poniedziałek, 18 marca 2013

158. Odkrycie Ginny


Ginny leżała na rozłożonym na werandzie leżaku, ciesząc się z cienia. Od plaży słyszała piski Jamesa i radosny śmiech Harry’ego. Podniosła się na łokciach i zobaczyła, jak Harry uczy Jamesa chodzić, trzymając go za rączki. Maluch co chwila lądował na pupie i razem z ojcem wybuchał śmiechem.
Przez te kilka dni Harry całkowicie się zmienił. Już nie przypominał tego paranoika, który w każdym napotkanym człowieku widział wroga, tak jak to było na początku z Jakiem. Teraz był rozluźniony i częściej się uśmiechał. Prawie cały czas spędzał z Jamesem i bawił się jak dziecko, które pierwszy raz zobaczyło ocean i ogromną piaskownicę.
Ginny zamknęła oczy i wróciła wspomnieniami do wczorajszego dnia, kiedy to Jake wziął ich na wycieczkę po Valle de Mai, w pobliżu której mieszkali.
Był to dziewiczy las palmowy w samym środku wyspy, z czterdziestometrowymi lodoicjami seszelskimi występującymi tylko tam. Miały duże wachlarzowate liście wystające z wierzchołków pni i dziwne podwójne owoce, przypominające wyglądem ludzkie pośladki, które tubylcy nazywali kokosem morskim. Harry i Jake zaczęli porównywać je do swoich, na co Ginny tylko przewróciła oczami w dezaprobacie. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale kochała prawdziwe pośladki Harry’ego, które były nie do porównania, nie mówiąc już o słodkiej pupci Jamesa.
James piszczał z radości, gdy widział różnokolorowe ptaki, które latały i skrzeczały nad nimi. Jake przywołał jednego z nich, szaro-brązowego ptaszka z czarnym czubkiem na łebku i nakarmił go owocami mango. Oczywiście malec chciał dotknąć papugi, ale gdy tylko wyciągnął rączkę, odleciała z oburzonym skrzekiem, a on wybuchł płaczem.
Na koniec wycieczki odpoczęli nad wspaniałym wodospadem wśród palm. Harry i Jake wskoczyli do wody, a Ginny brodziła w tym czasie przy brzegu, pokazując Jamesowi pływające rybki i inne stworzenia. Krzyknęła zaskoczona, gdy Harry podpłynął do niej od tyłu, chwycił ją za nogi i wciągnął za sobą do wody pod ogromny prysznic wodospadu.
Skończyło się to ostatecznie kłótnią, że chciał utopić ją i Jamesa.  Jim, nic sobie nie robiąc z ostrych słów rodziców zaczął chlapać na nich wodą, bijąc piąstkami w płynącą wodę, na co Ginny oddała Harry’emu malca, twierdząc, że nikt nie jest po jej stronie, i wściekła wyszła na brzeg.
Z boku rozległ się gwizd Jake’a, gdy Ginny w mokrej sukience lepiącej się jej do ciała, sięgnęła po ręcznik.
- Hej! – krzyknął do niego Harry. – Nie zapominaj, że to moja żona!
Jake uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Wiem, że jest zajęta, ale sam musisz przyznać, że trudno oderwać wzrok od tak pięknej kobiety. Nawet, gdy się złości – dodał, gdy Ginny wzięła do ręki jakąś zabawkę Jamesa i rzuciła nią w nich. Po czym odwróciła się i wpatrzyła w ciemność lasu palmowego.
Harry zmarszczył brwi. Coś było nie tak. Ginny nie złościła się bez powodu. Może coś jest nie tak z ciążą?
- Potrzymaj go chwilę.
Podał synka Jake’owi i wyszedł na brzeg. Podszedł do Ginny i od tyłu objął ją ramionami.
- Hej – mruknął jej do ucha – coś się stało?
- Nic się nie stało – warknęła, próbując się wyplątać z jego objęć.
- Przecież widzę. Źle się czujesz?
- Nie. Po prostu uświadomiłam sobie, że pojutrze wracamy do domu i zrobiło mi się tak jakoś smutno.
Niestety miała wtedy rację. Ich wakacje dobiegały końca. Jutro wieczorem będą już w domu i znowu do ich życia wkradnie się rutyna. Ginny westchnęła smutno. Nie tęskniła za tym, co ich czeka po powrocie. Tutaj było im tak dobrze. Przez całą dobę mieli tylko siebie i nie musieli dzielić się sobą z nikim. A tam... Harry’ego znowu pochłonie praca w ministerstwie, przesłuchania... A ona i James odejdą na drugi plan...
Naprawdę tego nie chciała.
Wstała i osłoniła twarz ręką.
- Chcecie coś do picia? – zawołała do nich.
- Bardzo chętnie! – odkrzyknął Harry, nie odrywając spojrzenia od drepczącego między jego nogami maluszka, który wykręcił się do niej i próbował maszerować w jej stronę. Niestety nóżki mu się zaplątały i ponownie wylądował na pupie.
Harry chwycił go pod paszkami i podrzucił do góry. Ginny wstrzymała oddech, gdy James poleciał wysoko i opadł z powrotem w ramiona Harry’ego, który zaczął wirować z nim w objęciach, aż mały zapiszczał z zachwytu.
- Ma-ma! – wykrzyknął, wykręcając się do niej całym ciałkiem, aż Harry’emu trudno było go utrzymać.
- Co ty taki spragniony mamy? Tata już nie wystarcza?
- Ne. Ma-ma! Ee…
Skrzywił się i zaczął płakać. Nie było innego wyjścia, jak wejść za Ginny do domku. Ku zaskoczeniu Harry’ego na stole czekała już miseczka z przygotowanym posiłkiem dla chłopca. James natychmiast się uspokoił i wyciągnął rączkę.
- Am! – wykrzyknął szczęśliwy.
- A więc o to ci chodziło, nie o mamę – roześmiał się Harry i usiadł na krześle, sadzając malca na kolanie.
- Tata jest dobry do zabawy, ale to mama wie, że do szczęścia potrzebne jest także dobre jedzonko – stwierdziła z uśmiechem Ginny, podając Harry’emu małą łyżeczkę, którą zawsze karmili malca i pocałowała synka w policzek.
James zaczął się wiercić i wyciągać rączki, chcąc złapać miseczkę i przyciągnąć ją do siebie.
Harry jednak odsunął się, czym wywołał dziecięcy protest.
- Daj!
- Oczywiście, że ci dam, ale to ja cię nakarmię, zgoda?
----
Kilka dni po wyjeździe Potterów Hermiona jechała windą Ministerstwa Magii. Była roztrzęsiona, odkąd przeczytała w „ Proroku” o ucieczce kilku osób spod kurateli aurorów. Na dodatek, Rita dowiedziała się skądś o tym, że w Anglii nie ma Harry’ego i na łamach dziennika zaczęła wysnuwać wnioski, czy to wszystko nie jest jakoś ze sobą powiązane.
Chciała porozmawiać z Kingsleyem i przeprosić go za postawienie w tej niezręcznej sytuacji, w jaką go wpakowała.
Niestety, gdy znalazła się na pierwszym piętrze zobaczyła pod drzwiami gabinetu ministra kilku reporterów. Zamierzała się właśnie wycofać, gdy z tej grupki wyłoniła się starsza blondynka z nieodłącznym samonotującym piórem i pergaminem, i skierowała się do niej.
- Kogóż ja widzę! – wykrzyknęła. – Najbliższa przyjaciółka zaginionego pana Pottera, panna Napuszona. – Spojrzała na jej brzuch. – No tak, już nie panna. Pan Weasley jest szczęśliwym ojcem, jak mniemam?
- Oczywiście! – krzyknęła oburzona Hermiona. – Zresztą to moja prywatna sprawa i tobie nic do tego – warknęła wściekle.
- Wszyscy czytelnicy pamiętają pewnie wzmianki o pani romansie z zeszłego roku ze słynnym bułgarskim szukającym Wiktorem Krumem... – urwała, marszcząc brwi – to było siedem miesięcy temu... – zauważyła – czyli to może być także on, prawda?
- Odmawiam komentarza.
- A co z panem Potterem? Czy może nam pani powiedzieć, gdzie też on się podziewa?
- To nie twój interes – burknęła Hermiona i odsunęła się pod ścianę.
Poczuła się zmęczona. Jej pytaniami, przedłużającym się staniem w wąskim korytarzu. Z chęcią wróciłaby do domu.
- Rodzinne wakacje? – zagadnęła zaskoczona Rita. – To prawda, że w wyniku kłótni, kilka miesięcy temu pani Potter trafiła do szpitala z powodu zagrożenia kolejnej ciąży?
- Odmawiam odpowiedzi na kolejne pytania. To sprawa prywatna Harry’ego i Ginny.
- Czyli to ich wyjazd pojednawczy? – Rita nie dawała za wygraną.
- Jeszcze jedno pytanie o życie prywatne Potterów i wyślę wiadomość do Biura Rejestracji Animagów...
Rita prychnęła.
- Jeszcze tego nie zrobiłaś? To trochę przestarzała umowa, pani Napuszona.
- Mam sprawdzić w Rejestrze? – zapytała Hermiona. – Jakoś nie było o tym wzmianki w „Proroku”...
Z najbliższego gabinetu wyszedł wysoki rudowłosy mężczyzna.
- Co tu się dzieje? Ach, pani Skeeter... – Skrzywił się na jej widok.
- Percy – odetchnęła Hermiona.
Rita, widząc doradcę ministra natychmiast zaczęła zadawać pytania.
- Czy może mi pan powiedzieć, czy po odejściu Gawaina Robardsa pan Potter zostanie nowym szefem Biura Aurorów?
- Pani Skeeter, dobrze pani wie, że minister będzie dostępny na dzisiejszej konferencji – przerwał jej stanowczo Percy – a z tego, co mi wiadomo – zerknął na zegarek – to ta zaplanowana jest za godzinę. Proszę wtedy zadawać pytania. Hermiono? – Odwrócił się do niej – wszystko w porządku?
Doskoczył do niej, gdy osunęła się po ścianie na podłogę. Pomógł jej się podnieść i podtrzymując ją pod ramię wprowadził do swojego gabinetu.
- Bardzo źle wyglądasz, Hermiono – stwierdził Percy. – Chcesz wody?
- Chętnie – przyznała. – Dziękuję.
Usiadła na jednym z foteli przy jego biurku, odebrała od niego szklankę i wypiła kilka łyków, obserwując swojego szwagra, który rzucił na drzwi kilka zaklęć zabezpieczających.
- To prawda, o czym mówiła Skeeter? Harry ma zostać szefem Biura Aurorów? – zapytała, gdy Percy podszedł do biurka i usiadł za nim.
Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem.
- Wiesz, że nie powinienem ci tego mówić?
- Wiem, ale Kingsley taki ma plan?
- Wszystko zależy od przesłuchań najbliższych współpracowników Robardsa, które mają być po powrocie Harry’ego. I masz rację, minister taki ma plan.
- To dobrze – Hermiona odetchnęła głęboko. – Harry zasłużył sobie na to.
- Na pewno wszystko w porządku, Hermiono? Bardzo źle wyglądasz. Może mam powiadomić Rona, żeby przyszedł po ciebie?
- Nie, naprawdę jest okej. Miałam iść do ministra... Po tym, co Skeeter powypisywała w „Proroku” chciałam go przeprosić.
- Dlaczego? Przecież to nie twoja wina... – zaczął Percy.
- Ale to ja poprosiłam Kingsleya, by wysłał Harry’ego na odpoczynek. I od jego wyjazdu wszystko zaczęło się psuć.
- Hermiono, dobrze wiesz, że nie masz wpływu na to, co się dzieje. Każdemu potrzebny jest odpoczynek i zazdroszczę Harry’emu, że ma takich przyjaciół, którzy myślą za niego.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie spodziewałam się po tobie takich słów – zauważyła. – To miłe. A jak Audrey znosi ciążę? – Zmieniła temat. – To ostatni miesiąc, tak?
- Jeszcze prawie dwa – westchnął. – Termin jest na początku lipca – wyjaśnił. – Audrey jest coraz ciężej, jakby miała urodzić za kilka dni. Dzięki Merlinowi za nasze matki, które nam pomagają.
- I tak będziecie mieli córeczkę najwcześniej z naszej piątki – uśmiechnęła się. – Ja z Ginny jesteśmy ostatnie. Tak a propos Ginny. Co robicie w tę niedzielę?
- Raczej nie mamy nic w planach.
- To wpadnijcie razem do Doliny Godryka. Chcemy zrobić Potterom przyjęcie powitalne. Wszystko jest już ustalone z twoją mamą.
-----
Ostatnie godziny na wyspie Praslin Potterowie spędzili na wspólnym spacerze po plaży. James siedział w chuście przodem do taty i rozglądał się dokoła, ciesząc się, że mama trzyma go za rączkę.
- Aż żal opuszczać ten raj – powiedział Harry, chwytając Ginny za rękę i ściskając ją mocno.
- Tu jest jak w niebie – przyznała.
Odgłos uderzających o brzeg fal i pokrzykiwania mew sprawiły, że czuli wszechogarniające zadowolenie. Ciepła woda obmywała im stopy, a wiatr smagał ich twarze. Od dawna nie czuli się tak dobrze. Byli niezmiernie wdzięczni Kingsleyowi, za ten cudowny czas, podczas którego mogli się sobą nacieszyć.
Harry puścił jej dłoń i otoczył ramieniem. Ginny przysunęła się bliżej i wargami zaburczała w zaciśniętą piąstkę Jamesa, wywołując u niego radosny śmiech.
- Hej, bo nie mogę go utrzymać! – zawołał Harry, zatrzymując się i siadając na piasku z Jamesem na kolanach.
Ginny usiadła obok i oparła głowę o jego ramię.
- Co tam? – zapytał. – Zmęczona?
- Smutno mi, że wracamy do domu – mruknęła. – Tak dobrze mieć cię tylko dla siebie.
Harry ujął jej dłoń i pocałował.
- Ja też się cieszę, że jesteśmy razem, ale wiesz, że tam czeka mnie dużo pracy.
- No tak.
Ginny odwróciła głowę i wpatrzyła się w ocean. Oczywiście. Nie mógł się powstrzymać, by nie wspomnieć o swojej pracy aurorskiej. Nie spodziewała się jednak jego dalszych słów, gdy kontynuował:
- Muszę przemeblować dwa pokoje w Dolinie... Chociaż może przez pewien czas obaj mogą mieć ten sam pokój – rozmyślał. – I tak na razie ten najmłodszy będzie spać w naszej sypialni, w kołysce obok ciebie – zauważył z uśmiechem, kładąc dłoń na jej brzuchu.
Ginny spojrzała na niego zaskoczona i szturchnęła go w ramię.
- Mówisz serio?
- Nie, żartuję – powiedział poważnie, jednak natychmiastowy wybuch śmiechu zepsuł wszystko. – Dla mojej trójeczki zrobię co tylko się da, byście byli zadowoleni.
James wyplątał się z chusty, zsunął się z kolan Harry’ego i powolutku wspiął się na Ginny, opierając się o jej brzuch.
- Ma-ma!
- Uważaj na mamusię i braciszka – zbeształ go Harry.
Ginny obróciła się, by małemu było wygodniej i przytuliła go do siebie, całując go w pulchny policzek.
- Co tam, skarbie? Ty też nie chcesz wracać, co?
- Ne.
- Ale tam czeka na ciebie babcia i dziadek, wujkowie... Teddy... – zauważył Harry. – I reszta twoich zabawek.
- Ba-ba? – James przekrzywił główkę, patrząc na mamę i tatę.
- Tak. Babcia na pewno się za tobą stęskniła.
-----
Większość rzeczy mieli już spakowane, pozostały już tylko ostatnie zabawki Jamesa i kocyk, na którym siedział teraz w salonie i patrzył na biegających i przywołujących różne rzeczy, rodziców.
Przy krześle po drugiej stronie pokoju zobaczył swoją ulubioną maskotkę – Dziobka. Nieobserwowany przez nikogo, przeraczkował do pobliskiej sofy, podniósł się i obrócił. Zatuptał kilka razy w miejscu, po czym odepchnął się, przedreptał dwa kroczki i klepnął na pupie.
Ginny, która sprzątała w kuchni, stwierdziła, że w saloniku jest stanowczo za cicho. Zawsze, gdy James się bawił, słyszała stukanie klocków, jego śmiech. Odwróciła się i zamarła, zakrywając dłonią usta, gdy zobaczyła stojącego przy sofie Jamesa, który niepewnie tuptał nóżkami w miejscu.
Napotkała wzrok Harry’ego, który zatrzymał się w progu z torbą w ręku, skinęła mu głową i wskazała w stronę malca. Wtedy James zrobił dwa kroczki i klapnął na podłogę.
Ginny wyskoczyła zza stołu i wzięła chłopca w objęcia.
- Jimmy, skarbie! Ty chodzisz! – wykrzyknęła. – Myślałeś, że zapomnieliśmy o Dziobku, tak? – zapytała, przywołując zabawkę, a maluch pokiwał główką.
Harry zaklaskał kilka razy i stanął przy nich.
- Ale pupa boli, co? Już niedługo zobaczysz, jak to jest spaść z miotły. To dopiero jest ból.
- Harry, on jest jeszcze za mały – jęknęła Ginny.
- Jakoś nie miałaś obiekcji, gdy kupowaliśmy pierwszą miotłę dla Teddy’ego – zauważył.
- Ale to nie był...
- To nie był nasz syn? – zapytał. – Ale miał rok, gdy mu ją kupiliśmy. Poza tym Teddy jest dla mnie jak syn. Dlatego James też ją dostanie. Niech się uczy. Ja też dostałem miotłę od Syriusza na pierwsze urodziny.
Ginny pokręciła głową niezadowolona, patrząc za Harrym, który odszedł wziąć torbę.
- Co ten twój tata jeszcze wymyśli? – mruknęła we włoski Jamesa.
Chwilę potem wrócił Harry.
- To co? Zbieramy się?
- Tak. Kolację zjemy już w domu.
Spakowali resztę rzeczy, Harry aktywował świstoklik, i z ciężkim sercem deportowali się do domu.
-----
Pojawili się w salonie. Natychmiast otoczyła ich grupa ludzi, których najmniej się spodziewali. W dłoni Harry’ego natychmiast znalazła się różdżka, a James skulił się w ramionach mamy i zaczął płakać. Dopiero po wzięciu drugiego oddechu zorientowali się, że patrzą na swoją rodzinę.
- Mama?
- Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy powitać was po powrocie.
Uściskom nie było końca. Jak się okazało byli tu wszyscy bracia Ginny oprócz Billa i Fleur, którzy opiekowali się swoim najmłodszym, lekko przeziębionym, potomkiem. Najzabawniej było, gdy wszystkie młode kobiety zaczęły się witać, stukając się swoimi brzuszkami.
- Przyszłe kuzynostwo też musi się przywitać – stwierdziła Angelina ze śmiechem. – O, moje właśnie się poruszyło.
- Moje też – przyznała Verity.
- Twoje to zawsze się rusza razem z moim – zauważyła Angelina i obie wybuchły śmiechem.
- Pewnie oboje mają to po swoich ojcach – powiedział Fred i przyciągnął Angelinę do siebie, całując ją namiętnie.
- A jak tam mój wnusio? – Molly odebrała Jamesa z rąk Ginny i ucałowała małą buźkę. – Jakiś ty opalony!
- Nic dziwnego, jak całe dnie bawił się z tatą na plaży – zauważyła Ginny, przechodząc na tyły domu, gdzie w ogrodzie panowie rozstawiali stół do posiłku. – Mamo, mam nadzieję, że Zgredek choć trochę ci pomógł...
- To on wszystko przygotował – powiedziała Molly.
- Bardzo mnie to cieszy. A co do Jamesa, to zrobił nam dzisiaj niespodziankę. Tuż przed powrotem przeszedł dwa kroczki! Sam!
Molly odsunęła go od siebie na odległość wyciągniętych ramion i przyjrzała mu się krytycznie.
- Wspaniale! Chętnie byś już pobiegał, co?
James roześmiał się do babci, machając nóżkami, jakby to potwierdzając.
Wzrok Ginny padł na dwóch mężczyzn stojących w cieniu drzew. Jednym był jej brat, którego widziała ostatni raz podczas ślubu Percy’ego, ale drugiego widziała pierwszy raz w życiu. Był wyższy od niego, z ciemnymi, długimi włosami, spiętymi na plecach w kucyk. Obaj rozmawiali o czymś z ożywieniem, patrząc w odległy las.
- Charlie? – zapytała na głos.
- Przyjechał na kilka dni, razem ze swoim kolegą. – oznajmiła Molly. – Steven nie ma tu nikogo, więc Charlie zaproponował mu, żeby przyłączył się do nas. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że przyszli razem? Charlie bardzo chciał się z tobą zobaczyć.
- Oczywiście, że nie. Pójdę się przywitać. – Odwróciła się jeszcze do Jamesa i palcem dotknęła jego noska. – A ty bądź grzeczny.
Odeszła kilka kroków i zobaczyła, że Charlie musnął palcami dłoń Stevena. Zatrzymała się zszokowana, gdy Steven pochylił się, próbując pocałować Charliego, jednak ten odepchnął go lekko i ruszył w jej stronę.
- Smoczątko! – wykrzyknął, wyciągając do niej ramiona.
- Charlie!
Wpadli sobie w objęcia.
- Witaj, Smoczątko – przywitał się jeszcze raz, całując siostrę w czoło i tuląc ją do siebie.
Ginny przewróciła oczami na te słowa. To powitanie może i było fajne, gdy była mała, ale teraz, gdy spodziewała się drugiego dziecka, już nie było takie odpowiednie. Teraz to James mógł być nazywany Smoczątkiem.
- Chyba raczej, Smoczyco – mruknęła. – Czuję się taka wielka.
- A co? Zioniesz ogniem?
- Jeszcze nie. Zresztą zapytaj Harry’ego, to on zwykle jest na linii ognia.
Wybuchnęli śmiechem, spoglądając w stronę zebranej rodziny. Po jednej stronie stołu dziadek Weasley zabawiał Jamesa, a po drugiej Harry siedział wśród braci Weasleyów, co chwila marszcząc brwi. Pewnie wszyscy mówili mu, co go ominęło w Anglii, podczas ich pobytu na wakacjach.
- Przeżył spotkanie z Rogogonem, więc nic dziwnego, że ze smoczycą twojego pokroju też nieźle sobie radzi – stwierdził Charlie.
- Hej! – krzyknęła, uderzając go w ramię.
- No co? Sama powiedziałaś, że nią jesteś. Muszę przyznać, że dobrze mu poszło.
- Kim jest Steven? – zapytała, zerkając ponad ramieniem Charliego na stojącego w oddaleniu mężczyznę, który ich obserwował.
- To mój chł... mój przyjaciel z Rumunii – odparł zmieszany. – Razem doglądamy smoczej kolonii.
- Charlie, przede mną nie musisz niczego ukrywać – powiedziała Ginny, biorąc jego twarz w dłonie. – Jesteście razem, prawda? Widziałam, jak przed chwilą Steven próbował cię pocałować. Zresztą przez cały czas nie odrywa od ciebie wzroku.
Charlie spojrzał za siebie, po czym skinął niepewnie głową.
- Tak, jesteśmy razem. – przyznał. – Tylko nie mów niczego rodzicom. Nie wiem, jak oni to przyjmą.
- Och, Charlie – westchnęła. – Mama sądzi, że ty nigdy nie będziesz miał nikogo oprócz smoków. Na pewno by się ucieszyła, gdyby się dowiedziała, że nie jesteś sam.
- I niech na razie tak zostanie. Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o tym moim sekrecie. Wyobrażasz sobie komentarze Freda i George’a?
- A Steven? Pomyślałeś o nim? On chce być z tobą.
- I jest.
- To dlaczego ukrywasz go przed światem?
- Nie ukrywam. Przecież jesteśmy tu razem.
- Ale nie chcesz powiedzieć rodzicom o waszym związku. Mówisz o nim „kolega”, a nie „partner”, czy „chłopak”.
Oboje zamilkli. Ginny patrzyła jak James podskakuje na kolanach dziadka, a Charlie zerknął w bok na Stevena.
- Skąd w tobie tyle mądrości, siostrzyczko? – zapytał, przygarniając ją do siebie.
- Nie zapominaj, że jestem żoną Harry’ego Pottera i musiałam się nauczyć, jak reagować na różne sytuacje.
- Jak nie zionąć ogniem na swojego męża, gdy pojawia się na pierwszej stronie „Proroka Codziennego”, tak?
- Charlie – jęknęła. Chwyciła go za rękę i pociągnęła go za sobą. – Chodźmy do reszty. I weźmy ze sobą Stevena, bo nie mogę znieść tego jego tęsknego spojrzenia.