję Zgredku. Zaraz zejdziemy.
Wyciągnął różdżkę i zaklęciem lewitującym zniósł łóżeczko na dół i ustawił je w kuchni blisko kominka. Gdy usiedli przy stole Harry wrócił do wcześniejszej rozmowy, jakby w ogóle jej nie przerywali.
- Raczej nie – mruknął. – W sobotę Ron i Krum pobili się w Dziurawym Kotle. Dlatego Ron spóźnił się na wesele Freda i George’a i był taki zmasakrowany. Dziś Bułgarzy oznajmili, że żądają postawienia Rona w stan oskarżenia za pobicie i użycie zaklęć niewybaczalnych na jednym z członków ich grupy.
- Nie! – wykrzyknęła. – To niemożliwe. Może i się pobili, ale Ron nie byłby zdolny do rzucania niewybaczalnych!
- Wiem, ale taka jest prawda, Ginny. Są świadkowie. Krum pod koniec tej bójki dostał Cruciatusem.
- I ty im wierzysz? To twój przyjaciel i mój brat!
- Nie wiem już komu wierzyć. Ale jeśli to nie Ron rzucił Cruciatusa, to czemu się ukrywa?
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że się jednak odnajdzie – wyszeptała.
Poczuła, jak w kącikach oczu zapiekły ją łzy. Wstała i podeszła do łóżeczka. Harry też wstał, podszedł do niej i objął ją.
- Na pewno się odnajdzie – zapewnił. – A wtedy Priori Incantatem wyjaśni nam, że to nie on. Jestem tego pewny.
- Obyś miał rację...
-----
Ciemny, obskurny bar Pod Krwawym Kłem na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, od lat przyciągał w swoje progi typów spod ciemnej gwiazdy, lubujących się w czarnej magii. Kiedyś można tu było znaleźć śmierciożerców, ale po upadku Voldemorta i po osadzeniu wielu w Azkabanie, bar stał się azylem dla wszystkich, którzy próbowali się ukryć lub zażyć wielu rozrywek dzięki pracującym tu czarodziejkom o wątpliwej reputacji.
Aurorzy dobrze znali to miejsce i prawie codziennie kontrolowali je w przekonaniu, że w każdej chwili może pojawić się tu jakiś śmierciożerca, któremu udało się uniknąć więzienia.
W jednym z boksów, w kącie pomieszczenia, siedział samotny mężczyzna z twarzą zasłoniętą kapturem. Nie był wyjątkiem, wielu gości baru miało zakryte twarze. Przed nim stała szklanka do połowy wypełniona Ognistą Whisky, którą wypijał duszkiem i napełniał ponownie ze stojącej obok butelki.
Był tak pijany, że przestało do niego docierać, co jest rzeczywistością, a co tylko wytworem jego chorej wyobraźni. Jedyne co pamiętał to kłótnia z Hermioną sprzed kilku dni. Dlaczego pozwolił jej wyjść? Gdzie mieszkała? Pewnie u tego drania, z którym pobił się w sobotę. I dobrze mu tak!
Wypił kolejną szklankę Ognistej i spojrzał w stronę baru. Pierwsze, co zobaczył to burza brązowych włosów, tak bardzo przypominających ją.
Dziewczyna dostrzegła go i zrobiła kilka kroków w jego stronę. Zauważył, że miała na sobie czerwoną sukienkę, tak skąpą, że prawie nic nie zasłaniała. To nie była ona. Hermiona nigdy nie założyłaby czegoś takiego.
- Witaj, przystojniaku – powiedziała, przysiadając się do jego stolika. – Widzę, że przyda ci się towarzystwo.
- Spadaj – syknął. – Nie jestem zainteresowany.
- Oj, a mi się jednak wydaje, że jesteś, a raczej będziesz – mruknęła i przysunęła się do niego bliżej.
Słodki zapach jej perfum wypełnił jego nozdrza, gdy usiadła mu okrakiem na kolanach i zaczęła go całować ostro i drapieżnie. W pierwszej chwili chciał ją odepchnąć, ale usłyszał w myślach jej głos: Wiem, czego pragniesz. Zemsty na własnej żonie. Chodźmy stąd.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła do wyjścia. Nie zaprotestował. Zrobiło mu się gorąco, gdy poczuł swoje pożądanie. Ogarnęła go silna chęć wzięcia jej tu i teraz, na ulicy. Przycisnął ją do ściany i zaczął całować, ale jej głos znowu rozbrzmiał w jego głowie, jakby mu podpowiadała, co ma robić: zaczekaj. Nie tu. Weź mnie do siebie do domu.
Pociągnął ją za sobą. Nie szli, tylko biegli przez Nokturn i Pokątną, a echo ich kroków odbijało się od pobliskich domów. Wciągnął ją do bramy i na piętro. W końcu dotarli do domu.
Wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyły się tylko pocałunki, dotyk, urywane oddechy, namiętność i pożądanie.
-----
Wstawał nowy dzień. Ulica Pokątna była jeszcze pusta, tylko jedna osoba szła powolnym krokiem od Dziurawego Kotła.
Gdy zobaczyła kolorową witrynę sklepu Freda i George’a skręciła w bok i zniknęła w bramie po drugiej stronie ulicy. Dotarła na szczyt schodów i stanęła przed drzwiami mieszkania. Wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w drzwi, które otwarły się na oścież. Jej oczom ukazał się zdemolowany salon. Wszędzie walały się puste butelki po Ognistej Whisky, brudne rzeczy Rona i... aż zaparło jej dech w piersi... kobieca bielizna.
Podeszła do drzwi sypialni. Pchnęła je i weszła do środka, zatrzymując się w progu. W łóżku, które kiedyś było ich wspólnym, leżała dwójka ludzi, mocno ze sobą spleciona. Białe prześcieradło owinęło się wokół ich nagich ciał.
Krew zawrzała jej w żyłach, a z różdżki poleciały czerwone iskry. Mężczyzna poruszył się i spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Hermiona?... Co ty tu...
- Jak mogłeś? – syknęła.
Odwróciła się, strzeliła przez ramię zaklęciem niszczącym, tak że szafka przy łóżku rozsypała się w drzazgi, po czym wybiegła z płaczem na ulicę.
Wróciła do Dziurawego Kotła, przebiegła przez bar i po wyjściu na Charing Cross Road deportowała się.
Pojawiła się na małym placyku przy Grimmauld Place. Numer dwanaście był tuż przed nią. Weszła na schodki i zawahała się. Co powie Ginny i Harry’emu?
Wytarła twarz i zapukała do drzwi. Po kilku minutach w progu stanął Harry z Jamesem na rękach.
- Hermiona? Co ty tu robisz? Wejdź – zaprosił ją do środka.
- Dzięki, Harry. Przyszłam pogadać. Jest Ginny?
- Oczywiście.
Poprowadził ją korytarzem w stronę schodów. Maluch kręcił się na ramieniu ojca i wyciągał rączki do cioci, śmiejąc się.
- Ginny jest na dole, w kuchni – powiedział Harry. – Rozumiem, że to będą babskie pogaduchy? – zapytał.
- Tak – przyznała.
- To my z Jamesem idziemy na górę zmienić pieluchę i spać, co mały? – Spojrzał na synka. – Nie będziemy przeszkadzać mamie i cioci.
Przeszedł obok niej i wbiegł na górę. Hermiona patrzyła chwilę za nimi ze smutkiem, bo przeczuwała, że nigdy nie będzie tak u niej, i zeszła na dół.
W palenisku palił się ogień, rozświetlając ponure pomieszczenie. Na końcu długiego stołu siedziała Ginny pochylona nad jakimiś pergaminami. Podniosła głowę i spojrzała na wchodzącą przyjaciółkę.
- Hermiona?
- Cześć, Ginny – westchnęła i znowu zaczęła płakać.
Ginny poderwała się z miejsca i chwyciła ją w objęcia.
- Co się dzieje, kochana?
- Tak chciałabym cofnąć czas...
Usiadła na najbliższym krześle i schowała twarz w dłoniach. Ginny usiadła obok niej i przytuliła ją do siebie. Nie ponaglała jej, tylko czekała aż Hermiona się uspokoi.
Po dłuższej chwili zaczęła mówić.
- Tydzień temu pokłóciłam się z Ronem i odeszłam z domu. Zamieszkałam u rodziców – wyjaśniła, gdy zobaczyła pytające spojrzenie Ginny. – Nie musisz pytać, o co poszło. Oczywiście o to, że go zdradzam – przyznała. – Po części miał rację, ale za każdym razem, panowałam nad sytuacją, aż do wczoraj, gdy Wiktor zaprosił mnie na kolację. Skończyliśmy...
- W łóżku – zakończyła za nią Ginny. Odsunęła się od niej na drugi koniec stołu i usiadła sztywno z założonymi rękami na piersi.
- Tak – Hermiona przytaknęła. – Zrozumiałam jednak, że popełniłam największy błąd w swoim życiu. Uciekłam Wiktorowi, gdy siedział w łazience. Musiałam porozmawiać z Ronem. Wtedy tak chciałam, ale teraz... – Pokręciła głową. – Oślizgły drań! – wykrzyknęła.
-  Hej, mówisz o moim bracie! – warknęła Ginny.
- To powiem ci, że twój ukochany braciszek pod moją nieobecność znalazł sobie jakąś lafiryndę i sprowadził ją do naszego d-domu...uu! – Zaniosła się szlochem i nie była w stanie powiedzieć więcej.
- Znalazłaś go w domu? – wykrzyknęła zaskoczona Ginny.
- Tak – przyznała, z trudem panując nad głosem. – Z tą... tą... dziwką. Czemu pytasz?
- Od wczoraj wszyscy go szukają. Harry też go szukał. Wiesz, że Bułgarzy chcą go oskarżyć za pobicie Kruma?
- Co?
- Dobrze usłyszałaś – syknęła. – Pobili się w sobotę i Ron podobno rzucał niewybaczalnymi. A ty nie powinnaś mieć do niego pretensji, że zrobił, to co zrobił. Od miesięcy biegałaś za Krumem, więc wiń siebie, a nie mojego brata!
- Stoisz po jego stronie...
- Nie jestem ani za nim ani za tobą, Hermiono, ale po tym, co ty zrobiłaś Ronowi, nie mogę na ciebie patrzeć. Po prostu nie mieści mi się to w głowie, jak mogłaś.
- Rozumiem. – Hermiona wstała. – Nie musisz już nic więcej mówić. Żegnaj Ginny.
Okręciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.

Godzinę później stała w oknie swojej sypialni, obserwując padający deszcz. Po szybie płynęły strugi deszczu. Oparła się o nią czołem i zamknęła oczy. Czuła się wyczerpana zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
Odsunęła się od okna, wzięła do ręki jakąś książkę i usiadła na łóżku. Jednak po chwili westchnęła i zamknęła ją. Nie mogła się skupić na tym, co czyta. Wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Była cała spięta, jakby na coś czekała. Na potępienie? Na pełne wyrzutu spojrzenie matki? A może Rona?
Wzięła szybki prysznic, żeby zmyć z siebie resztki nocy z Krumem i upokorzenie, które pozostało po tym, co zobaczyła w mieszkaniu, po czym usiadła przy biurku przed rozwiniętym pergaminem i z piórem w ręku.

Ron
Wiem, że mnie nienawidzisz. Rozumiem to, bo sama Ciebie nienawidzę, za to co mi zrobiłeś. Jednakże chciałabym się z Tobą spotkać. Najlepiej gdzieś na neutralnym gruncie, żebyśmy mogli sobie wszystko wyjaśnić. Przyjdź do moich rodziców w najbliższą sobotę.
            Hermiona.

Zwinęła pergamin i po wyczarowaniu sowy otworzyła okno, by wysłać ją z listem, jednak w tej samej chwili, w której wypuszczała swoją sowę, do pokoju wpadła inna, bardzo znajoma.
Zatrzepotała skrzydłami, rozpryskując wokoło kropelki wody, wypuściła zwitek na biurko i odleciała.
Hermiona skuliła się na łóżku i rozwinęła pergamin.

Hermiono
Chciałbym się z Tobą spotkać i poważnie porozmawiać
            Ron

Opadła na łóżko ze łzami w oczach, tuląc do siebie list.
- Chciałabym się cofnąć do czasów, gdy wszystko było prostsze... – wyszeptała.

6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie dobrze że Ron użył niewybaczalnego:P Krum zrobił bum ...xD Jeśli hermiona ma zmieniacz czasu to dlaczego o nie użyje..? To byłoby najlepsze rozwiązanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze zastanawiam się jak Hermiona może mieszkać u rodziców skoro nie żyją. A po drugie Monika jakbyś dobrze czytała 3 część Harrego Pottera to byś doczytała , że Hermiona oddała Macgonagall zmieniacz bo. zrezygnowała z paru lekcji

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona nie ma zmieniacza czasu, a nawet jakby, to by go nie użyła. I dobrze, że Ron użył Cruciatusa:p

    OdpowiedzUsuń
  4. Krum zrobił bum

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze że Ron użył cruciatsa Krum zrobił bum XD...i rodzice Hermiony żyją tylko Hermiona zmieniła im pamięć
    SUPER BLOG ASIU

    OdpowiedzUsuń
  6. jak oni mogli! a jak hermiona zajdzie w ciaze a ojcem dziecka bedzie krum-bumm?! to niedorzeczne😭😱😰

    OdpowiedzUsuń