czwartek, 10 października 2013

164. Nadciąga kolejny Weasley

Ginny uśmiechnęła się szczęśliwa do leżącego przy jej boku Ala. Jej marzenie nareszcie się spełniło. Ta mała kruszynka, która jeszcze kilka dni temu musiała leżeć w sterylnej bańce, teraz spała wczepiona swoimi małymi usteczkami w jej pierś, ssąc pokarm, a jej paluszki zaciskały się na jej kciuku, jakby malec bał się, że gdy tylko ją puści, mama zniknie. Odwróciła lekko głowę, spodziewając się zobaczyć śpiącego obok Harry’ego. Za oknem, na niebie, wisiał ogromny księżyc, który rzucał srebrne światło na jego stronę łóżka. Miejsce było jednak puste. Kołdra odrzucona na bok, poduszka wgnieciona w miejscu jego głowy; jakby dopiero co wstał w pośpiechu. Nadstawiła uszu i wsłuchała się w ciszę panującą w domu. Nie słyszała nic oprócz szumu wiatru poruszającego liśćmi w pobliskim lesie.
Czyżby wezwali go do Biura? A on, nie budząc jej, po prostu wyszedł?
Pochyliła głowę i ucałowała ciemny meszek na czubku główki synka. 
Od odzyskania Jima ich stosunki można było określić jako poprawne. Wiedziała, że wtedy w szpitalu postąpiła egoistycznie, gdy nakrzyczała na Harry’ego. Widziała w jego oczach, jak bardzo go zraniła. Ale gdy zobaczyła jak wchodzi do pokoju, sam, zakrwawiony po stoczonej walce, pomyślała, że stało się najgorsze. Dopiero potem dotarło do niej, że on nawet nie widział Jima, a rany, które odniósł, były skutkiem jego podporządkowania się porywaczom. Sama go zresztą o to prosiła. Pewnie, gdyby nie to, już wtedy Robards i reszta trafiliby do Azkabanu. A tak... musiał się tłumaczyć przed wszystkimi z tego, co się stało... i co zamierza z tym zrobić...
Gdy Fred opowiedział jej jak Jim trafił do sklepu, a potem John Williamson, który pojawił się w Mungu kilka minut później, potwierdził jego słowa i oznajmił, że wszyscy oczekują na Harry’ego na przesłuchaniu ministerstwie, nie mogła wyjść z szoku. Jill? Jill Wailey, dziewczyna, z którą spędziła siedem lat w jednym dormitorium, która kiedyś zdradziła ich, prowadząc prosto w ręce śmierciożerców, teraz współpracowała z porywaczami jej syna? Z byłymi aurorami, wyjętymi spod prawa, którzy teraz mścili się na Harrym za utratę pracy, stanowiska i szacunku w świecie czarodziejów? 
Kiedy Harry, mimo protestów uzdrowiciela poszedł z Williamsonem do ministerstwa, ona pożegnała z bolącym sercem śpiącego Ala i wraz z Jamesem wróciła do Doliny Godryka. Chciała tam zaczekać na Harry’ego i porozmawiać, a może przede wszystkim go przeprosić. 
Jednak on wrócił dopiero przed świtem. 
Nie była gotowa na jego wściekłość. Widziała przez okno w sypialni, jak w pierwszych promieniach słońca odlatuje na miotle do lasu, a potem rozbłyski rzucanych zaklęć. Gdy wrócił, zamknął się w gabinecie i nie wychodził przez bardzo długi czas. Pomyślała, że pewnie nie chciał wyładowywać się także na niej, a może wreszcie zasnął.
Kiedy Zgredek oznajmił, że śniadanie gotowe, Harry pojawił się w kuchni już spokojny i z czułością przywitał się z nią i przytulonym do jej ramienia wciąż przerażonym Jamesem. Jednak gdy spojrzała na jego twarz, zrozumiała, że spędził ten czas na zupełnie innym zajęciu niż spanie.
Wzięła go za rękę i ścisnęła ją mocno.
– Chciałabym cię przeprosić, za to, co się stało wczoraj – szepnęła.
Harry zmarszczył brwi, zastanawiając się o czym ona mówi. Wciąż przeżywał wydarzenia z dzisiejszej nocy. Dopiero po chwili, gdy James zakwilił i wykręcił się w jego stronę, zrozumiał. 
– Nie masz za co. Rozumiem. Byłaś zdenerwowana, spodziewałaś się, że wrócę z Jimem, a ja... 
– Próbowałeś wszystkiego i gdy wróciłeś, starałeś się mnie uspokoić. Nie wiem, może widok krwi na tobie tak mnie przestraszył? Najpierw porwanie Jima, narodziny Ala, a potem jeszcze ty. Zwłaszcza, gdy po południu pojawił się Mark z wiadomością... że zniknąłeś. Po prostu to było dla mnie za dużo. 
Przesunął się do niej na krześle i wziął ją w ramiona. 
– To już minęło. Jesteśmy razem. Spójrz na Jima. – Pochylił się i wziąwszy syna na ręce odwrócił go do niej. – Jest cały i zdrowy. Trochę przestraszony, ale niech się uczy, bo jak niedługo wpadnie w szpony twojej rodziny...
Ginny dała mu kuksańca w żebra. 
– Hej! To także twoja rodzina – mruknęła. – Zresztą teraz wszyscy są bardziej zajęci własnymi dziećmi, więc Jim będzie musiał się nauczyć, że już nie jest najmłodszy. Poza tym już nie mogę doczekać się, kiedy Albus trafi wreszcie w nasze ramiona i będziemy naprawdę rodziną – westchnęła.
– Już niedługo.
Po śniadaniu wybrali się na spacer po lesie. Harry niósł w ramionach Jima i bawił się z nim, podnosząc go nad głowę, naśladując samolot.
Szli znajomą ścieżką, prowadzącą do polany, która była ich miejscem odpoczynku i zabaw, miejscem do ćwiczeń dla Ginny, gdy jeszcze grała w Harpiach, i ostatnio też azylem dla Harry’ego.
– A co z Jill? – zapytała cicho Ginny.
Harry zatrzymał się w pół kroku. Dotarli już do polany. W kilku miejscach widzieli spaloną trawę, połamane gałęzie na drzewach i zniszczoną korę – ślady niedawno rzucanych zaklęć.
Ginny wzięła od niego Jamesa i usiadła na przewalonym drzewie. Czekała cierpliwie, zabawiając chłopca. Harry milczał przez dłuższą chwilę, by ostatecznie odetchnąć i usiadłszy obok nich na trawie, opowiedział Ginny wszystko, co działo się od jego wyjścia ze szpitala. 
Przesłuchanie Jill trwało całą noc. Dziewczyna zdradziła wszystkie kryjówki Robardsa, miejsce przetrzymywania Jima i co działo się z nią od pamiętnego dla Potterów aresztowania sprzed lat. Harry pod koniec dochodzenia z trudem panował nad sobą, by nie strzelić w dziewczynę i zatrzymanych przed świtem mężczyzn jakąś klątwą. To dlatego, gdy wrócił poszedł na polanę rozładować emocje.
Po wyrzuceniu z Hogwartu Jill przez prawie rok była pod nadzorem aurorów. Patrole z początku zmieniały się co dwanaście godzin, ale z każdym miesiącem ich ilość malała, aż Robards ostatecznie stwierdził, że Jill nie zagraża już nikomu i nie jest kontrolowana przez śmierciożerców, więc odwołał wszystkich i uznał jej sprawę za zamkniętą, odsyłając całą dokumentację do archiwum. Niestety tylko na piśmie, bo nieoficjalnie sam przychodził do niej i faszerował ją różnymi eliksirami, a także trzymał ją przez ostatnie miesiące pod Imperiusem i Confundusem.
Straciła poczucie czasu, miejsca i w ogóle wszystkiego. Jej dom stał się dla niej więzieniem jeszcze większym niż wcześniej, a kontakt ze światem, jeśli można było to tak nazwać, miała jedynie przez dwóch mężczyzn - dwóch najwyższą rangą aurorów – Gawaina Robardsa i Terence’a Fireburna.
Gdy obaj stracili stanowiska i zostali aresztowani, mogła odetchnąć z ulgą. Co prawda uwolnienie spod wpływu zaklęć mijało dość długo, ale nikt nie zmuszał jej do picia eliksirów, na które nie miała ochoty, i powoli wracało do niej, co się stało. Zanim zdecydowała się napisać do Harry’ego, jako jedynego aurora, którego znała, z prośbą o pomoc, Robards uciekł i znowu przejął nad nią kontrolę. Jednak tym razem próbowała walczyć z zaklęciami i eliksirami. Kiedy doszło do porwania Jima odzyskała prawie pełnię władzy nad swoim umysłem i w przebłyskach normalności starała się opiekować powierzonym jej dzieckiem.
Wtedy rozmowę przerwała im brązowa sowa, która zrzuciła Harry’emu na podołek zwitek pergaminu. Harry rozwinął go i po przeczytaniu zerknął na stary wysłużony zegarek, który dostał na siedemnaste urodziny.
– To od Octopusa – wyjaśnił. – Chodzi o Ala.
Ginny poderwała głowę.
– Stało się coś? 
– Nie wiem. Prosił tylko o szybkie przybycie. Odprowadzę was do Munga, a potem wstąpię do ministerstwa, sprawdzić co z przesłuchaniem Robardsa. – Przechylił się i musnął palcem nosek synka, a malec roześmiał się radośnie, wyciągając do niego rączki. – Chcesz zobaczyć braciszka? 
James zamiast chwycić tatę za włosy, strącił mu okulary. Na szczęście Harry złapał je w ostatniej chwili i włożył z powrotem na nos. Ginny roześmiała się i wstała.
– Jimmy, okulary tatusia nie służą do zabawy, zapomniałeś? Wracajmy – zwróciła się do Harry’ego. – Muszę wiedzieć, co się dzieje.
Odwróciła się i ruszyła w stronę domu. 
Piętnaście minut potem byli już w Mungu. W pokoju Albusa czekał już na nich uzdrowiciel Octopus. 
– Witam państwa – przywitał się. 
Albus wciąż leżał w bańce, ale już bez górnej powłoki. Ginny podbiegła do niego i, opierając się o przeźroczystą barierkę zwróciła się do uzdrowiciela.
– O co chodzi? Coś nie tak z Alem? – zapytała.
– Wszystko jest w jak najlepszym porządku – wyjaśnił mężczyzna. – Przenosimy chłopca na zwykły oddział, i chciałem, by byli państwo przy synku. 
– Jak to: „Przenosimy?
– Na tamtej sali przygotowujemy dzieci do wyjścia ze szpitala. 
– Czy to znaczy, że... – zaczął Harry.
Uzdrowiciel pokiwał z radością głową.
– To znaczy, że Albus już niedługo, może nawet za kilka dni, będzie mógł wrócić razem z państwem do domu.
– To cudownie! – wykrzyknęła Ginny.
– Mam dla pani również niespodziankę. Proszę usiąść, pani Potter, tak będzie pani wygodniej.
Poczekał aż Ginny przetransmutuje wyjętą z torebki spinkę w wygodny fotel, w którym usiadła, wyjął z otwartej bańki kruszynkę i podał jej do pierwszego naturalnego karmienia.
Ginny rozpłakała się z radości, gdy Al otworzył oczka, spojrzał na nią i przyssał się do jej piersi. Przez cały czas nie odrywał od niej spojrzenia, zaciskając piąstkę na jej włosach.
Ginny spojrzała na Harry’ego. W jego oczach szkliły się łzy, które starał się ukryć, zagadując Jamesa. Ich starszy syn wykręcał się w jego ramionach w jej stronę, aż Harry’emu trudno było go utrzymać. Docierały do niej jego ciche słowa, gdy tłumaczył Jimowi, co się dzieje.
– To jest twój młodszy braciszek, wiesz? Nazywa się Albus. Jak podrośniecie, to będziecie się razem bawić... Al jest głodny. Ty jadłeś kaszkę, a on pije mleczko, które może dać mu tylko mamusia... Rok temu ty też byłeś taki malutki... Będziesz grzeczny dla brata? 
Niestety po karmieniu i przeniesieniu Ala do głównej sali pełnej noworodków, Harry zostawił ich, jak zapowiedział wcześniej, i wrócił do ministerstwa.    
Od tamtego dnia minął prawie tydzień. O postępach w przesłuchaniach dowiadywała się jedynie ze strzępów informacji zamieszczanych w „Proroku”. To nie tak, że Harry nie wracał do domu i jak dawniej prawie zamieszkał w ministerstwie. Był. Zawsze, gdy go potrzebowała był w domu. Nawet, gdy zabierali w końcu Ala ze szpitala nie odstępował ich na krok. Po prostu nic więcej już jej nie zdradził. Nawet to, że Jill została zwolniona za współpracę z Biurem i mogła wrócić do domu. O tym dowiedziała się od samej Jill, która po kilku dniach wysłała do niej list, w którym przepraszała ją za tamten rok sprzed lat, za ostatni okres, porwanie Jima i prosiła o wybaczenie.
Ginny nie wiedziała jak jej odpowiedzieć. Choć w obu przypadkach nie była to do końca jej wina, była przecież za każdym razem pod urokiem innych, najpierw śmierciożerców, potem aurorów, chodziło o stratę zaufania. 
Wczoraj odwiedziła ją Hermiona. 
Jim bawił się przed kominkiem, turlając i rzucając piłeczkę w kształcie kafla, a Hermiona siedziała na kanapie i patrzyła z zazdrością, jak jej przyjaciółka karmi Ala w swoim ulubionym fotelu.
– Wczoraj rozmawiałam z uzdrowicielem – wyznała cicho. – Chciał mnie znowu przykuć do łóżka i zostawić w Mungu aż do porodu.
– Dlaczego się nie zgodziłaś? – zapytała Ginny, odsuwając Ala od piersi i układając go na ramieniu, by mu się odbiło po jedzeniu.
– Bo dobrze się czuję. No okej, nie mam już siły się ruszać, a ten jest coraz niżej i nie daje mi oddychać – poklepała się po brzuchu – i chciałabym już trzymać Rosie w ramionach tak jak ty Ala, ale chcę dotrwać do końca na stojąco, a nie leżąc. Po prostu.
– A nie pomyślałaś, że to dla dobra Rosie? Żebyście obie miały siłę, gdy przyjdzie dzień narodzin?
Wstała i ułożyła maleństwo w kołysce obok siebie. Gdy usiadła z powrotem, Jim przekręcił się do niej na dywanie, odrzucając zabawkę, przeraczkował i, opierając się o jej nogi, wstał. Ginny chwyciła go pod paszkami i posadziła na swoich kolanach. 
– Gdyby chodziło o któregoś z moich chłopców nie wahałabym się ani chwili. Prawda? – zaszczebiotała, pocierając nosem o nos synka. 
Jim poklepał ją po policzku. Przywołała z kuchni miseczkę z zupką i łyżeczką zaczęła go karmić.
– Smakuje zupka maluszkowi?
– Am! – wykrzyknął radośnie, ściskając mamę za szyję i składając całusa na policzku.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową. 
– Jesteśmy z Ronem przygotowani na każdą ewentualność – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni niebieski kamyk. – Jak coś zacznie się dziać, zrobi się ciepły i pojawi się napis „Zaczęło się” albo coś o czym będę w danej chwili myślała.
Ginny zerknęła na dłoń Hermiony i szczerze się roześmiała.
– Tylko ty mogłaś wymyślić coś takiego. 
– Wiesz, że Ron musi wiedzieć natychmiast.
– Oczywiście. Nie mówię przecież, że nie.
Z kołyski rozległ się płacz obudzonego Ala i Ginny podniosła się, by zajrzeć do malca. Podała Hermionie starszego chłopca. 
– Możesz chwilę go popilnować? 
Posadziła Jima obok bratowej i odwróciła się, by wziąć maluszka.
– Co tam się stało, skarbie? Mamusia weźmie na rączki i będzie dobrze. Zobacz jaki Jim jest grzeczny u...
Nie skończyła, bo Jim, widząc mamę trzymającą inne dziecko wyrwał się z objęć cioci i też zaczął płakać. 
– No to zaczyna się zabawa – westchnęła.
Hermiona się uśmiechnęła. Zobaczyła jednak, że mimo że Ginny uśmiecha się do obu chłopców, ten uśmiech nie dosięgał oczu.
Wstała i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
– Coś cię martwi, prawda? – zapytała, obserwując jak młodsza kobieta uspokaja dwójkę dzieci. 
Jim grzecznie siedział w fotelu i ściskał ulubionego Dziobka, podczas gdy młodszy powoli zasypiał w ramionach mamy.
Ginny wzruszyła ramionami jakby w zaprzeczeniu, ale jej westchnienie wyraźnie mówiło, co innego.
– Wyrzuć to z siebie – poprosiła Hermiona. – To zawsze pomaga.
 Ginny machnęła ręką.
– To naprawdę nic ważnego. Po prostu Harry, on... – Przygryzła wargę. Odłożyła śpiącego Ala z powrotem do kołyski, wzięła Jima na ręce i usiadła z nim w fotelu. 
– Znowu się pokłóciliście? – próbowała wyciągnąć Hermiona.
Ginny potrząsnęła głową.
– On jest po prostu… ostatnio nieobecny. To nie o to chodzi, że ja chcę więcej jego uwagi, czy coś w tym stylu – dodała szybko – ale… coraz trudniej przychodzi mu skupić się na tym, co mówię. Wiem, że ma sporo na głowie, ale gdyby się tym z kimś podzielił… moglibyśmy znaleźć jakieś rozwiązanie. Wiem, że bylibyśmy w stanie…
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Oczywiście, że tak. Ale czasami musisz Harry’emu o tym przypomnieć. Przypomnieć, że nie jest sam na sam ze swoimi zmartwieniami. 
 Ginny skinęła zdecydowanie, ale potem ta sama zmarszczka, którą miała, gdy się czymś martwiła, z powrotem umiejscowiła się pomiędzy jej brwiami. 
– Nie chodzi tylko o to, ale także... mam wrażenie, że już go nie obchodzę. Zawsze, kiedy wraca, jest zmęczony lub jego umysł jest gdzie indziej... A ja... Widzisz sama. A to przewinąć Ala, a to wykąpać Jima... Wszystko na raz...
– Nie możesz tak myśleć - zaprotestowała Hermiona. – Jestem pewna, że nie chodzi tu o ciebie. Harry cię potrzebuje. Ale może… może powinnaś po prostu wywierać na niego większy wpływ swoją obecnością, gdy z nim jesteś? Nie zostawiaj go pogrążonego w myślach... Dawaj mu chłopców, niech wie, że ma dzieci, które go potrzebują na równi z tobą...
-----
Ginny oderwała się od wspomnień, gdy do jej uszu dotarły stłumione kroki – ktoś wchodził powoli po schodach i szedł korytarzem. Przygarnęła Ala mocniej do piersi i sięgnęła po różdżkę. 
Dotarło o niej, że jest już wczesny ranek. Pierwsze promienie słońca wpadały przez zasłonięte zasłony. 
Ogarnęła ją panika. Uświadomiła sobie, że już dawno powinna była usłyszeć płacz Jima, upominającego się o uwagę. Dlaczego jest tak cicho?
Podniosła się do siadu, nie odrywając Ala od piersi i spojrzała na otwierające się drzwi. Pierwsze co zobaczyła to lewitująca taca ze śniadaniem, a za nią pojawili się jej dwaj mężczyźni; Harry trzymał w jednym ręku różdżkę skierowaną w lewitującą tacę, a w drugim skulonego Jima, który, gdy tylko przekroczyli próg, wykrzyknął:
– Mama!
Ginny odrzuciła różdżkę i gdyby nie trzymany na ręku Al, pewnie opadłaby na poduszki. Wywróciła tylko oczami. Harry pokręcił z rozbawieniem głową. 
– Mam nadzieję, że cię nie obudziliśmy. 
Ginny potrząsnęła głową. Harry odstawił tacę na nocną szafkę i usiadł obok. James uwolnił się z objęć taty i przeraczkował do mamy.
– Dzia! 
Wyciągnął rączkę i stuknął palcem w główkę noworodka, który od razu zaczął płakać. Ginny zajęła się uspokajaniem maluszka, a Harry pochylił się i odsunął Jamesa.
– Jim, ostrożnie. To twój braciszek, a nie nowa zabawka. 
Chłopiec popatrzył na tatę, po czym znowu przysunął się bliżej mamy, podniósł się wyżej i pocałował brata w wyjętą z kocyka rączkę. Oboje rodzice patrzyli z zaskoczeniem na syna.
– Ślicznie, skarbie.
Harry wdrapał się głębiej na łóżko i usiadł ze skrzyżowanymi nogami obok swojej rodziny. Z chęcią spędziłby tak z nimi cały dzień, ale już niedługo czekał ich najazd wszystkich Weasleyów.
– Gotowi na dzisiejszy dzień? – zapytał.
Ginny oderwała zamyślone spojrzenie od dwóch małych chłopców i spojrzała na Harry’ego. O czym on mówi? Co ma być dzisiaj?, pomyślała i chwilę potem rozszerzyła oczy w przerażeniu. 
– Słodki Merlinie! To dzisiaj?! – wykrzyknęła.
Harry skrzywił się i kiwnął głową.
– Sama tak zadecydowałaś. Zgredek wszystko przygotowuje, a twoi rodzice – zerknął na zegarek – powinni tu być za jakieś dwie godziny – powiedział zrezygnowany. – Zjedz, a potem weźmiemy maluchy na spacer. Świeże powietrze dobrze wam zrobi. 
----- 
Ginny nie mogła się powstrzymać przed ciągłym pochylaniem nad wózkiem, a maluch zdawał się być zadowolony z każdego pocałunku jaki mu wówczas składała. Jim marudził w ramionach Harry’ego, że mama odrywa się od niego i całuje dzidzię, której on nie mógł teraz dotknąć.
Zatrzymali się w cieniu lasu, skąd mieli dobry widok na dom i usiedli na rozłożonym przez Harry’ego kocu. Ginny wygodnie ułożyła się na nim i położyła obok malucha, przysuwając go do siebie. Chłopczyk szybciutko odnalazł drogę do mleka i po chwili zajadał się swoim drugim śniadaniem.
Harry trzymał Jima za rączki i uczył go chodzić. Chłopcu szybko się to jednak znudziło, bo kiedy klapnął po raz kolejny na pupę, przechylił się do przodu i przeraczkował do mamy.
– Mama! Dzia! – zawołał i klepał rączkami po mamie i braciszku.
Al oderwał się od piersi mamy i odwrócił główkę, by popatrzeć na brata.
Ginny podniosła się do siadu i oparła o ramię Harry’ego, który objął ją, i razem patrzyli na pierwszy kontakt obu chłopców. 
– Nie ma na świecie rzeczy, którą mógłbym ci ofiarować w podziękowaniu za te dwa małe skarby, które mi dałaś i jak dzielnie wydałaś tego ostatniego na świat – szepnął Harry, wodząc ustami po jej szyi, co wywołało u niej lekki dreszcz. Odwróciła się do niego.
– A pamiętasz, że ty pomagałeś mi stworzyć oba skarby? – zaśmiała się i pocałowała go namiętnie.
Harry uśmiechnął się do niej, wyjął z kieszeni prostokątne pudełeczko i otworzył wieczko. Na atłasowym materiale leżały trzy srebrne bransoletki; jedna dłuższa i dwie malutkie.
– Od powrotu Jima w nasze ramiona, wciąż nachodzą mnie myśli, że prawie was straciłem. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie było mnie wtedy przy tobie. To dlatego byłem właściwie nieobecny przez ten tydzień. Przepraszam – mruknął, zapinając jej na nadgarstku dłuższą bransoletkę. 
– One są przepiękne – westchnęła, gdy dwie pozostałe znalazły się na przegubach obu chłopców.
Każda bransoletka była zupełnie inna. Jej składała się z misternie wyrzeźbionych lilii połączonych ze sobą, Jima składała się z połączonych płomyków ognia, a Al miał cieniutką wstążkę z zapięciem w kształcie malutkiego znicza.
– To świstokliki – wyjaśnił Harry, podczas gdy Ginny oglądała po kolei każdą z bransoletek. Jim trochę marudził. – Będą rosły razem z nimi. Dodatkowo nałożyłem na nie jeszcze kilka zaklęć ochronnych, głównie na tych u Jima i Ala. Dzięki nim znajdę was nawet na końcu świata.
– Nie musiałeś... – próbowała oponować.
– Musiałem. I tak wiem, że daję wam je trochę za późno i mam nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli ich użyć, ale wolę dmuchać na zimne.
Ginny nie wiedziała co powiedzieć. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co on musiał zrobić, aby dostać aż trzy pozwolenia na świstokliki wielokrotnego użytku. Nie była w stanie zrobić nic innego jak tylko go przytulić. Harry przycisnął czoło do jej, a po chwili z dołu dobiegł ich cichutki jęk dwóch chłopców, którzy domagali się wzięcia na ręce. 
– Nie przeszkadzać, gdy dorośli rozmawiają – Harry udał srogą minę, pochylając się nad nimi i porwał obu w ramiona. Ginny uśmiechnęła się i szepnęła cicho:
– Dziękuję.
----- 
Dom i ogród Potterów pękał w szwach. Przybyli wszyscy, na których im zależało. Przyjaciele i rodzina. Gdzie się nie spojrzało, widać było uśmiech. Wszystkie fotele, kanapy i krzesła były oblegane przez młode matki, karmiące, przewijające i tulące swoje pociechy. Z każdego kąta słychać było płacz niemowlaków, Teddy i Victoire biegali po ogródku, zaczepiając dorosłych, a najstarsze pokolenie siedziało w cieniu starej jabłoni i rozprawiało o ostatnich wydarzeniach. Tylko Hermiona siedziała blisko kominka, tłumacząc się możliwością szybkiego przeniesienia się do Munga.
Nad głowami gości poruszały się swobodnie balony w różnych kolorach z napisem „Mam już roczek”, „Wszystkiego najlepszego James, Al i Harry”, „100 lat!”, a na podwórku strzelały zimne ognie bliźniaków.
Ginny była oszołomiona zamieszaniem, jakie powstało wokół ich małej rodziny. Każdy chciał ich uściskać i wyrazić radość z powodu uratowania Jamesa. Do tego jeszcze doszło wspólne świętowanie urodzin. Widziała zażenowaną twarz Harry’ego, gdy kolejna osoba składała mu życzenia z okazji ukończenia dwudziestu pięciu lat. Zawsze uważał, że nie zasługuje na takie uznanie, a wszystko co robi, to nic innego, jak jego praca.
Wiedziała, że robił to dla Jima, którego trzymał na biodrze, a który cieszył się z każdego całusa od kolejnej ciotki czy wujka, nie licząc babci i dziadka. Była świadoma, że mały pewnie nie wie, że to jego urodziny. Dla niego najważniejsze jest to, że tata trzyma go na ręku.
Nie mogła oderwać od nich oczu. Pamiętała niezadowoloną minę Harry’ego z dzisiejszego poranka, gdy przypomniał jej o tej uroczystości. Nie lubił być w centrum uwagi nawet we własnej rodzinie, ale chyba lepiej zebrać wszystkich jednego dnia, niż przyjmować każdego z osobna przez kolejny miesiąc, prawda? Wiedziała jednak, że po wszystkim będzie musiała mu jakoś to wynagrodzić. 
Zrobiło jej się wstyd. Jak nikt inny zasługiwał na chwilę relaksu, spędzonego tylko z nią i maluchami. Bez namysłu podeszła do niego i, tuląc w jednej ręce Ala, drugą przyciągnęła go do namiętnego pocałunku, czym wywołała pomruki uznania ze strony bliźniaków i oklaski reszty rodziny.
– Kocham cię, wiesz? – szepnęła do zaskoczonego męża. – Kocham cię – powtórzyła głośniej i zaczęła się śmiać, widząc, jak Jim wyciąga rączki i próbuje przekręcić jej twarz do siebie.
– Mama!
– Oczywiście, skarbie, ciebie też kocham. 
Pocałowała go w uśmiechniętą buźkę i poczuła jak tym razem Harry przyciąga ją do siebie i całuje zaborczo.
– Ja też tu mam coś do powiedzenia – mruknął w jej usta.
– Fuj! Oni znowu to robią. Wujek!
Usłyszeli jęk Teddy’ego, który potrząsał za szatę Harry’ego, i szepty wszystkich zgromadzonych. Roześmiali się razem, odwracając się do chłopca.
– Super, siostra! – wykrzyknął Fred.
– Jeszcze w sąsiedniej wiosce nie usłyszeli waszej deklaracji – dodał George.
– Przynajmniej potrafią okazywać sobie uczucia, nie to co niektórzy – mruknęła z przekąsem Hermiona i zwinęła się z bólu na fotelu, na tyle ile pozwalał jej brzuch. – O nie! – jęknęła. – Ron! RON! – zawyła.
Wszyscy jak jeden mąż zamilkli i spojrzeli na nią i podbiegającego do niej mężczyznę, który uklęknął przy niej.
– O co chodzi, Hermiono? 
– Ona rodzi, kretynie! – wrzasnęła Ginny. – Może byś się tak ruszył!
Po dwóch, trzech głębokich wdechach Hermiona uspokoiła się trochę i rozluźniła, opadając na fotel.
– Ginny ma rację. Chyba się zaczęło – powiedziała w końcu, nie puszczając jednak brzucha.
– Powiadomię Octopusa i deportujemy się do Munga. Wytrzymasz?
Hermiona przytaknęła. 
– Wiesz, co robić. Myślę, że masz jakieś pięć minut. 
Ron jednym susem znalazł się przy kominku i wywołał połączenie. W tym czasie pani Weasley przywołała kilka poduszek i podłożyła je pod głowę i plecy Hermiony.
– Oddychaj spokojnie. Teraz myśl o Rose. 
Ron wrócił do niej akurat w chwili, gdy pojawił się kolejny skurcz. Ściskała jedną z poduszek, oddychając szybkimi i krótkimi seriami.
– Musimy iść, Hermiono. Czekają na nas – oznajmił.
– Za... chwilę – jęknęła.
– Oddychaj powoli. – Pani Weasley stała przed nią i rękami pokazywała, jak. – Wdech. – Podniosła ręce do góry, a Hermiona wciągnęła głęboko powietrze. – Wydech. – Opuściła dłonie i Hermiona wypuściła powietrze.
Po kilku takich oddechach, skurcz się skończył.
– Już, Ron. Pomóż mi wstać. – Wyciągnęła ręce w stronę męża.
– Leż. Tak cię przeniosę.
– Nie jestem ze szkła – zaprotestowała. – Podaj mi rękę.
Ron podniósł ją i podprowadził do kominka. Hermiona spojrzała przepraszająco na Ginny i Harry’ego.
– Przepraszam was, ale Rose chce już dołączyć do-o-oo... – Hermiona cicho jęknęła.
– Kolejny skurcz? – zapytała pani Weasley.
Hermiona skinęła głową twierdząco, skupiając się na oddychaniu.
– Bardzo dobrze, Hermiono – pochwaliła ją. – Oddychaj.
– Idźcie już – ponagliła ich Ginny.  – Rose nie chce dłużej czekać.
– Dziękujemy – powiedział jeszcze Ron, nabrał w dłoń proszku Fiuu i razem z Hermioną zniknął w szmaragdowych promieniach.

35 komentarzy:

  1. Warto było poczekać. Naprawdę fajny rozdział, Asiu. Mam tylko dwa zastrzeżenia. Na samym początku w jednym zdaniu mówisz o małej kruszynce i piszesz to w formie żeńskiej (tak powinno być) ale kończysz zdanie formą "malec" i formą męską i tutaj się zgubiłem, musiałem jeszcze raz przeczytać bo myślałem, ze popełniłaś błąd.
    Drugie zastrzeżenie mam do formatowania tekstu. Opowiadasz o teraźniejszości - przeszłości - teraźniejszości. Daj jakiś odstęp między akapitami bo czytając ciurkiem człowiek się zastanawia czy jest w przeszłości czy teraźniejszości już.
    Sama Historia bardzo fajna. Harry wreszcie bliżej rodziny. W połowie rozdziału zacząłem sie obawiać, ze jednak zacznie ich zaniedbywać, na szczęście jednak go wytłumaczyłaś. Mo Harry jest chyba bardziej opiekuńczy i nie rzucił by się tak w wir pracy, jak rzuca się twój.
    Widzę, ze oboje dobieramy się do skóry Robardsowi. I dobrze! Dorwać drania :-P
    James bawiący się okularami Harrego, co dzieci mają do Okularów, moja chrześnica chce mi je wiecznie zjeść.
    Wybacz, ale trochę się pogubiłem. Czy Jim miał już pierwsze urodzinki? Chyba powinien już zaczynać chodzić jeśli ma ponad roczek, wiem że chłopcy i dziewczynki w różnym okresie zaczynają chodzić, ale chyba czas na małego.
    Fajne relacje między braćmi i ich pierwsze spotkanie. Już widać że będą genialni :)

    Bardzo fajne opisy wewnętrznych przeżyć Ginny, nie pędziłaś nad tematem tylko jest dokładnie napisany i że tak to ujmę. Dopieszczony.

    Brawo Asiu. Poziom idzie w górę ponownie, po lekkim dołku kilka notek temu.

    Zapraszam do mnie, gdzie już 4 rozdziały Roku Dziewiątego
    http://harry-potter-kontynuacja.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne! Warto było codziennie sprawdzać, czy jest nowy rozdział. Wchodzę dzisiaj na Twojego bloga, a tu taka miła niespodzianka :)
    Rozdział bardzo mi się podoba, tylko jak mogłaś nam to zrobić i skończyć w takim momencie? :) Pozdrawiam i życzę weny!
    Oddana czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka świetna jak zawsze z niecierpliwością czekam na dalsze losy.
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ą zsie popłakałam ze wzruszenia. to byłoi..to było.. takie piekne xD trak mysłaąm, że hermiona urodzi. po tytyule można było wywnioskowac, chociaz przez chwile myślałam, że moz echodzi o Ala dkoro nic z mionka sie nie dzieje. -głupia ja-. wspominałam juz że to było wzruszające? nie ważne i tak to powtórze.

    pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej
    gabi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałabym. ten fragment rozwala system. typowy ron: O nie! – jęknęła. – Ron! RON! – zawyła.
      Wszyscy jak jeden mąż zamilkli i spojrzeli na nią i podbiegającego do niej mężczyznę, który uklęknął przy niej.
      – O co chodzi, Hermiono?
      – Ona rodzi, kretynie! – wrzasnęła Ginny. – Może byś się tak ruszył!

      Usuń
  5. Świetny rozdział!
    Nie mogę się doczekać next. :)
    Przepraszam, że tak krótko ale mam dużo nauki a nawet nie zaczęłam odrabiać zadań :C...

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest wspaniały rozdział warto było czekać :D końcówka była najlepsza. Dla twojej informacji Asiu staram się zdobywać dla ciebie czytelników co nie jest łatwe przy dużej iilości lekcji ale udało mi się zachęcić NARAZIE jedną osobę do czytania jeśli będziesz miała czas i chęci odwiedź mój fp. Różdżka, testral, wilk i test, Ginny Weasley jest the best. POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze rozdział genialny <3 Masz cholernie wciągające opowiadania bo cały blog przeczytałam w tydzień :D Jeżeli się nie obrazisz to chciałabym zareklamować Twój blog na fp na którym adminuje Zapraszam do nas :) nazwa fp: Harry Potter Forever w naszych sercach

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny :) codziennie wchodziłam i patrzyłam czy jest nowy rozdział ;) oczywiście życzę weny twórczej takiej jak zawsze :D Szkoda, że się skończyło na takim momencie ;) no cóż .. czekam ;D

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajne.Ciekawe jaka będzie mała Rose

    Chce ktoś przeczytać mój blog.Dopiero zaczynam więc tam jest tylko jeden rozdział ,ale zawsze coś:)

    http://syriuszjamespeterremus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział!
    Pomysł z bransoletkami jest cudowny! *,*

    Pozdrawiam.
    http://bez-ciebie-zycie-traci-sens.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdenerwowałam się na początku, bo myślałam, że znowu będą same kłótnie i nieporozumienia, ale zgrabnie z tego wybrnęłaś :) Samo przyjęcie też jest bardzo ciekawym pomysłem, w tym przypadku to naprawdę duży zlot rodzinny. No i nareszcie dołączy do "nas" Rose! :) Oby bez komplikacji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspanialy rozdział... Warto bylo sprawdzac od 28 sierpnia czy juz sie pojawił... To dobrze że Harry stawia na pierwszym miejscu rodzine. Tak powinmo byc. Mam nadzieje że kolejny rozdzial pojawi sie szybko ;-). Życze duzo weny.

    OdpowiedzUsuń
  13. A i zapomnialam dopowiedziec. Niech Hermionie poród przebiegnie bez utródnień i niech Rose urodzi sie zdrowa.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeju! Super, że wreszcie wstawiłaś. Nie mogłam się doczekać.
    Jak masz czas to zajrzyj na profil mojej koleżanki. Dopiero zaczyna. buhha9.blogspot.no/

    OdpowiedzUsuń
  15. Żebyś Ty wiedziała, jak ja Cię uwielbiam. Notka cudo - jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Na początku pragnę przeprosić, że dawno nie komentowałam - z powodu braku czasu i początku studiowania, teraz mam zamiar to nadrobić. Notka jest jak zwykle przecudowna. Cieszę się, że u Potterów wszystko wróciło do normy, nie podoba mi się to, że Harry niektóre sprawy zataja przed własną żoną. Mam nadzieję, że poród Hermoiny przebiegnie bez jakichkolwiek komplikacji i z Ronem będą w końcu szczęśliwymi rodzicami. Pozdrawiam i życzę weny do pisania kolejnych takich świetnych notek :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam czytać twój blog (oprócz momentów +18 rzecz jasna ;)). Wrzucam cię do zakladki "Warto zajrzeć" na mojej stronie, chociaż i tak nikt jej zbytnio nie odwiedza :) Nie moge sie doczekać pierwszych scen z Rose :) Pisz dalej jogi :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten długo oczekiwany rozdział jest jakbym to ujęła ,,powrotem w wielkim stylu''. Zgadzam się. Hp:Kontynuatorem co do tego błędu z formą żeńską jeśli chodzi o czas to nie zauważyłam ,,tego błędu'' w ogóle. Pozdrawiam cię Asiu i życzę ci duuuuuuuuuużo weny :)
    ~Carolina

    OdpowiedzUsuń
  19. CUDNIE !!!
    Wyczekiwany rozdział <33333
    Czekam na następny xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Po prostu genialne, czekam na wiecej!!! Mam nadziejęze juz niedlugo do następnego. Rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeszcze jeszcze chce więcej pisz szybko bo nie wytrzymam pozdro i wenny

    OdpowiedzUsuń
  22. Fantastyczne opowiadanie :D Znalazłam twojego bloga przez przypadek i kilka dni temu zaczęłam go czytać. Jest po prostu świetny :D Podziwiam Cię za to, że tak długo prowadzisz bloga, byłam na tym co miałaś wcześniej na onecie. Jedne części mi się bardzo spodobały, drugie zaś trochę mniej, ale większości były świetne :D Moje ulubione postacie to Teddy - kochany chłopczyk i mały James <3 Teraz jeszcze tylko trzeba poczekać jak się urodzi Lily Luna Potter. Z niecierpliwością na kolejną część <3 Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj

    Dotarłam do Ciebie od HPkontynuatora, on mi polecił Twój blog. Miał rację że mi się spodoba, łyknęłam wszystko w tydzień (mogłam tylko po nocach czytać) i jestem zachwycona! Początkowo było słabiej, ale teraz Twój warsztat niebywale się rozwinął, prowadzisz pięknie przeżycia wewnętrzne postaci, każda jest wyrazista i dobrze oddana. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem i niecierpliwie czekam na następne rozdziały:-)

    NIkiTKA

    OdpowiedzUsuń
  24. Podziwiam cie. Głównie za to, że aż tyle wytrzymałaś i nie porzuciłaś swojego bloga, jak robią to inni. Nie rób tego, bo jesteś genialna

    OdpowiedzUsuń
  25. Wspaniały rozdział, uwielbiam ogólnie twojego bloga i czytam od kilku lat. Ja powyżej - super, że nadal kontynuujesz pisanie tej historii :P No w końcu Hermiona zaczęła rodzić :) Jestem ciekawa, jak Ron będzie sobie radził, jako ojciec. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  26. zaczęłam czytać twojego bloga i jest świetny , na początku pomyślałam jej ile rozdziałów . od razu widać , że jesteś fanką Harry'ego Pottera . jeżeli zechcesz to wejdz na mojego bloga a oto link: http:/mysienka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Harry i Ginny- para, która od początku podbiła moje serce. Najpierw w wersji Rowling, teraz poprzez tego bloga. Czytam od dawna. I najgorsze, a może właśnie najlepsze, było czekania tak długo na ten nowy tekst. Dobrze jest mieć na co czekać, jeśli się wie, że będzie to dobre. Dlatego zyczę weny i świadomości, że jeśli nawet nie komentujemy na bieżąco, to tylko dlatego, że czasami trudno jest wszystko ubrać w krótki komentarz.
    Chciałabym też doczekać kilku tekstów, gdzie Harry zazna naprawdę spokoju, który, pamiętajmy, nie jest synonimem nudy. Czekam na więcej tekstów, w których będzie mowa właśnie o tym rodzinnym życiu, docieraniu się wzajemnie w codziennych czynnościach, o Harrym jako ojcu, który poznaje smak tego wszystkiego, który cały czas dorasta i uczy się tej roli. I niech Ginny z Harrym w końcu zaznają siebie. Nie bólu, strachu, ciągłego napięcia- tylko siebie. Chociaż w jednej notce... ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Hej:) Musze przyznać, że Twój blog jest kapitalny. W sumie nigdy niczego nie komentuje a tutaj obawiam się że mój komentarz zniknie w tłumie. Mam do Ciebie takie pytanie. Czy da się z Tobą dalej skontaktować pod podanym numerem gg lub w jakiś innym sposób. Bo sam całkiem sporo pisze i chciałbym Cie o parę rzeczy zapytać bo jest kilka takich które imponują mi w Twoim pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  29. Miło mi to słyszeć. Tak, możesz się ze mną kontaktować przez gg. Jestem cały czas na niewidocznym.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zgłosiłam Cię do L.B.A. - więcej u mnie!
    http://lizzy-leto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. Można byłoby wiedzieć kiedy będzie mastępny rozdział? :D czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  32. Super rozdział :) jak zawsze zresztą ^^ Życzę weny i czekam na następną notkę :)
    Powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  33. Już od jakiegoś czasu czytam twój blog. Jest naprawdę świetny i życzę powodzenia.
    http://nightmare-sweetdream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetnie! Ja już od 4 lat jestem fanką twojego bloga. Pisz dalej, bo wszyscy twoi fani oczekują na... Rose!
    Pozdrawiam
    Magiczna-kolysanka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń