Ostrzeżenie.
Wybaczcie.
Nie mogłam się powstrzymać. Początek notki [+18] - tylko dla dorosłych czytelników.
~~~~~~~
Delikatne płomienie słońca przebijały się przez zasłonki i padały na twarz Ginny, odganiając spod zamkniętych powiek resztki snu. Ze wszystkich sił próbowała go zatrzymać i choć chwilę dłużej pozostać w krainie marzeń.
A był tam Harry, z którym spędziła cudowną, upojną noc. Wciąż czuła dotyk jego dłoni na swoim nagim ciele, jego gorące usta błądzące po jej skórze, jakby chciały poznać najmniejszy skrawek, którego dotąd nie poznały, i szepczące pełne miłości słowa.
Wiedziała jednak, że zaraz obudzi się James, płaczem dopominając się uwagi i będzie trzeba wrócić do rzeczywistości.
Westchnęła smutno, próbując się przeciągnąć, ale nie mogła się ruszyć. Na dodatek przy uchu usłyszała głęboki, męski jęk. Tylko jedna osoba mogła wydać taki dźwięk. Uśmiechnęła się. To niezawodny znak tego, że to co się wydarzyło, nie było tylko snem, czy projekcją marzeń. Harry nadal jest obok, wciąż ją obejmuje, trzymając dłonie na jej nagim ciele, a jego oddech owiewa jej kark. No i oczywiście są sami, bo James został u Rona i Hermiony.
Ostrożnie, by nie obudzić Harry’ego, wyswobodziła się z jego ramion i wstała. Na podłodze znalazła jego koszulę, którą zdarła z niego wieczorem, i narzuciła ją na siebie. Podniosła kołnierzyk i westchnęła, wdychając cudowny zapach ukochanego mężczyzny, który spał teraz rozłożony szeroko na materacu, kompletnie nagi, przykryty tylko prześcieradłem w strategicznym miejscu.
Podeszła do łóżka i usiadła na krawędzi, zniżając swoje usta do jego. Pocałowała go czule i wstała, by przygotować śniadanie.
Harry obudził się i przetoczył na brzuch, zamierzając przykryć Ginny całym ciałem. Kiedy dotarło do niego, że pod sobą czuje chłód prześcieradła, usiadł, założył okulary i rozejrzał się. Nie było jej, choć poduszka wciąż nią pachniała i była wgnieciona w miejscu, gdzie leżała jej głowa. Wstał z łóżka, zakładając jedynie bokserki i zszedł na dół, skąd roznosiły się wspaniałe zapachy.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy w wejściu do kuchni dostrzegł Ginny ubraną jedynie w jego koszulę sięgającą jej do połowy uda. Materiał częściowo okrywał jej pełne piersi, krągłe biodra i niewielki brzuszek, znak, że dziecko rośnie.
- Już wstałeś? – zapytała cicho, podchodząc do niego. – Dobrze się spało?
- Nie bardzo – odparł szczerze. Podszedł do niej i przytulił ją mocno. – Gdy ciebie nie ma zawsze jest gorzej – mruknął, wtulając twarz w jej rude włosy.
Stali tak chwilę. W końcu Harry odsunął się i wszedł do kuchni. Podszedł do kuchenki, na której stała patelnia.
- Co robisz? – zapytał.
- Śniadanie – oznajmiła. – Niedługo musimy iść do Hermiony i Rona, by zabrać Jamesa, więc idź weź prysznic.
Harry uniósł brew, spoglądając na nią wesoło. Niespodziewanie uśmiechnął się zawadiacko i gwałtownie przysunął się do niej, przyciskając ją do szafki. Uniósł rękę, by odgarnąć jej za ucho kosmyk włosów, głaszcząc przy okazji gładką skórę szyi. Ginny westchnęła, gdy jego palce dotknęły jej rozpalonego ciała. Nie mogła nic poradzić, że tak reagowała na jego dotyk. Harry nachylił się i szepnął, nieomal cal od jej ust:
- Pójdę, ale z tobą. Ty też go potrzebujesz... Poza tym James ma dobrą opiekę...
Ginny położyła dłoń na jego ramieniu, by go odsunąć i spojrzała na niego pobłażliwie.
- U Rona i Hermiony? – prychnęła. – Oni na razie nie mają pojęcia o dzieciach, a zwłaszcza o tym, jaki jest James...
Harry przewrócił oczami i przysunął się z powrotem. Jego ręce spoczęły na jej biodrach.
- Nic mu nie jest, skoro do tej pory nie wysłali do nas żadnej wiadomości – mruknął, przesuwając dłonie po jej talii, schodząc nimi coraz niżej do ud. Zniżył głowę i zaczął całować jej szyję aż do ucha. – Wykorzystajmy tę chwilę...
- Harry nie... – westchnęła, próbując go znowu odsunąć. – Przeszkadzasz mi...
Harry nie słuchał. Jego ręce chwyciły ją za pośladki, podnosząc ją i sadzając na blacie stołu stojącego obok. Jedną dłonią pieścił jej prawe udo, a drugą wsunął pod koszulę, dotykając jej piersi.
- Proszę, przestań – jęknęła, mimowolnie nachylając się do niego, by mógł bardziej pieścić jej pierś.
- Dlaczego? – zapytał przekornie. – Przecież widzę, że tego chcesz.
- Nie chcę przypalić jajek – wyrzuciła na wydechu, kiedy Harry delikatnie ścisnął jej sutek. – Proszę, nie teraz...
Harry westchnął ciężko i odsunął się od niej.
- Psujesz całą zabawę. Jak zabierzemy Jamesa nie będziemy mieli już takiej okazji – zauważył niezadowolony. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni.
Nie zdążył dojść do schodów, gdy Ginny wskoczyła na jego plecy, oplatając go rękami za szyję i nogami w pasie. Odruchowo chwycił ją pod kolanami i zatrzymał się. Poczuł wzrastające pożądanie, gdy poczuł na plecach jej napierające piersi.
- Nie zostawia się tak rozpalonej kobiety – warknęła, przygryzając płatek jego ucha.
- A co ze śniadaniem? – wykrztusił, gdy Ginny niespiesznie zeszła z powrotem na podłogę, pocałunkami znacząc ścieżkę wzdłuż jego pleców.
- Wszystko gotowe – szepnęła.
- A James?
- Zaczeka – odparła spokojnie, choć Harry czuł, że cała aż się rwała do niego.
Nie wytrzymał. Obrócił się do niej gwałtownie i przyciągnął ją do siebie. Wpił się w jej usta i chwycił za pośladki, by podnieść ją do góry, a ona oplotła go nogami w pasie. Szybko pozbyli się i tak niewiele zakrywającej ją koszuli, a Harry bokserek, i teraz całowali się zapamiętale, błądząc palcami po swoich plecach, aż znaleźli się przy kanapie.
Harry ułożył Ginny w pozycji półleżącej na miękkim siedzeniu, sam klękając między jej nogami, i z westchnieniem zaczął obsypywać pocałunkami jej piersi unoszące się w rytmie szybkiego oddechu. Z delikatnym uśmiechem słuchał jak szepcze jego imię i jęczy cicho, gdy zsunął się na jej brzuch. Ginny objęła ramionami jego szyję, przyciągając jego twarz do swojej i zamglonym wzrokiem spojrzała w jego pałające pożądaniem oczy.
- Chcę cię poczuć... Teraz... – wymruczała.
Jego palce zacisnęły się na jej udach, które rozsunął sprawnym ruchem, robiąc sobie miejsce i wciąż patrząc jej w oczy. Chciał się upewnić, mimo ogarniającego jego umysł pożądania, że nie robi nic wbrew jej woli. Jednak w jej oczach widział tylko, że całym sercem pragnęła tego i chciała być z nim jednością.
- Harry, proszę... – szepnęła urywanym głosem i zsunęła się na podłogę, by znaleźć się pod nim.
Wpiła się w jego wargi, tłumiąc jęk, gdy jednym spokojnym ruchem znalazł się w niej. Ruszał się powoli, dając jej tyle rozkoszy, co ona jemu, obsypując ją pocałunkami.
Ginny oplotła go nogami, wbiła paznokcie w jego plecy i zamknęła oczy. Ich ruchy stawały się coraz szybsze, coraz bardziej niecierpliwe, wywołując kolejną falę jęków i westchnień.
Harry przygryzł jej dolną wargę, gdy poruszył się ostatni raz, i wykrzyknął jej imię, docierając na szczyt.
Opadł po tym na nią, wciskając ją w podłogę. Pamiętając o ciąży, natychmiast przetoczył się na plecy, ciągnąc ją za sobą, wciąż będąc w niej.
Ginny uniosła się na rękach, patrząc na niego. Odgarnęła spocone włosy wpadające mu do oczu i pogłaskała go po policzku.
- Dziękuję – wyszeptała, opierając się czołem o jego czoło. – Nie odsuwaj się – poprosiła cicho, gdy poczuła jak z niej wychodzi. – Tak dobrze móc cię czuć w tym miejscu.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Wspaniale.
- Teraz na pewno przyda nam się prysznic – zauważył.
Ginny parsknęła śmiechem.
- Na pewno, ale za chwilę, bo nie mam siły się ruszyć.
Położyła się obok niego, a Harry przekręcił się na bok, podpierając się na łokciu, by móc ją obserwować. Była cudowną kobietą. Po tylu latach odkrywał ją na nowo. Nachylił się do niej i pocałował głęboko.
- Kocham cię Ginny – wyszeptał. – Wyjdziesz za mnie?
Ginny poderwała głowę i spojrzała na niego zaskoczona.
- Co? – spytała. – Oszalałeś? Przecież jesteśmy już małżeństwem!
- Nie, Ginny, nie oszalałem – odparł, wstając.
Podszedł pod drzwi i wyjął z plecaka, który wciąż tam leżał, małe pudełeczko. Ginny ściągnęła z kanapy narzutę i owinęła się nią. Usiadła na stopach przed kominkiem, czekając, by wrócił do niej.
- Chciałbym odnowić naszą przysięgę – powiedział, gdy klęknął przy niej. Ginny nakryła go częścią kapy, którą była owinięta i wyjęła mu pudełeczko z dłoni. W środku znajdował się pierścionek z zielonym szmaragdowym oczkiem. – Po tym, co ostatnio było między nami, to by się nam przydało. Poza tym... chciałbym zabrać cię w prawdziwą podróż poślubną...
Urwał, wpatrując się w nią, gdy chwyciła jego dłonie i uścisnęła.
- Harry, nie potrzebuję niczego, oprócz ciebie – powiedziała. – Zgadzam się odnowić naszą przysięgę, ale pod jednym warunkiem.
Bez pytania wyciągnęła pierścionek i włożyła go sobie na serdeczny palec, obok obrączki.
Harry zmarszczył brwi i usiadł na podłodze, opierając plecy o kanapę. Przyciągnął Ginny do siebie, oplatając ją od tyłu ramionami i składając czułe pocałunki na odsłoniętym karku.
- Jaki warunek? – zapytał, błądząc przy tym, nie do końca świadomie, dłońmi po jej ciele.
Wtuliła się w jego pierś. Czuł, jak serce szybko bije, słyszał jej urywany oddech, gdy ponownie złączyli się w jedno.
- O... Tak jest dobrze... – jęknęła.
Przylgnęła silniej do ciepłego ciała za sobą i przechylając na bok głowę, pocałowała go w ramię. Harry przekręcił ją przodem do siebie, jej nogi otoczyły go z każdej strony. Chwilę trwali złączeni, pieszcząc się wzajemnie i poruszając się w jednym rytmie.
Ułamek sekundy później obojgu wyrwał się niekontrolowany okrzyk.
Harry odrzucił głowę do tyłu, desperacko próbując złapać tchu.
- To było cudowne – powiedziała Ginny, gdy udało się im opanować oddechy. – Nie wiem, co się dzieje, ale wciąż mam na ciebie ochotę – wymruczała.
Musnęła wargami jego dolną szczękę i położyła się na nim. On objął ją ramieniem, przytulając mocno.
- Zauważyłem – wymamrotał. – O jakim warunku mówiłaś przed chwilą?
Ginny podniosła lekko głowę, marszcząc brwi, gdy na niego spojrzała.
- O Jamesie, oczywiście – odparła. – On jedzie z nami.
- Jasne.
Ginny ułożyła się z powrotem na jego piersi. Harry wplótł rękę w jej włosy.
- Chyba musimy w końcu wstać – zauważyła Ginny – i dać odpocząć Hermionie i Ronowi od naszego syna. James jeszcze nigdy nie był bez nas tak długo.
- Prawda – przyznał Harry.
Jednak oboje nadal trwali w tej samej pozycji.
- Harry... – szepnęła. – Wstań...
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale wciąż na mnie leżysz...
Ginny podniosła się, stając nad nim. Kapa zsunęła się na podłogę. Harry uśmiechnął się, mając piękny widok na jej falujące piersi i resztę ciała.
- Co myślisz o wspólnym prysznicu? – zaproponowała, przygryzając dolną wargę. Widząc jego minę, wiedziała, że jest bardzo blisko spełnienia swojej zachcianki. – Wykorzystajmy ostatnią szansę na...
Nie dokończyła, bo Harry zerwał się z podłogi i pognał za nią na górę, a ona z piskiem umknęła po schodach do łazienki.
-------
W Upper Flagley aportowali się około południa. Harry wzdrygnął się, gdy szli wśród jednakowo wyglądających domków. Ginny ścisnęła go za ramię.
- To nie Privet Drive – szepnęła.
- Wiem, ale mimo wszystko jest bardzo podobnie. Poza tym, na tamtym cmentarzu – podniósł rękę i wskazał na mały kościółek po drugiej stronie miasteczka – są pochowani Lupinowie.
Ginny kiwnęła głową. Ron i Hermiona powiedzieli jej wczoraj o tym.
- Który to ich dom?
- Już jesteśmy.
Pociągnęła go za sobą w stronę najbliższego budynku. Harry rozejrzał się niepewnie, gdy przeszli przez murek odgradzający dom od ulicy.
Ginny zapukała i chwilę potem usłyszeli okrzyk Hermiony wołającej Rona. Drzwi się otworzyły i w progu pojawił się rzeczony mężczyzna.
- Ginny? Nareszcie – odetchnął.
Ginny zmarszczyła brwi i rozejrzała się. Harry zniknął pod peleryną-niewidką. Pomyślała, że potem zrobi mu awanturę, teraz ważniejszy był ich syn.
- Co się stało? Coś z Jamesem? – spytała zdenerwowana.
- Nie całkiem. Sama zobacz.
Wpuścił ją do środka i poprowadził wąskim korytarzem do salonu. Na podłodze, przy kominku siedziała Hermiona, a przed nią... James raczkował po całym dywanie. Za każdym razem, gdy wyciągał rączkę, przylatywała do niego ulubiona zabawka. Opadał wtedy na pupie na dywanie i zaczynał się nią bawić, lewitując ją wokół siebie.
Ginny podeszła do Hermiony, która najwyraźniej była w szoku.
- Witaj, Hermiono – przywitała się i usiadła obok niej.
- Ginny... czy ty... widzisz... to co ja?... – zapytała powoli i wskazała na malca.
- Tak – przyznała. – James używa magii. Zrobił to dwa dni temu, gdy nie mogłam się nim zająć i zaczął sam się bawić.
- Ale tak wcześnie? Zwykle magia ujawnia się chyba później? W wieku kilku lat!
- Czasami zdarzają się wyjątki.
Obie obserwowały chłopca, który odwrócił się za zabawką i, gdy dostrzegł mamę, wydał z siebie radosny okrzyk „A-a!” i ruszył ku niej, raczkując. Nie dotarł jednak do celu, bo w połowie drogi malec oderwał się od podłogi, lewitując. Przekręcił się na brzuszek i latał po pokoju niczym mały samolocik, śmiejąc się przy tym radośnie.
Ginny roześmiała się, gdy zrozumiała, co się dzieje.
- Harry, zdejmij pelerynę – powiedziała.
James znalazł się na poziomie ramienia dorosłego mężczyzny i przytulił się do niewidocznej osoby, a nad nim pojawiła się głowa Harry’ego.
- A kuku! – zawołał.
James wyciągnął rączkę i poklepał tatę po policzku.
- A-a-o!
Ron i Hermiona stali jak wmurowani, patrząc na połączoną rodzinę. Ginny wstała i podeszła do swoich mężczyzn.
- Jak tam, James? Dałeś się we znaki cioci i wujkowi? – zapytała.
Chłopiec jedną rączkę trzymał na ramieniu Harry’ego, a drugą wyciągnął w stronę mamy. Ginny chwyciła ją i przysunęła się bliżej.
- Mama i tata już cię nie zostawią na tak długo, skarbie.
Ron i Hermiona, obudzili się wreszcie z transu i podeszli do nich.
- Pogodziliście się! – wykrzyknęli zgodnie. – Nareszcie!
Ginny i Harry spojrzeli sobie w oczy.
- A... no tak – powiedzieli wspólnie i pocałowali się na potwierdzenie tych słów.
Jakiś czas później usiedli razem w kuchni przy kubkach herbaty. James nie opuszczał rodziców i siedział na kolanach najpierw u Ginny a potem u Harry’ego, i gaworząc opowiadał swoje przeżycia u chrzestnych.
- Bardzo marudził? – zapytała Ginny Hermionę.
- Na początku, gdy zorientował się, że nie ma ciebie. Staraliśmy się na różne sposoby go zabawić, ale nic nie pomagało. Zasnął bidula dopiero po kilku godzinach niekończącego się płaczu.
- Tak bardzo brakowało ci mamy i taty? – zaszczebiotała Ginny, nachylając się do siedzącego na kolanach Harry’ego malca.
James uśmiechnął się, wyciągając do niej rączki. Zacisnął piąstkę na jej włosach i pociągnął.
- Ała! James, to boli mamusię! – krzyknęła.
Wyswobodziła się z uścisku syna, poprawiła różdżką uczesanie i odwróciła się.
- A dzisiaj?
- Dzisiaj był zupełnie inny – wspomniał Ron. – Od rana wciąż tylko się uśmiechał i gaworzył radośnie na nasz widok, aż do waszego przyjścia.
- Może dlatego, że dostał jeść i zmieniliście mu pieluchę i śpiochy? – zauważył Harry z przekąsem.
- Wczoraj też mu zmieniliśmy – obruszyli się Weasleyowie.
- Dobrze, dobrze. Tak tylko żartuję.
Harry spojrzał na Ginny. Czyżby James wyczuwał ich nastrój z tak daleka? Przecież to samo działo się z nimi. Wczoraj byli na siebie źli, a od rana... byli tacy szczęśliwi... Wystarczyła jedna noc i poranek... Aż zrobiło mu się gorąco na samo wspomnienie. Dostrzegł rumieńce na twarzy Ginny, znak, że pomyślała o tym samym.
W kominku w salonie zaszumiało aktywujące się połączenie. Ron podskoczył na krześle i wybiegł z kuchni, sprawdzić, kto to. Wrócił chwilę potem z nietęgą miną.
- Ron, co się stało? – zapytała Hermiona. – Kto to był?
- Mama – mruknął. – Szuka was od rana – zwrócił się do Ginny i Harry’ego – i jak jej powiedziałem, że jesteście u nas, to poprosiła, żebyście przyszli do niej dzisiaj na obiad. My zresztą też.
------
Kiedy pojawili się w Norze zaczął padać śnieg z deszczem. Jak na połowę lutego pogoda bardziej przypominała wczesną wiosnę niż środek zimy.
Pani Weasley stała w progu i obserwowała najmłodsze pokolenie swoich dzieci. Uściskała każde po kolei, zatrzymując się dłużej przy Ginny i Harrym, by ucałować wnuka. James zapiszczał z radości, gdy babcia wzięła go na ręce, by jego rodzice mogli się rozebrać.
Ledwie zdążyli zdjąć z siebie wierzchnie okrycia, gdy z salonu wybiegł Teddy.
- Wujek! – wykrzyknął, przebiegł kilka kroków i z siłą tłuczka wpadł na Harry’ego. – Polatamy dzisiaj na miotłach?
Za nim z salonu wyszła jego babcia.
- Teddy – skarciła go – jak ty się zachowujesz? Pozwól wujkowi się rozebrać, przecież dopiero co przyszedł.
Harry schylił się i wziął chłopca na ręce.
- Teddy, kiedy ty tak urosłeś? – Pocałował malca w policzek i potargał mu czarne włoski, które przybierał, gdy był z wujkiem.
- Babcia mówi, że rosnę – wyjaśnił – bo chcę być taki duży jak ty.
Harry uśmiechnął się.
- I na pewno będziesz.
Powoli ruszył w stronę salonu. Przez cały czas Teddy był cicho. To nie było zwyczajne zachowanie tego chłopca. Zawsze był gadatliwy jak jego matka, a dzisiaj tak bardzo przypominał mu zamyślonego Remusa.
- Teddy, co się dzieje? – zapytał w końcu Harry.
- Dlaczego tak długo cię nie było? To dlatego, że już mnie nie kochasz, tak? – zapytał markotnie.
Harry zatrzymał się w pół kroku i spojrzał zdziwiony na chłopca.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Bo... od świąt nie przychodziłeś do mnie i do babci...
Harry pokręcił głową. Postawił Teddy’ego na podłodze i ukucnął przy nim.
- To nie dlatego, smyku. Wiesz, że ciocia Ginny była w szpitalu, prawda?
- No...
- Bardzo się o nią martwiłem i byłem przy niej przez cały dzień, a wieczorami opiekowałem się Jamesem.
- To dlatego nie miałeś dla mnie czasu?
Harry poczuł ukłucie w sercu i przytulił malca do siebie.
- Przepraszam, smyku. Już nigdy nie będę na tyle zajęty, by nie przyjść do ciebie.
- Mówiłam ci Teddy, że wujek Harry o tobie nie zapomniał – powiedziała głośno pani Tonks.
Obaj podskoczyli. Zapomnieli, że nadal są w kuchni i przysłuchują się im trzy kobiety.
- Jak przestanie padać i zjemy, to pójdziemy pobawić się w śniegu, zgoda? – oznajmił Harry, wstając i udając, że nie widzi zachmurzonych min Andromedy i Ginny.
Teddy pokiwał główką.
- Zgoda.
Gdy obaj zniknęli w drugim pokoju, Ginny spojrzała na matkę.
- To dlatego nas zaprosiłaś?
Usiadła przy stole obok Andromedy i wzięła na kolana Jamesa, by go nakarmić.
- To ja namówiłam twoją mamę, żeby to zrobić – wyznała pani Tonks. – Od kilku tygodni słyszałam od Teddy’ego jak bardzo za nim tęskni, więc wysłałam wiadomość tutaj...
- A ja wyjaśniłam Andromedzie, co się dzieje i zaproponowałam wspólny obiad. Mam nadzieję, że Harry nie miał być dzisiaj w pracy...
- Nie wiem – odparła Ginny, celując łyżeczką w usta Jamesa, choć malec kręcił się i wiercił. – No, James... Pokaż babci i cioci jak ładnie jesz. – Odsunęła rękę z łyżeczką i wykonując nią koliste ruchy przed buzią Jamesa, zaintonowała rymowankę: – leci, leci miotełka do gardziołka wróbelka. Ziuu! – I łyżeczka z obiadkiem znalazła się w otwartej buzi malucha.
- Brawo! – wykrzyknęły zgodnie obie starsze panie.
Ginny powtórzyła to jeszcze kilka razy, aż miseczka z obiadkiem była pusta.
- Ślicznie, skarbie. A teraz pójdziemy zobaczyć, co robi tata i Teddy.
- Teraz to zapraszam wszystkich na obiad – zauważyła Molly.
Po posiłku, podczas którego słychać było tylko głos Teddy’ego, przerywany karcącymi uwagami pani Tonks, by chłopiec wreszcie coś zjadł, Harry zabrał chrześniaka na podwórko. Ubrali się w ciepłe kurtki i wyszli. Na szczęście przestało padać, pozostały jedynie kałuże i rozmokła ziemia. Teddy od razu pobiegł do szopy i wyciągnął swoją miotełkę.
- Teddy, zaczekaj na mnie! – zawołał za nim Harry.
- Ja tylko chciałem wziąć twoją – wymamrotał, wyciągając rączkę Zmiataczki w jego stronę.
Harry podszedł do niego i wziął od niego miotłę. Obaj odbili się od ziemi w tym samym czasie i polecieli na drugą stronę Nory.
- Wujek, zobacz! – wykrzyknął Teddy, podlatując nad kurnik i robiąc przewrót w bok.
- Teddy, ostrożnie, bo spad...
Nie skończył. Teddy zsunął się z miotełki i spadł do błota, rozbryzgując śnieg wszędzie dookoła. Harry wyhamował ostro i zeskoczył przy chłopcu. Uklęknął przy nim.
- Teddy, wszystko w porządku?
- Tak – odparł chłopczyk, wybuchając radosnym śmiechem.
Chwycił wujka za rękę i pociągnął za sobą. Harry osunął się na niego i też zaczął się śmiać. Wkrótce zaczęli tarzać się w błocie i śniegu.
- Wypuścić dzieci na dwór – usłyszeli niedługo potem niezadowolony głos Ginny. – Harry, jaki ty dajesz małemu przykład? – westchnęła.
Podeszła do nich z niewesołą miną.
- Jak Andromeda to zobaczy... – Pokręciła głową.
- To tylko zabawa, Ginny – zauważył Harry, pomagając wstać Teddy’emu. Potem podniósł się sam.
Wytarł brudne ręce w kurtkę, rozsmarowując błoto jeszcze bardziej. Ginny jęknęła.
- Wyglądacie jak dwie świnki – powiedziała. – A na dodatek jesteście cali mokrzy! Jeszcze obaj się przeziębicie! Marsz do środka i do kąpieli – zakomenderowała.
Teddy podskoczył z radości.
- Będę się kąpał z wujkiem! – wykrzyknął i puścił się biegiem do środka.
Ginny spojrzała na Harry’ego i w końcu się roześmiała.