poniedziałek, 28 stycznia 2013

157. Tajemnicze spotkanie na krańcu świata


Panujący wokół upał nie pozwalał Ginny odetchnąć, nie mówiąc o śnie. Zacisnęła powieki, chroniąc się przed natarczywym światłem, wpadającym przez okno i przekręciła się na bok. Ze zdziwieniem stwierdziła, że obok niej nie ma Harry’ego. Podniosła się na łokciach, wsłuchując się w odgłosy domku. Wszędzie panowała cisza. Wstała, nakładając na siebie cieniutki szlafroczek i zajrzała do łóżeczka. Jamesa w nim nie było. Doskoczyła z powrotem do łóżka, zgarnęła różdżkę z nocnej szafki i wybiegła do saloniku. Zatrzymała się na progu, zaskoczona.
James siedział przypięty na krzesełku i podskakiwał z radości, klaskając swoimi małymi łapkami, gdy Harry stukał drewnianą łyżką w kilka garnków rozstawionych na stole. Wokół roztaczał się wspaniały zapach smażonych jajek na bekonie.
Starając się, by Harry nie zauważył jej ruchu, schowała różdżkę pod szlafrok i podeszła bliżej.
- Co tu się dzieje? – zapytała z uśmiechem.
James wykręcił się całym ciałkiem w jej stronę, prawie przewracając krzesełko, i gdyby nie natychmiastowa reakcja Harry’ego, maluch wylądowałby razem z siedziskiem na podłodze.
- Hopla! – zawołał Harry, machając różdżką i stawiając krzesełko w pionie. – Robimy dla ciebie śniadanie.
Ginny usiadła na drewnianym krześle obok Jamesa. Dotknęła jego brzuszka, by sprawdzić zapięcia, podczas gdy Harry odwrócił się do kuchenki, przywołał dwa talerze i rozłożył na nie jajecznicę. Postawił talerze na stole i zajął się przygotowaniem tostów.
- Śniadanie? Grając na garnkach?
- No cóż... – mruknął, stawiając przed nią talerz z grzankami i siadając naprzeciwko – trzeba było czymś zająć tego szkraba – wskazał widelcem na roześmianego Jamesa, który po każdym słowie taty machał rączkami i nóżkami. – Ty akurat trafiłaś na moją wersję, ale to Jim głównie grał.
- Dlaczego tego nie słyszałam?
- Muffliato i zaklęcia wyciszające – wyjaśnił. – Chciałem dać ci możliwość trochę pospać. Wiem, że nie miałaś ostatnio szansy...
- A ty? Przecież ty też ostatnio nie spałeś za wiele.
Harry machnął ręką.
- Ja muszę być zawsze na służbie – stwierdził.
- Nie przez ten tydzień – warknęła. – Proszę, zapomnijmy o tym wszystkim – szepnęła cichutko.
Harry poderwał się z miejsca, obszedł stół i ukucnął przed nią. Położył dłoń na jej policzku, a ona wtuliła w nią twarz.
- O niczym innym nie marzę – szepnął.
Nad ich głowami potoczył się hałas, gdy Jim znowu zaczął grać na garnkach. Oboje poderwali się z miejsc.
- No i masz – jęknęła Ginny. – Nie trzeba była go uczyć, do czego może to wszystko służyć.
- Rośnie nam mały perkusista. – Harry zaśmiał się, odpinając Jamesa od krzesełka i biorąc go w ramiona. – Zaczekamy na ciebie na plaży.
Gdy kilka minut później Ginny wyszła na zewnątrz, usłyszała z daleka piski i śmiechy Jamesa. Harry stał po kolana w wodzie i pochylony trzymał małego pod paszkami, podrzucając do góry, za każdym razem, gdy napływała fala. Jego biała koszula była rozpięta, a wiatr rozchylał ją na boki, ukazując wyrzeźbione mięśnie brzucha nad luźnym paskiem bokserek. Trening aurorski zrobił swoje.
Poprawiła włosy wpadające jej do oczu i osłoniła twarz dłonią. Zeszła na gorący piasek, który parzył ją w stopy, i podeszła do brzegu, by ochłodzić je w wodzie. Uśmiechnęła się, gdy na mokrym piasku zobaczyła odciśnięte dwie duże stopy Harry’ego, a między nimi malutkie stópki Jamesa. Pewnie Harry musiał się trochę natrudzić, by to zrobić, przecież mały jeszcze nie chodził.
Przywołała z domku leżak i parasol i wróciła na plażę, by się położyć. Harry pomachał jej ręką i chwilę potem dołączył do niej, siadając na rozłożonym kocu.  Pomiędzy jego nogami nieco niepewnie stał James podtrzymywany pod paszkami. Chłopiec kucał i podskakiwał, odpychając się nóżkami od podłoża, by je rozprostować do pozycji stojącej.
- Cudowne miejsce, prawda? – zapytała.
- Jak dla mnie to raj na ziemi – mruknął Harry, pochylając się do niej i całując ją namiętnie. – Nie jest ci za gorąco?
- Pewnie niedługo będę musiała ukryć się na werandzie, ale teraz wystarczy zaklęcie chłodzące, woda do picia i cień.
James, niezainteresowany rozmową rodziców, wyplątał się z ramion ojca i opierając się o leżak przemieścił się w bok i opadł na pupę na gorącym piasku.
- Daj! – zawołał, odwracając się do rodziców.
Harry wyciągnął różdżkę i przywołał z domku kilka zabawek: łopatkę, grabki i wiaderko. Ginny w tym czasie wstała i usiadła obok nich na kocu i zaczęła przesypywać dłońmi piasek. Dzięki różnym zaklęciom poustawiała kilka babek z piasku i zabrała się za budowanie zamku. James przeraczkował bliżej i trzymając w rączce łopatkę zaczął stukać nią w budowlę, niszcząc wszystko.
- James! – wykrzyknęła Ginny. – Dlaczego to zrobiłeś? Nie podoba ci się?
- Ne – powiedział, kręcąc mocno główką.
- To co chcesz zbudować? – zapytał Harry.
- Śnić – powiedział, patrząc z uwagą na tatę.
- Śnić? – powtórzył Harry i zmarszczył brwi, przenosząc zaskoczone spojrzenie z niego na Ginny.
Ta się roześmiała.
- Jemu chodzi o znicz, Harry – wyjaśniła. – Nic dziwnego, że myśli o quidditchu, w końcu ma to we krwi. Matka – była ścigająca i ojciec – najlepszy szukający Hogwartu.
Oboje popatrzyli na synka, który po słowach mamy zaklaskał rączkami i powtórzył:
- Śnić.
----
Aż do późnego popołudnia bawili się na plaży, od czasu do czasu chłodząc się w wodzie. Ginny, ze względu na ciążę przeniosła się do domku i z werandy obserwowała Harry’ego i Jamesa, którzy po ulepieniu ogromnego znicza, turlali się po plaży. Harry, ku radości malca, zakopał się w piasku, pozostawiając ponad nim tylko głowę i ręce, by móc pilnować raczkujące dziecko.
- Co powiesz na spacer brzegiem oceanu? – zaproponowała Ginny przy obiedzie, jakiś czas później. Z trudem karmiła Jamesa, który wykręcał się w swoim krzesełku, nie chcąc jeść. – No dobrze – westchnęła, odstawiając miseczkę z obiadkiem na stół. – Nie chcesz, nie jedz. Żebyś tylko potem nie płakał.
James z radością zamachał rączkami i nóżkami.
- Świetny pomysł. – Harry przełknął ostatni kęs i wstał. – Może zobaczymy to miasteczko, o którym wspomniał Kingsley?
- Mm... – przytaknęła. – Przygotuję tylko kilka rzeczy dla Jamesa, gdyby potrzeba było go przebrać.
Włożyła wszystko, co potrzebne do małej torebki, Harry wziął malca na ręce i wyszli.
W oddali widać było wychodzące w morze ogromne molo, po którym spacerowały zakochane pary, obserwujące zachód słońca, i niskie zabudowania domków. Ludzie rozsiadali się na plaży, by obserwować feerię barw i ciemniejące niebo, dzieci bawiły się w piasku, a fale rozbijały się o brzeg.
Obok nich przeszło kilka rozchichotanych kobiet, posyłając Harry’emu znaczące spojrzenie, jak gdyby widok mężczyzny z dzieckiem stanowił uroczy widok. Ginny zmrużyła oczy, obserwując wymijające ich kobiety i Harry’ego. Każda inna na miejscu Ginny, byłaby zaniepokojona, ale nie ona. Nie po tylu latach. Harry nie zwracał na nic uwagi, oprócz bujającego się na jego ramieniu Jamesa, więc wcisnęła rękę pod jego ramię i uśmiechnęła się. Harry był jej i tylko jej. Tamte odwzajemniły uśmiechy, rozumiejąc, że nie mają szans i odeszły.
Przy wejściu na molo znajdował się bar na świeżym powietrzu. Wokół porozstawiane były stoliki, przy których siedzieli smakosze smażonych ryb i różnego rodzaju alkoholi i innych napojów, a z głośników dudniła mugolska muzyka.
Ginny ścisnęła rękę Harry’ego.
- Muszę iść do łazienki.
- Tutaj? – Wskazał głową w kierunku baru. – Może lepiej, jak deportujemy się z powrotem do domu? – mruknął.
- To tylko bar, Harry. Zresztą moglibyśmy tu zjeść kolację, jak zwykli mugole. James pewnie jest głodny. Prawda, skarbie? – zwróciła się do synka.
James wyciągnął rączki do mamy, jednocześnie machając nóżkami. Śmiał się i gaworzył radośnie.
- Widzisz? – Zerknęła wyżej w twarz Harry’ego.
- No dobrze – zgodził się, niezbyt przekonany. – Zaczekamy tu na ciebie.
Usiadł przy wolnym stoliku blisko plaży, sadzając Jamesa na kolanach.
- Zamów coś dobrego, ja zaraz wrócę.
Pocałowała ich obu i odeszła. Harry kiwnął głową, obserwując jak Ginny podchodzi do barmana, chwilę z nim rozmawia i odchodzi na tyły, gdzie jest toaleta. Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem, jak dla Harry’ego trochę za długo, i szybko spojrzał w jego stronę. Harry odniósł niejasne wrażenie, że tamten go rozpoznał. Tylko skąd jakikolwiek mugol mógłby ich znać? A może to jakiś szpieg „Proroka”?
Sprawdził, czy różdżka nadal tkwi w kieszeni jego spodni i z uwagą obserwował barmana, jak rozmawia i obsługuje innych. Mężczyzna był przyjazny i otwarty, czasami flirtował i oczywiste było, że czuje się komfortowo w swojej pracy. Robił drinki i rozmawiał z ludźmi. Sprawiał wrażenie, jakby znał każdego w barze, a czasami tylko zobaczył osobę i już robił jej drinka, zanim go zamówiła. Wydawało się, że jest w swoim żywiole. Harry dostrzegł jednak, że wzrok mężczyzny wciąż kieruje się w stronę ich stolika.
- Jaki słodki chłopiec. – Harry usłyszał z boku kobiecy głos. – Dobrze ci u taty, prawda?
James skrzywił się przestraszony i zaczął płakać, chowając buzię w ramię Harry’ego. Harry oderwał wzrok od barmana, przytulił jeszcze bardziej malca do siebie i spojrzał na kobietę przed sobą. To była kelnerka z małym notesikiem do notowania, czekająca na zamówienie. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Czy podać panu coś do picia? – zapytała.
- Tak, poproszę – odparł – i coś lekkiego do jedzenia.
- Polecam pieczoną rybę z grilla. Jest delikatna i bez tłuszczu. Idealna dla dzieci.
Harry pokiwał głową, prawie nie zwracając uwagi na jej słowa, bo James nie dawał się uspokoić.
- W porządku. To poproszę w takim razie dwie porcje.  I niegazowaną wodę.
Kilka minut później wróciła Ginny.
- A kto tu tak płacze? – zapytała, siadając. Wyciągnęła ręce i wzięła malca na swoje kolana. James natychmiast się uspokoił. – Co zamówiłeś?
- Jakąś rybę – mruknął w odpowiedzi Harry, wciąż nie odrywając wzroku od barmana.
- Możesz mi powiedzieć, na co ty tak patrzysz? – syknęła.
 James znowu zaczął marudzić i wiercić. Ginny jęknęła, gdy zobaczyła, że mały ma pełną pieluchę.
- Harry, dlaczego nic nie zrobiłeś? – warknęła i uderzyła go w ramię. – Harry!
- Co?
Spojrzał wreszcie na nią.
- Myślałam, że na wakacjach będziesz patrzeć tylko na nas – warknęła, po czym dodała: – pytam się, dlaczego nie zmieniłeś mu brudnej pieluchy?
- Przecież wszystko miałaś ze sobą – wyjaśnił – a nie mogłem wysłać ci patronusa przy tych wszystkich mugolach, prawda? Poza tym ten barman wciąż nas obserwuje. – Wskazał na mężczyznę przy barze.
- I co z tego? Harry, jesteś na wakacjach, nie w pracy – syknęła. – Nie możesz w każdej osobie widzieć wrogów.
Wyciągnęła z torebki świeżą pieluszkę i pajacyka i zaczęła przebierać Jamesa.
- Nie widzę wrogów – obruszył się Harry. – Po prostu nie podoba mi się, że on nie spuszcza z ciebie wzroku. Nawet teraz.
- Jesteś zazdrosny o jakiegoś tubylca? – spytała zaskoczona, wyciągając rękę, by dotknąć jego policzka. – A co ja mam powiedzieć, gdy mnóstwo kobiet się za tobą ogląda? Na przykład tamte dwie – wskazała w bok na siedzące na plaży dziewczyny, które pokazywały na niego rękami i uśmiechały się zalotnie.
- Ginny, wiesz, że nikt mnie nie obchodzi, oprócz ciebie. Może i jestem przewrażliwiony i boję się szpiegów, ale to może być jakiś wysłannik „Proroka”... A chyba nie chcesz...
Zamilkł, gdy zobaczył, że mężczyzna wyszedł zza baru i skierował się do ich stolika, niosąc dwa talerze z ich zamówieniem. Zacisnął mocniej rękę na różdżce, gdy tamten zatrzymał się przy nich i postawił talerze na stole.
- Przepraszam, czy mam przyjemność z państwem Potter? – zapytał.
- A o co chodzi? – warknął Harry, podnosząc się z miejsca.
- Harry, usiądź – poprosiła Ginny i spojrzała z uśmiechem na nowoprzybyłego. – Tak, to my.
Harry z ociąganiem zrobił to, o co go poprosiła, wciąż nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- Czego pan od nas chce? – warknął. – I kim pan jest?
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Jake Kowalski-Spencer. Jestem półkrwi. Byłem na drugim roku w Hogwarcie, gdy zginął Dumbledore. Po tym rodzice zabrali mnie tutaj, w obawie przed śmierciożercami. Tata sam mnie uczył magii, bo w okolicy nie ma żadnej szkoły. Poznałem panią, bo tata prenumeruje „Proroka Codziennego” i widziałem wiele zdjęć z meczy, w których pani grała. Lubię quidditch, ale wolę go oglądać niż grać. No a pana... No cóż... To niesamowite, spotkać słynnego Harry’ego Pottera we własnym barze!
Harry skrzywił się, ale nie zareagował, dopiero gdy tamten zapytał:
- Rozumiem, że są państwo na wakacjach, prawda?
warknął niezadowolony:
- To raczej nie pana sprawa.
- Tak, tak, przepraszam. Ale mógłbym prosić o autograf słynnej ścigającej Harpii z Holyhead i pana... Jeśli wyrażą państwo zgodę?... – Wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę i pióro i nieśmiało podał go Ginny.
- Naturalnie – oznajmiła. Ona nigdy nie miała z tym problemu, bo wielokrotnie po meczach rozdawała autografy wielu fanom pod stadionem. Podała Jamesa Harry’emu i pochyliła się nad stołem. – Jake, tak?
Kiwnął głową. Ginny podpisała się i przesunęła papier w stronę Harry’ego. Harry, niezbyt chętnie, ale także podpisał, i oddał pergamin Jake’owi.
- Proszę.
- Bardzo państwu dziękuję – powiedział z uśmiechem i wstał. – Już nie przeszkadzam. Muszę wracać do pracy. Ktoś musi podawać drinki spragnionym plażowiczom. I oczywiście, serdecznie zapraszam tutaj codziennie – oznajmił na koniec i odszedł.
Od tamtego wieczoru, Potterowie często zaglądali do baru Jake’a. Harry z początku był sceptyczny, ale gdy James już przy drugim spotkaniu siedział na kolanach Jake’a, bez strachu gadając i bawiąc się z nim, zmienił o nim zdanie.
Rozmawiali o wszystkim. Jake wspominał dwa lata spędzone w Hogwarcie i opowiadał o swoim życiu po przeprowadzce, gdzie musiał ukrywać swoje magiczne zdolności przed mugolami. Nie miał łatwo, bo rodzice, a zwłaszcza jego ojciec, który był czarodziejem, nie chciał tłumaczyć się przed tutejszym Ministerstwem Magii. Po pogrzebie Dumbledore’a nie mieli zbyt wielu wiadomości, bo „Prorok” nie docierał tak daleko.
- Mama chciała wrócić do Polski, ale tata zdecydował o odcięciu się od wszystkiego i wszystkich. I tak zniknęliśmy.
- Nigdy nie chciałeś wrócić do Anglii? – zapytała Ginny.
- Oczywiście, że chciałem. Nawet raz próbowałem, ale jakoś nie mogłem się wyrwać – westchnął. – Teraz tu jest mój dom. Wiem, że tam jest już spokojnie, dzięki tobie, Harry i twoim przyjaciołom, ale tu jest mi dobrze. Może kiedyś wrócę.
- Serdecznie cię zapraszamy.
-----
Ponieważ z Jakiem mogli spotykać się jedynie popołudniami, bądź wieczorami, gdy ten pracował w barze, Potterowie często chodzili na spacery wzdłuż plaży aż do pobliskiego miasteczka. Małe uliczki tętniły życiem. Ludzie wylewali się z barów na ulice, w każdym lokalu dudniła muzyka. Wszędzie błyskały neony, plażowicze i turyści bawili się w większych grupach przy stolikach wystawionych na zewnątrz.
James rozbudził się i zaciekawiony rozglądał się w każdą stronę.
Ginny mocno trzymała Harry’ego za rękę, kiedy skręcili w boczną uliczkę, gdzie było znacznie ciszej i było dużo mniej turystów. Na jej końcu płynęła rzeczka, w której migotały światełka przybrzeżnych restauracji.
- Masz ochotę na kolację? – zapytał Harry, zatrzymując się przy jednej z nich.
Ginny zdecydowanie kiwnęła głową i mocniej ścisnęła jego rękę.
Poprowadził ją wzdłuż rzeczki do najniżej położonej knajpki. To była mała restauracja ze stolikami ustawionymi w środku i na zewnątrz, z lampkami oplecionymi gałązkami choinek, jakby między stolikami wyrósł magiczny las.
Zajęli stolik przy samej rzeczce, słuchając plusku wody rozbijającej się o brzeg i małych łódek kołyszących się na fali przy pobliskim pomoście.
Zamówili pieczoną rybę, a kiedy kelner odszedł, Ginny wyjęła z torebki wózek, powiększyła go do normalnych rozmiarów i włożyła do niego śpiącego Jamesa.
- Wiesz, że mugole zorientują się, że wcześniej nie mieliśmy tego wózka? – zapytał Harry. – Zwłaszcza ten kelner.
- To nic. Wystarczy Confundus...
- Nie powinniśmy używać zaklęć. Nie zapominaj, że jesteśmy tu incognito.
- To ciebie też skonfunduję, chcesz?
Harry przyglądał się jej szmaragdowymi oczami. Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni, a Ginny dopiero po chwili zorientowała się, że muska palcami jej serdeczny palec lewej ręki.
- Czemu nie nosisz obrączki? – zapytał – i pierścionka zaręczynowego? Nigdy ich nie ściągałaś.
- To przez ciążę. Mam spuchnięte palce i noszę je na łańcuszku.
Sięgnęła pod bluzkę i wyciągnęła spod niej misterny łańcuszek, który dał jej kilka lat temu, na którym wisiała jej biżuteria.
Harry przez chwilę przyglądał się, jak chowa wszystko z powrotem pod bluzką. Białe lampki odbijały się w jej oczach i wyglądały jak gwiazdki. Wyglądała tak pięknie. Wyciągnął rękę i powoli wodził dłonią po jej policzku.
- Jesteś taka piękna. Mówiłem ci to już? – wyszeptał.
Ginny przytuliła się do jego dłoni. Była taka szczęśliwa. Byli razem w cudowną noc, jedli pyszne jedzenie, które rozpływało się w ustach i wiedziała, że ten wieczór zapamięta do końca życia.
- Nigdy za wiele przyjemności.
Gdy kolacja dobiegła końca deportowali się do domku. Ułożyli Jamesa w łóżeczku i wrócili na plażę.
Na bezchmurnym niebie migotały miliony gwiazd. Nad horyzontem wisiał bezczynnie księżyc w pełni. Ginny wciągnęła świeże powietrze i wtuliła się w ramiona Harry’ego.
- Pamiętasz, jak po ślubie mieszkaliśmy kilka dni na plaży? – mruknęła, zamyślonym głosem.
- To były dla nas trudne czasy – odparł – i zupełnie inne. Ukrywaliśmy się. Ja wciąż byłem spięty w obawie przed atakiem...
- A ja za bardzo rozluźniona, prawda? Jak sobie to przypominam, to myślę, że zachowywałam się jak głupia małolata...
- Nie byłaś nią – zaprotestował. – Po prostu próbowałaś odreagować ciężką noc.
Zapadło długie milczenie. Harry objął ją jeszcze bardziej i osunął się na piasek, ciągnąc ją za sobą. Opadła na niego, opierając się jego pierś. Harry oparł się na łokciu, drugą ręką obejmując ją za szyję. Musnął wargami jej usta, ale ona odchyliła się i uśmiechnęła się przy jego ustach, jakby się z nim drażniła, przetoczyła na bok i skuliła obok niego na piasku. Nie zaprotestował. Szum oceanu działał uspokajająco.
Ginny oparła głowę o jego ramię i wpatrzyła się w ciemne niebo.
- O czym myślisz?
- O Jake’u. Ten chłopak uświadomił mi jak wielu czarodziejów uciekło po śmierci Dumbledore’a. I ilu nadal się ukrywa, choć minęło już tyle lat.
- Nie masz przyjemniejszych myśli?
- A co byś chciała?
Przetoczył się na bok i nagle znalazł się na niej. Nie miażdżył jej swoim ciężarem, ale wyraźnie czuła, jak idealnie pasują do siebie.
Ginny otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale zamknął je pocałunkiem. Przygarnęła go do siebie i razem przetoczyli się tak, że teraz ona leżała na nim. Wsunęła mu dłonie we włosy i zamknęła oczy, podczas gdy on sunął rękami po jej talii, muskał opuszkami palców wrażliwą skórę na plecach. Minęły całe wieki, kiedy istniały tylko usta Harry’ego na jej wargach, jego dłonie na jej skórze i szum uderzających fal o brzeg.
Niestety nic nie może trwać wiecznie. Nie u nich. Po wielu godzinach albo minutach, rozległ się płacz dziecka przeszywający noc.
Harry odsunął się z wyrazem żalu w oczach.
- Lepiej chodźmy do niego.