niedziela, 24 czerwca 2012

126. Wiadomość z zaświatów


Harry zatrzymał się w progu, przyzwyczajając oczy do panującego wewnątrz półmroku. Zrobił dwa kroki i w całym przedpokoju zapaliły się staroświeckie gazowe lampy, rzucając migocące światło na głowy skrzatów domowych na ścianach.
Idąc wolnym krokiem przez korytarz, pomyślał, że minęło już siedem lat odkąd był tu po raz ostatni, zanim razem z Ronem i Hermioną wyruszyli w nieznane i ukrywali się w różnych miejscach, rozrzuconych po całej Anglii przed ostateczną walką z Voldemortem. By tego nie rozpamiętywać, wszedł na górę do salonu na pierwszym piętrze. Wyjął różdżkę i zawołał „Chłoszczyść!”, próbując choć trochę oczyścić pomieszczenie z kurzu i brudu. Niestety jego słabe zdolności w rzucaniu zaklęć gospodarskich spowodowały jedynie, że kurz wzbił się w powietrze, wciskając się mu do nosa i gardła. Kaszląc i kichając cofnął się i wspiął wyżej.
Na drugim piętrze była sypialnia, którą kiedyś zajmował z Ronem. Musiał odgarnąć pajęczynę, by w ogóle dostać się do środka. Łóżko i żyrandol przykrywała gruba warstwa kurzu. Szafa była otwarta. Wycofał się z powrotem na korytarz, nie próbując już używać zaklęcia czyszczącego, i ruszył dalej. Pokój, który tak dawno zajmowała Ginny z Hermioną był tak samo brudny i zakurzony, jak pozostałe pokoje.
Zszedł z powrotem na dół, do kuchni. Długi stół ciągnął się przez całą piwnicę aż do wielkiego paleniska. Do nosa wciskał się kurz i zapach gnijącego drewna. Odetchnął głęboko, by zwalczyć odruch wymiotny. Ginny miała rację; to miejsce nie nadawało się do zamieszkania.
Usiadł ciężko przy stole, chowając twarz w dłoniach. Jak sprawić, by ten dom nadawał się do sprowadzenia tu małego dziecka?
- Stworek! – zawołał.
Rozległ się suchy trzask i przed wygasłym paleniskiem pojawił się domowy skrzat.
- Pan mnie wzywał?
- Tak, Stworku. Od dzisiaj zostaniesz tutaj i przygotujesz ten dom...
Stworek spojrzał na niego zdumiony.
- Tutaj? Mam zostać w domu mojej dawnej pani? – zachrypiał.
- Tak. Zostaniesz w moim domu – syknął Harry – i posprzątasz. Codziennie będę sprawdzał co zrobiłeś.
- Jak pan sobie życzy. – Skrzat skłonił się nisko.
Harry wstał.
- A ja spróbuję zorganizować dla ciebie pomoc.
-----
Harry wyskoczył z kominka Ministerstwa Magii i włączył się w strumień czarownic i czarodziejów idących do wind na końcu atrium. Wjechał na drugie piętro i już miał zamiar wyjść, gdy drogę zagrodził mu minister magii. Obok niego ze zmarszczonym czołem stał Robards.
- Witaj, Harry, właśnie ciebie szukałem – powiedział zadowolony Kingsley. – Możemy porozmawiać?
Harry zawahał się chwilę, widząc naburmuszone spojrzenie szefa, ale ministrowi się nie odmawia, więc w końcu kiwnął głową.
- Ależ oczywiście, panie ministrze.
- Cieszę się. – Kingsley uśmiechnął się do niego, klepiąc go po ramieniu, i odwrócił się do Robardsa. – W takim razie ja już omówię z panem Potterem całą sprawę. – Wszedł do windy i stanął obok Harry’ego. – Zapraszam cię na górę do mojego gabinetu.
Złote kraty zasunęły się i winda ruszyła w górę.
- O co chodzi, panie ministrze? – zapytał Harry.
- Za chwilę.
Gabinet ministra magii mieścił się w drugim skrzydle pierwszego piętra. Kingsley otworzył złote drzwi z wyrytym na nich monogramem MM i weszli do środka.
Pokój był przestronny. Wszystkie ściany obwieszone były portretami byłych ministrów, na środku stało ogromne dębowe biurko zawalone pergaminami, a w rogu wielka szafa z różnymi księgami.
Kingsley obszedł biurko i usiadł, po czym wskazał Harry’emu krzesło naprzeciw siebie.
- Jak się czuje Ginny i... wasz synek? – zapytał Kingsley.
Harry zmieszał się. Choć od pamiętnej imprezy minęły już dwa miesiące, on nadal czuł się winny, że wciągnął w to Kingsleya.
- James? Wspaniale, ale wiesz... chciałbym cię przeprosić za...
Minister machnął ręką.
- Nie ma o czym mówić, Harry. Wróćmy jednak do tego, o czym chciałem z tobą porozmawiać. Jak wiesz, w przyszłym tygodniu wybieram się z oficjalną wizytą do Paryża na specjalne zaproszenie francuskiego Ministra Magii. Chcę byś pojechał tam ze mną, jako osobista ochrona.
Harry poderwał głowę zaskoczony i spojrzał na Kingsleya.
- Ja? Ale przecież będą z tobą inni aurorzy oddelegowani przez Robardsa, dużo lepsi ode mnie – zaprotestował.
- Lepsi według szefa Biura Aurorów – prychnął. – Ja potrzebuję kogoś zaufanego, kogo znam. I ty się najlepiej do tego nadajesz.
- Dziękuję.
- Wszystko omówiłem już z Gawainem. Świstoklik, który zabierze nas bezpośrednio do Francji będzie gotowy w poniedziałek o dziewiątej rano, tutaj, w moim biurze. Od dzisiaj jesteś też do mojej dyspozycji. – Poczekał aż Harry kiwnie głową na zgodę, po czym dodał: – to na razie byłoby wszystko.
Zaczął przeglądać papiery leżące na biurku, więc Harry wstał i zbliżył się do wyjścia.
- A, jeszcze jedno, Harry – powiedział Kingsley. – Jeśli będziesz miał jakieś pytania zgłoś się bezpośrednio do mnie.
- Oczywiście – mruknął.
- I pozdrów Ginny ode mnie i przeproś, że zabieram cię od niej.
Harry ponownie kiwnął głową, lekko się uśmiechając.
------
Z kominka, w pustym o tej porze salonie, rozległ się głos:
- Ginny!
Siedząca w kuchni rudowłosa kobieta oderwała wzrok od czytanego artykułu w „Proroku Codziennym” o wyjeździe ministra z oficjalną wizytą do Francji. Odłożyła gazetę, wstała i przeszła do drugiego pomieszczenia, gdzie z paleniska spoglądała na nią jej matka.
- Mamo – jęknęła – nie krzycz tak, bo obudzisz Jamesa, a ledwo udało mi się go uśpić przed chwilą. Stało się coś?
- Właśnie dowiedziałam się, że Harry wyjechał z Kingsleyem do Francji. Czemu nic nie powiedzieliście?
- Skąd o tym wiesz? Przecież w „Proroku” o tym nie... Zaraz – zawahała się – no tak... tata – wyjaśniła sobie sama, kiwając głową. – Dowiedział się od któregoś z aurorów, prawda?
- Pewnie tak – odparła mama.
Ginny przewróciła oczami i odsunęła się od kominka, gdy z kuchni rozległ się płacz dziecka.
- Chodź do mnie, to porozmawiamy przy herbacie – zaproponowała. – Tak będzie nam wygodniej. A ja sprawdzę co z Jamesem.
Wróciła do kuchni.  Maleństwo, gdy tylko ją zobaczyło, wydało z siebie krótkie „Aaaa” i zamachało do niej rączkami.  Wzięła go na ręce i odwróciła się do matki, która podeszła do nich.
- Jak tam mój wnusio? – zaszczebiotała Molly, chwytając małą rączkę. – Jesteś głodny? Mama zaraz ci da...
- Na pewno nie jest, bo jadł przed chwilą – przerwała jej Ginny. – Po prostu chce na ręce.
Nie zdążyły usiąść przy stole, gdy z kominka rozległ się kolejny głos:
- Ginny, jesteś?
- W kuchni, Hermiono – westchnęła.
Chwilę potem w progu pojawiła się jej bratowa.
- Och... – Hermiona zawahała się, gdy zobaczyła przy stole panią Weasley – dzień dobry, mamo.
- Witaj, Hermiono – odparła sucho ta ostatnia. – Widzę, że chcecie pobyć ze sobą same, więc nie będę wam przeszkadzać. – Wstała i podeszła do drzwi, mijając synową. – Poza tym ojciec niedługo wróci z pracy. Ginny – zwróciła się do niej – skoro nie ma Harry’ego, przyjdźcie z Jamesem jutro do Nory, dobrze?
- Dzięki, mamo.
Ginny niepewnie patrzyła za matką, która zniknęła w kominku, a potem spojrzała na Hermionę, siedzącą po drugiej stronie stołu i chowającą się za rozłożonym „Prorokiem”. Wyciągnęła rękę i odsunęła połę gazety.
- Co się dzieje? – spytała.
- Pokłóciłam się z Ronem – odparła Hermiona.
- Żeby to pierwszy raz – mruknęła sarkastycznie Ginny. – Ale ty i mama...
- Ona chyba już wie... albo się domyśla, że ja...
- Zdradzasz Rona – skończyła za nią, a Hermiona potrząsnęła głową. – A jak nazwiesz te potajemne schadzki z Krumem?
- To tylko przyjacielskie spotkania przy kawie...
- Już w to wierzę – syknęła Ginny.
James zaczął marudzić, więc ułożyła go na brzuszku na swoich kolanach i sprawdziła pieluchę. Przywołała świeżą i zmieniła mu ją. Gdy tylko odwróciła malucha przodem do Hermiony zaczął gaworzyć.
- Co tam opowiadasz cioci? – zaszczebiotała Ginny. – Ty też masz swoje zdanie na ten temat?
Hermiona wstała.
- Tak w ogóle, to przyszłam wyciągnąć cię na spacer, na Pokątną – powiedziała.
- Może nie jest to taki głupi pomysł – mruknęła Ginny, zastanawiając się, czego potrzebuje. – Kończą mi się pieluchy i James zaczyna wyrastać ze śpiochów, więc przydałyby mu się nowe... Dobrze by było też zajrzeć do mugolskiej części Londynu... – wyliczała.
Kilka godzin później, już po zakupach, szły spokojnym krokiem po słonecznej Pokątnej, obserwując zabieganych ludzi. Ginny popychała przed sobą wózek i nuciła jakąś piosenkę, by uśpić Jamesa. Niestety panujący gwar bardziej go rozpraszał, niż pozwalał mu zasnąć. Zamierzała właśnie powiedzieć Hermionie, że wraca do domu, gdy przyjaciółka krzyknęła zaskoczona. Odwróciła się i zobaczyła, jak Wiktor Krum stoi za Hermioną i zasłania jej oczy.
- Zapraszam panie na kawę – oznajmił, gdy Hermiona odwróciła się do niego z wypiekami na twarzy. – Tu w pobliżu jest przyjemne miejsce... – Wyciągnął rękę i wskazał nią pobliską kafejkę.
Ginny zmarszczyła brwi.
- Ja dziękuję – mruknęła. – Muszę wracać do domu, bo ten mały – wskazała głową na wózek, w którym kręcił się James – w ogóle dziś nie zaśnie. Hermiono, powinnaś...
- To tylko kawa – jęknęła Hermiona. – A ty nie mów mi, co powinnam a co nie.
- Jak sobie chcesz – syknęła Ginny, odkręciła wózek w drugą stronę i odeszła. – Żebyś tylko tego potem nie żałowała – dodała cicho.
------
Od wyjazdu Harry’ego Ginny miała dziwne wrażenie, że ktoś obserwuje dom. Późną nocą albo wczesnym rankiem, wyglądając przez okno, widziała jak ktoś kręci się wokół ogrodzenia. Zaciskała wtedy mocniej rękę na różdżce i wyglądała ponownie. Nikogo jednak już wtedy nie było. Z początku myślała, że to mugole z pobliskiej wioski chodzą do lasu, bo obok ich domu wiodła najkrótsza droga, ale zaraz potem uświadomiła sobie, że nikt nie chodzi do lasu o takich dziwnych porach.
Na dodatek śniły jej się koszmary. Gdy zamykała oczy widziała jakieś rozmazane kształty i ciemne postaci, a nieznajomy kobiecy głos wołał ją po imieniu. Budziła się wtedy przerażona, brała Jamesa na ręce i kręciła się z nim, zapalając po drodze wszystkie światła.
Często zasypiała, siedząc oparta głową o kołyskę i reagowała na każdy, nawet najmniejszy ruch Jamesa. Ogarniał ją coraz większy niepokój, zwłaszcza, że głos obcej kobiety pojawiał się coraz częściej i wyraźniej.
Codziennie chodziła do Nory. Mamie tłumaczyła, że nie chce być sama, co po części było prawdą. Nie zdradzała jej jednak nic ze swoich lęków i tego, co się dzieje, ale któregoś dnia przed powrotem do Doliny spytała, czy będzie mogła skorzystać ze swojego pokoju w Norze. Tak na wszelki wypadek.
Dwa dni przed powrotem Harry’ego sytuacja znowu się powtórzyła. Mroczna postać zamajaczyła na tle ciemniejszego lasu i znikła.
Drżąc na całym ciele wykąpała Jamesa i położyła go w łóżku obok siebie. Śpiewała mu kołysankę, tuląc go do siebie, jednocześnie próbując uspokoić skołatane nerwy. Wkrótce zmęczona sama zasnęła.
Zobaczyła stojącą przy łóżku młodą kobietę. Mogła mieć niewiele ponad dwadzieścia lat. Pochylała się nad kołyską, w której leżał James, co chwila ocierając perłową łzę spływającą po policzku. Nie była duchem, ale nie była też w pełni materialną osobą.
Ginny poderwała się na równe nogi.
- Kim jesteś i czego chcesz ode mnie i Jamesa? – zapytała.
Kobieta podniosła głowę i spojrzała na nią smutnymi zielonymi oczami. Tak bardzo znajomymi.
- Lily Potter... – wyszeptała. – To ty mnie wołałaś od kilku dni, prawda?
- Tak... – Lily odwróciła się i ponownie zajrzała do kołyski. – James... Jak jego dziadek... – uśmiechnęła się do śpiącego dziecka. – Tak bardzo chciałabym wziąć na ręce mojego wnuka i uściskać wspaniałą i odważną synową... – powiedziała. Jej głos był tak samo smutny jak oczy, które ponownie skierowała na Ginny. – Od kilku dni próbuję cię ostrzec. Tobie i mojemu wnukowi grozi wielkie niebezpieczeństwo.
Ginny zamarła, czekając na dalsze słowa.
- Nie mogę powiedzieć, co dokładnie wam grozi, ale powinnaś jak najszybciej przenieść się do domu swoich rodziców i tam czekać na powrót mojego syna.
- Skąd o tym wiesz? I co nam grozi? Ci ludzie... – zaczęła powoli – którzy kręcą się w okolicy... To śmierciożercy?
- Nie mogę ci tego powiedzieć – powtórzyła. – Nie powinnam nawet z tobą rozmawiać... Zrób tylko, co ci mówię, a będziecie bezpieczni.
Ginny pokiwała ze zrozumieniem głową. James zaczął płakać, więc podeszła do kołyski i wzięła go na ręce. Miała wiele pytań do matki Harry’ego i jednocześnie babci swojego syna, ale nie wiedziała, które zadać najpierw. Odwróciła się, by to zrobić, i wtedy uświadomiła sobie, że leży w łóżku z Jamesem przytulonym do jej piersi, a rozmowa z Lily była tylko snem.
Wstała, ułożyła Jamesa w łóżeczku i zaczęła zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowała do torby mugolskie i czarodziejskie szaty swoje i Harry’ego, a także dużo ciuszków Jamesa, używając zaklęcia zwiększająco-zmniejszającego. Gdy to zrobiła zeszła na dół.
Zatrzymała się przy kominku i spojrzała na jego gzyms. Przywołała wszystkie stojące tam zdjęcia i schowała je do kieszeni torby, po czym spojrzała na wiszący wyżej zegar rodzinny. Wskazówka Harry’ego była na „w podróży” a jej i maleńka wskazówka Jamesa znajdowały się na „domu”. Zdjęła go ze ściany i włożyła do bagażu. Miała wrażenie, że żegna się z tym domem.
Przytuliła śpiącego Jamesa do piersi i po wyjściu poza ogrodzenie deportowała się do Nory.

Kilka minut później przed furtką pojawił się ciemnoskóry mężczyzna. Przeskoczył nad bramką i podbiegł do domku. Trzymaną w ręku różdżką strzelił kilka zaklęć i z pobliskich okien wypadły szyby. Zaśmiał się dziko, gdy kolejne zaklęcie rozwaliło wejściowe drzwi.
- Ginny, kochanie, wróciłem! – zawołał, strzelając niszczącymi zaklęciami gdzie popadnie. – Gdzie jesteś?
Wbiegł na górę i zaczął grzebać po szafkach i komodzie, rozrzucając ubrania domowników po całej sypialni. W każdy sweter, bluzę czy inną rzecz Harry’ego rzucał zaklęciem podpalającym i wkrótce wokół niego było mnóstwo tlących się ubrań i przedmiotów.
- Thomas, opanuj się! – krzyknął zamaskowany mężczyzna, który wszedł za nim. – Musimy się zbierać, bo za chwilę mogą pojawić się aurorzy.
- Tylko wezmę jedną jej koszulkę – zamruczał i przysunął jakąś do nosa, wdychając zapach Ginny. – Tak na pamiątkę...
- Jesteś szalony – mruknął mężczyzna, kręcąc głową. – Tylko się pośpiesz.
Mały domek Potterów zatrząsł się od huków i zabawy zorganizowanej na zewnątrz. Wkrótce jedna ze ścian rozsypała się w gruzy...
-----
Molly usłyszała trzask aportacji. Wyjrzała przez okno w kuchni i zobaczyła swoją córkę przechodzącą przez podwórko. W jednym ręku trzymała torbę, a w drugim nosidełko, w którym spokojnie spał James.  Podbiegła do niej i wprowadziła ją do środka.
- Mogę u was zostać do powrotu Harry’ego? – zapytała cicho Ginny.
- Oczywiście, kochanie. Przecież już dawno o tym rozmawiałyśmy. Co się dzieje?
Ginny zostawiła w sieni torbę i weszła do salonu. Usiadła skulona na sofie, nie wypuszczając Jamesa z objęć i opowiedziała mamie wszystko.
Molly bladła po każdym jej słowie, a gdy Ginny opowiedziała o ostatnim śnie, w którym Lily Potter ostrzegała ją o niebezpieczeństwie, w jej oczach zaszkliły się łzy.
- To dlatego pytałaś mnie przedwczoraj o swój pokój?
Ginny przytaknęła. Przytuliły się do siebie i siedziały w ciszy jakiś czas.
- Jesteś wyczerpana – powiedziała Molly, odsuwając ją na odległość ramion. – Połóż się i prześpij, a ja zajmę się przez ten czas naszym skarbem.

Te kilka godzin, które Ginny spędziła w swoim pokoju na górze bez Jamesa, tylko z własnymi myślami, nie przespała w ogóle. Leżała na łóżku, patrząc tępo w sufit, albo przewracając się z boku na bok i rozważając czy dobrze zrobiła, słuchając sennej zjawy. Targały nią wątpliwości, czy to była naprawdę Lily, czy to ktoś podsunął jej fałszywą wizję, by ją wypłoszyć z tamtego domu. Od razu jednak uświadomiła sobie, że tak może się stać, tylko, gdy ktoś używa legilimencji i obie osoby patrzą sobie w oczy, a ona była wtedy sama.
Miała jednak nadzieję, że jak Harry powróci jutro z delegacji, będzie mogła tam wrócić. Bo teraz to nie Nora, tylko Dolina Godryka była jej prawdziwym domem.
Usłyszała płacz dziecka, wstała i zeszła na dół. W kuchni zastała tatę i mamę noszących na zmianę Jamesa, by go uspokoić. Maluszek na jej widok wyciągnął do niej rączki, gruchając coś w swoim języku. Usiadła i podała mu pokarm, który ssał z coraz większymi przerwami, spoglądając na rozpromienionych dziadków.
- Spałaś choć chwilę? – spytała jej matka, widząc jej podkrążone oczy.
Potrząsnęła głową.
- Muszę wrócić do Doliny Godryka – powiedziała. – Uśpię tylko małego, żebyście nie mieli z nim kłopotów i pójdę.
- Po co? – zapytali jednocześnie.
- Nie zostawiłam Harry’emu żadnej wiadomości gdzie ma nas szukać po powrocie. Zostawię ją i natychmiast wrócę.
Tak też zrobiła.
Gdy stanęła przed furtką w Dolinie Godryka, zabrakło jej tchu. Przytknęła dłoń do ust, nie wierząc w to co widzi.
Domu nie było. Na jego miejscu leżały same gruzy, spomiędzy których wydobywały się kłęby czarnego dymu.
Oparła się ciężko o bramę, zaciskając palce na grubym pręcie, bo chybaby upadła. Nie ma do czego wracać... Straciła dom i azyl...
Taką, zapłakaną i wpatrzoną w pozostałości po rodzinnym domu Harry’ego, zastał ją ojciec. Artur wziął ją na ręce, bo nie była w stanie sama się ruszyć i deportował się z powrotem do Nory.
-----
Małe niebieskie światełko zamigotało w ciemnym pomieszczeniu i zgasło. Chwilę potem zaświeciły się gazowe lampy na ścianach, a na grubym czerwonym dywanie w gabinecie Ministra Magii pojawiło się dwóch mężczyzn.
Starszy z nich wyrzucił do kosza, stojącego przy biurku, pogięty wieszak na ubrania i uścisnął młodszemu dłoń.
- To do zobaczenia jutro na zebraniu w Biurze Aurorów – powiedział Kingsley. – Mam nadzieję, że podczas naszej nieobecności, tutaj było spokojnie.
- Ja też – przyznał Harry. – To do zobaczenia.
Harry był już myślami w domu i razem z Ginny i Jamesem siedział przy kominku. Kingsley poklepał go po ramieniu.
- Jak chcesz skorzystaj z mojego kominka, będziesz szybciej w domu – zaproponował.
Harry uśmiechnął się.  
- Bardzo chętnie.
Sięgnął po proszek Fiuu i wrzucił garść do paleniska. Zielone płomienie zapaliły się i natychmiast zgasły. Zmarszczył brwi i zrobił to ponownie, jednak sytuacja się powtórzyła.
- Co jest? – syknął.
- Tak się dzieje, gdy ten drugi kominek jest odłączony od sieci, albo zablokowany.
- Wiem, ale ja go nie blokowałem... Ginny na pewno też nie... – mruknął i wybiegł z gabinetu.
Dopadł windy i z całej siły wcisnął przycisk z numerem osiem, maltretując go prawie przez cały czas. Powstrzymywał się tylko wtedy, gdy ktoś się dosiadał na niższych piętrach. Chował wówczas ręce za plecami i przestępował z nogi na nogę, tupiąc jedną w nerwowym tiku.
Po wybiegnięciu do Atrium wpadł na jakąś kobietę, która zamierzała właśnie wsiąść do windy, którą dopiero co opuścił.
- Harry? – To była Hermiona. – Gdzie tak pędzisz? Stało się coś?
- Nie mogę skontaktować się z Ginny. Później porozmawiamy, dobrze?
Odwrócił się i wskoczył do najbliższego kominka.

Aportował się pod lasem. Niepokój lizał mu wnętrzności, gdy zbliżał się do ogrodzenia, za którym znajdował się jego dom, a raczej to, co z niego zostało.
- Ginny... James... – wykrztusił. – Niee!
Wbiegł przez otwartą furtkę, czując jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Wszystko było zdemolowane i zniszczone. Z boku, gdzie kiedyś była kuchnia, tlił się dym. Całość groziła zawaleniem, ale on przestał już myśleć racjonalnie.
Zatrzymał się na ganku. Ze środka wydobywał się swąd spalenizny. Wszedł do salonu. Na podłodze przed zawalonym kominkiem znalazł nadpalone zdjęcie Ginny i ulubioną grzechotkę Jamesa. Łzy pociekły mu po twarzy, ale nawet nie spróbował ich wytrzeć, bo i po co? Osunął się na kolana, tuląc do siebie obie rzeczy, i zaczął wyć z bólu. Właśnie stracił sens życia.
Wstał i na miękkich nogach zaczął przeszukiwać zwały gruzu. Musiał ich znaleźć. W sypialni i w pokoiku na piętrze znalazł porozrzucane spalone ubrania, ale nie było żadnych ciał. Wrócił na dół i wszedł do kuchni. Przy drzwiach do spiżarni obok przewróconego stołu zobaczył małe ciałko przywalone zwałami gruzu. Podbiegł i ukląkł przy nim. To był jeden ze skrzatów. Kiedy usunął zawaloną ścianę, poczuł, jak wszystkie wnętrzności podchodzą mu do gardła. Stworek był w połowie zwęglony. Wybiegł na zewnątrz i zwymiotował na ganek.
Wkrótce potem już wiedział, że nie ma tu czego szukać. Wyciągnął Stworka na dwór i zakopał go w pobliskim lesie. Spojrzał ostatni raz na dom i teleportował się do Nory. Musiał powiadomić o wszystkim swoich najbliższych.

Nora sprawiała wrażenie smutnej, jakby już wszyscy wiedzieli, co się stało. Otarł twarz wierzchem dłoni i zapukał.
Drzwi otworzyła Molly i natychmiast wzięła go w objęcia.
- Harry, kochaneczku – wyszeptała – wchodź.
Zaprowadziła go do kuchni i podała mu herbatę i czarkę z jakimś eliksirem. Pokręcił głową. Nie był w stanie niczego przełknąć. Nie po tym, co zobaczył.
Usiadł przy stole, chowając twarz w dłoniach.
- Wypij – powiedziała, podając mu czarkę. – To eliksir uspokajający.
- Nic mi już nie pomoże...
- Dom na pewno da się odbudować. – Molly machnęła ręką. – A przez ten czas zamieszkacie u nas...
- Mamo – jęknął – nie mam już domu! Straciłem rodzinę i wszystko razem z nimi! – wykrzyknął. Molly pokręciła głową. – Zaraz – poderwał głowę i spojrzał na nią. – Co masz na myśli, mówiąc „zamieszkacie”?
- Ginny i James śpią na górze. Nic im się nie stało. Tylko ich nie obudź! – zawołała za nim, bo Harry poderwał się z miejsca i wbiegł na górę.
Wpadł do pokoju i uklęknął przy łóżku, w którym leżała Ginny. Obok niej kręcił się James. Wziął jej dłoń do ręki.
- Żyjecie... – wyszeptał, a z oczu pociekły mu kolejne łzy.
Molly położyła mu dłoń na ramieniu.
- Dajmy jej pospać i zejdźmy na dół. Tam ci wszystko wyjaśnię.
Gdy usiedli w salonie, Molly zaczęła mówić.
- Są tutaj od wczoraj. Ginny przeniosła się chyba w ostatniej chwili, bo kiedy wróciła tam wieczorem, zastała tylko ruiny. Gdyby nie Artur, nie wiem, czy by wróciła. Przyniósł ją nieprzytomną.
Harry siedział skulony z głową schowaną w ramionach i zamkniętymi oczami.
- Po co ona w ogóle tam wracała? – zapytał cicho, kręcąc głową.
- Chciała zostawić dla ciebie wiadomość...
Chwilę siedzieli w ciszy. Gdy Harry nie reagował, Molly kontynuowała.
- Wiem, że szykujesz dom na Grimmauld Place, ale na razie nigdzie was nie puszczę. Chcę mieć was na oku...
- Harry? Wróciłeś!
Ginny zbiegła ze schodów i przylgnęła do Harry’ego. Molly klasnęła w dłonie i wyszła do kuchni, by przygotować kolację.
- Co teraz z nami będzie? – zapytała Ginny. – Gdzie się podziejemy?
Harry zamknął ją w ramionach i ukrył twarz w jej włosach.
- A czy to ważne? Tam gdzie jesteśmy my, tam jest nasz dom.
Nadszedł wieczór. Ginny ułożyła Jamesa pomiędzy siebie i Harry’ego, biorąc za rękę tego ostatniego.
- Tak chciałabym się obudzić – mruknęła. – Żeby okazało się, że to był tylko koszmar.
Harry przekręcił się na bok, wspierając się na łokciu, i patrzył na dwie ukochane osoby obok siebie.
- Nie wiesz, co ja czułem, gdy zobaczyłem dom, a was tam nie było... I jaką poczułem ulgę, gdy zobaczyłem was tutaj...
Pochylił się nad Jamesem, składając na jej ustach pocałunek pełen emocji. Zarzuciła ręce na jego szyję, przyciągając go z całych sił i całkiem zatraciła się w tym pocałunku.

12 komentarzy:

  1. Na miejscu Harrego znalazłem bym skurwysyna i by było tylko Avada... :PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram

      Usuń
    2. Ja też!!! xD
      Może na początku Cruciatusem a potem Avadą :P

      Usuń
  2. Jestem za! ŚMIERĆ THOMASOWI!!! A wogle zachciało mi się płakać jak Harry zobaczył zgliszcza swojego domu... to takie niesprawiedliwe! Potteromanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym znalazła Thomasa to najpierw "Crucio" potem "Avada Kedavra"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie dałabym 2 dawkę cruciatusa:)

      Usuń
  4. A ja bym przed tym wszystkim podał mu veritaserum

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ja jako Harry zrobiłabym z Thomasem:
    1. Pierwsze 3 dni Crucio
    2.Ściągnąć Malfoya z Azkabanu
    3. Zamienić Malfoya w Ginny (eliksir wielosokowy)
    4. Zacząć torturować Ginny (Malfoya) na oczach Thomasa
    5. Zabić Malfoya i Thomasa
    Bolesna fizycznie i psychicznie (bo Thomas ,,kochał'' Ginny) śmierć :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy przeczytałam, że Stworek nie żyje to wrzasnęłam na cały dom:"CO DO JASNEJ CHOLERY!?" :P A co do Thomasa... najpierw Cruciatus, potem Sectumsempra a później Avada Kedavra i po krzyku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tak przez 7 dni crucio ale wisiał by do gury nogami potem wzięła by np.Bellatrixs i wielosokowy w Ginny potem ją torturować wsensie Bellatrixs potem zabić Ginny (Bellatrixs) bo on ją kocha a potem jego samego.A i urzyła by wielosokowego na sobie lub jak spotkam skurwysyna to rużdżki nie wyciągnągnie bo będzie martwy ps.Super blog Asiu.;-)

    OdpowiedzUsuń