środa, 28 sierpnia 2013

163. "Gdzie jest mój syn?"

W małym pokoiku w Świętym Mungu panował półmrok, jedynie co jakiś czas błyskawica rozdzierała niebo, oświetlając pomieszczenie. Tak upragniony przez wszystkich deszcz intensywnie obijał się o okiennice. Ginny wyglądająca przez okno po każdym grzmocie lekko podskakiwała, nie mogąc poskładać swoich myśli. Z żalu, bólu i smutku jej serce pękało na pół. Z całych sił powstrzymywała płacz, ale z każdą chwilą było jej coraz ciężej. Jej dwaj mali mężczyźni. Jej synkowie, ukochani chłopcy – James i Albus. Jeden porwany i trzymany pod strażą, nie wiadomo gdzie, dopóki jego tata nie zapłaci złym ludziom, i drugi w ciężkim stanie cierpi i śpi sam na oddziale noworodków w jakiejś szklanej bańce. Obaj z dala od mamy i taty, których w tym wieku najbardziej im potrzeba.
Czuła się bezsilna. Zła na siebie, że nic nie może zrobić, że nie była w stanie uratować Jamesa, ani że nie umie poradzić sobie z rzeczywistością, jaka spotkała ich rodzinę. Rozmyślałaby pewnie i płakała jeszcze długo, gdyby drzwi od jej pokoju nie zamknęły się z cichym kliknięciem. W momencie, kiedy spojrzała przez okno, kolejny błysk rozjaśnił na chwilę pokój i zobaczyła ciemną postać odbijającą się w szybie, a gdy chwilę potem rozległ się grzmot, serce zabiło jej szybciej, a delikatne ramiona męża czule oplotły jej sylwetkę.
– Już jestem.
Gdy się odwróciła, ręce Harry’ego przeniosły się na jej mokre policzki i z niezwykłą czułością otarł kciukami jej łzy. Tak bardzo pragnął zabrać od niej ten ból. Bez słów złapał ją za ramiona i mocno do siebie przycisnął. Schowała głowę w jego koszuli i głośno się rozpłakała. Wziął ją na ręce i zaniósł do szpitalnego łóżka. Usiadł na nim wraz z nią i lekko gładził jej plecy w uspokajającym geście. Pozwolił się jej wypłakać, by napięcie, z dwóch dni w końcu odpłynęło. Wiedział, że nie poczuje ulgi, dopóki nie będzie mogła utulić obu chłopców, ale teraz musiało jej to wystarczyć. Wiedział też, że strach o dzieci rozrywał jej serce... Tak samo jak jemu.
– To już druga noc... – wyszeptała. 
– Wiem. Znajdziemy go i już niedługo wyściskamy Jima za każdą chwilę rozłąki. 
– Co ustaliliście? – zapytała cicho.
Dzisiaj, dzień po otrzymaniu listu z okupem, Harry spotkał się z Markiem Newtonem, Jakiem i Kingsleyem w mugolskiej knajpie w centrum Londynu. Wszystkie inne miejsca były zbyt oczywiste. Nikt z nich nie mógł być pewny czy w ministerstwie i we wszystkich czarodziejskich miejscach Harry nie jest obserwowany i podsłuchiwany przez porywaczy.
– Jake obiecał, że będzie miał oko na każdego gościa Dziurawego Kotła – mruknął – i w razie czego da aurorom sygnał. Na dodatek w pubie Mark posadzi tajniaka. – Ginny spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem, więc wyjaśnił – auror po zaklęciach maskujących i tym podobnych. Nikt nie będzie wiedział, kim jest naprawdę – dodał, gdy jej spojrzenie zmieniło się w strach. – Niestety ja będę odgrywał najważniejszą rolę...
– A King?
– Pomoże nam jak będzie potrzeba.
Ginny wiedziała, że Harry nie mówi jej wszystkiego, choć pokazał jej zdjęcie od porywaczy. Unikał jej spojrzenia za każdym razem, gdy pytała go o jego zadanie w czasie przekazania okupu, twierdząc, że wszystko jest pod kontrolą. Doprowadzało ją to do frustracji, ale domyślała się, że Harry nie chce jeszcze bardziej jej denerwować. I tak wciąż zamartwiała się ciężkim stanem Ala. Nawet go karmić nie mogła. Codziennie miała odciągany pokarm, który był podawany później malcowi specjalnym dozownikiem. Tak chciała wziąć go na ręce i poczuć jego małe usteczka ssące jej piersi. To był najpiękniejszy czas, gdy w ten sposób karmiła Jamesa. Teraz to powinien być czas Ala. 
Dzisiaj dowiedziała się, że u Albusa wszystko zmierzało ku lepszemu i miała obiecane, że niedługo będzie mogła choć na chwilę wziąć synka na ręce i wreszcie go nakarmić. Tylko kiedy ma być to „niedługo”?
– Jutro mam wyjść do domu – oznajmiła.
Harry odsunął się lekko, by na nią spojrzeć. 
– Już jutro? A co z Albusem?
– On... musi jeszcze tu zostać. Jest jeszcze za słabiutki, by mógł iść ze mną. Tu ma dobrą opiekę uzdrowicieli – powiedziała łamiącym się głosem. – Tylko, że ja nie chcę jeszcze wychodzić. Nie chcę go zostawiać tutaj samego. Poza tym... – jej gardło ścisnęło się z bólu - ...nie czuję się na siłach, by zobaczyć pusty pokoik Jamesa. Harry, powiedz, że to tylko koszmar, zły sen, z którego tylko wystarczy się obudzić, proszę... Powiedz, że Jim jest w Norze z moją mamą... a my szykujemy dla niego wspaniałe przyjęcie urodzinowe...
Harry przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej.
– Bardzo bym tego chciał, Ginny. Naprawdę bym tego chciał.
Harry spędził noc na rozkładanym łóżku w szpitalnym pokoiku Ginny. W ogóle nie zmrużył oka. Ginny też nie spała. Kręciła się z boku na bok i cicho łkała. Zasnęła dopiero, gdy Harry położył się obok niej i objął ją ramionami. Sam też zasnął.
O świcie obudził go jej krzyk. Objął ją i mocno przytulił, kołysząc w ramionach. Delikatnie położył dłoń na jej ustach, szepcząc uspokajająco. Poderwała się, a jej krzyki ucichły stłumione dłonią Harry’ego. Spojrzała na niego z przerażeniem.
– Widziałam go... – wychrypiała. – Widziałam Jima. Trzymałam go na rękach, ale on nie reagował... 
Harry jej nie puszczał. Usiadł na łóżku, trzymając ją i kołysząc, jakby była małym dzieckiem, przyciskając usta do jej czoła. 
– Cii... – szeptał miękko. – To tylko nocny koszmar, skarbie. Nie zwracaj na niego uwagi.
– Nie wytrzymam dłużej – załkała żałośnie, po czym schowała twarz w jego koszuli. – Chcę go zobaczyć i uściskać... Jeszcze trochę i oszaleję... 
– Już niedługo Jim będzie z nami – powiedział cicho, kładąc dłoń na jej plecach. 
Gdy myślał, że ponownie zasnęła, wymknął się na chwilę do izolatki Albusa. Stojąc i opierając się o magiczną bańkę obiecał synowi, że jeszcze dzisiaj obaj bracia się zobaczą. Ginny obserwowała go z progu.
– Jemu obiecujesz, a co ze mną? – zapytała.
Harry odwrócił się. Podszedł do niej, wziął jej twarz w swoje dłonie i powiedział:
– Ciebie zapewniam, że dzisiaj nasz koszmar się skończy.
Po czym pocałował ją w usta.
– Tylko bądź ostrożny i nie szarżuj – poprosiła. – Po tym, co zobaczyłam w nocy boję się, że zrobią coś Jimowi. Dlatego błagam, nie rób niczego, co mogłoby tamtych zdenerwować. Chcę odzyskać Jima całego i zdrowego. Ciebie też.
------ 
Harry miał wrażenie, że Dziurawy Kocioł był jeszcze bardziej zatłoczony niż zwykle. Zaraz po wyjściu z kominka poprawił kaptur od peleryny, który zasłaniał mu niemal całą twarz. W ręku ściskał niewielki worek, który miał powiększyć, gdy będzie wkładał okup do pojemnika. Rozejrzał się po zebranych gościach pubu – w najciemniejszym kącie siedział człowiek, tak jak on z twarzą przykrytą kapturem – albo utajniony auror, albo porywacz, a może po prostu zwykły klient. Przy barze stał Jake. Był zbyt zajęty, by mógł dostrzec coś niepokojącego. 
Nie zwracając niczyjej uwagi przemknął ukradkiem w stronę tylnego wejścia i wyszedł na maleńkie podwórko. Odetchnął z ulgą, kiedy został sam. 
Spojrzał na pojemniki na śmieci. Znalazł ten, o którym mówili porywacze i podniósł pokrywę. Na spodniej stronie przyczepiona była ulubiona zabawka Jima i list z wiadomością. 

Nie posłuchałeś nas i spotkałeś się ze swoimi kumplami. Ta maskotka to ostrzeżenie. Jeśli na worek nałożone są zaklęcia lokalizujące, już nigdy nie zobaczysz swojego syna.
Jeśli na Tobie są jakieś zaklęcia – bachor zginie.
Odłóż worek na miejsce i weź zabawkę. Od tej pory masz słuchać każdego naszego polecenia. Inaczej Twój bachor zginie.

Harry zacisnął rękę na papierze i spojrzał na zabawkę. Ukochany Dziobek Jima. Był całkiem zniszczony. Głowa trzymała się na ostatniej nitce, a z wewnątrz wylatywały skrawki waty, umoczone w jakiejś ciemnej cieczy. Krew?
Sięgnął po niego ręką i w tej samej chwili, w której dotknął zabawki poczuł silne szarpnięcie w okolicy pępka. Świstoklik zabrał go w nieznane.
------- 
W małym, zaciemnionym pokoju rozlegał się rozdzierający płacz dziecka. Niespełna roczny chłopiec siedział w kojcu otoczony magiczną blokadą. Młoda kobieta próbowała na siłę go nakarmić.
– Jedz! Albo się zamknij, gówniarzu! – krzyknęła.
Niestety po każdym jej krzyku mały zaczynał płakać jeszcze bardziej. 
– Czy ten bachor może się w końcu zamknąć? – zawołał starszy mężczyzna, który wszedł do środka. – Głowa mnie już boli od tego krzyku.
– Próbuję wszystkiego, ale mały nie chce się uspokoić.
– To staraj się bardziej. Jesteś kobietą, więc powinnaś wiedzieć, co robić z takimi szczeniakami.
– Ale ja nienawidzę dzieci – warknęła – i nie wiem, co im potrzeba. Gdybyś nie zabrał mu tej zabawki, pewnie by zasnął. 
– Musiałem postraszyć Pottera. Teraz zrobi wszystko, co mu rozkażemy, bo będzie się bał o swojego dzieciaka. – Mężczyzna wyciągnął spod szaty małą fiolkę i podał go dziewczynie. – Tu masz silny eliksir uspokajający. Podaj go bachorowi i będzie spokój. 
Kobieta odwróciła się z zamiarem podania mikstury chłopcu. Ten, jakby wyczuwając, że grozi mu niebezpieczeństwo, zaczął płakać jeszcze głośniej, a od niego rozeszła się falami niczym niepowstrzymywana magia. Pierwsze fale były ledwo wyczuwalne, ale każda następna nabierała mocy. Dziewczyna odskoczyła dwa kroki do tyłu. 
– Co to było?
– Dziecięca magia obronna. Lepiej zajmij się tym, co masz robić. 
Kobieta unieruchomiła dziecko, zrobiła tak jak jej powiedział i chłopiec w końcu zasnął.
– Dobrze – powiedział mężczyzna. – Pilnuj małego, bo jest naszą kartą przetargową. Ja muszę załatwić sprawę z Potterem.
– Nie wiem, czy to dobry sposób. Potter może i zrobi co powiesz, ale potem może się zemścić...
– Wziąłem ciebie do opieki nad tym bachorem, a nie do prawienia mi kazań – warknął. – Ta kasa to moja emerytura, której Potter mi odmówił, aresztując mnie. 
To powiedziawszy, mężczyzna odwrócił się i wyszedł.
----- 
Ginny nie potrafiła oderwać wzroku od kruszynki leżącej w inkubatorze. Choć od rana mogła już wyjść z Munga, wciąż przebywała na oddziale dla noworodków. Nie chciała go opuszczać. Jedynie silna potrzeba skorzystania z toalety zmusiła ją do opuszczenia miejsca przy synku. Idąc korytarzem zobaczyła przy wejściu bratową.
– Hermiono, co ty tu robisz? Wszystko w porządku? – zapytała, gdy uściskały się na powitanie.
– To raczej ja powinnam pytać, czy z tobą...
Ginny pokręciła tylko głową.
– Dobrze wiesz, że nie. Od wyjścia Harry’ego dzisiejszego ranka, czuję się jakoś tak... nieswojo. 
– To dzisiaj jest termin przekazania okupu! – zawołała, tłumiąc krzyk przez zakrycie dłonią ust. Ginny przytaknęła. – Słodki Merlinie! 
Nagle Ginny poczuła gwałtowny ucisk w klatce piersiowej. Był tak silny, że ugięły się pod nią kolana i gdyby nie Hermiona i uzdrowiciel, który akurat przechodził obok, wylądowałaby na podłodze. 
– Co się stało? – zapytała Hermiona z troską, pomagając przyjaciółce usadowić się na krześle wyczarowanym przez uzdrowiciela. Mężczyzna podał jej eliksir uspokajający.
– Nie wiem... – odparła cicho Ginny, z trudem łapiąc oddech. – Poczułam się tak, jakby stało się coś złego – dodała i mimowolnie pomyślała o Harrym i Jamesie.
Hermiona zrozumiała natychmiast jej myśli.
– Wrócą obaj, zobaczysz. Jeszcze dzisiaj będziesz tulić ich obu.
– Obyś miała rację. Co z Verity? – zapytała, zmieniając temat.
– Wczoraj urodziła Freda Juniora. Mama jej pomaga. 
Ginny odetchnęła z ulgą.
– Czyli Fred i George postawili na swoim – mruknęła z przekąsem. – I tylko ty zostałaś z naszej piątki. Przepraszam, że znowu to ja byłam pierwsza... 
– Ginny, to nie jest twoja wina. Też bym chciała rodzić razem z tobą, ale...
Jej protest przerwał biegnący korytarzem mężczyzna. Ginny podniosła się z krzesła i spojrzała na aurora, który zatrzymał się przy niej.
– Ginny... – wydyszał.
– Mark? Co się stało?
Mężczyzna nie odpowiedział. W jego spojrzeniu było jednak coś tak niepokojącego, że serce Ginny na moment zamarło.
– Harry...? James...? – odgadła. Jej głos zabrzmiał tak obco, że przez moment zwątpiła, że należał do niej.
Mark położył jej dłonie na ramionach.
– Wysłuchaj mnie spokojnie... – poprosił.
Nim Newton zdążył powiedzieć coś więcej, Ginny osunęła się na podłogę...
----- 
Harry pojawił się na środku jakiejś polany i natychmiast padł na ziemię, by uniknąć lecących w jego stronę śmiercionośnych zaklęć. Schował pod szatę maskotkę Jima, automatycznie wyciągając różdżkę, którą wyczarował tarczę. Ostrożnie podniósł głowę i rozejrzał się. Nie znał miejsca, w którym się znalazł. Leżał na spękanej ziemi z rzadka porośniętej wyschniętą trawą i otoczoną lasem. Spomiędzy drzew po przeciwnej stronie wyszło kilku zamaskowanych ludzi. Szli na całkowitym luzie, pewnie uznali, że dostał jednym z zaklęć. Wystrzelił Expelliarmus, które trafiło jednego napastnika z taką siłą, że jego ciało poleciało dobre kilka metrów do tyłu, nim uderzyło w drzewo. Poderwał się i zaczął wymianę ognia z pozostałymi. Różnokolorowe zaklęcia śmigały w obu kierunkach, większość z tych, odpalonych przez przeciwników, rozbijały się o jego tarczę, ale od czasu do czasu pojawiały się niewybaczalne. Harry uchylił się przed zaklęciem torturującym, niestety trafiło go kolejne. Zawył z bólu i upadł na ziemię.
– Poddaj się, Potter! Jesteś sam a nas jest trzech. 
– Gdzie jest Jim? – zawołał, z trudem podnosząc się na rękach. – Gdzie trzymacie mojego syna? Oddajcie go! To tylko małe dziecko!
– Jeśli chcesz go jeszcze zobaczyć żywego, to lepiej nas posłuchaj, inaczej to on zobaczy swojego ojca w kawałkach. 
Harry otworzył usta, by się sprzeciwić, ale któryś z nich rzucił Silencio i jego protest okazał się bezgłośny. Mężczyźni roześmiali się nieprzyjemnie.
Jeden z nich podszedł do niego i jednym sprawnym ruchem wykręcił mu rękę w nadgarstku, sprawiając, że różdżka wypadła mu z dłoni. Mężczyzna kopnął ją, żeby nie była w zasięgu rąk Harry’ego i wbił swoją różdżkę w jego gardło. 
– Jak będziesz grzeczny, to może się zastanowimy. A teraz czołgaj się – rozkazał, wymierzając mu cios w żebra.
Harry posłusznie zaczął pełznąć w stronę, z której przyszli. Nie było mu łatwo, bo napastnik skrępował mu na plecach oba nadgarstki, więc co chwila lądował twarzą w suchej ziemi. Spomiędzy drzew wyłoniła się zakapturzona postać, która podeszła do nich i chwyciła Harry’ego za włosy, ciągnąc go boleśnie do góry.
– I co Potter? Jak to jest być zdanym na naszą łaskę? 
Harry próbował się wyrwać, ale nie był w stanie się uwolnić. Znał ten głos. Mężczyzna pociągnął go jeszcze mocniej, a inny uderzył go z całej siły w twarz. Jego głowa mimowolnie odskoczyła w bok. 
– Przywiążcie go – padł rozkaz.
Silne ręce uniosły Harry’ego z ziemi za włosy i popchnęły w stronę drzew. Szedł, powłócząc nogami, aż wreszcie wpadł na któryś z pni. W tej samej chwili, w której uwolnili mu nadgarstki, jego ramiona wzniosły się samoczynnie nad głowę tak wysoko, że prawie krzyknął z bólu. Poczuł jak liny mocno przytrzymują go w miejscu. Pociągnął lekko za sznury, próbując ocenić swoje położenie. Jakby w odpowiedzi na jego ruch, liny jeszcze bardziej zacieśniły się na jego nadgarstkach, niemal tamując krążenie krwi.
– Na sznury nałożonych jest kilka zaklęć, więc lepiej żebyś się nie ruszał. Choć jak dla mnie nie ma znaczenia, jak umrzesz.  Wiesz kim jestem?
Harry przytaknął. Otworzył usta, ale nie zdołał się odezwać. 
– Wybawiciel naszego świata pragnie coś powiedzieć – zaszydził mężczyzna, celując w niego różdżką. Pozostali się roześmiali. – Finite
– Pieprzony zdrajca! – Harry splunął na niego. – Ilu byłych śmierciożerców jest na twoich usługach? A w ilu kieszeniach siedziałeś przez te wszystkie lata i utrudniałeś mi ich złapanie? I gdzie jest mój syn? Co z nim zrobiłeś?
Mężczyzna zacmokał i pokręcił głową. 
– Z takim nastawieniem nigdy go nie odzyskasz, Potter. 
– Zgnijesz w Azkabanie, Robards. Gwarantuję ci to.
– Naprawdę sądzisz, że te twoje śmieszne oskarżenia mnie przestraszą? Byłem aurorem, kiedy ty jeszcze sikałeś w pieluchy, jak teraz twój szczeniak, więc nie podskakuj. Jesteś dla mnie nikim, gówniarzu. Wielki Potter, Wybawiciel świata czarodziejów, bla, bla, bla... Może i pokonałeś Sam-Wiesz-Kogo, ale nie czyni to z ciebie aurora. Gdyby nie Shacklebolt, nigdy nie zgodziłbym się byś trafił do Biura. A teraz ty, za zgodą ministra, pozbywasz mnie stanowiska. I dziwisz się, że jestem wściekły? 
Skierował na niego różdżkę i zaczął strzelać różnymi klątwami. Zaklęcia tnące, żądlące i w końcu niewybaczalne, jedne po drugich trafiały w unieruchomione ciało Harry’ego.  
Gdy wreszcie opuścił różdżkę jeniec nie miał nawet skrawka ciała, który byłby nietknięty. Robards uwolnił ledwo przytomnego Harry’ego, który nie mogąc utrzymać się na nogach, upadł na ziemię u jego stóp.
– Zabierzcie to ścierwo z dala od moich oczu i podrzućcie w pobliżu ministerstwa – rozkazał Robards, kopiąc po raz ostatni Harry’ego w brzuch. – I powiedzcie tej małej Jill, że ma zabić dzieciaka.
------ 
Zapadał zmierzch. Na ulicy Pokątnej sprzedawcy zamykali swoje sklepy, kończąc kolejny dzień targowy. Powoli ulica się wyludniała. Młoda kobieta z dzieckiem na ręku wybiegła z ciemnej Alei Śmiertelnego Nokturnu i skierowała się w stronę kolorowej wystawy bliźniaków Weasley. Wbiegła do sklepu i posadziła chłopca na ladzie. Dzieciak zaczął płakać.
– Zaraz ktoś się tobą zajmie – szepnęła i, zostawiając go samego, podbiegła do drzwi. 
– Hej! Zaczekaj! – krzyknął za nią Fred, który w tym samym momencie wyszedł z zaplecza, przywołany dźwiękiem dzwonka. Zerknął na płaczącego malca, rozpoznając w nim swojego siostrzeńca. – James? – spytał zaskoczony i od razu zawołał w stronę kantorka: - George! Zajmij się Jimem i powiadom aurorów, ja muszę złapać tamtą dziewczynę.
Wyciągnął różdżkę i wybiegł. Na Pokątnej zapalały się gazowe lampy, rozświetlając ulicę. Zobaczył jak dziewczyna skręca na Nokturn.
– Stój! – zawołał. – Impedimento! Incarcerus! 
Dziewczyna zwolniła, a gdy magiczne liny oplotły jej ciało, upadła na ziemię. Fred dobiegł do niej, chwycił za ramiona i posadził pod ścianą. 
– Kim jesteś? Co Jim robił u ciebie? Odpowiadaj! – Potrząsnął nią.
Dziewczyna skuliła się i zaczęła płakać. 
– Nie róbcie mi krzywdy! To tamci mnie zmusili... Ja nie chciałam...
– Kim są „tamci”?
Na ulicy pojawili się aurorzy. Jeden z nich podszedł bliżej i klepnął Freda w ramię.
– Panie Weasley, proszę ją puścić. My się już nią zajmiemy. 
– Ale to ona przyniosła Jamesa do mojego sklepu. Chcę się dowiedzieć, co robiła z synem mojej siostry! 
Mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony.
– Jamesa? 
– Mój siostrzeniec, James Potter, porwany syn...
– Tak, tak... Syn Harry’ego i Ginny. Wiem. – Auror pokiwał głową. – Gdzie jest teraz chłopiec? 
– Z moim bratem. W sklepie.
– To dobrze. Trzeba oddać go rodzicom. 
– Ja to zrobię – rzucił od razu Fred.
– Dobrze. – Auror odwrócił się do siedzącej kobiety. – A ciebie zabieram do ministerstwa. Tam odpowiesz na kilka pytań.
Dziewczyna pokiwała skwapliwie głową.
– Powiem wszystko, tylko nie wysyłajcie mnie do Azkabanu, proszę. Ja nie chciałam nikogo skrzywdzić.
– O tym porozmawiamy w ministerstwie.
Mężczyzna chwycił ją za ramię i deportował się.
------- 
Harry przetoczył się na plecy i jęknął z bólu. Czuł chyba każdy mięsień, każdą kosteczkę. Spróbował wstać, ale całe ciało odmówiło mu posłuszeństwa i upadł ponownie. W końcu podniósł się i usiadł, opierając się o ścianę budynku. Otworzył oczy i rozejrzał się. Znajdował się wśród pojemników na śmieci w jakiejś wąskiej uliczce. Wokół panowała ciemność. Był sam.
Wstał ciężko i, opierając się o jeden z pojemników, przeszukał kieszenie. W wewnętrznej znalazł zniszczoną maskotkę.
– Jimmy... – jęknął, gdy przypomniał sobie ostatnie słowa Robardsa: „Powiedzcie tej małej, że ma zabić dzieciaka.”
Przytulił maskotkę do serca, skulił się, jakby ostrze przecięło mu wnętrzności i zawył z bólu. Stracił synka. Ginny mu tego nigdy nie wybaczy.
U wylotu uliczki pojawił się jakiś mężczyzna, który poświecił w jego stronę światłem z różdżki. Podbiegł i uklęknął przy Harrym, który wyglądał fatalnie. We włosach miał trawę, jego koszula i spodnie były podarte i odsłaniały zakrwawiony tors.
– Potter? To ty? Słodki Merlinie! Jesteś ranny!
Harry dopiero po jakimś czasie zorientował się, że tamten coś do niego mówi. Podniósł na niego wzrok.
– Mark... Straciłem Jima... Ginny i reszta mnie za to znienawidzą... On nie żyje... To był Robards... – Wiedział, że mówi trochę nieskładnie, ale słowa same wypływały z jego ust. – Kazał komuś zabić mojego Jima...
– Wstawaj, Potter. Zabiorę cię do Munga. Jakiś magomedyk powinien cię obejrzeć.
Pomógł Harry’emu się podnieść. Zarzucił sobie jedną jego rękę na ramiona i pociągnął go w stronę głównej ulicy. 
– Nic mi nie jest – zaprotestował Harry.
– Taa, jasne – prychnął Mark. – A to nie jest krew tylko sok pomidorowy. – Pociągnął lekko za fragment koszuli Harry’ego.
– Nie mam różdżki. Rozbroili mnie...
– Tym zajmiemy się potem. Trzymaj się.
Pojawili się w poczekalni szpitala. Ktoś zawołał uzdrowiciela, który natychmiast pojawił się przy nim, zerwał mu koszulę i zaczął badać jego klatkę piersiową. Harry odetchnął z ulgą, gdy zaklęcia uzdrawiające zaczęły działać. 
– Wszystko będzie w porządku – powiedział medyk. – Za jeden, dwa dni będzie pan wyleczony. Musi się pan teraz położyć i odpocząć.
– Teraz to ja muszę zobaczyć żonę i syna.
Tak jak się spodziewał Ginny stała w pokoiku izolatce przy magicznej bańce. Usłyszała jego kroki i odwróciła się. Nie musiała o nic pytać. Krew na jego koszuli wystarczyła. Zacisnęła dłonie w pięści, podbiegła do niego i zaczęła go bić po klatce piersiowej.
– Gdzie jest mój syn? Gdzie jest Jim? Zabiłeś go!
Harry chwycił ją za nadgarstki i próbował przytulić, ale ona odtrąciła jego dłonie i odwróciła się od niego. 
– Nie chcę cię widzieć. 
– Nie tylko ty straciłaś... – rzucił Harry szorstko, ale w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Podszedł do nich i otworzył je. W progu stał Fred z zapłakanym małym chłopcem wczepionym w jego ramiona.
– Czy to tutaj są rodzice tego zapłakanego kolegi? 
Ginny odwróciła się zaskoczona. Wyciągnęła ręce i na drżących nogach podeszła do brata.
– Synku! 
Wzięła Jamesa z rąk Freda i przytuliła go do siebie.  

57 komentarzy:

  1. Świetne. Jak zawsze opłacało się czekać! Za to cię szanuję - dodajesz notki rzadziej, ale za to są dopięte na ostatni guzik!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, James się odnalazł :) Przez chwilę naprawdę się bałam, że James umrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a bo tylko ty. jak Ginny zarzuciła harry'emu zabcie małego to zaczęłam płakać i potem nawrzeszczaal jeszcze na nigp, a potem jeszcze Fed. Słodki Merlinie jak dobrze, że fred przyszedł, bo ginny chyba za siebie by przestała ręczy6ć i coś by harry'emu zrobiła.
      warto było czekać
      zyczę weny
      pozdrawiam
      gabi xD

      Usuń
  3. Świetnie. Nie mogłam się doczekać końca tego porwania. Dzięki. Na twoje posty zawsze warto czekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. I znowu Harry i Ginny na wojennej ścieżce, eh Jogi...
    A Jake jakoś coraz mniej mi się podoba. Coś tu nie gra a i Mark, mimo że znamy go od tylu lat zaczyna śmierdzieć. A może ja się paranoi nabawiłem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział jak zawsze.
    Kocham twoje opowiadanie. <3
    Życzę weny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. jakoś schematycznie to wyszło, Harry oberwał a reszta to fart że wszyscy przeżyli... coś tu nie smakuje...
    ale generalnie notka super i zazdroszcze umiejętności takiego pisania

    OdpowiedzUsuń
  7. Nooo, widzę, że autorka posłuchała mojej prośby i wpis faktycznie jest lepszy niż ostatnio :)
    Więc tak, początek ładny, na pewno ambitniejszy niż poprzednia notka. Tylko z trzecim zdaniem jest coś nie tak, powinien być albo jakiś przecinek, albo inaczej skonstruowane zdanie. Pomijając to, pierwszy akapit bez zarzutu. Drugi, trzeci też. Ich krótka rozmowa też w porządku, wszystko zgrabnie. Ogólnie dialogi w całym rozdziale wyszły Ci dużo bardziej naturalnie niż zwykle, Joasiu. No no, połowa notki, a ja nadal przewijam, nie mając się czego uczepić :D A ja się często czepiam (tak, jestem ta od tego kilometrowego komentarza przy poprzednim rozdziale). Ooo, tu coś znajdę. Jill w którejś z wypowiedzi nazwała Jamesa "małym". To dość pieszczotliwe określenie, nie pasowało do "bachora, szczeniaka, gówniarza". A propos, tak myślałam, że to może być Jill. Wplotłaś ciekawy wątek, przywracając ją do akcji. Można by powiedzieć, powiało starymi, dobrymi czasami :) Klimat z dawnych rozdziałów powrócił razem z tą dziewczyną, plus, duży plus ode mnie. Podoba mi się także ta tajemnicza scena, w której jeszcze nie ujawniasz tożsamości porywaczy. Oprócz jednej wypowiedzi Robardsa, która mogła być może bardziej dopracowana i realistyczna (o tym, że "Potter zrobi, co mu rozkażą"), część bardzo dobra. No właśnie, a co Robardsa - tym udało Ci się mnie zaskoczyć. Nie myślałam o nikim konkretnym, może o Malfoy'u albo kimś innym z grona dawnych Śmierciożerców.
    Przyczepię się do formy gramatycznej w jednym ze zdań: "Leżał na spękanej ziemi z rzadka porośniętą wyschniętą trawą i otoczoną lasem." Powinno być "porośniętej" i "wyschniętej".
    Dobry pomysł również z tym, że to właśnie Wailey (dobrze pamiętam, prawda?) uratowała Jima. Ona przejawiała coraz to swoją dobrą, jak i ciemną stronę. Coś na wzór podwójnego agenta. Chcę zobaczyć, jak to wyjaśnisz.
    Niepotrzebnie Fred tak długo się wypowiadał, zwracając do George'a. Odnalazł się jego zaginiony siostrzeniec, powinien tylko zawołać bliźniaka i biec co sił za dziewczyną, a nie marnować czas na wyjaśnienia. Powiedzmy, że dużo ryzykował.
    Biedny Harry, jak mi go potwornie szkoda... Nie do wyobrażenia, co musiał czuć. O, widzisz, tym razem tak mnie wciągnęłaś, dałaś się w czuć w bohaterów, że mówię o nich, jakby byli realni. Tak było dawniej i zgubiło się gdzieś po drodze, razem z przybyciem takiego wyraźnego oporu w twoich rozdziałach. Dzisiaj po raz pierwszy od dawna nie czułam żadnego oporu, skoncentrowałam się na akcji, nie na literach. Świetnie, gratuluję.
    Bardzo zdziwiła mnie reakcja Ginny na widok Harry'ego. Dobrze, że wszystko się wyjaśniło. Nie powinni się teraz kłócić.
    Mam jedno pytanie: odnoszę wrażenie, że Śmierciożercy (bądź osoby, które się nimi nazywały za czasów Voldka) są w tej akcji tylko po to, by podtrzymywać wątek zła. Voldi miał cel, chciał zapanować nad światem, podporządkować sobie magiczny świat, ministerstwo itd. Dążył do tego, zbierał popleczników. A oni? Nie robią kroków do przodu, ich rola nie nabiera nowego znaczenia, nie dążą do niczego. Tak to planowałaś? Zdaję sobie sprawę, że pewnie nie odpowiesz, Joasiu. Rzadko się udzielasz osobiście. ;)
    Ogólnie w tekście było sporo wpadek interpunkcyjnych, ale już nie chce mi się szukać tych miejsc. Zaskoczyłaś mnie - bardzo pozytywnie. Nawet nie wiesz, jak chciałabym, żeby ten "młody duch" pozostał w Twoich notkach. Mam nadzieję, że złapałaś o co chodzi i dalsze części będziesz pisać z taką samą lekkością.
    Czekam, aż pojawi się coś nowego. Oby nie znowu po miesiącu, chociaż rozumiem, że razem z wrześniem zaczyna się fala nowych obowiązków.
    Pozdrawiam, bezpośrednia czytelniczka spod poprzedniej notki, Dominika.
    (nie czytałam drugi raz, więc przepraszam za ewentualne błędy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak wyczerpujący komentarz tutaj, jak i pod poprzednią notką. I wreszcie wiem, jak mam się do Ciebie zwracać, bo poprzednio się nie przedstawiłaś, Dominiko.
      Śmierciożercy ukrywają się w cieniu. Malfoy nie jest takim przywódcą jakim był Voldemort,więc robią wszystko - pracują też jako najemnicy - jak w tej notce, aby jednak o nich nie zapomnieć.
      Co do interpunkcji. Zawsze miałam z nią problem. Nie jestem polonistką. starałam się, żeby przecinki były w odpowiednich miejscach. Jeśli tak nie było, to przepraszam.

      Usuń
  8. Zgadzam się z Domi, że ten rozdział był w tym lekkim stylu co mi bardzo odpowiada. I apropos błędów językowych to powinno być ...z rzadka porośniętej wyschniętą trawą... (dominiko też zrobiłaś błąd) i też sobie tą nieznaną kobietę wzięłam za Jill. Pozdrawiam ciebie Asiu i Domi.
    Carolla ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Rzeczywiście tak powinno to brzmieć. Już zmieniłam.

      Usuń
    2. Pomyliłam wyrazy xD miałam jeszcze dodać "otoczonej". No tak, rozkojarzenie, musiałam się streszczać i właśnie wychodzi, że nie przeczytałam w całości swojego komentarza. Masz rację :D Dominika

      Usuń
  9. Moja mama przeczytała duuuużo książek sławnych pisarzy i też twierdzi że piszesz super i że jesteś genialna ;D bardzo jej się podoba!
    Carolla

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak znajdę trochę czasu we wrześniu to mam zamiar wydrukować wszystkie twoje dotychczasowe rozdziały (bo nie wydałaś książki xd)
    Carolla

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny jak zwykle. Na końcu miałam łzy w oczach - łzy ulgi, szczęścia i radości. Pomysł z zemstą Robardsa świetny, nie wpadłabym na to, że zaserwujesz nam coś takiego. I czy to właśnie TA Jill?

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział świetny ale to już chyba wiesz. James się odnalazł - super. Ale Ginny i Harry znów pokłóceni ?! Poza tym to notka suuuuuper. Podłączam się do pytania Bellatrix Black - ~ I czy to właśnie TA Jill ? ~

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedź miała być w kolejnej notce, ale skoro już tyle osób o to pyta, to potwierdzam. Tak to jest TA Jill. Jill Wailey - była koleżanka Ginny z Gryffindoru.

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialna notka warto było czekać.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja do końca wierzyłam, że nie zrobisz Jamesowi krzywdy. Ale Harry teraz nie odpuści... Z Potterem się nie zaczyna :p
    Dobrze, że mały wrócił do rodziców. Byle tylko Al szybko do nich dołączył :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, ale cieszę się, że Jim jest cały i zdrowy.
    Zdenerwowała mnie tylko postawa Ginny na końcu. Męża prawie jej poćwiartowali, gdy próbował uratować ich dziecko, a ta mu mówi, że go nienawidzi. Ale z drugiej strony mam nadzieję, że nie będą się o to kłócić w kolejnym rozdziale, bo już za dużo tego sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie lubię, jak się kłócą, ale kto nie lubi, jak się godzą?

      Usuń
    2. To fakt, ale przydałoby się mniej kłótni, a więcej radości...

      Usuń
    3. Zgadzam się

      Usuń
  18. Cóż, zaskoczyłaś mnie tym obrotem sprawy. Nie spodziewałem się, iż jednak porywacze spróbują sztuczkę ze świstoklikiem. Rozdział bardzo szybko przeczytałem, być może przez to, że nie było jakiś strasznie długich przestojów w akcji. Same opisy jak dla mnie bardzo dobrze napisane, nie jestem jakimś wybitnym znawcą językowym, więc dla mnie są jak najbardziej na plus. Cieszę się jednak, że James nie został zabity a ta dziewczyna, Jill... Hmm z początku nie pamiętałem, o kogo dokładniej chodzi, rozdziały z tą osobą widziałem dawno temu... Cóż, postać dość pozytywna, chociaż też nie mogła wytrzymać z dzieciakiem, co spowodowało taki bardziej podsycony lekkim humorem etap. Ciekawi mnie, co będzie dalej, czy Potter wyruszy na osobistą vendettę z Robardsem i resztą, czy jednak będzie miał jakieś wsparcie z biura. Tak samo ci Aurorzy... Nie chciałbym, aby okazało się jednak, że byli podstawieni, co oznaczałoby powrót do byłego szefa dla niej. Jakiś taki drobny sentyment się budzi dla tej dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  19. ale chamska ginny no k%@#$ jak tak można ? nie jest królową

    OdpowiedzUsuń
  20. Jest nareszcie notka! Jest świetna. XD

    OdpowiedzUsuń
  21. KOCHAM CIE ASIUU! Już nie mogę się doczekać następnej notki ;) życzę wenyyy - oczywiście jak zawsze :))

    Pozdrawiaaaam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Notka trzymająca w napięciu do samego końca. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, dobrze że wszystko szczęśliwie się skończyło i Jimi wrócił do rodziców. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy Harrego o Ginny. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj, czytam Twojego bloga już jakiś czas i wreszcie dobrnęłam do końca. Generalnie historia mi się podoba. Tylko czy młodzi Potterowie muszą mieć tak bardzo pod górkę. Myślę, że przydała by im się chwila wytchnienia:) Dłuższa niż wakacje... Czekam niecierpliwie na następną notkę i życzę weny. Czytelniczka LKA:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Droga Jogi :)
    Tak mi ulżyło. Już myślałam, że Jill zabije biednego, malutkiego Jamesa lub - co gorsza - uśmiercisz Harry'ego. Ta notka była inna niż wszystkie - chciało mi się płakać. Myślałam, że walnę telefonem o ścianę. Sądzę, że Jill jeszcze nie jest przeżarta złem i nie umiałam by zabić Jim'a. Notkę czytało się bardzo przyjemnie i lekko.
    Znowu skłóciłaś Ginny i Harry'ego. Gdy zarzuciła mu zabójstwo zachowała się strasznie egoistycznie. Ale w końcu była matką, która już dużo wycierpiała. Mam nadzieję, że dojdą do porozumienia, a Harry zabije Robardsa. :)
    Wierna czytelniczka

    ~GP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam nadzieję, że Harry nie zabije Robardsa. Obali, zamknie, cokolwiek, ale nie zabije. Zabił tylko raz - Voldemorta. I to z przymusu. Taki był jego los, a on musiał uratować praktycznie cały świat. Na dodatek nie użył nawet Avady, tylko prostego zaklęcia rozbrajającego. Harry Potter nie jest złym człowiekiem i nie wierzę, żeby mógł kogokolwiek zabić.

      Usuń
  25. To zakończenie, teraz będę się stresować. Mam nadzieję, że Ginny jakoś przeprosi Harrego za to co powiedziała i wszystko będzie dobrze i będą szczęśliwi :)

    OdpowiedzUsuń
  26. na pewno ta dziewczyna to Jill ;d

    OdpowiedzUsuń
  27. hej kochana od paru lat czytam twojego bloga i uwielbiam go ale zauważyłam że z Harry'ego zrobiłaś takiego bezużytecznego aurora męczennika od początku historii poza pokonaniem Voldemorta nic mu się nie udało śmierciorzercy wchodzą sobie do azkabanu i wychodzą harry nie przesypia nocy i zaniedbuje rodzinę by prowadzić śledztwo a nic kompletnie nie osiągnął przecież przeszedł szkolenie jest już dorosły a nadal z przestępcami nie radzi sobie jak uczniak zawszę jest ten sam schemat Harry trafia do kryjówki śmierciożerców oni go łapią torturują grożą mu zabiciem Ginny ,dzieci i jego samego a potem coś cudownego się dzieje i harry ledwo żywy uchodzi z życiem zazwyczaj ratują go inni aurorzy albo zakon ten rozdział był ciekawy ale mialałam nadzieje ze syna uda mu się przynajmniej uratować a tym czasem znowu był bezużyteczną niedojdą i stracił by syna gdyby nie litość tej dziewczyny uwielbiam ciebie i twój blog ale z Harry'ego zrobiłaś gorszego ciamajdę niż Rowling w kanonie tamten Harry chociaż w większości przypisywało mu szczęście to jednak dorosłego wykwalifikowanego śmierciożerce potrafił oszołomić co widać w bitwie w departamencie tajemnic i w kilku przypadkach w insygniach śmierci powinnaś się zastanowić trochę nad postacią Harry'ego bo poza pocieszaniem Ginny to on niczego nie umie uwielbiam cię i pisz dalej twoja oddana czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ale smutna notka! Biedny Mały!
    Kto by pomyślał, Robards... Co za świnia!
    Wreszcie wziełam sie za skomentowanie :)
    Tyle miesięcy czytam tego bloga :D
    Pozdrawiam, Kasia z Droga Miłości

    OdpowiedzUsuń
  29. Super notka dobra niespodzianka na koniec wakacji dziękuje czekam narodziny Rosie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  30. Poprawiłaś mi humor na koniec wakacji! :D
    Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  31. Ginny trochę zareagowała za ostro moim zdaniem. Ale super że rodzinka jest teraz razem ;) Czekam teraz na poród Hermiony :D

    Pozdrawiam
    Megamenna__

    OdpowiedzUsuń
  32. Wielbię Twój blog,jest na prawdę super.Właśnie dobrnęłam do końca i mam nadzieję, że nie karzesz nam długo czekać na następny rozdział. Życzę weny. Katarzynka ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Jesteś niesamowita *.*
    Napotkałam bloga jakis miesiąc temu
    i bardzo mi sie spodobał
    Życze weny i mam nadzieje ze za nie długo pojawi sie kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  34. Hej :3 Czytam twojego bloga od początku... Pamiętam jak jeszcze miałaś na innym portalu.. Fajnie, że nadal piszesz ;). Nominuje Ciebie do L.B i V.B więcej na: http://dont-miss-your-life.blogspot.com/
    P.S Fajny blog :D
    Buziaczki Alive♥

    OdpowiedzUsuń
  35. Hey ^^
    Właśnie przeczytałam Twego CALUSIEŃKIEGO bloga od 1 rozdziału do tego. Co prawda zajęło mi to kilka dni ale nie uważam żebym zmarnowała ten czas. Wręcz przeciwnie. Dokończę kiedy indziej.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jeju to jest świetne :) Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam :D. Pozdrawiam i życzę weny
    http://syriuszjaczasyhuncwotow.blogspot.com/ Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  37. czas juz chyba cos dodac nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekoniecznie.
      Największą zaletą tego bloga jest to, że notki są w sutprocentach dopracowane. Tak cudne notki, jakie pojawiają sięna tym blogu nie powstaną w parę dni. A ja osobiście wolę czytać coś super i czekać na to dłużej, niż znajdować tu codziennie nową notkę - beznadziejną, nudną i z błędami.
      Tyle w temacie.
      Ach i jeśli tworzysz zdanie pytające, to postaw znak zapytania - wygląda o tak "?". Tak usłużnie podpowiadam, naprawdę jest to bardzo praktyczne.

      Usuń
  38. Hejka! Czytam twój blog od 2 lat i uważam że jest świetny !! :D Te historie są niesamowite i bardzo ciekawe. Nie moge się doczekać następnej notki :) powodzenia w pisaniu.
    Katerina

    OdpowiedzUsuń
  39. Przeczytałam tego bloga, dość dawno, ale cały czas śledzę posty tego bloga. Na początku ten blog mi się podobał, ale później... Dobra rozumiem, że nie trzymasz się wydarzeń z książki naszej kochanej Jo, ale te postacie wydają mi się sztuczne. Z Ginny zrobiłaś jakąś jędze co się wścieka o byle gówno, no i tu w tym poście, cytuję: "-Gdzie jest mój syn? Gdzie jest Jim? Zabiłeś go!". No to już lekka przesada. Harry (w twoim opowiadaniu) ją wspiera, kocha i opiekuje się nią, walczy o ich syna, a ta zachowuje się k*źwa (przepraszam) jak jakaś cholerna egoistka i przywłaszcza sobie syna, do którego Harry ma prawo. To mi się nie podoba. I jeszcze sam Harry. On nie jest taki mocny w środku, on też potrzebowałby wsparcia i opieki, strasznie skróciłaś jego przeżycia odnośnie Voldemorta i walki z nim. Nie wspomnę o Molly, która się na niego wydarła kiedy omal nie doszło do rozwodu między bohaterami. Ron alkoholik, Hermiona trochę taka puszczalska. Według mnie źle to wygląda. Skład tzn. ortografia i interpunkcja nie sprawdzałam, ale powinno być w porządku. Nie będę wredna i nie każe Ci tego wszystkiego zmieniać, ja tylko wyrażam swoją opinie. Co jest jeszcze dozwolone w NASZYM kraju. W każdym razie czekam na rozwój wydarzeń, może ta mała nadzieja w moim sercu, o tym że Ginny nie będzie zachowywać się jak egoistka, być może przyniesie efekty.
    + Ocena = 5,75/10. Miłego pisania pozdrawiam,

    Bella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko jedną uwagę do tego komentarza xD powtórzyć "blog" trzy razy w dwóch zdaniach to mistrzostwo świata :D No ale pomijając to, popieram absolutnie. Ujęłaś wszystko perfekcyjnie, trafiłaś w sedno.

      Usuń
  40. Cześć :D postanowiłam dać link do bloga o Lily Evans - jej szkolnych latach są tam przyjaciółki Lily, Huncwoci jest też trochę Smarkerusa i Toma Riddle'a :D Ten blog zawiera takie opowiadanie aż odniosłam wrażenie że Rowling'owa by tego lepiej nie wymyśliła :D pomóżcie mi z motywować autorkę żeby dał zaczęła pisać :D http://lily-evans-15.blog.onet.pl zapraszam także na jej Konto na facebooku ,,Lily Evans, Białystok,Polska" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zapraszam na mojego funpage'a : Różdżka, testral, wilk i test, Ginny Weasley jest the best'' (na moim fanpage'u jest moje gg i email jeśli jakieś są pytania to piszcie na pewno odpowiem ~Pozdrawiam Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i odkryłam jeszcze jeden nowy blog jest( wg mnie ) fajny chociaż ma dopiero kilka rozdziałów. . . . . . . . .. . http://www.tajemnice-severusa-snapea.blogspot.com
      -----------------------------------------------------
      i jescze drugi blog głównie o dzieciach Harry'ego i Ginny (lily, james i albus) oraz dzieciach dracona i Astorii? Scorpiusie i Dianie malfoy jest Śmieszny :D --> http://noowy-hogwart.blogspot.com.

      Usuń